Dokładnie dwa dni temu wpadała mi w ręce najnowsza gra Pyro Studios – Imperial Glory. Jest to kolejna pozycja hiszpańskiego wydawcy, znanego przede wszystkim z kultowej serii Commandos. Gdy instalowałem grę na komputerze miałem nadzieję, że twórcy zrehabilitują się za swój ostatni projekt – „Praetorians” (moim zdaniem gra była beznadziejna)(Dla równowagi dodam, że dla mnie, a także dla wielu graczy i recenzentów, „Pretorianie” byli grą bardzo dobrą – dop. Papaj). Miałem nadzieję, że gra dorówna Rome Total War, a przede wszystkim sprosta moim oczekiwaniom.

Czego można innego oczekiwać od studia, które rzuca wyzwanie takiemu gigantowi, jakim jest Activision? Gra bazująca na serii Total War tyle, że już nie w średniowieczu, czy starożytności, a dla odmiany w nowożytności, bez mieczy, ciężkich zbroi, halabard, pik, a za to z muszkietami, lancami, szablami, stanowi gratkę dla każdego miłośnika RTS-ów. O swoich wrażeniach będę pisał w trakcie, natomiast teraz wszystkim tym, dla których wyżej wymienione tytuły są obce, radzę zamknąć tą stronę i zaznajomić się z serią Total War. Ta moja dobra rada jest chyba bezużyteczna, bo czy komuś z czytających nic nie mówią słowa „Total War”, „Commandos”? Czy nikt nigdy nie grał w rewolucyjnego Medievala? Jeśli tak – składam gratulacje i serdecznie pozdrawiam.

Skradziony koncept – gdzie innowacja?

Takie pytanie zadałem sobie po dwóch godzinach „obcowania” z Imperial Glory. Właśnie – gdzie innowacja? Gdy wychodzą dodatki do gier lub pozycje będące w zasadzie klonem innych produkcji, oczekujemy od nich nie tyle nowych misji, kampanii, dodatkowych godzin zabaw, co jakiegoś elementu, który wzbogaci rozgrywkę, który doda do programu coś nowego. Instalując Imperial Glory byłem pewny, że gra, mimo powielenia założeń Total War wzbogaci ten niezwykły system o coś nowatorskiego, odkrywczego. O coś, co sprawi, że rozgrywka będzie jeszcze bardziej realistyczna. Niestety, zawiodłem się.

Co prawda – Imperial Glory wnosi do sprawdzonego activision’owskiego systemu wiele innowacji, lecz należy sobie zadać pytanie, czy owe zmiany mają korzystny wpływ na grę, czy raczej nie. Odpowiedź pozostawiam wam, swojego zdania nie zdradzę, by nie odstraszyć potencjalnych nabywców programu. Nie chcę dać do zrozumienia, że gra jest beznadziejna i nie zasługuje na uwagę, nie o to przecież chodzi. Według mnie pozycja ta po prostu mocno odstaje od serii Total War i tego już się nie da nie zauważyć.

Z czym to się je?

Akcja gry toczy się w latach 1790-1830. Grać możemy jednym z pięciu głównych mocarstw tamtego okresu – do wyboru mamy Wielką Brytanię, Francję, Prusy, Austrię i Rosję. Na pierwszy rzut oka państwa różnią się jedynie kolorami mundurów, jednak bardziej „zajawieni” stratedzy w mig określą dokładne strategiczne położenie owych mocarstw. Inne państwa, takie jak Hiszpania, Turcja czy Polska to jedynie niewinne marionetki, które o ile w początkowej części gry coś znaczą, to później zostają wchłonięte przez wyżej wymienione mocarstwa. Rozgrywkę, podobnie jak w Total War, możemy podzielić na dwie części – jedną, nazwijmy to mojemu, ekonomiczno-polityczną (turową) i drugą, strategiczno-militarną, która została po prostu schrzaniona do granic możliwości, ale o tym za chwilę. Podobnie jak w Total War, mapa podzielona jest na prowincje (zresztą – bardzo ciekawie zaprojektowane), choć szkoda, że owych prowincji jest jedynie 55. Liczba ta ogranicza znacznie nasze pole manewru, ale na to byłbym gotów przymknąć oko. W przeciwieństwie do wyglądu mapy, sposób rozwoju prowincji różni się od tego z Total War i jak pewnie przypuszczacie, synteza ta wpływa na niekorzyść Imperial Glory.

