Celtów zaś zapytał, czego obawiają się najbardziej na świecie,
przypuszczając […], iż najbardziej ze wszystkiego obawiają się jego osoby, lecz […]
oświadczyli, że obawiają się, by niebo nie runęło kiedyś na nich […].
Flawiusz Arrian, Wyprawa Aleksandra Wielkiego
(na ilustracji tytułowej: rzeźba Umierający Gal, marmurowa
kopia rzeźby z brązu powstałej w 228 roku przed naszą erą)
Ostatnio tematyka celtycka przeżywa renesans, zarówno w kulturze masowej, jak i środowiskach naukowych. Postanowiłem zbadać nurtujące mnie od jakiegoś czasu zagadnienie celtyckiej wojskowości. Czy ten barbarzyński lud miał w sposobie walki coś specyficznego i charakterystycznego, co wprawiało w przerażenie lub zgorszenie starożytnych Greków i Rzymian? Odpowiedzi na to pytanie można udzielić jedynie po analizie wybranych dzieł antycznych kronikarzy, gdyż Celtowie nie zostawili po sobie żadnego tekstu pisanego traktującego o nich samych. Co więcej, lud ten był nie do końca znany w tamtej epoce, bo ponad dwa tysiące lat temu miał przynajmniej dwie nazwy. Polibiusz w swoich Dziejach mieszkańców doliny Padu i ziem zaalpejskich określa jako Galatae, podczas gdy Cezar w Wojnie galijskiej pisze: „ci, którzy we własnym języku noszą nazwę Celtów, w naszym Galów”1. Większość autorów doby antyku zauważa, że nazw tych używano wymiennie z greckim Keltoi i łacińskim Celtae, aczkolwiek piszący w II wieku naszej ery Pauzaniasz słowo Galatae stosuje już tylko odniesieniu do celtyckiej społeczności Anatolii.
Podstawowym źródłem, które daje najszerszy i najdokładniejszy obraz Celtów w dobie antyku, jest wspomniana już Wojna galijska Gajusza Juliusza Cezara (w przekładzie i opracowaniu Eugeniusza Konika). Właśnie w tej książce znalazłem odpowiedzi na większość nurtujących mnie pytań. Drugim nieodzownym źródłem traktującym o Celtach w interesującej mnie epoce jest pierwszy tom Dziejów Polibiusza (w przekładzie i opracowaniu Seweryna Hammera)2, pisany w drugiej połowie II wieku przed naszą erą. Zawiera on krótkie, acz treściwe informacje, głównie o militarnym charakterze Galów, czego kwintesencją jest opis bitwy pod Telamonem z 225 roku przed naszą erą.
Kolejnymi – ale na pewno nie o najmniejszej wartości merytorycznej – źródłami, z których skorzystałem, są: Geografia Strabona i Biblioteka historyczna Diodora Sycylijskiego. Niestety nie przetłumaczono ich na język polski, wobec czego w rodzimej literaturze można znaleźć tylko ich niewielkie fragmenty, które są elementem przekładu obcojęzycznej publikacji Ze świata Celtów3 autorstwa dwóch Anglików – M. Dillona i N.K. Chadwicka. Znajdziemy w niej bardzo ciekawe informacje o obyczajowości wojowników galijskich. Ostatnim źródłem, na którym chciałbym się oprzeć, jest dziesiąty tom Wędrówek po Helladzie4 Pauzaniasza, który opisując najazd Celtów na Grecję z 279 roku przed naszą erą, podaje kilka interesujących szczegółów związanych z tematem moich badań.
Nie obawiają się niczego – ani trzęsienia ziemi,
ani wzburzonych fal morskich, […] chwytają za oręż
i ruszają przeciw morskim bałwanom […].
