Upadek Festung Posen

Wczesną wiosną 1945 roku na ekranach kin w Wielkiej Brytanii w wyświetlanej kronice pojawiła się migawka filmowa z frontu wschodniego. Zdjęciom towarzyszył następujący komentarz: „Naziści wycofują się z miast i wiosek. Oddają dom za domem, ulicę za ulicą. Wróg musi być zniszczony. Niemiecka straż tylna rozpaczliwie broni się przed czerwoną nawałnicą”.

Słuchając tych słów, poznaniacy, których wojennych los rzucił do Anglii, oglądali znane im miejsca, sfilmowane w pierwszej połowie lutego 1945 roku. Widać było poznański zamek i eksplodujące na ulicy Święty Marcin pociski, widać żołnierzy radzieckich walczących wśród zniszczonych budynków u zbiegu ulic Bukowskiej i Przecznicy (obecnie Zeylanda) oraz w okolicach Starego Rynku. Widać również trupy żołnierzy niemieckich leżące na poznańskich ulicach.

Wiele z tych zdjęć, które trafiły na Zachód w ramach wymiany między poszczególnymi kronikami filmowymi, po wojnie wykorzystywali twórcy filmów dokumentalnych, a nawet tych fabularnych, do których włączono wstawki archiwalne, by w tym miejscu przypomnieć zapomniany już od dawna amerykański serial telewizyjny Wojna i pamięć, do którego część zdjęć plenerowych w drugiej połowie lat 80. minionego wieku nakręcono w Polsce. Sfilmowane przez radzieckich operatorów frontowych w Poznaniu sceny ilustrowały w nim przebieg bitwy o… Berlin.

I nic dziwnego. Trwająca miesiąc bitwa o Poznań była jedną z największych w środkowoeuropejskim teatrze działań wojennych. Była też największą i najkrwawszą bitwą stoczoną w 1945 roku na ziemiach Rzeczypospolitej, według jej przedwojennego kształtu terytorialnego.

Radziecką kronikę filmową przedstawiającą walki o Festung Posen rozpoczynają zdjęcia czerwonoarmistów jadących na czołgach i samochodach. Tym i kolejnym zdjęciom towarzyszy następujący komentarz: „Z każdym przebytym kilometrem zbliżała się wyczekiwana chwila. Zbliżały się granice Niemiec. Nasze oddziały są już na przedpolach Poznania. […] Poznań znalazł się w ogniowym pierścieniu wojsk radzieckich. Trwają walki na przedmieściach w przemysłowym rejonie miasta. Niemcy zaciekle bronią strategicznego węzła kolejowego leżącego w połowie drogi między Warszawą a Berlinem”.

Po wojnie Rosjanie twierdzili, że Poznania broniło około 62 000 żołnierzy niemieckich. Günther Baumann, autor książki Posen ‘45. Bastion an der Warthe (Poznań ‘45. Bastion nad Wartą), obliczył natomiast, że załoga Festung Posen mogła liczyć najwyżej 14 500 ludzi. „Załoga twierdzy nie była jednolita, żołnierze nie byli ze sobą zgrani, różny był stopień ich wyszkolenia. Cała załoga, od szeregowców po oficerów sztabu twierdzy, składała się z żołnierzy o różnych specjalnościach i kwalifikacjach. Nie znali nazwisk swoich przełożonych, a często także swoich współtowarzyszy walki. Nie wiedzieli też, czy mogą sobie w boju wzajemnie zaufać” – mówił Baumann 24 lutego
1995 roku na sesji popularnonaukowej 50. rocznica walk o Poznań z perspektywy 1995 roku. I tacy żołnierze, istna zbieranina, bronili się przez prawie miesiąc. Nie brakowało im amunicji, żywności, lekarstw. Zapasy starczyłyby na co najmniej kilka miesięcy oblężenia.

