Gdy redakcja zaproponowała mi zrecenzowanie „Łowców nazistów”, moje uczucia były dość mieszane. Nie zachęcał mnie bowiem ani sensacyjnie brzmiący tytuł, ani osoba autora, którego pisarstwo niezbyt dotąd ceniłem. Na szczęście szybko okazało się, że stworzenie historycznej wersji „Akt Odessy” czy „Chłopców z Brazylii” było ostatnią z rzeczy, które miał na celu Andrew Nagorski. Co więcej, to właśnie realizm okazuje się jedną z największych zalet książki. Autor bez zbędnych upiększeń ukazuje bowiem, że polowanie na niemieckich zbrodniarzy miało niewiele wspólnego z przygodami Jamesa Bonda, a więcej ze żmudną pracą śledczego lub archiwisty.

Historia „łowców nazistów” rozpoczyna się wraz z procesami norymberskimi, a kończy siedemdziesiąt lat później, gdy przed obliczem sprawiedliwości stawały już co najwyżej drobne trybiki w machinie Zagłady. Jedną z największych zalet chronologicznego biegu narracji jest ukazanie, jak bardzo samotna była walka toczona przez „łowców”. Nagorski jasno wskazuje, że idea osądzenia nazistowskich zbrodniarzy budziła kontrowersje wśród alianckich elit jeszcze przed upadkiem Trzeciej Rzeszy, a wraz z wybuchem „Zimnej wojny” została bez skrupułów – by nie rzec: skwapliwie – porzucona w imię racji geopolitycznych. Rzecz jasna z jeszcze mniejszym entuzjazmem wymierzanie sprawiedliwości przyjmowano w powojennych Niemczech (zarówno wschodnich, jak i zachodnich), których mieszkańcy z ulgą „wybrali przyszłość”, gdy tylko dano im ku temu szansę. Zresztą wbrew rozpowszechnionym opiniom nawet osławiony Mosad nie przywiązywał szczególnej wagi do ścigania sprawców Holocaustu, koncentrując się na zapewnianiu bezpieczeństwa młodemu państwu żydowskiemu. W tych okolicznościach ściganie zbrodniarzy stało się domeną jednostek, które krucjatę prowadziły w obojętnym, a nierzadko wręcz wrogim otoczeniu, często kosztem kariery i rodziny.

Zaznaczmy jednak od razu, że doświadczony dziennikarz i reportażysta, którym jest Nagorski, nawet tego typu surowe realia potrafi opisać w sposób przystępny i interesujący. Podobnie jak większość gawędziarzy, polityków i przywódców religijnych pamięta także, iż zło i dobro najlepiej sprzedają się w osobowej formie. Czytelnikowi prezentowana jest więc imponująca galeria czternastu „łowców nazistów” – od słynnych Szymona Wiesenthala i małżeństwa Klarsfeldów poczynając, na szerzej nieznanych urzędnikach i agentach wywiadu kończąc. Zazwyczaj każdemu „łowcy” i prowadzonej przez niego sprawie poświęcony jest osobny rozdział, choć niektóre postacie siłą rzeczy wielokrotnie przewijają się na kartach książki. Polski czytelnik zapewne doceni przypomnienie postaci profesora Jana Sehna, krakowskiego prawnika i kryminologa, który zdołał skłonić komendanta Auschwitz Rudolfa Hößa do spisania autobiografii, a nieco ponad dwadzieścia lat później był jednym z cichych bohaterów procesu załogi Auschwitz we Frankfurcie.

Choć Nagorski sympatyzuje z działalnością swoich bohaterów, nie buduje im pomników. Obiektywnie przedstawia ich skomplikowane, a niekiedy wręcz moralnie dwuznacznie biografie, by przytoczyć chociażby postać Tuwii Friedmana – ocalałego z Holocaustu polskiego Żyda, który przed emigracją do Austrii był znanym z brutalności oficerem komunistycznego Urzędu Bezpieczeństwa. Nie ukrywa stawianych pod ich adresem zarzutów o polityczny koniunkturalizm, happenerstwo i zamiłowanie do rozgłosu. Nie waha się także przedstawić sporów o pierwszeństwo czy wybór właściwej taktyki, które często dzieliły ten mały światek. „Nigdy nie spotkałem łowcy nazistów, który miałby dobre słowo o innym łowcy nazistów”, ironizuje Efraim Zuroff z jerozolimskiego Centrum Szymona Wiesenthala. Jest to prawdopodobnie najlepsza puenta tego wątku.

Rzecz jasna, Łowcy nazistów nie są pozbawieni wad. Po pierwsze Nagorski ma dość irytującą skłonność do uciekania w dygresje. Być może mniej gruboskórny recenzent dostrzegłby głębsze przesłanie w drobiazgowym opisie egzekucji niemieckich przywódców w Norymberdze, najwyraźniej jednak niżej podpisanego to wyzwanie przerosło. Niewielką wartość dodaną ma również przywoływanie po raz kolejny debaty o „banalności zła”, którą zapoczątkował słynny proces Adolfa Eichmanna. Momentami można się zastanowić, czy Nagorski nie powinien nieco więcej miejsca poświęcić tropionym przez „łowców” zbrodniarzom, zwłaszcza tym mniej znanym opinii publicznej. Na większe pogłębienie zasługuje także wątek „nieudanych polowań” – Autor słusznie wspomina w tym kontekście skuteczną ucieczkę doktorów Mengelego i Heima, dziwi jednak brak na tej liście chociażby Aloisa Brunnera. Czytelnik, który miał wcześniej okazję zapoznać się na przykład ze świetnymi pracami Dietera Schenka, może ponadto poczuć się rozczarowany dość powierzchownym i zachowawczym opisem indolencji i złej woli, które wymiar sprawiedliwości Niemiec Zachodnich wykazywał w kwestii ścigania nazistowskich zbrodniarzy.

W opowieści o „łowcach nazistów” powraca jak bumerang pytanie, czy ich krucjata miała szansę powodzenia. Odpowiedź zależy zapewne od przyjętych kryteriów. Jeśli wziąć pod uwagę, że przez samą tylko załogę Auschwitz przewinęło się ponad 8 tysięcy osób, a łączna liczba członków SS sięgnęła 800 tysięcy, jasne staje się, że osądzenie i ukaranie wszystkich zbrodniarzy od samego początku było niewykonalne. Sami „łowcy” nie mieli zresztą złudzeń w tej kwestii, zdając sobie sprawę, że nawet ich największe sukcesy mają przede wszystkim znaczenie symboliczne, a to, kto w ostatecznym rozrachunku poniesie karę bądź uniknie odpowiedzialności, często pozostaje dziełem przypadku. Kluczowy pozostaje jednak fakt, że ich wysiłki nie pozwoliły światu zapomnieć o okrucieństwach nazizmu oraz sprawiły, że nawet bezkarni zbrodniarze pokroju Josefa Mengelego do ostatnich chwil życia musieli oglądać się przez ramię. Dlatego też zasługują na wdzięczne upamiętnienie. Książka Nagorskiego mimo pewnych wad i uproszczeń czyni temu zadość.

Andrew Nagorski – Łowcy nazistów. Na tropie zbrodniarzy wojennych. Przekład: Jan Szkudliński. Rebis, 2016. Stron: 416. ISBN: 978-83-8062-037-7.

Andrew Nagorski – Łowcy nazistów. Na tropie zbrodniarzy wojennych. Przekład: Jan Szkudliński. Rebis, 2016. Stron: 416. ISBN: 978-83-8062-037-7.