Arystoteles o Celtach, Dzieła wszystkie
Sprawy wojenne
„Prawie wszyscy Galowie są wysokiego wzrostu”, „Celtowie przewyższają wzrostem wszystkie inne ludy”, „wszyscy bowiem Galowie […] mają w pogardzie nasz niski wzrost”5 – takie i podobne spostrzeżenia antycznych kronikarzy, notabene wrażliwych na piękno cielesne, możemy znaleźć w całej starożytnej historiografii. Oczywiście są one słuszne, gdyż Celtowie, jako lud genetycznie różniący się od mieszkańców basenu Morza Śródziemnego, byli ze swej natury, podobnie zresztą jak Germanie, wyżsi od Greków czy Rzymian. Oprócz wzrostu – jeżeli już mówimy o wyglądzie – Galowie według Cezara charakteryzowali się barwionym na niebiesko ciałem, długimi włosami i przystrzyżonymi wąsami, które obok złotych ozdób były nieodłącznym atrybutem arystokracji plemiennej6. Ich mowa zaś miała podobno głębokie i bardzo ostre brzmienie, a w konwersacji używali niewielu słów, bazując na zagadkach i niedomówieniach7.
Jak już wspomniałem, w niniejszym artykule postaram się przedstawić wojowniczy aspekt celtyckiej natury, a co za tym idzie – pokazać różne bitewne obyczaje i zachowania, obce żołnierzom starożytnej Grecji i Rzymu. Zacznę od podejścia do kwestii potyczki zbrojnej oraz sytuacji przed nią. Galowie mieli w zwyczaju, jak pisze Diodor Sycylijski, przed głównym starciem wrogich armii wychodzić przed linię wojowników i wyzywać najdzielniejszych przeciwników na pojedynek indywidualny, który miał przesądzić o zwycięstwie jednej strony8. Jeżeli propozycja została przyjęta, specjalne jednostki zwane pasożytami9 wygłaszały przed całym zgromadzeniem pochwały na temat swego wytypowanego wojownika, wyliczając jego chwalebne czyny i otaczając czcią jego przodków. Co więcej, starały się osłabić morale przeciwnika, obrzucając go obelgami i drwiąc z jego rodziny10. Walka rozgrywała się na oczach zebranych tłumów, a po jej zakończeniu wynik całej bitwy był dla każdego oczywisty i przeciwnicy rozchodzili się do domów. Taki sposób rozstrzygania starć między wrogimi obozami spotykano jedynie w początkowej fazie walk Celtów z Grekami i Rzymianami (IV wiek przed naszą erą). Później, wobec nieugiętych hoplitów czy zwartych legionów, Celtowie zostali zmuszeni do angażowania wszystkich sił już od początku potyczki.
Jeżeli nie dochodziło do bezpośredniej walki pomiędzy wojownikami dwóch armii, siła celtyckiego ataku zasadzała się na dzikiej determinacji pierwszego uderzenia. Większość antycznych kronikarzy podkreśla, że najczęściej było ono gwałtowne, chaotyczne, nieprzemyślane i niezaplanowane. Polibiusz, opisując bitwę pod Telamonem z 225 roku przed naszą erą, stwierdził, że „cały lud Galów przy pierwszym ataku […] najstraszniejszy jest w swojej porywczości”11. Jeśli przeciwnik wytrzymał pierwsze uderzenie i odparł celtycką szarżę, brak strategii dawał o sobie znać, doprowadzając do desperacji, a czasem panicznej ucieczki. Tak skrajne postawy psychologiczne zauważa wielu starożytnych autorów, pisząc, że o ile „Galowie są skorzy i skłonni do wszczynania wojen, o tyle są słabi i bardzo mało odporni na znoszenie niepowodzeń”12 czy też że „ta próżność czyni ich nieznośnymi w zwycięstwie i tak zupełnie przygnębionymi w klęsce”13.
