W chwili, w której po raz pierwszy użyto ich w boju, okręty podwodne stały się jednym z kluczowych narzędzi marynarki wojennej. Nie inaczej było w trakcie wojny o Falklandy w 1982 roku. Mimo dysproporcji w siłach podwodnych obu stron na korzyść Royal Navy także nieliczne argentyńskie okręty podwodne potrafiły odegrać znaczącą rolę w wojnie, a lepiej wykorzystane – mogły wpłynąć na jej inny rezultat końcowy.

Okręty podwodne przyczyną wojny

W marcu 1982 roku na wyspę Georgia Południowa na okręcie transportowym ARA Bahía Buen Suceso za zgodą brytyjską przybyła grupa pracowników budowlanych z zadaniem rozbiórki starych instalacji wykorzystywanych przez statki wielorybnicze. Po przybyciu na brzeg robotnicy spontanicznie (lub w ramach zaplanowanej prowokacji) podnieśli na maszcie argentyńską flagę. Dodatkowo z powodu kłopotów z szybkim rozładunkiem kapitan statku poinformował Brytyjczyków, że zostaje w porcie do czasu otrzymania dalszych instrukcji z biura z Buenos Aires. Ale nie mógł lub nie chciał nawiązać szybkiego kontaktu.

Obserwował to brytyjski zespół badaczy zajmujący się Antarktydą i poinformował o tym Londyn. Nie wiadomo dlaczego, ale informację o incydencie zrozumiano w Londynie w ten sposób, że Argentyńczycy dokonali wojskowej inwazji na wyspę. Ministerstwo spraw zagranicznych wezwało Argentyńczyków do natychmiastowego wycofania się. Co więcej, brytyjskie media poinformowały, prawdopodobnie za cichym przyzwoleniem rządu, o wysłaniu na południowy Atlantyk dwóch wielozadaniowych okrętów podwodnych z napędem jądrowym. Margaret Thatcher podjęła tę decyzję 29 marca. To zawęziło wybór możliwości dostępnych rządowi argentyńskiemu. Mógł albo się wycofać z Georgii Południowej i próbować wrócić do przerwanych w lutym negocjacji z Wielką Brytanią dotyczących przyszłości Falklandów, albo musiał zdecydować się na otwartą wojnę i szybką inwazję. Przybycie dwóch myśliwskich okrętów podwodnych w rejon archipelagu lub argentyńskiego wybrzeża oznaczałby znacznie większe ryzyko lub wręcz uniemożliwienie przeprowadzenia operacji desantowej na Falklandach. Argentyńska junta postawiła na wojnę.

ARA Bahía Buen Suceso.
(domena publiczna)

Argentyńczycy nastawiali się na krótką operację wojskową, możliwe nawet, że bez żadnych ofiar, dzięki której uda się zmusić Brytyjczyków do powrotu do negocjacji na warunkach lepszych dla Argentyny. W związku z tym nie opracowano rozbudowanego planu zaopatrywania argentyńskich wojsk na wyspach. Przewidziano jedynie na czas krótkiej okupacji, po której pałeczkę przejęliby dyplomaci. Argentyńczycy nie docenili jednak Brytyjczyków, dla których zajęcie Falklandów było jak splunięcie w twarz, a na to żadne mocarstwo nie mogło sobie pozwolić. O ile początkowo rząd brytyjski dopuszczał powrót do negocjacji z początku roku, o tyle zamierzał to uczynić, panując nad archipelagiem. Stąd decyzja o wyruszeniu na wojnę.

Plany stron

Dowództwo Royal Navy opracowało czteroetapowy plan działań okrętów podwodnych w nadchodzącej wojnie. W pierwszej fazie oddelegowane na południowy Atlantyk jednostki miały wyegzekwować zakaz pływania argentyńskich jednostek w ustanowionej deklaracją rządu w Londynie strefie działań wojennych, rozciągającej się w promieniu 200 mil morskich od Falklandów. W drugiej fazie operacji, po przybyciu nawodnego zespołu zadaniowego z lotniskowcami, okrętami transportowymi i desantowymi, okręty podwodne miały zabezpieczyć panowanie na morzu i ochraniać cenne okręty nawodne. W fazie trzeciej i czwartej, obejmującej desant na wyspy i wsparcie dla wojsk lądowych, rolę okrętów podwodnych ograniczono do prowadzenia rozpoznania u wybrzeży argentyńskich i wczesnego ostrzegania sił głównych przed atakami lotniczymi lub ruchami argentyńskiej marynarki wojennej.

Okrętom podwodnym, które jako pierwsze przybyły w rejon Falklandów, przydzielono do patrolowania wydzielone sektory oceanu. Po przybyciu głównych sił nawodnych dowodzący operacją admirał Sandy Woodward zaproponował zmianę sposobu operowania okrętów podwodnych, tak aby zamiast patrolować wyłączne przydzielone sztywno strefy, mogły swobodnie poszukiwać dogodnych celów. Dla uniknięcia ognia bratobójczego proponowano wprowadzenie zakazu atakowania celów zanurzonych i wprowadzenie separacji poziomej pomiędzy poszczególnymi jednostkami. Spodziewano się, że argentyńskie okręty podwodne będą działały jedynie w bezpośredniej bliskości Port Stanley, stąd minimalizowano zagrożenie związane z zakazem atakowania celów podwodnych. Ponadto admirał Woodward chciał, aby okręty podwodne były podporządkowane operacyjne bezpośrednio jemu tak, aby mógł je szybko wykorzystać w dynamicznie zmieniającej się sytuacji.

Admirał Sandy Woodward.

