W połowie kwietnia Monolith Video wypuścił na rynek brytyjski film dla miłośników produkcji historycznych „Centurion”. Film opowiada o obecności i próbach podboju Brytanii przez legiony rzymskie, a w szczególności o historii legendarnego IX Legionu. „Centuriona” polecam przede wszystkim tym, którzy nie widzieli jeszcze w miarę świeżej produkcji (z lutego tego roku) pod tytułem „Dziewiąty Legion” bądź chcą te filmy porównać.

Oglądając „Centuriona”, nie sposób nie porównywać go do takich filmów jak „9 Kompania” czy podobnych produkcji opisujących wojenne zmagania grupy przyjaciół. Przedstawiony tutaj IX Legion i służący w nim żołnierze to zespół wiernych sobie towarzyszy broni, gdzie szeregowi legioniści pójdą w ogień za swoim dowódcą, traktującym podwładnych jak rodzonych synów, z którymi napije się czegoś mocniejszego po ciężkiej służbie, a i od wspólnej bójki stronić nie będzie.

Legioniści przedstawieni są w filmie Neila Marshalla jak amerykańscy marines z ich topornymi zabawami i żartami. Ten obraz odbiega trochę od serwowanego nam choćby w „Gladiatorze” obrazu legionisty jako dumnego, poważnego i nieskorego do żartów woja. Nie jestem specem od historiografii Cesarstwa Rzymskiego, więc nie mam pojęcia, który z tych wizerunków jest prawdziwy. Zresztą to chyba w tym momencie jest najmniej istotne, bo chyba nikt, kto zdecyduje się obejrzeć „Centuriona”, nie uczyni tego, aby pogłębić wiedzę na temat struktury i obyczajów panujących w legionach.

Szukając informacji na temat tej produkcji, poczytałem, co sądzą na jej temat internauci, i przyznam, że nie były to wrażenia pozytywne. Mnie natomiast film się podobał. Pierwsze 35 minut to naprawdę szybka jazda bez trzymanki. Ciągłe walki na miecze, topory, łuki. Ktoś ucieka, ktoś kogoś goni. Wciąż coś się dzieje. Minimum dialogów, maksimum akcji. Później niestety akcja „siada”. Inscenizacjom bitew trochę daleko do tego, co oglądaliśmy w „Gladiatorze”, ale ogląda się je całkiem przyjemnie.

Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie niektóre role. Szczególnie kobiece. Olga Kurylenko wygląda ładnie, ale nic poza tym (jako niemowa, zbyt wiele do powiedzenia nie ma). Jej bohaterka, niema tropicielka i przewodniczka, prowadzi naszych bohaterów przez nieprzyjazne tereny Piktów. Zastanawiające jest zresztą, dlaczego Rzymianie zatrudniają na tak odpowiedzialnym stanowisku swoją niedoszła ofiarę (dowiadujemy się, że wcześniej oprócz języka została przez Rzymian pozbawiona czci i rodziców). Zaprawdę, dziwna polityka kadrowa. Po drugiej stronie mamy Michaela Fassbendera w roli głównej. Pamiętam go z takich produkcji jak choćby „Bękarty Wojny”, czy „Głód”. W „Centurionie” prezentuje się również bardzo dobrze.

Podsumowując, „Centuriona” ogląda się dobrze. Moim zdaniem jest to dość przyzwoite, przygodowo-historyczne kino akcji. Dobrze, że ma tylko 95 minut, więc nawet kiedy pod koniec robi się ckliwie i mdło, nie zdążymy się zbytnio znudzić. Wszystko nakręcone jest sprawnie, w szaro-burych i zimnych barwach – taki zabieg jest ostatnio modny wśród twórców filmowych. Ale akurat zimowa (późnozimowa lub wczesnowiosenna) aura widoczna z ekranu, może się niektórym widzom podobać. Nie jest to wybitny film, ale solidnie zrobione „patrzydło”, którym możemy zabić nudę. Chociaż gdy wiosna za oknem, o nudę chyba trudno.

Film dostępny w formacie DVD, w wersji oryginalnej (angielskiej), z polskim lektorem lub polskimi napisami.