Pociąg życia – dobra mina do złej gry, uśmiech przez łzy, komediodramat… Opowieść napisana i wyreżyserowana przez Radu Mihaileanu opowiada o Żydach z małej wioski, którzy postanowili sami się deportować do Palestyny!

Było lato 1941 r. Shlomo przybiegł do Rabbina ze straszną wieścią o zbliżających się Niemcach, którzy podobno Żydów gdzieś wywożą. Ponieważ wojna jeszcze nie dotarła w te rejony, a jedynie strach przed nią, dlatego nie wszyscy zdawali sobie sprawę ze swojego położenia, wymagającego nieszablonowego rozwiązania. Ów absurdalny pomysł został jednak przyjęty. Logika? Zdrowy rozsądek? Na pewno nie miały udziału w tym przedsięwzięciu, ale jakie szanse ma garstka Żydów w 1941 r.? Żaden normalny plan nic by nie dał.
Pociąg na swej drodze napotyka wiele trudności. Jego pasażerowie to mieszanka wybuchowa: zwykłe małżeństwa, przebrani Niemcy, Żydzi-komuniści, Żydzi-tradycjonaliści. Do tego jeszcze fałszywe dokumenty, prawdziwi naziści, partyzanci i wiele innych problemów.
Pociąg życia jako komedia aż iskrzy od humoru, szczególnie takiego żydowskiego. Ukazuje również kulturę tej religii w krzywym zwierciadle; trochę złośliwie i stereotypowo, ale nie przekraczając granicy dobrego smaku. Bohaterowie są kłótliwi („kłótnia to przejaw zdrowia”), hałaśliwi, dużo kombinują, ale zawsze razem, zjednoczeni, pomocni i otwarci na sprawy innych. Są pogodni pomimo swojej rozpaczliwej sytuacji, z której – tak naprawdę – zdaje sobie sprawę tylko kilku z nich. Dlatego też chwile refleksji, przerywające komediowość scen, robią jeszcze większe wrażenie, silniej przypominają nam o historii: my już wiemy, oni się łudzą. A jednak entuzjazm i naiwność udzielają się widzowi, szczególnie dzięki „cudom” i pomysłowości bohaterów. Niezwykle śmieszą groteskowe sceny np. zdezorientowanych partyzantów śledzących pociąg i niewiedzących, czy zabijać nazistów-Izraelitów.

Przez parodię pokazuje się również wielkie problemy źle potraktowanych ideologii, jak w przypadku żydowskich komunistów (jadących pociągiem), którzy, nie przeczytawszy Marksa, posługiwali się utartymi frazesami o wolności i równości kradnąc przy tym jedzenie przeznaczone dla wszystkich, czy okupując luksusowy wagon dla „Niemców”. Widać tu problem naiwności i bezwzględnego poddania idei, której się służy nie rozumiejąc jej. Egoizm i głupota młodych komunistów wręcz raziła. Służalczość takich ludzi bywała już wykorzystywana w straszny sposób. Natomiast prawdziwi faszyści przedstawieni byli jako przeszkody do ominięcia. Moment strachu spowodowany ich pojawieniem znikał dzięki zaradności Żydów. Zmierzali oni do swojego celu spaliwszy za sobą wszystkie mosty, nie mieli wyboru. Uciekali, bo musieli, ale zupełnie nie pojmowali dlaczego właśnie musieli. W ogóle nie rozumieli nienawiści Niemców, idei tej wojny i zakłócenia spokoju. Bezpieczną tradycję zachowywali nawet w ekstremalnych warunkach, w jakich się znaleźli. Moim zdaniem irracjonalność wojny połączona z humorem żydowskim najlepiej ukazana była w scenie, gdy Rabbin spytał: „Czy Niemcy nienawidzą nas aż tak, że schowali przed nami nawet linię frontu?” W pierwszej chwili ten wyrzut i pomysł szukania linii frontu wydają się dziecinne, ale potem krystalizuje się już ciekawa metafora, odnosząca się do całej tej historii. Odrzucając wszelkie ideologiczne wytłumaczenia, teorie spiskowe, założenia i hipotezy dochodzi się do bezsensu i bezcelowości „uzasadnionej nienawiści”.