Obie koncepcje admirała Woodwarda odrzuciło dowództwo okrętów podwodnych Royal Navy w Northwood. Okręty miały pozostać pod bezpośrednią kontrolą sztabu w Northwood i działać wyłącznie w przypisanych im sektorach. HMS Spartan miał patrolować sektor północno zachodni, HMS Splendid (na zdjęciu tytułowym) – sektor północno wschodni, a HMS Conqueror miał operować w sektorach południowo-wschodnim i południowo-zachodnim. Decyzję uzasadniono identycznym sposobem prowadzenia operacji na północnym Atlantyku. Oszczędzano więc załogom konieczności dostosowania się do nowych wymagań – miały walczyć tak, jak do tej pory trenowały.

W momencie wybuchu wojny Argentyna dysponowała czterema okrętami podwodnymi. ARA Santa Fe i ARA Santiago del Estero należały do amerykańskiego typu Balao z czasu drugiej wojny światowej zmodernizowanego do standardu GUPPY IIA, a ARA Salta i ARA San Luis – do nowoczesnego w tamtym czasie niemieckiego typu 209 (wyprodukowane w 1974 roku). Połowa była jednak niedostępna. Ze względu na wiek Santiago del Estero nie mógł się zanurzać i od września 1981 roku pełnił funkcję okrętu szkolnego na stałe cumującego w porcie. Z kolei Salta właśnie zakończyła remont, ale próby morskie wykazały zbyt wysoki pozom generowanego hałasu, co czyniło ją podatną na wykrycie i zniszczenie. Zdecydowano się przeprowadzić ten okręt do portu Bahía Blanca i zakamuflować tak, aby nie był widoczny na zdjęciach satelitarnych. W ten sposób chciano zasugerować Brytyjczykom, że Salta wyszła w morze, i wprowadzić stan niepewności wśród ich sił morskich.

Argentyńskie dowództwo rozważało kilka planów wojny morskiej, w tym próbę przecięcia brytyjskich linii zaopatrzeniowych z wykorzystaniem samolotów z jedynego argentyńskiego lotniskowca ARA Veinticinco de Mayo oraz zacumowanie największych okrętów w falklandzkich portach i wykorzystanie ich w roli mobilnej artylerii nadbrzeżnej. Oba plany odrzucono, ponieważ narażały duże i cenne okręty na łatwe zniszczenie, co miałoby wpływ na morale społeczeństwa i osłabiłoby pozycję Argentyny względem innych państw Ameryki Południowej po wojnie.

ARA San Luis w hali stocznionej, okręt jest zabarwiony na jasnobrązowo, w rogu kadru widoczna flaga Argentyny

Zaniedbany ARA San Luis w 2004 roku, już po skreśleniu ze stanu marynarki wojennej.
(Martín Otero, Creative Commons Attribution 2.5 Generic)

Ostatecznie zdecydowano się skorzystać z koncepcji fleet in being, której nazwa nie ma dobrego polskiego odpowiednika, a która zakłada unikanie zdecydowanych działań ofensywnych przy jednoczesnym utrzymywaniu głównych sił floty liniowej w gotowości w celu odstraszenia nieprzyjaciela i ograniczenia mu swobody działania. Argentyńska marynarka miała wyjść z portów i podjąć działania zaczepne jedynie w sprzyjających okolicznościach. Główną rolę w zwalczaniu brytyjskich okrętów wojennych wzięło na siebie lotnictwo.

Ze składu floty aktywne działania miały prowadzić jedynie dwa sprawne okręty podwodne. ARA Santa Fe miał patrolować ocean pomiędzy Wyspą Wniebowstąpienia i Georgią Południową, przecinając linie zaopatrzeniowe Brytyjczyków, natomiast ARA San Luis miał patrolować obszar bezpośrednio na północ od Falklandów i atakować wszystkie napotkane brytyjskie okręty.

Potencjał San Luisa był dodatkowo ograniczony przez brak najbardziej doświadczonych oficerów i podoficerów. W tym czasie przebywali oni w Niemczech Zachodnich, na szkoleniu przed przyjęciem do służby dwóch okrętów podwodnych typu TR 1700. Nie mogli oni wrócić przed wojną do Argentyny, bo istniało duże ryzyko, że Brytyjczycy zorientowaliby się co do argentyńskich planów inwazji. Natomiast już po wybuchu wojny ich powrót był w zasadzie niemożliwy ze względu na brytyjskie panowanie na Atlantyku. Poza tym istniało ryzyko, że zostaliby internowani w Niemczech, kraju sojuszniczym Wielkiej Brytanii.

Działania argentyńskich okrętów podwodnych

Ponieważ z początku władze argentyńskie miały nadzieję na dyplomatyczne zakończenie konfliktu, nałożyły na swoje okręty podwodne restrykcyjne zasady otwarcia ognia. 2 kwietnia dowódców okrętów poinformowano, że w czasie inwazji i w kolejnych dniach nie można zabijać Brytyjczyków ani niszczyć ich mienia. Ogień można otworzyć tylko w samoobronie. Dopiero gdy stało się jasne, że wojna jest nieunikniona, 30 kwietnia zniesiono wszelkie restrykcje i dowódcy zyskali pełną dowolność w atakowaniu brytyjskich celów.

Bezpośrednio w inwazję na Falklandy był zaangażowany jedynie ARA Santa Fe. 26 marca okręt wyszedł z Mar del Plata. Na pokładzie zaokrętowany był dziesięcioosobowy oddział komandosów, który miał zaatakować i przejąć latarnię morską na Przylądku Pembroke na Falklandzie Wschodnim. Chociaż okręt podwodny miał nie atakować żadnych napotkanych jednostek i utrzymywać pełną skrytość działania, Brytyjczykom udało się odkryć jego misję i wzmocnić załogę latarni morskiej. W tej sytuacji Argentyńczycy zmienili plan i 2 kwietnia o drugiej w nocy wykonali desant komandosów na plaży na północ od latarni. Komandosi mieli wykonać rozpoznanie w poszukiwaniu ewentualnych Brytyjczyków broniących tego kawałka wybrzeża. Santa Fe patrolował okolicę jeszcze przez kilka dni, po czym wrócił do Mar del Plata.