Historycy – nie bez racji – twierdzą, że walki uliczne w Poznaniu dawały przedsmak tego, co czeka Armię Czerwoną w Berlinie. Domyślał się tego marszałek Gieorgij Żukow, dowódca 1. Frontu Białoruskiego, ponieważ gdy okazało się, że miasta nad Wartą nie da się zdobyć z marszu, do walk o Festung Posen skierował 8. Armię Gwardii, dowodzoną przez generała Wasilija Czujkowa. Miała ona, a przynajmniej najdłużej służący w niej żołnierze, doświadczenia z walk ulicznych w Stalingradzie na przełomie lat 1942/1943.

W Stalingradzie przebywał wtedy Wasilij Grossman, radziecki pisarz i korespondent wojenny. Traf chciał, że dwa lata później znalazł się on również w zdobywanym przez Rosjan Poznaniu. Grossman znakomicie wiedział, że Żukow i Czujkow się nie lubią. Ten ostatni uważał bowiem, że Żukow niesłusznie zabrał mu część sławy przynależnej jemu – Czujkowowi – za bitwę stalingradzką.

„Czujkow – zapisał Grossman w swoim notatniku – siedział w zimnym, jasno oświetlonym pokoju na drugim piętrze zarekwirowanej willi. Telefon dzwonił bez przerwy. Dowódcy jednostek meldowali o sytuacji na ulicach Poznania”.

Gdy telefon milczał, Czujkow wspominał boje w Stalingradzie, a gdy na chwilę oddalił się jego adiutant, dowódca 8. Armii Gwardii pozwolił sobie nawet na lekką drwinę z Żukowa: „To naprawdę zdumiewające, gdy brać pod uwagę nasze bojowe doświadczenie i nasze wspaniałe rozpoznanie, że przeoczyliśmy taki drobiazg. Poznań jest silnie ufortyfikowaną twierdzą. Jedną z najmocniejszych w Europie. A my myśleliśmy, że jest to miasto, które zdobędziemy z marszu” – zanotował Grossman słowa Czujkowa.

Rzeczywiście, Festung Posen okazała się poważną przeszkodą na drodze Armii Czerwonej do Berlina. Nie zatrzymała ona wprawdzie Rosjan prących do stolicy Trzeciej Rzeszy, bo miasto-twierdzę czołowe oddziały po prostu ominęły, ale przez długie tygodnie niemiecki garnizon zmuszał do walki doświadczone w bojach jednostki 8. Armii Gwardii. „Tracąc ostatnie punkty oporu, wypierani ze wszystkich miejsc, Niemcy wycofali się do Cytadeli, starej twierdzy górującej nad miastem” – słychać kolejne słowa lektora radzieckiej kroniki filmowej.

„Stare mury Cytadeli, w której podziemnych przejściach leżało około tysiąca rannych, bez przerwy drżały od wybuchów. Głęboko pod ziemią znajdowali się ci, którzy wykorzystywali korytarze podziemne Cytadeli, by uniknąć dalszej walki. Odkrywali nowe, dotąd nieznane sztolnie, częściowo będące magazynami artykułów spożywczych i wódki. Liczba pijanych ciągle wzrastała, pierwsi żołnierze zaczęli popełniać samobójstwa” – pisał Jürgen Thorwald w cytowanej już tu Wielkiej ucieczce.

„Artyleria biła wprost w Cytadelę. Jednocześnie Cytadelę bombardowało lotnictwo” – to kolejne słowa komentarza z radzieckiej kroniki.

Poznań Rosjanie zdobywali etapami, dzielnica po dzielnicy. W wyzwolonych częściach miasta zainstalowały się władze podporządkowane lubelskiemu Rządowi Tymczasowemu RP, a obok radzieckiej gazety frontowej, wydawanej w języku polskim, od 16 lutego ukazywał się „Głos Wielkopolski”.

