Wojna jest zła. Chyba nikogo nie trzeba o tym przekonywać. Niesie ze sobą ból i cierpienie tysięcy albo milionów ludzi, którzy najczęściej nie z własnej winy znaleźli się w trybach machiny wojennej. O tym też najczęściej opowiadają książki, które są osobistymi relacjami z czasów wojny – szczególnie tej największej, drugiej światowej. Nie ma się w sumie co temu dziwić, szczególnie w przypadku polskich autorów, którzy musieli sobie radzić i przeżyć w kraju, gdzie Niemcy wymordowali kilka milionów ludzi, a umrzeć można było tylko za to, że było się Polakiem lub Żydem.

Opisywana książka jest wyjątkowa dlatego, że przedstawia wojnę z zupełnie innej strony. Jest to wojna widziana oczami kilkunastoletniego dziecka, a te, jak wiemy, wszystko widzą inaczej i nawet wojna może być dla nich doskonałą okazją do zabawy. W niewielkiej książeczce, podzielonej na kilkanaście równie niewielkich rozdziałów zobaczymy właśnie taką inną wojnę – wyprutą z wielkich, typowych dla dorosłych, emocji, za to z prostym, dziecięcym postrzeganiem świata, z którego ów mały narrator nie wszystko jeszcze rozumie, a przynajmniej nie okazuje tego w książce.

Opisywane historie nie dotyczą wielkich bitew, życia w konspiracji czy nie wiadomo czego jeszcze. Znajdziemy tam za to obraz szarego życia pod okupacją na przedmieściach Warszawy. Takie życie nie było wypełnione przygodami i akcjami w małym sabotażu, lecz mimo tego każdemu i przez cały czas towarzyszyło nieustanne zagrożenie życia. Czy to w drodze do szkoły, czy po zakupy lub w czasie zabawy. Właściwie można powiedzieć, że książka ma wiele wspólnego z kroniką, tyle że w formie opowiadań. Podobieństwo to odznacza się szczególnie w owym braku uczuć w relacji narratora. W czasie jazdy pociągiem gdzieś przy torach widać szubienice z ludźmi powieszonymi przez Niemców, transport włoskich żołnierzy na front wschodni, śmierć powstańców zmierzających do walczącej stolicy, zabawy pod bokiem niemieckich żołnierzy pilnujących magazynu zrabowanych rzeczy, pomoc, ale i jej brak w stosunku do potrzebujących, lokum zaanektowanie przez oficera NKWD – tu wszystko jest takie zwyczajne, nie ma żadnego tragizmu. To właśnie sprawia, że choć porusza ona po raz kolejny temat wiele razy spotykany już w innych, znacznie większych i poważniejszych książkach, to ma w sobie to coś i sprawia, że wciąga.

Autorem książki jest mieszkający od wielu lat w RPA Wojciech Albiński, z wykształcenia geodeta, który w dojrzałym wieku poświęcił się pisarstwu. W poprzednich książkach również zajmował się poważnymi tematami jak choćby apartheid, konflikty międzykulturowe czy rasowe. Pewnie dlatego napisanie wspomnień z czasów wojny nie nastręczało żadnych problemów. Książkę, pomimo całego ciężaru gatunkowego, czyta się bardzo dobrze, a podział na krótkie rozdziały sprzyja czytaniu nawet gdy nie ma się akurat dużo wolnego czasu.

Książka została wydana przez warszawskie wydawnictwo W.A.B., którego kilka książek już recenzowaliśmy w naszym portalu. Podobnie jak tamte, i ta została wydana na wysokim poziomie. Co prawda do recenzji dostałem egzemplarz próbny, więc nie mogę ocenić okładki, jednak jest ona tylko dodatkiem do treści, a tu jest bardzo dobrze. Korekta właściwie wykonała zadanie, a autor posługuje się piórem, czy może teraz należałoby powiedzieć: klawiaturą, na tyle sprawnie, że za jedno z poprzednich dzieł nominowany był nawet do nagrody Nike.

Na pewno nie jest to pozycja z tych obowiązkowych, które każdy musi przeczytać, ale zapewniam Was, że czas przy niej spędzony nie będzie stracony. Jest to solidnie napisana książka opowiadająca o życiu w Polsce czasu drugiej wojny światowej od innej strony niż większość, gdzie autorzy koncentrują się na martyrologii narodu i to jest jej wielką zaletą.