ARA Santa Fe.

W porcie załoga okrętu uzupełniła zapasy na sześćdziesięciodniowy patrol. Okręt wyszedł z portu 8 kwietnia. Na pokładzie poza załogą znalazło się zaopatrzenie i dwudziestu żołnierzy mających wzmocnić garnizon na Georgii Południowej. Taka metoda dostarczenia zapasów i dodatkowych sił była spowodowana tym, że wyspa znajdowała się wewnątrz dwustumilowej strefy wojennej ustanowionej przez Brytyjczyków i argentyńskie dowództwo nie chciało ryzykować wysłania okrętu nawodnego. W czasie rejsu załoga usłyszała impulsy z sonaru aktywnego jakiegoś okrętu, ale Santa Fe pozostał niewykryty. Okręt dotarł na Georgię Południową 24 kwietnia wieczorem. Pasażerów i towar przetransportowano na wyspę łodziami.

Po zakończeniu rozładunku okręt skierował się na pełne morze, aby kontynuować patrol. Natknął się na patrolowiec polarny HMS Endurance. Argentyńczycy nie zaatakowali brytyjskiego okrętu, ponieważ w tym czasie obowiązywały jeszcze surowe zasady otwarcie ognia, w nadziei, że uda się uniknąć otwartej wojny. Gdyby Endurance został wykryty tydzień później, z pewnością poszedłby na dno.

25 kwietnia tuż przed godziną dziewiątą idący w wynurzeniu ARA Santa Fe został dostrzeżony przez załogę brytyjskiego śmigłowca Wessex z fregaty HMS Antrim. Prowadził on poszukiwania okrętu podwodnego, którego nie zdołał przechwycić HMS Conqueror (o czym za chwilę). Dowódca Santa Fe, komandor podporucznik Horacio Bicain, w obawie przed samonaprowadzającymi się torpedami przeciw okrętom podwodnym zdecydował się pozostać na powierzchni, gdzie torpedy były nieskuteczne. Niestety dla niego Wessex był uzbrojony w bomby głębinowe Mk 11, które mogły eksplodować tuż pod powierzchnią. Jedna z nich detonowała tuż przy lewej burcie, powodując duże uszkodzenia na pokładzie okrętu i uniemożliwiając zanurzenie.

Po dziesięciu minutach na miejsce akcji przybył Lynx z HMS Brilliant, również poszukujący okrętu podwodnego. Ten rzeczywiście był uzbrojony w pojedynczą torpedę Mk 46, która po zrzuceniu, zgodnie z założeniem argentyńskiego komandora (który był szkolony w Wielkiej Brytanii), nie trafiła w okręt podwodny pozostający na powierzchni, ale zataczała kręgi pod jego kadłubem. Bo spożytkowaniu głównego uzbrojenia oba śmigłowce ostrzeliwały Santa Fe z zamontowanych w drzwiach karabinów maszynowych.

W rezultacie brytyjskich ataków Santa Fe został poważnie uszkodzony i nie mógł się zanurzyć. Dowódca podjął decyzję o zawróceniu na Georgię Południową. O 9.30 nadleciał kolejny Lynx, uzbrojony jedynie w karabin maszynowy. Pojawił się także śmigłowiec Wasp z HMS Plymouth. Jeden z dwóch wystrzelonych z niego pocisków przeciwokrętowych AS.12 trafił w kiosk Santa Fe. Po kolejnych trzech kwadransach nastąpił drugi atak dwoma AS.12, również z połowicznym sukcesem. Jednym pociskiem został trafiony kadłub na linii wodnej, a drugi pocisk przebił poszycie kiosku z włókna szklanego, nie detonując, i wybuchł, uderzając w morze.

Po takich przeżyciach dowódca okrętu podwodnego wydał rozkaz ucieczki do Grytviken w Zatoce Króla Edwarda. Załoga bezpiecznie zeszła na ląd i została pojmana, gdy Brytyjczycy odbijali Georgię Południową. 27 kwietnia okręt został przestawiony, bo zajmował jedyny pirs w porcie, i częściowo zatopiony na plaży. W 1985 roku Santa Fe został podniesiony i przeholowany w głębsze miejsce Zatoki Cumberland i tam ponownie zatopiony.

Santa Fe podnoszony z dna przez holownik ratowniczy Salvageman.

ARA San Luis nie brał udziału w inwazji. Po dokładnych przygotowaniach okręt wyszedł w morze w drugim tygodniu kwietnia. Załoga otrzymała rozkaz patrolowania oceanu na północ od Falklandów i po 30 kwietnia zwalczania brytyjskich okrętów. Argentyńczycy podają, że okręt przeprowadził trzy ataki na jednostki brytyjskie – wszystkie nieskuteczne.

1 maja San Luis wykrył za pomocą sonaru dwa okręty średniej wielkości na północny zachód od Falklandów. Peryskopu nie używano w obawie przed wykryciem. Później okazało się, że były o HMS Brilliant i HMS Yarmouth. Atak wykonano torpedami SST-4 produkcji niemieckiej. Żadna nie trafiła w cel. Kolejne godziny były dla załogi argentyńskiego okrętu niczym sceny z filmu „Das Boot”. Na obu jednostkach uchwycono kontakt potwierdzony następnie za pomocą detektora anomalii magnetycznych z Sea Kinga. Z Yarmoutha za pomocą miotacza Limbo wystrzelono bomby głębinowe. Dodatkowe bomby głębinowe zrzucono ze śmigłowca Wasp, a z Brillianta odpalono torpedę. Polowanie trwało do wieczora, ale nie przyniosło rezultatów i argentyński U-Boot nie odniósł żadnych uszkodzeń.