Warto wspomnieć o dwóch rzeczach, które towarzyszyły Celtom przy frontalnym uderzeniu. Pierwsza z nich to straszliwe zdaniem antycznych trąby (rogi) bojowe, zwane karnyksami. Karnyksy, jak pisze Diodor, „są barbarzyńskie; [Celtowie] dmą w nie, by wydobyć chropawy dźwięk, który doskonale pasuje do bitewnej wrzawy”14. Miały one wygląd trąby z długą rurą i odgiętą przykrywką w kształcie otwartej paszczy zwierzęcia. Odzywały się na początku zbrojnej potyczki i trwały tak przez całe starcie, mając wzbudzić strach we wrogach. Niewątpliwie robiły wrażenie na Grekach i Rzymianach, którzy prowadzili wojny w sposób uporządkowany. Polibiusz zwraca uwagę na to, że we wspomnianej już bitwie pod Telamonem „niezliczona była tam ilość grających na rogu i trębaczy; gdy zaś wojsko zanuciło pieśń wojenną, powstał tak wielki hałas, że […] przyległe miejsca zdawały się same podnosić głos”15. Trąby te były o tyle charakterystyczne dla Celtów, że według Cezara nazwa jednego z galijskich plemion – Karnutów – wywodziła się właśnie od karnyksów16.
Drugą rzeczą, która zaczynała właściwą potyczkę, były dwukołowe i dwukonne rydwany bojowe, znane pod celtycką nazwą essedon17. Zarówno Cezar, jak i Diodor są zgodni co do techniki walki rydwanów – piszą, że przejeżdżały one tuż przed frontem wroga, rażąc go gradem oszczepów oraz starając się wprawić w przerażenie rozpędzonymi końmi i furkotem kół. Następnie wojownicy zeskakiwali z wozów i dobywszy mieczy, walczyli pieszo18. Woźnice zaś w tym czasie wycofywali się poza pole bitwy, by powrócić, gdy konieczne będzie przewiezienie walczących do innej części frontu lub zabranie rannych. Cezar w swoim opisie rydwanów, z którymi zetknął się w Brytanii, bardzo chwalił zręczność i nieprzeciętne umiejętności kierujących wozami oraz odwagę jadących na nich wojowników. Woźnice dzięki wieloletniej praktyce potrafili nawet na stromym terenie utrzymać konie na wodzy, a także błyskawicznie zahamować i zmienić kierunek jazdy, zbrojni zaś w zawrotnej prędkości nie bali się wybiec na koniec dyszla i stamtąd razić nieprzyjaciela pociskami19.
Diodor dodaje, że członkowie elity „zabierają na pole walki trzech pomocników […] z klas najbiedniejszych, którzy […] służą im jako woźnice i giermkowie noszący tarcze”20. Niestety, pomimo wielu zalet rydwany bojowe dość szybko wyszły z użycia. Cezar podczas swojej galijskiej kampanii spotkał się z nimi tylko w trakcie wyprawy na Brytanię, a poza ogólnymi opisami (jak u Diodora Sycylijskiego) do ostatniego znanego użycia wozów bojowych w walnym starciu na kontynencie doszło we wspominanej już bitwie pod Telamonem z 225 roku przed naszą erą. Ustąpiły one miejsca konnicy, o której bardzo ciekawe spostrzeżenia poczynił Pauzaniasz. Wspomina on bowiem o jednostce bojowej zwanej trimarcisia21, co oznacza dosłownie „trzy konie”. Była to grupa składająca się z arystokratycznego wojownika i jego dwóch pomocników. Zadaniem owych giermków było stanie za linią walczących, by pospieszyć swemu panu z pomocą, jeśli musiał zmienić konia czy odniósł ranę. W wypadku śmierci suzerena mieli oni zająć jego miejsce w szyku. Pauzaniasz porównuje taką taktykę do perskich oddziałów dziesięciotysięczników zwanych nieśmiertelnymi, które uzupełniały liczbę poległych po skończonej bitwie (jak widzimy, Galowie mieli to robić już w trakcie potyczki22).
Poza tym fragmentem traktującym o trimarcisii nie mamy podstaw do przypuszczenia, że było to określenie jakiejkolwiek jednostki operacyjnej23. Nie wiemy też, jakie relacje łączyły szlachetnie urodzonego i towarzyszących mu pomocników – czy byli jego krewnymi, klientami, a może służącymi? Niemniej jednak celtycka konnica w czasach Cezara należała do najlepszych z całego antycznego świata, a Galia jako już rzymska prowincja zapewniała świetne auxilia.