„Polacy! Po pięcioletniej okrutnej niewoli niemieckiej Orzeł Chrobrych i Krzywoustych załopotał znowu nad wolnym Gnieznem, Poznaniem i wieloma innymi grodami wielkopolskimi. W roku 1919 własnymi siłami przepędziliśmy gadzinę krzyżacką, w roku 1945 dopomogła bohaterskiemu żołnierzowi polskiemu sławna Armia Czerwona. Jako Pełnomocnik Rządu obejmuję władzę nad terenem całego województwa Poznańskiego” – pisał między innymi pełnomocnik rządu RP (wojewoda poznański) Michał Gwiazdowicz w apelu zamieszczonym na pierwszej stronie pierwszego numeru „Głosu Wielkopolskiego”. Na ostatniej stronie tegoż wydania dziennika ukazał się rozkaz wojennego komendanta miasta Poznania i powiatu poznańskiego, pułkownika (Armii Czerwonej) Nikołaja Smirnowa, który między innymi zezwolił na ruch uliczny w Poznaniu w godzinach od 7 do 20 czasu moskiewskiego i zaapelował do mieszkańców o składanie w Wojennej Komendanturze wszelkiej broni palnej i broni białej oraz radioodbiorników. Gdy uliczni sprzedawcy biegali z pierwszymi numerami „Głosu Wielkopolskiego” w wyzwolonych częściach miasta, w pozostałych, głównie w rejonie Cytadeli, trwały walki.

Wśród zdjęć filmowych nakręconych w zniszczonym centrum Poznania jest trwająca kilka sekund scena, przedstawiająca leżące na ulicy przebite bagnetem zwłoki Niemca w mundurze lotniczym.
Zbigniew Szumowski, poznański dziennikarz, autor książki Boje o Poznań 1945, opowiadał mi kiedyś:
– W roku 1967 gościł w Poznaniu były dowódca 74. Dywizji Piechoty Gwardii, generał major Dymitr Bakanow. Towarzyszyłem generałowi podczas zwiedzania miasta. W pewnym momencie zauważył on, że obok byłego hotelu „Continental” [na dzisiejszej ulicy Święty Marcin – przyp. L. A.] w czterdziestym piątym roku znajdowała się wysepka tramwajowa, której 22 lata później już nie było. Gdy generał wraz z towarzyszącymi mu oficerami przechodził ulicą usłaną trupami Niemców, właśnie z tej wysepki poderwał się udający trupa żołnierz w mundurze lotniczym i rzucił się na generała. Jeden z oficerów zareagował błyskawicznie i Niemiec z wbitym w piersi bagnetem zwalił się martwy na bruk. Wtedy przypomniałem generałowi Bakanowowi, że na archiwalnym filmie nakręconym podczas walk o Festung Posen widać przebite bagnetem zwłoki w niemieckim mundurze lotniczym. „A, tak – odpowiedział wtedy generał – był z nami Władimir Kuzniecow, który sfilmował tę scenę”.

Tymczasem Grossman zapisał w swym notatniku: „Znalazło się tu 250 naszych dziewcząt z obwodów woroszyłowgradzkiego, charkowskiego i kijowskiego. Szef Zarządu Politycznego armii poinformował mnie, że dziewczęta odnaleziono prawie bez żadnego odzienia. Były zawszone, opuchnięte z głodu. Jeden z dziennikarzy gazety frontowej powiedział mi wtedy, że do czasu wkroczenia naszych wojsk były dobrze ubrane i wyglądały przyzwoicie. To nasi żołnierze ograbili je ze wszystkiego”.

Grossman nie mógł uwierzyć, że do takiego stanu doprowadzili je „frontowiki”. O żołnierzach frontowych miał on jak najlepsze zdanie. „Gwałcą – pisał – rabują i piją ci z drugiego rzutu i jednostek tyłowych”.

Walki u zbiegu ulic: Bukowskiej i Przecznicy (obecnie Zeylanda). W ręce Rosjan wpadł zamek, gdzie jeszcze niedawno urzędował Arthur Greiser, podczas walk o Poznań zamieniony w szpital. „Leżeli tam żołnierze, bezradni i opuszczeni, drżąc przed sowieckimi komisarzami, którzy strzelając raz po raz, torowali sobie drogę przez przepełnione pomieszczenia. Rano przez sale przeszło specjalne komando, wyrzucając zmarłych przez okna” – pisał Thorwald.