San Luis przeprowadził drugi atak 8 maja w rejonie Cieśniny Falklandzkiej. Tym razem celem był niezidentyfikowany okręt podwodny. Wystrzelono jedną torpedę Mk 37 i po dwunastu minutach usłyszano dźwięk eksplozji z kierunku celu. Ponieważ Royal Navy nie zgłosiła utraty żadnego okrętu podwodnego w czasie wojny o Falklandy, a takiej straty nie dałoby się ukryć, należy przyjąć, że torpeda eksplodowała po uderzeniu w dno lub jakiegoś pechowego wieloryba. Według innej wersji wydarzeń celem nie był okręt podwodny, ale fregata HMS Alacrity, na której wykryto szum torpedy, zwiększono prędkość, zastosowano manewry unikowe i postawiono cel pozorowany. To okazało się niepotrzebne, bo już po kilkunastu sekundach usłyszano odległą eksplozję.

Do ostatniego ataku doszło 10 maja, gdy San Luis, także wyłącznie na podstawie wskazań sonaru, wystrzelił pojedynczą torpedę SST-4 w kierunku pary fregat HMS Arrow i HMS Alacrity. Po sześciu minutach dało się słyszeć niewielką eksplozję, ale żaden z brytyjskich okrętów nie ucierpiał. Okazało się, że torpeda trafiła w cel pozorowany holowany przez Arrowa. Brytyjczycy nie zorientowali się nawet, co zaszło, i nadal szli z dużą prędkością, toteż Argentyńczycy nie mieli szans na ponowienie ataku.

Na tak kiepskie wyniki ataków złożyło się kilka czynników. Po pierwsze: pokładowy komputer kontroli ognia był niesprawny i załoga musiała wszystkie nastawy strzelań wyliczać ręcznie. Po drugie: z niewiadomych przyczyn we wszystkich trzech przypadkach przewody torped zrywały się zaraz po wystrzeleniu, więc nie było możliwości korygowania kursów torped na podstawie danych z sonaru pokładowego. Ponadto, według niepotwierdzonych informacji, torpedy wystrzeliwano ze zbyt dużej głębokości, a niedoświadczona załoga nie potrafiła przygotować odpowiednio torped SST-4, przez co po wystrzeleniu pozostawały one nieuzbrojone. W takim wypadku nawet po trafieniu w cel zniszczenia wynikałyby jedynie z kinetycznego uderzenia, a nie eksplozji głowicy bojowej. Istnieją nawet raporty wskazujące na możliwość zrykoszetowania torpedy od kadłuba Arrowa i późniejszego uderzenia w cel pozorowany. Fakt, że został on jedynie uszkodzony, a nie zniszczony zdaje się potwierdzać tezę, że torpeda nie wybuchła, a odgłos słyszany na pokładzie San Luisa nie był eksplozją, ale zderzeniem z celem.

Fregata HMS Arrow.
(US Navy)

Nie przeszkodziło to argentyńskiej propagandzie w wychwalaniu zasług bojowych komandora porucznika Fernanda Azcuety i jego załogi. Twierdzono między innymi, że trafiono torpedą lotniskowiec HMS Invincible, a przed zatonięciem uratowało go to, że torpeda nie wybuchła. Niektóre media, w tym brytyjskie, powtarzały tę legendę nawet po tym, jak po zakończeniu wojny lotniskowiec wszedł do suchego doku i szybkie oględziny kadłuba wykazały, że nie został on nawet draśnięty.

Polowanie na ARA San Luis

ARA San Luis pozostawał nieuchwytny przez cały okres wojny. Jak opisano powyżej, w sprzyjających okolicznościach mógł odnieść znaczące sukcesy, Zdając sobie sprawę z zagrożenia stwarzanego przez U-Boota typu 209, Royal Navy prowadziła zakrojone na dużą skalę działania mające na celu jego wytropienie i zniszczenie. Angażowano znaczne siły, a stan alarmu na wszystkich okrętach nawodnych przerodził się nawet w swego rodzaju psychozę lub obsesję i powodował dostrzeganie argentyńskiego okrętu podwodnego nawet tam, gdzie go w rzeczywistości nie było.

Już 18 kwietnia obserwator na jednym z okrętów zespołu składającego się z lotniskowca HMS Hermes, niszczyciela HMS Glamorgan oraz fregat HMS Broadsword, HMS Yarmouth i HMS Alacrity zauważył peryskop okrętu podwodnego. Fregaty uruchomiły sonary, poderwano śmigłowce zwalczania okrętów podwodnych, które nawiązały kontakt z manewrującym celem. Był to wieloryb, a rzekomy peryskop był tylko rozbryzgiem wody wydmuchiwanej przez ssaka.

ARA San Luis na powierzchni oceanu

ARA San Luis.

Do kolejnej potyczki z rzekomym okrętem podwodnym doszło 4 maja w czasie akcji pomocy płonącemu niszczycielowi HMS Sheffield. O 15.26 Yarmouth musiał przerwać gaszenie trafionego okrętu i odejść z powodu meldunku o torpedzie. Po przeprowadzeniu szybkiego ataku bombami głębinowymi fregata powróciła do akcji ratunkowej, oddelegowując do zwalczania okrętu podwodnego śmigłowce Sea King i Wasp. Poszukiwania trwały jeszcze dwie godziny, w czasie których Yarmouth jeszcze raz oderwał się od akcji ratunkowej, by przeczesać morze sonarem aktywnym, ale bez rezultatu. Meldunek o torpedzie i okręcie podwodnym okazał się fałszywy.

ARA San Luis przebywał w patrolu przez miesiąc, w tym czasie tylko raz wychodząc na powierzchnię dla dokonania drobnej naprawy. 11 maja skierował się do bazy bez następcy, ponieważ ARA Salta był niesprawny. To sprawiło, że w kluczowym okresie przygotowań do desantu i prowadzenia samej brytyjskiej operacji desantowej Argentyńczycy nie mieli w morzu żadnego okrętu podwodnego, który mógłby zaatakować siły inwazyjne lub choćby prowadzić rozpoznanie i ostrzec garnizon na wyspach. Z powodu przedłużających się prac portowych okręt do czasu zakończenia działań wojennych nie zdołał wyjść na drugi patrol.