Kluczowe budowle możemy budować jedynie w „stolicach” (naszej, jako głównego mocarstwa, i stolicach państw podbitych). W pozostałych prowincjach naszego imperium możemy budować mniej istotne struktury, praktycznie zawsze o znaczeniu gospodarczym. Gospodarczym to nie znaczy gorszym, bo właśnie do rozwoju państwa w tym kierunku programiści przywiązali ogromną uwagę. Budynki są strasznie drogie i nie rzadko musimy czekać kilka tur, aby móc wybudować wyczekiwany monument (w Imperial Glory jedna tura = jeden miesiąc). Nie tylko budynki są drogie – posiadanie dobrej armii pociągnie za sobą nie małe koszty, czasem nawet przyprawi o nieoczekiwane bankructwo. Armia i budynki to jednak nic w porównaniu z polityką i drzewkiem technologii. Już słyszę te głosy – „rozwój technologii tak, ale polityka?! Kolejne wydatki?” Chodzi tutaj tylko o kontrybucje, ale np. gdy chcemy wejść w koalicję z kimś przeciwko komuś – musimy płacić, gdy chcemy podpisać pakt o nieagresji i obronie wspólnych granic – także. Opcji politycznych jest jeszcze więcej, co powoduje, że państwowa kieszeń zaczyna przypominać mieszek żebraka beztrosko wygrzewającego się nad Sekwaną. Tak, strona ekonomiczno-polityczna to nie lada wyzwanie dla strategów i często zwykłych graczy może przyprawić o siwy włos (polityka, gospodarka, armia, misje, technologie – parę takich stałych wydatków). Ciekawie moim zdaniem przedstawia się opcja misji. Wypełniając każdą z nich, za każdym razem dostaniemy szereg różnych bonusów. A to nam przybędzie parę okrętów, a to powstaną nowe szkoły itd. Gdyby tak szanowny minister edukacji kliknął w ikonkę i od tak uzdrowił polskie szkolnictwo… Niestety, by móc tego dokonać musiałby posiadać dużą liczbę surowców i spełniać wiele innych dodatkowych kryteriów, więc jest to sytuacja czysto abstrakcyjna;). Jako że jesteśmy już przy szkołach, które są tak ważne w naszym codziennym życiu (dla zwykłego obywatela, jak i aparatu państwowego), istotne są one również w Imperial Glory.

Szkoda tylko, że na przełomie XVIII/XIX wieku musimy odkrywać szkoły wyższe tj. uniwersytety w drzewku technologicznym. Nie wiem po prostu jak to wyjaśnić. Niedopatrzenie? Niefrasobliwy błąd? A może po prostu kretyńska luka?

Bagnet na broń – idziemy na wojnę!

Najważniejsza część tej gry, czyli walka, bezpośrednie dowodzenie oddziałami podczas bitwy, została po prostu, delikatnie mówiąc, „nieudanie wyreżyserowana”. Jest jednak jeden element strony strategiczno-militarnej, który łagodząco wpływa na ogólny obraz gry – oprócz dowodzenia na lądzie możemy również zmagać się na morzach. Nie chcę już nawet wspominać, że i ten element też został schrzaniony – liczy się, że w ogóle jest. Okręty, mimo tego, że ładnie się prezentują, „sprawiają trudności w dowodzeniu”. Niech ktoś nauczy mnie obsługi sześciu, siedmiu statków, bez możliwości zastosowania aktywnej pauzy. Zarządzanie całą flotą na raz w czasie rzeczywistym jest niemożliwe!

Podobnie rzecz się ma z bitwami lądowymi, których największym minusem jest czas ich trwania. Maksymalnie bitwa, ta właściwa (mam na myśli czas, od kiedy wystrzelone zostaną pierwsze pociski) trwa w porywach do około jednej minuty. Warto zaznaczyć też, że aby wygrać bitwę nie trzeba być żadnym taktykiem. Liczy się liczebność wojska i jego jakość, nie umiejętności dowódcy (czyli nasze). Imperial Glory pod względem rozgrywania bitew po prostu „leży”. Jedyną innowacją, jaką zaproponowali programiści z Pyro Studios jest możliwość obsadzania budynków, małych lasków, umocnień – oddziałami piechoty. Wygląda to fajnie, ale niestety mało wnosi do samej rozgrywki. Natomiast, jak zapewniali twórcy gry, rozgrywkę miały zrewolucjonizować warunki atmosferyczne. Może jakiś tam wpływ mają, ale nie zmieniają się, np. atakując „Polskę” w lipcu nasze wojska będą musiały przeprawiać się przez śnieg i nieustanną zamieć.

Co ja o tym w ogóle myślę?

Myślę, że mniej lub bardziej wyczuliście, co sądzę o Imperial Glory. Jeżeli nie – powiem wprost: zawiodłem się. Być może zbyt wiele od gry oczekiwałem? Nie chcę przez to powiedzieć, że jestem nadętym krytykiem, nieumiejącym się cieszyć z grania, ba – filozofia epikurejska jest mi znacznie bliższa niż ta głoszona przez Zenona z Kition, ale – mając możliwość grania w takie perełki jak choćby Medieval: Total War, Imperial Glory zostaje daleko w tyle. Gra ma jednak swoje dobre strony, m.in. muzykę (niepowtarzalna, wyjątkowa i nastrojowa), grafikę (w tych sprawach nie jestem aż tak wybredny), ekonomiczno-polityczną część gry (poza „paroma” uchybieniami). Produkt mogę z czystym sumieniem polecić każdemu, bez wyjątków. Lubisz strategie, epokę napoleońską, historię, smugi dymu na polach bitew? ZAGRAJ!

[ocena]7[/ocena]