Bohaterem filmu jest cała wioska, z tłumu której wyłania się kilka postaci zmagających się z własnymi problemami. Jest Shlomo, określany jako wariat, nietraktowany poważnie, a jednak to z powodu jego pomysł cała wioska jechała pociągiem, którego nie było w rozkładzie, przez pół Europy by dotrzeć do Palestyny. On jako jedyny nie miał przyporządkowanego miejsca w szeregu, drugiej połówki, czy kuli u nogi. Nie miał domu, żony, własnego interesu. Ale dzięki temu był wolny, jako jedyny. Przebywał tam, gdzie chciał, rozmawiał z kim chciał, myślał i mówił w sobie tylko właściwy sposób. Bywały chwile samotności, pragnienia znalezienia przyjaciela, czy miłości, ale wtedy musiałby poświęcić swoją niezależność i narazić się na cierpienie. Drugim samotnym był Mordechai, któremu przypadła rola fałszywego Niemca i to dowódcy. Spadła na niego ogromna odpowiedzialność za wszystkich przewożonych ludzi. To on stawał twarzą w twarz i negocjował z nazistami nie mogąc okazać cienia zdenerwowania. Przez resztę zaczął być traktowany jako prawdziwy nazista, co nie do końca jest dla mnie zrozumiałe, ale faktem jest, że czuł się opuszczony przez wszystkich. Twierdził, że ludzie nie boją się o niego, ale o to co powie. Od czasu gdy był zwykłym mieszkańcem wioski przeistoczył się z niepewnego siebie we władczego i twardego, ale tylko na zewnątrz… Tylko on i Shlomo nie wierzyli w powodzenie panu.

Rabbin, czyli głowa całej małej społeczności. Był przywódcą mądrym i poważanym. Jak każdy pobożny Żyd hołubił tradycję, ale na pewno jego pomysłom i sądom nie można zarzucić braku plastyczności i dostosowania do niezwykłej sytuacji. Od wielu lat sprawował pieczę nad ludźmi z wioski, każdy był dla niego ważny i czuł się kochany.
Fabułę ubarwiały postaci komunistów, zupełnie opętanych swoją ideologią, wizją czegoś nowego i obiecywaną – bliżej niesprecyzowaną – wolnością. By dostosować Lenina do swojej religii nazwali go Mesjaszem. Była również Esterka, która wprowadziła nieco erotyzmu do tej mieszanki. Jej postać to ładna i pożądana dziewczyna, próżna, bezczelna, chcąca się bawić. Wyraźny był podział obowiązków i przywilejów kobiet i mężczyzn, wynikający tradycji i głęboko zakorzenionych wzorów. To jednak odpowiadało bohaterom; każdy miał jasno określone miejsce w społeczności. Żona, szczególnie Rabbina, była mądrą towarzyszką życia męża, która nie mieszała się w jego sprawy niepytana, ale należało się z nią liczyć.
Akcji filmu towarzyszy świetna muzyka Gorana Bregovica, tworząca odpowiedni, radosny klimat. Dlatego, gdy nagle gasła, budził się niepokój. Szczególnie w ostatniej scenie, która jest wręcz wstrząsająca i na dobre odbiera uśmiech towarzyszący projekcji…

Pociąg życia ukazuje ludzi z różnych perspektyw. Można na nich patrzeć jak na wkręconych w wir historii, jako na tych, którzy pomimo swej słabości i marnych szans i tak zdecydowali się walczyć. Można wyłuskiwać bardziej charakterystyczne jednostki, te świadome i samotne, udające udział w tym pociągu by choć na chwilę przedłużyć dawne życie i nie wyrzucać sobie później: wiedziałem, ale nic nie zrobiłem. Sytuacja młodych komunistów to pomniejszone, wyśmiane i groteskowe dążenia ich pierwowzorów i następców. I wcale nie jest najważniejsze to, że wojna i widmo śmierci podąża za nimi wszystkimi krok w krok, ale jej bezsens, jako coś, co po prostu wdarło się w spokój dotychczasowego życia niczego dobrego nie wnosząc. Pociąg wyznaczał kierunek, ucieczkę, zmianę sporej grupy ludzi, ale każde z nich widziało inny cel w tej podróży. Pociąg idei, pociąg marzeń, pociąg d o życia…

Opowiedzenie historii w sposób mądry, ale przystępny, do tego z pomysłem i nieszablonowo oto, co cenię najbardziej w filmie. Jeśli towarzyszy temu jeszcze dobry żart zaostrzający efekt końcowy, którego moim zdaniem, nie można zapomnieć, myślę że mam do czynienia z filmem po prostu świetnym, właśnie takim jak Pociąg życia.