Wraz z nabieraniem doświadczenia załogi okrętów i śmigłowców Royal Navy zaczęły uczyć się dostrzegać subtelne różnice w dźwiękach emitowanych przez głośne wieloryby i ciche okręty podwodne. Stopniowo w kolejnych dniach liczba fałszywych alarmów malała, ale nie ustała całkowicie. Na usprawiedliwienie trzeba zaznaczyć, że kolejny fałszywy alarm z nocy z 23 na 24 maja został zgłoszony nie przez marynarzy, ale przez obserwatorów na lądzie, którzy zgłosili okręt podwodny zauważony jednego ze wzgórz nad Cieśniną Falklandzką. Na poszukiwania wysłano HMS Broadsword i dwa Sea Kingi. Niczego nie znaleziono, bo w tym czasie wszystkie argentyńskie okręty podwodne były w portach.

Działania okrętów podwodnych Royal Navy

Jako pierwsze, 1 kwietnia, na południe ruszyły HMS Spartan (po uzupełnieniu zapasów w Gibraltarze) i HMS Splendid, który wyszedł z bazy Faslane. Media informowały, że z Gibraltaru na południowy Atlantyk wyszedł również HMS Superb. W rzeczywistości skierował się on do Faslane, ale oficjalna informacja na ten temat została podana dopiero po kilku dniach, aby trzymać Argentyńczyków w niepewności. Dwa okręty przybyły w rejon Falklandów 11 kwietnia, a dzień później ustalono zasady otwarcia ognia pozwalające na atakowanie celów znajdujących się wewnątrz dwustumilowej strefy działań wojennych.

Mimo nadarzających się okazji w pierwszych dniach nie dochodziło do ataków. Rząd brytyjski ze względów wizerunkowych nie chciał od razu bez ostrzeżenia zatapiać cywilnych statków argentyńskich, a wynurzenie się i zmuszenie załogi do opuszczenia statku wymagało ujawnienia pozycji okrętu podwodnego i stwarzało dla niego zagrożenie niewspółmierne do potencjalnych korzyści.

HMS Spartan.
(Royal Navy)

Głównym zadaniem obu okrętów było prowadzenie rozpoznania sił argentyńskich na zajętym archipelagu. HMS Spartan patrolował okolice Port Stanley, zbierając informacje o posiłkach kierowanych na wyspy. Od 12 do 30 kwietnia zaobserwowano między innymi stawianie min przez okręt desantowy ARA Cabo San Antonio. Natomiast HMS Splendid patrolował rejon między Argentyną a Falklandami. Po przybyciu nawodnego zespołu operacyjnego oba okręty udały się do wyznaczonych sektorów patrolowania.

29 kwietnia Spartan wykrył i zidentyfikował wzrokowo argentyński niszczyciel typu 42 operujący pośród innych jednostek około 300 mil morskich na północ od Falklandów. W tym czasie obowiązywały już nowe zasady otwarcia ognia. 23 kwietnia zezwolono na atakowanie wszystkich celów, co do których można było uznać, że stanowią zagrożenie. Trzy dni później ustanowiono dodatkową dwudziestopięciomilową strefę obronną wokół wszystkich jednostek nawodnych zespołu zadaniowego. Fakt wykrycia argentyńskiego niszczyciela zgłoszono admiralicji w Northwood, ale ta nie wydała pozwolenia na atak.

HMS Conqueror, z zaokrętowaną grupą komandosów Special Boat Service, wyszedł z Faslane 4 kwietnia. Na południowy Atlantyk przybył razem z pozostałymi dwoma okrętami podwodnymi 11 kwietnia.

Okręt skierowano w rejon Georgii Południowej z zadaniem patrolowania i rozpoznania brzegów wyspy. W czasie wykonywania zadania wzburzone morze wygięło jeden z masztów łączności radiowej. W nocy Conqueror dwukrotnie się wynurzał, aby technicy mogli naprawić uszkodzenia, ale nie dali rady. Uszkodzony masz utrudniał odbieranie wiadomości drogą satelitarną, ale nadal można było polegać na łączności na falach bardzo długich. 19 kwietnia komandosi zeszli z okrętu, aby wykonać rozpoznanie na wyspie, a sam okręt kontynuował patrolowanie. 23 kwietnia dowódca otrzymał informację, że w kierunku Georgii Południowej zmierza argentyński okręt podwodny (jak wiemy, był to Santa Fe), ale brytyjskiemu okrętowi nie udało się go odnaleźć.

Załoga Conquerora przeżyła swoją chwilę chwały 2 maja. Dzień wcześniej wykryła zespół argentyńskich okrętów nawodnych z krążownikiem ARA General Belgrano na czele. Zespół znajdował się poza wyznaczoną przez Brytyjczyków strefą działań wojennych, ale stanowił realne zagrożenie dla sił brytyjskich. Okręt podwodny podążał za zespołem argentyńskim, oczekując na rozkazy z Northwood. Te, po konsultacjach politycznych, przyszły 2 maja. Rząd brytyjski po raz kolejny zmienił zasady otwarcia ognia i od tego dnia zezwolił na atakowanie wszystkich argentyńskich okrętów. Brytyjczycy wystrzelili trzy torpedy Mk 8 i dwukrotnie trafili krążownik. Trzecia trafiła w niszczyciel eskorty ARA Hipólito Bouchard, ale nie wybuchła. Mimo kontrataku niszczycieli okręt podwodny bezpiecznie oddalił się z miejsca zdarzenia. Po zatopieniu Generala Belgrano argentyńska marynarka wojenna nie opuszczała własnych wód terytorialnych, w związku z czym dalszy udział brytyjskich okrętów podwodnych w tej wojnie przebiegał bez wydarzeń wartych wzmianki.

