1 czerwca tego roku Monolith Video wydał na polski rynek film „Selekcja” z 2009 roku. Jest to dość szeroka koprodukcja belgijsko-francusko-irlandzko-hiszpańska w reżyserii Danisa Tanovicia. Film, przez dystrybutora zaliczany do gatunku „wojenny”, opowiada losy dwóch przyjaciół, wojennych fotoreporterów, których poznajemy tuż przed wyruszeniem na kolejną wyprawę do Kurdystanu.

Wojny w filmie mamy niewiele, jedynie na początku widzimy, jak główni bohaterowie utrwalają na kliszach życie w prowizorycznym szpitalu polowym, dokąd przywozi się rannych w boju kurdyjskich bojowników. Wojenna rzeczywistość robi na jednym z nich tak porażające wrażenie, że postanawia wrócić do rodzinnej Irlandii, skąd obaj pochodzą. Drugi postanawia zostać i czekać na okazję do zrobienia tego jedynego zdjęcia, które przyniesie mu sławę. Jednak w niedługim czasie zostaje ranny i zmuszony do powrotu do domu. Tak okazuje się, że przyjaciel, który wcześniej wyruszył w drogę powrotną, jeszcze do domu nie dotarł, a słuch po nim zaginął. Natomiast drugi bohater, który leczy rany, po powrocie zaczyna się dość dziwnie zachowywać, jakby coś ukrywał przed bliskimi, coś, co wydarzyło się na froncie, a o czym nie chce mówić.

Co jeszcze można napisać o tym filmie? Nie nazwałbym go wojennym. To bardziej dramat psychologiczny. Wojna, jak napisałem wyżej, jest tylko na początku, później pojawia się jedynie na krótkie chwile, jako retrospekcje głównego bohatera. Co się naprawdę wydarzyło w dalekim Kurdystanie, napisać nie mogę, aby dać innym możliwość spokojnego obejrzenia tej produkcji.

Reżyser ciekawie przedstawił pracę fotoreporterów wojennych. Dla niektórych profesja to niezrozumiała – dlaczego ludzie pchają się na pierwszą linię, a ich jedyne uzbrojenie to aparat fotograficzny, którym w chwili ataku prędzej zrobią krzywdę sobie, niż przeciwnikowi? Druga kwestia związana z ich pracą to zagadnienia bardziej moralne. Widz może zadawać sobie pytanie o granice tego co się mu pokazuje. Czy można uwieczniać na kliszy fotograficznej czyjąś śmierć i ból? A jeśli tak, to po co? I dlaczego ludzie fotografują chwilę czyjegoś zgonu? Czy aby wyłącznie po to – jak próbują nam tłumaczyć – byśmy w naszych wygodnych i spokojnych społeczeństwach ujrzeli, że tuż za miedzą dzieją się rzeczy straszne, którymi my, ludzie Zachodu, wcale się nie interesujemy? Czy może po prostu śmierć, ból i zniszczenie łatwo sprzedać gazetom? A adrenalina związana z obecnością na pierwszej linii jest tak uzależniająca, że ciężko bez niej żyć.

Pod tym względem film Danisa Tanovicia stanowi doskonały punkt wyjścia do rozważań na temat roli dzisiejszych mediów w relacjonowaniu wydarzeń, zwłaszcza tych tragicznych. Ale nie tylko. Według mnie, to film przede wszystkim o przyjaźni, o odpowiedzialności za przyjaciela. Przyrównałbym go do znakomitej książki Joego Simsona „Dotknięcie Pustki” i do zrealizowanego na jej podstawie filmu „Czekając na Joe”; filmu niestety nie oglądałem, ale lekturę polecam wszystkim, nie tylko miłośnikom literatury „alpinistycznej”.

Co do obsady: w roli głównej Colin Farrell jako nasz pokancerowany, fizycznie i psychicznie bohater, który skrywa jakąś wojenną tragedię. Przyznam szczerze, że nie jestem miłośnikiem jego dokonań, choć talentu nie można mu odmówić. Poza tym w roli drugoplanowej możemy tu zobaczyć Christophera Lee, ale najbardziej wzrok przykuwa Paz Vega. A szczególnie jej wielkie, piwne oczy!

Oprócz samej fabuły, zaciekawił mnie także tytuł. Zastanawiałem się, o jaką selekcję chodzi. Próbując rozszyfrować oryginalny tytuł, natknąłem się na ciekawą informację, iż jest to termin z języka francuskiego i w medycynie ratunkowej oznacza procedurę kwalifikowania rannych przy wypadkach masowych na mniej lub bardziej poważnie rannych oraz przydzielanie im kolorowych opasek (czarny, czerwony, żółty i zielony) w zależności od stopnia obrażeń. W samym filmie również widzimy taką segregację rannych partyzantów przeprowadzaną przez lekarza w szpitalu polowym.

„Selekcja” to dobry film. Nie doskonały i powalający, ale porządnie nakręcona i zagrana, ciekawa produkcja z interesującym scenariuszem. Niektórych może poruszyć – zwłaszcza scenami ze szpitala polowego – innych nie. Sceny walk kurdyjskich partyzantów również nie zaliczyłbym do powalających, ot, parę wybuchów, trochę strzelaniny – i to wszystko. Dlatego nie zgodzę się z sugestią dystrybutora, iż jest to obraz wojenny. Miłośnicy „Helikoptera w Ogniu” będą zawiedzeni. Jednak jeśli podejdziemy do niego jak do dramatu psychologicznego, możemy ciekawie spędzić 95 minut. Na DVD film dostępny w wersji oryginalnej (angielskiej) i polskimi napisami oraz z polskim lektorem. Płyta zawiera także zwiastuny i zapowiedzi.