Czy strategie turowe odeszły w niepamięć? Młode polskie studio Wastelands Interactive już po raz drugi udowodniło, że turówki nadal mogą być interesujące. Czym jest Time of Wrath? Krótko: jest to strategia turowa osadzona w Europie w latach 1939-1948. Mamy do rozegrania ponad czterysta tygodniowych tur ponad trzydziestoma państwami na ponad 20 tysiącach heksów lądowych. Tworzymy historię II wojny światowej, kierując armiami, prowadząc wyścig technologiczny, broniąc się przed nalotami, dbając o logistykę. Klasyk. A długo? Po kolei.

Mamy do dyspozycji sześć scenariuszy. Inwazję na Polskę, Overlord i cztery kampanie w całym teatrze europejskim i północnej Afryce. Pierwsza zaczyna się we wrześniu 1939 (a jakże), i ma do zaoferowania ponad 400 tur do rozegrania. Kampania 1940 kończy dziwną wojnę na Zachodzie. W 1941 roku trafiamy na pozycje wyjściowe Barbarossy. Ostatnia zaczyna się w 1944 roku, miesiąc przed otworzeniem drugiego frontu. Twórcy naprawdę się postarali, w każdym z tych rozbudowanych scenariuszy mamy pełen historyczny ordre de bataille. Tysiące znakomicie odwzorowanych korpusów i dywizji – z taką dokładnością nie spotkałem się chyba w żadnej innej grze. Jako ciekawostkę należy zaznaczyć, iż historię kilkunastu interesujących jednostek możemy poczytać na stronie internetowej produkcji. Tło historyczne uzupełniane jest eventami w liczbie kilkuset. Wydarzenia prowadzą widza przez dzieje, jednak gracz nie jest prowadzony za rękę i nie jest nimi skrępowany – każdą rozgrywkę możemy poprowadzić zupełnie innymi sposobami.

Jako gracz strategii jestem przyzwyczajony do ubogiej grafiki. Faktycznie, fajerwerków nie ma, jednak oprawa wizualna przedstawia się solidnie. Mamy do dyspozycji kilka widoków mapy i jednostek – normalne i oldschoolowe. Oldschool istotnie jest dla starych wyjadaczy, tryb zwykły zaś jest estetycznym tłem dla prowadzenia działań. Armie przedstawiono na czytelnych żetonach, chociaż ja bardziej polecam grę na figurkach – modele sprzętu stoją na wysokim poziomie; może przesadzam, ale według mnie są majstersztykiem. Muzyka – tu mam mieszane uczucia. Dosłownie. Otrzymujemy całkiem długi soundtrack, a w nim mieszaninę kawałków arcyciekawych i… nudnych zapychaczy. Szczęśliwie wszystkie są klimatyczne i nie przeszkadzają w grze.

Morza podzielono na zony, a w każdej mogą się znajdować własne i wrogie okręty. Sterowanie jest dziwne i niezrozumiałe, to zdecydowanie najgorszy element gry. Całe szczęście ToW skupia się na działaniach lądowych i marynarką zasadniczo nie trzeba się przejmować.

Dyplomację, produkcję i technologię uproszczono – rozgrywka skupia się na wojowaniu. Walka dyplomatyczna ogranicza się do opóźniania decyzji państw dotyczących włączenia się do wojny po stronie jednego z trzech obozów. Zabawa przemysłem polega na zbieraniu punktów produkcji, które możemy wydać na uzupełnienia, dozbrojenie, nowe korpusy i dywizje oraz zainwestować w technologię. Inwestycjami możemy przyspieszyć odkrywanie danego etapu technicznego w pięciu kategoriach (w tym również programu atomowego).

W działaniach lądowych mamy do dyspozycji lotnictwo, armie piesze i szybkie. Każda z jednostek ma punkty ruchu, siły i siły efektywnej. Na parametry obrony i ataku wpływają czynniki takie jak pogoda, rodzaj terenu, zaopatrzenie, dowódcy, eventy. Najważniejszy do opanowania jest atak wielokierunkowy – trzeba kliknąć dywizję wroga, następnie wybrać sąsiadujące nasze jednostki i znów na nieprzyjaciela. To ważne, gdyż pojedynek 1:1, choć byśmy atakowali pancerniakami na nieokopaną piechotę na równinach, może zakończyć się bardzo krwawo dla agresora. Duży bonus do obrony mają miasta – nie warto ich szturmować. Lepiej otoczyć, zamknąć w szczelnym kotle i oblegać. Gdy w planach uwzględnimy lotników, możemy je wykonać znacznie efektywniej. Gra do łatwych nie należy, a przyczynia się do tego AI. Tworzy mobilne fronty, przez które trudno się przebić. Potrafi zaskoczyć i wykrwawić nasze korpusy.

Z pewnością nie udało mi się ująć i scharakteryzować wszystkich składowych. „Czas Gniewu” wciąga, potrafi wręcz pożreć na wiele godzin. Niekiedy dopiero świt potrafił uwolnić mnie od powtarzania „jeszcze tylko jedna!”, „jeszcze tura”. Wyraźnie czuć klimat Panzer Generala. Time of Wrath jest grą dobrą, a jeśli ktoś gustuje w strategiach turowych, to bardzo dobrą i jest to coś dla niego. Ponadto cieszy fakt, iż jest to produkcja polska. Na razie dostępna tylko po angielsku przez Matrix i Gamers Gate, ale planowane jest wydanie wersji polskojęzycznej.

Miejmy nadzieję, że jeszcze o Wastelandzie usłyszymy. Zanosi się na to, gdyż już pracują nad kolejnymi projektami – w tym, nad budzącym moje wielkie nadzieje Bitter Glory, mającą być grand strategy game czasu rzeczywistego. Życzę twórcom powodzenia, a Wam udanych kampanii i długich godzin rozgrywki z Time of Wrath!