Tonący General Belgrano.
(Martín Sgut)

Szczegółowo o zatopieniu krążownika i wszystkich okolicznościach z tym związanych można przeczytać w artykule: Dwie torpedy w celu. Zatopienie krążownika General Belgrano.

Po zamknięciu floty argentyńskiej na jej wodach terytorialnych atomowym okrętom podwodnym (w tym czasie dołączył do nich także HMS Courageous) polecono dozorowanie u argentyńskich wybrzeży, aby wykrywać samoloty kierujące się w stronę Falklandów i ostrzegać zgrupowanie zadaniowe. Rozpoznanie prowadzono na dwa sposoby. Najprostszym była obserwacja nieba przez peryskop i liczenie przelatujących samolotów. Ze względu na ograniczony zasięg argentyńskich myśliwców i dystans do Falklandów musiały one lecieć po najkrótszej trasie, dlatego możliwe było takie ustawienie okrętów podwodnych, że samoloty przelatywały w ich pobliżu. Metodą uzupełniającą było wykrywanie emisji z radarów pokładowych samolotów przez urządzenia zainstalowane na masztach okrętów podwodnych. Była to metoda dosyć skuteczna, ponieważ Argentyńczycy zawsze latali z włączonymi radarami.

Ponieważ okręty podwodne były podporządkowane admiralicji, nie łączyły się bezpośrednio ze zgrupowaniem admirała Woodwarda, ale przekazywały meldunki satelitarnie właśnie do Northwood i dopiero stamtąd trafiały ponownie na południowy Atlantyk. Uwzględniając odległość, jaką miały do pokonania argentyńskie samoloty, dawało to dowódcom około czterdziestu pięciu minut na ogłoszenie alarmu i poderwanie w powietrze Sea Harrierów.

Piątym wielozadaniowym atomowym okrętem podwodnym skierowanym na Falklandy był HMS Valiant, który opuścił Wielką Brytanię w pierwszym tygodniu maja i przybył w rejon operacji wojennej 17 maja. Skierowano go do wypełniania tych samych zadań co cztery pozostałe jednostki: monitorowania ruchów argentyńskiej floty i lotnictwa. O ile ta pierwsza pozostawała na swoich wodach terytorialnych, o tyle lotnictwo cały czas było bardzo aktywne i do zakończenia wojny załoga Valianta przekazała zespołowi operacyjnemu niemal 300 ostrzeżeń o nadlatujących samolotach argentyńskich.

Najbliżej zatopienia brytyjskiego okrętu podwodnego Argentyńczycy byli właśnie w trakcie pełnienia służby obserwacyjnej przez Valianta. Jak to często bywa na wojnie, o wszystkim zdecydował przypadek. 23 maja o 18.15 hydroakustycy zaczęli odnotowywać wybuchy, które coraz bardziej zbliżały się do okrętu. Piąta eksplozja nastąpiła na tle blisko, że zatrzęsła całym kadłubem. Okazało się, że Valiant był ustawiony dokładnie na trasie powrotnej argentyńskich samolotów, a jeden z nich przed lądowaniem pozbywał się niewykorzystanych bomb, zrzucając je do morza. Powojenne analizy wykazały, że niektóre bomby miały zapalniki ustawione z niewielkim opóźnieniem, przez co nie eksplodowały na powierzchni wody, ale już pod wodą. A ponieważ morze w tym rejonie jest stosunkowo płytkie, fala uderzeniowa rozchodziła się na boki mocniej niż w dół, przez co mocniej działała na okręt podwodny. Gdyby argentyński pilot zrzucił uzbrojenie kilka sekund później, stałby się bohaterem narodowym, a Brytyjczycy ponieśliby bardzo poważną stratę.

HMS Valiant.
(US Navy / OS2 John Bouvia)

Także Conquerorowi przytrafiła się niemiła przygoda w trakcie dozorowania argentyńskiego wybrzeża: w śrubę napędową zaplątał się kabel antenowy łączności na falach ultrakrótkich. Okręt mógł płynąć, ale generował dużo hałasu, ryzykując dekonspirację. Do przecięcia kabla i wyplątania go ze śruby zgłosił się na ochotnika bosman Graham Libby. Operacja była podwójnie niebezpieczna. Po pierwsze: okręt musiał się wynurzyć i zatrzymać, a po drugie: w razie zagrożenia okręt zanurzyłby się alarmowo, pozostawiając bosmana w lodowatym morzu. Szczęśliwie dla załogi i okrętu wszystko poszło pomyślnie.

13 maja z Wielkiej Brytanii na południe wyruszył jedyny konwencjonalny okręt podwodny Royal Navy zaangażowany w wojnę – HMS Onyx. Długa podróż z szesnastoma dodatkowymi pasażerami ze Special Boat Service była wymagającym przedsięwzięciem dla okrętu pozbawionego wygód dostępnych na jednostkach atomowych. 31 maja wieczorem Onyx wszedł do zatoki San Carlos Water w eskorcie fregat Avenger i Arrow. Następnego dnia zaczął patrolowanie strefy działań wojennych ze szczególnym uwzględnieniem rejonów ześrodkowania okrętów transportowych i desantowych. Ponadto niewielki i cichy okręt z napędem spalinowo-elektrycznym idealnie nadawał się do desantowania i podejmowania grup zwiadowczych Special Boat Services – zadania, które wcześniej wypełniały łatwe do zauważenia fregaty.

W czasie jednej z tych operacji specjalnych Onyx uderzył w podwodne skały, uszkadzając wyrzutnię torpedową z torpedą w środku. Pocisk zakleszczył się tak mocno, że w warunkach polowych południowego Atlantyku nie dało się go wyciągnąć ani wystrzelić. Okręt pływał więc z zakleszczoną i uszkodzoną torpedą grożącą wybuchem aż do powrotu do Wielkiej Brytanii, gdzie rozbroili ją i wyciągnęli saperzy Royal Navy.