Wśród eksplodujących pocisków artyleryjskich, dymów pożarów i leżących na ulicach zwłok górę zaczęło brać okrucieństwo. Rosjanie na swym wojennym szlaku nie liczyli się z nikim i z niczym. Liczył się tylko wytoczony przez Józefa Stalina cel – błyskawiczne pokonanie hitlerowskich Niemiec. Tu, nad Wartą, liczyło się więc całkowite oczyszczenie Poznania z wroga. Generał Wasilij Czujkow w książce Koniec Trzeciej Rzeszy tak tłumaczył kontynuowanie uporczywych walk o Cytadelę poznańską: „Czy nie lepiej byłoby ją blokować i zmusić przeciwnika do złożenia broni wskutek wyczerpania? Otóż opodal Cytadeli znajdował się węzeł kolejowy, którym musieliśmy swobodnie dysponować, ażeby zapewnić zaopatrzenie wojsk Frontu. Dlatego szturmowaliśmy Cytadelę aż do zupełnej likwidacji nieprzyjaciela”.

Umocnienia Cytadeli szturmowali nie tylko czerwonoarmiści. Do pomocy zmobilizowano też poznaniaków. Jeden z nich, Franciszek Trawka, 60 lat później wspominał: „Nasza grupa liczyła około stu chłopa. Wyszliśmy na ulicę. Przyjechał jakiś oficer Wojska Polskiego i w krótkich żołnierskich słowach powiedział, że będziemy wykonywać zadanie bojowe. Następnie przemówił oficer rosyjski. Łamaną polszczyzną powiedział: »Rebiata, pójdziemy i będziemy bić Germańców na Cytadeli«. Później zaśpiewaliśmy Jeszcze Polska i Rotę. I 22 lutego braliśmy udział w głównym szturmie Cytadeli. Niektórzy zginęli, inni, jak ja, zostali poważnie ranni”.

„Cytadela padła. Padły potężne mury starej twierdzy. Nie pomogła pięciometrowa fosa, nie utrzymały się żelbetowe bunkry. Wszystko zostało zmiażdżone, zduszone, rozbite. W bezlitosnym natarciu Armia Czerwona złamała opór wroga. Tak się stało również z obrońcami Cytadeli. To byli najbardziej zawzięci hitlerowcy. Do niewoli trafił ze swym sztabem komendant twierdzy generał-major Mattern, typowy przedstawiciel niemieckiego militaryzmu. Kilka dni wcześniej w jednym ze swoich rozkazów stwierdził: »Nie wpuścimy bolszewików do Poznania. To miasto było i będzie niemieckie«. Zupełnie niezrozumiałe, dlaczego jest w tak dobrym nastroju. Może dlatego, że uniknął losu swego zastępcy” – słychać słowa komentarza z cytowanej już tu radzieckiej kroniki filmowej, a na ekranie widać zniszczone umocnienia Cytadeli, nad którymi powiewa czerwony sztandar. Gdy zaś lektor drwi z generała Matterna, na ekranie widać leżące zwłoki komendanta garnizonu Festung Posen, generała Ernsta Gonella…

Zanim czerwonoarmiści zdobyli Cytadelę, walczyli o forty otaczające Poznań. Z mniej lub bardziej dramatycznych epizodów wybierzmy boje o Fort I Röder na Starołęce. Zarówno ten, jak i kilkanaście pozostałych fortów z czasów pruskich Niemcy przekształcili w punkty oporu. Nawet te forty, które – jak numer V Waldersee na Naramowicach – zamieniono na szpital wojskowy. Po zażartej obronie „piątki” Niemcy ewakuowali lżej rannych. Los pozostałych w forcie 250–300
ciężko rannych żołnierzy niemieckich nie jest znany. Po zdobyciu Waldersee przez czerwonoarmistów 16 lutego, rannych Niemców najprawdopodobniej spalono żywcem miotaczami ognia.