Mimo późnego przybycia Onyx dostał szansę na wystrzelenie torped. Stało się to już po zakończeniu wojny. 25 czerwca okręt wystrzelił torpedę, która zatopiła uszkodzony 6 czerwca w ataku lotniczym okręt logistyczny RFA Sir Galahad na południowy zachód od Port Stanley. Właściwie wystrzelił aż trzy torpedy, ale pierwsze dwie (Tigerfish) nie trafiły. Skuteczna okazała się stara torpeda Mk 8, taka sama jak ta, która zatopiła Generala Belgrano. Już po wojnie Trafalgar Day (21 października) na Falklandach postanowiono uczcić, zatapiając ARA Bahía Buen Suceso, od którego zaczęła się cała draka. Statek stał się celem dla każdego rodzaju działa i karabinu będącego w okolicy, a dzieła zniszczenia dopełniła właśnie torpeda z Onyxa (było to już w czasie drugiej tury okrętu na Falklandach). Tonący w południowej części Cieśniny Falklandzkiej wrak na dokładkę obrzucono bombami głębinowymi.

RFA Sir Galahad.
(Murgatroyd49, Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International)

Wojna zakończyła się 14 czerwca. Atomowe okręty podwodne, które najdłużej przebywały na południowym Atlantyku, szybko skierowały się do domu. Jako ostatni, 11 lipca, kurs na północ obrał Valiant. W rejonie Falklandów pozostał jedynie Onyx, skierowany teraz do dozorowania po zachodniej stronie wysp, jednak i on ruszył na północ 17 lipca, a do Gosportu dotarł 18 sierpnia.

Mimo wygranej wojny brytyjska prasa nie byłaby sobą, gdyby nie szukała dziury w całym. Tym razem pretekstem był powrót HMS Conqueror, który w czasie wejścia do poru wywiesił piracką banderę – wieloletni, utrwalony tradycją symbol oznajmiający zwycięstwo odniesione przez dany okręt podwodny. Mimo że wejście okrętu do portu nie było uroczystością publiczną, a na nabrzeżu przebywała jedynie niewielka grupa oficerów, dla niektórych dziennikarzy Jolly Roger był przejawem bezdusznego tryumfalizmu.

Tradycja ta wywodzi się z pierwszej wojny światowej. Jako pierwszy piracką banderę wywiesił as wojny podwodnej, wtedy komandor porucznik, Max Horton, dowodzący HMS E9. Był to z tego strony prztyczek w kierunku pierwszego lorda morskiego, admirała Arthura Wilsona, który stwierdził, że wykorzystanie okrętów podwodnych jest nie fair i jest cholernie niebrytyjskie, a gdyby to od niego zależało, schwytane załogi okrętów podwodnych wieszałby jak piratów.

Jolly Roger powiewający na Conquerorze był niezwykły. Ponieważ był to pierwszy okręt podwodny z napędem jądrowym, który zatopił nieprzyjacielski okręt wojenny, na fladze pojawiła się sylwetka okrętu i symbol atomu, a skrzyżowane piszczele zastąpiono torpedami. Na fladze znalazł się również sztylet symbolizujący operacje specjalne, jak desant komandosów na Georgii Południowej i misje rozpoznawcze u wybrzeży Argentyny.

A zarzutów prasy nikt nie potraktował poważnie.

Lepsze wrogiem dobrego

Czytelnicy bardziej obeznani z tematyką wojennomorską z pewnością zwrócili uwagę na stosowane przez Brytyjczyków torpedy Mk 8. Musi wydawać się zastanawiające, że czołowe mocarstwo morskie w latach osiemdziesiątych używało torpedy zaprojektowanej jeszcze w latach dwudziestych i sprawdzonej na szeroką skalę w czasie drugiej wojny światowej, gdy do uzbrojenia była już wprowadzana nowoczesna torpeda Tigerfish. Wiązało się to z chorobami wieku dziecięcego nowej konstrukcji, a najlepiej zdawał sobie z nich sprawę nie kto inny jak dowódca Conquerora, Christopher Wreford-Brown.

Właśnie z pokładu tego okrętu podwodnego wykonano dwa pierwsze strzelania bojowe nowymi torpedami w czasie pokoju. Strzelanie bojowe tym się różni od szkolnego, że torpeda jest uzbrojona w prawdziwą głowicę bojową, a nie zestaw czujników. Ponadto strzelania bojowe wykonuje się na maksymalny możliwy zasięg torpedy. W przypadku Tigerfishów oba strzelania okazały się nieudane. Za pierwszym razem zawiódł akumulator, a za drugim zerwał się przewód sterujący. Nie może więc dziwić, że dowódca okrętu w realnej sytuacji bojowej nie miał zaufania do nowego uzbrojenia i przeprowadził klasyczny atak torpedowy rodem z drugiej wojny światowej. Krążownik pochodzący z tej epoki (zwodowany w 1938 roku) został zatopiony niekierowanymi torpedami z tego samego okresu wycelowanymi przez peryskop.

Torpeda Mk 8 ładowana na polski okręt podwodny ORP Sokół, 1943 rok.

Było to działanie bardzo śmiałe. Ruchy celu musiały być stale monitorowane przez peryskop, co zwiększało szansę na zdemaskowanie okrętu podwodnego. Torpedy wystrzelono z odległości zaledwie 1300 metrów. W przypadku użycia Tigerfishów można sobie wyobrazić, że atak zostałby przeprowadzony w pełnym zanurzeniu tylko po jednokrotnej wzrokowej wizualizacji celu. Dystans odpalenia również mógłby być znacznie większy – uwzględniając strzał od rufy, prędkość torpedy i krążownika – z odległości nawet ponad 5500 metrów. Oba czynniki znakomicie zwiększałyby bezpieczeństwo Conquerora. Po wstrzeleniu torpeda powinna się naprowadzić na hałaśliwe śruby napędowe krążownika i zniszczyć je wraz ze sterem, co najmniej unieruchamiając, a możliwe, że zatapiając argentyński okręt.

Dowódca Conquerora wykazał się kunsztem i postawił na ryzykowne, ale sprawdzone i skuteczne rozwiązanie. Miał rację, a jak pokazała historia z próby zatopienia Tigerfishami uszkodzonego HMS Sir Galahad, atak z użyciem nowych torped prawdopodobnie okazałby się nieskuteczny. Torpedy Mk 8 wycofano z Royal Navy dopiero pod koniec dwudziestego wieku.

Najbardziej niezadowolone z zatopienia krążownika starymi torpedami było kierownictwo firmy Marconi, odpowiedzialnej za stworzenie Tigerfisha, które po otrzymaniu wiadomości o zatopieniu miało nadzieję, że będzie to najlepsza możliwa reklama nowego produktu. Ostatecznie na zakup bardziej dopracowanych wersji zdecydowały się poza Wielką Brytanią także Brazylia, Turcja, Chile i Wenezuela. Ze służby w Royal Navy Tigerfishe wycofano w 2004 roku.

Podsumowanie

Okręty podwodne, zwłaszcza brytyjskie, odegrały małą, ale kluczową rolę w czasie wojny falklandzkiej. Ogłoszona w mediach dyslokacja dwóch atomowych okrętów podwodnych na południowy Atlantyk była czynnikiem ostatecznie przesądzającym w oczach junty o konieczności przeprowadzenia przez Argentynę błyskawicznej inwazji na wyspy. W czasie, gdy brytyjskie okręty operowały w regionie, przeprowadzenie operacji desantowej byłoby bardzo utrudnione, jeśli nie niemożliwe. Kolejna okazja wystąpiłaby dopiero po opuszczeniu rejonu przez brytyjskie okręty, jednak ze względu na skryty charakter operowania wielozadaniowych atomowych okrętów podwodnych jako takich Argentyńczycy właściwie nigdy nie mogli mieć pewności, czy jakaś jednostka tego typu właśnie nie szykuje się do ataku na ich flotę.

Samo ogłoszenie wysłania okrętów podwodnych i ustanowienie dwustumilowej strefy wojennej wystarczyło, by odstraszyć wszystkie argentyńskie statki cywilne. To oznaczało niemal całkowite wstrzymanie zaopatrzenia dla garnizonu okupacyjnego na Falklandach. Transporty odbywały się co prawda drogą powietrzną, ale wydajność tej metody była dalece niższa niż transportu morskiego. Ponadto w późniejszym okresie pojawiło się zagrożenie ze strony Sea Harrierów.

Kluczowym zdarzeniem było zatopienie krążownika General Belgrano. Był to nie tylko ruch stricte wojskowy, ale również demonstracja polityczna. Zatopienie krążownika przez okręt podwodny miało znacznie donośniejsze znaczenie niż gdyby skuteczny atak wykonał inny okręt nawodny lub lotnictwo. Wszak Brytyjczycy stracili w czasie tej wojny kilka jednostek od ataków lotniczych, ale nie powstrzymało to ich przed dalszymi działaniami. Natomiast atak z wykorzystaniem nowoczesnego atomowego okrętu podwodnego, przed którym argentyńska marynarka wojenna nie miała skutecznej obrony, spowodował, że do końca wojny jej okręty nie opuszczały wód terytorialnych i zostały wyłączone z wojny.

Natomiast jeśli chodzi o argentyńskie okręty podwodne, pokazały one, że nawet pojedyncza stosunkowo nowoczesna jednostka, i nawet ze słabo wyszkoloną załogą, może stanowić poważne zagrożenie dla znacznie silniejszego przeciwnika. Przez całą wojnę w poszukiwania ARA San Luis były zaangażowane znaczne siły i środki, które nie mogły być wykorzystane gdzie indziej. Według niektórych szacunków San Luis wiązał połowę sił eskortowych Royal Navy. W dodatku poszukiwania te okazały się bezowocne, a przy skuteczniejszym działaniu okręt argentyński mógł odnieść kilka sukcesów bojowych i znacząco wpłynąć na przebieg kampanii na Falklandach.

Po raz kolejny potwierdziło się także, iż mimo coraz nowocześniejszego uzbrojenia zasadniczą rolę ciągle odgrywa czynnik ludzki. Słabo wyszkolona załoga nowoczesnego argentyńskiego okrętu podwodnego nie była w stanie odnieść sukcesu, natomiast wysoki poziom wyszkolenia Brytyjczyków pozwolił im osiągnąć zwycięstwo mimo użycia uzbrojenia pochodzącego z drugiej wojny światowej.

Przeczytaj też: Operacja Cerberus. Scharnhorst, Gneisenau i Prinz Eugen na kanale La Manche

Bibliografia

Iain Ballantyne, Podwodni myśliwi. Kulisy zimnej wojny pod wodą, Rebis, Poznań 2015.
Iain Ballantyne, Zabójcze rzemiosło. Historia wojny podwodnej, Rebis, Poznań 2021.
David Brown, The Royal Navy and the Falklands War, Leo Cooper, Londyn 1987.
Larry Jeram-Croft, The Royal Navy Lynx. An Operational History, Pen & Sword Aviation, Barnsley 2017.
James Jinks, Peter Hennessy, The Silent Deep: The Royal Navy Submarine Service Since 1945, Penguin UK, Londyn 2015.
Krzysztof Kubiak, Działania sił morskich po drugiej wojnie światowej, Książka i Wiedza, Warszawa 2007.
Krzysztof Kubiak, Falklandy – Port Stanley 1982, Bellona, Warszawa 2007.
Eric Thompson, On Her Majesty’s Nuclear Service, Casemate Publishers, Oxford 2018.

LA (Phot) Richard Harvey / Ministry of Defence