W połowie lutego dopełnił się też los niemieckiej załogi znajdującej się na przeciwległym krańcu Poznania – „jedynki”. Walki o Fort I Röder opisano w jednym z tomików wydawnictwa „Pomost” z serii Festung Posen. W pracy Aleksandra Krajnowa i Hermana Chłopina, 312. Smoleńska Dywizja Piechoty w walkach o Starołękę, wykorzystano między innymi materiały w 1977 roku przywiezione z Moskwy przez dziennikarza ówczesnej „Gazety Poznańskiej” Tadeusza Bartkowiaka. „Prawie każdy dom w bojach o Starołękę trzeba było brać szturmem. Pokonując zaciekły opór wroga, grupy szturmowe zdobywały dom za domem, ulicę za ulicą. Walki toczyły się nieprzerwanie dniem i nocą. Drogę tarasowały zasieki i barykady. Kwartały [ulic] stały w ogniu” – z pewną dozą przesady pisał Herman Chłopin, wówczas dowódca jednej z kompanii 1081. Pułku Piechoty tytułowej dywizji smoleńskiej. Wspomniał on między innymi o zdobyciu jednego fortu, którym najprawdopodobniej był Ia Boyen, zajęty przez Rosjan 3 lub 4 lutego.

Wkrótce przełożeni i podwładni Chłopina zwrócili uwagę na kolejny fort. „Szczególnie zaciekły i długotrwały opór hitlerowcy stawili w ostatnim, 18. forcie [Rosjanie tak policzyli forty, że pierwszy uznali za ostatni – przyp. L. A.] wewnętrznego pierścienia obronnego miasta, który osłaniał linię kolejową przebiegającą przez Poznań w kierunku Odry i wysadzony most kolejowy przez Wartę” – napisał Chłopin.

Podczas wojny Fort I Röder Niemcy – o czym już wiemy – zaadaptowali na jeden z zakładów lotniczej firmy Focke-Wulf, prawdopodobnie na magazyny. Później obsadziła go druga kompania batalionu „Werner” z zadaniem osłony odwrotu sił niemieckich i wycofania się po 24 godzinach walk. „Ceglane ściany o grubości 2–3 metrów, dwumetrowe stropy i czterometrowe wały ziemne powodowały, że fort był odporny tak na ostrzał artyleryjski, jak i bombardowanie lotnictwa szturmowego” – pisał Chłopin, w szczegółach opisując faktyczne i wyimaginowane zalety „jedynki”. Do tych ostatnich trzeba zaliczyć powszechne wówczas, ale błędne przekonanie czerwonoarmistów, że poszczególne forty miały ze sobą połączenia podziemne.

Gdy dowódca 1. Frontu Białoruskiego podjął decyzję o odbudowie starołęckiego mostu kolejowego przez Wartę, los „jedynki” został przesądzony. Na Starołękę przyjechał osobisty przedstawiciel marszałka Gieorgija Żukowa w celu koordynacji działań zmierzających do zdobycia fortu Röder. Wyznaczono specjalne grupy szturmowe, a dowódca 1081. Pułku Piechoty, pułkownik Michaił Szewczenko, postanowił wysłać Niemcom ultimatum. W tym celu wykorzystano – jak napisał Chłopin – niemieckiego żołnierza, którego schwytano w cywilnym ubraniu: „Jeniec ponownie przywdział mundur niemieckiego oficera i z białą flagą w jednej ręce i ultimatum w drugiej ruszył w kierunku głównej bramy fortu. Hitlerowcy pozwolili parlamentariuszowi podejść na odległość głosu, po czym skosili go serią z karabinu maszynowego”.

Georg Sommer, żołnierz z fortu Röder, wspominał po wojnie, że ów parlamentarzysta trafił przed oblicze podporucznika Arthura Geitha, komendanta fortu, któremu przedstawił propozycje Rosjan. Samo zdobycie fortu to – według Chłopina – zażarta walka w podziemnych kazamatach, a według niemieckich historyków po wdarciu się czerwonoarmistów do części fortu Niemcy go opuścili w sześciu kilkunastoosobowych grupach. Na znalezionych tratwach przepłynęli Wartę i uciekli w kierunku zachodnim. W forcie pozostali tylko ranni żołnierze. O ich dalszym losie Chłopin nie wspomina. Wszystko wskazuje, że podzielili oni los tych z Fortu V Waldersee.