Kolejnym zagadnieniem, które z pewnością było szokujące dla starożytnych Greków i Rzymian, jest kwestia specjalnych grup bojowych zwanych Gesatami i Soldurami. To chyba z powodu pierwszej nich Celtów uznano za krwiożerczych barbarzyńców z północy, na których widok mieszkańcom antycznego świata cierpła skóra. Najszerszy opis Gesatów poczynił Polibiusz w wielokrotnie już wspominanej, ale zarazem bezcennej dla celtologów bitwie pod Telamonem z 225 roku przed naszą erą. Uważał on bowiem Gesatów za najemników zza Alp, mających pomóc Insubrom i Bojom w starciu z Rzymianami. Niewątpliwie miał trochę racji, gdyż według informacji zawartych w twórczości starożytnych pisarzy Gesatów można było spotkać na służbie obcych dworów24. Słowo to w języku celtyckim oznaczało po prostu „włóczników”, lecz nie to, jak na nich mówiono, tylko to, jak ich widziano, było najważniejsze, gdyż najbardziej charakterystyczną i rzucającą się w oczy cechą Gesatów była walka zupełnie nago. Polibiusz pisze, że „z próżności i pewności siebie odrzucili ten strój [spodnie i płaszcz – przyp. A.K.] i nago z samą bronią stanęli w pierwszym szeregu […], a wszyscy […] ozdobieni byli złotymi naszyjnikami i naramiennikami”25. Był to dawny celtycki zwyczaj, który zanikał, w miarę jak kolejne plemiona ulegały wpływom cywilizacji śródziemnomorskiej. Nie chodziło w nim o wyraz szaleńczej wręcz odwagi; nagość miała zapewnić magiczną ochronę, a pewności siebie dodawała wiara w nauczaną przez druidów metempsychozę26.
Warto dodać, że całe ciało Gesatów pokrywały niezliczone blizny po zagojonych ranach27. Niektórzy z walczących tuż przed bitwą specjalnie otwierali je sobie na nowo, zapewne po to, by wzbudzić strach w nieprzyjacielu. Metafizyczny charakter miały także noszone przez Gesatów wspomniane złote naszyjniki, zwane torkwesami. Zrobione były z zakrzywionego metalowego pręta lub rurki, tak że końce prawie się ze sobą stykały. Miały dawać właścicielom poczucie, że po ich założeniu znajdowali się pod opieką bogów28. Torkwesy były na tyle znane wojownikom antycznego świata, że kiedy w 361 roku przed naszą erą Rzymianin Manliusz, który pokonał w solowym pojedynku galijskiego wodza, jako najcenniejszą zdobycz potraktował właśnie ów złoty naszyjnik (po tym wydarzeniu dostał przydomek „Torkwatus”29). Druga specyficzna grupa bojowa, o której wspomina Cezar w swojej Wojnie galijskiej, to Soldures. Składali się oni na przyboczną drużynę wodza lub naczelnika plemiennego, przy czym wszystkich zaprzysiężonych obowiązywały jednakowe zasady – mieli razem korzystać z wszelkich uciech, a jeśli dowódcę spotkała nagła śmierć, to jak jeden mąż odbierali sobie życie. Cezar dodaje, że jeszcze nigdy nie stało się tak, aby ktoś wyłamał się z danej przysięgi30.
Bardzo ciekawymi aspektami obyczajowości Celtów były ich sposób zdobywania miast oraz stosunek do maszyn oblężniczych. Nieoceniony okaże się znowu Cezar, który pisze, że Galowie i Belgowie całość obwarowań otaczali tłumem piechoty, po czym obrzucali blanki kamieniami, aby pozbyć się obrońców. Następnie podpalali bramy i podkopywali się pod mury31. Nie znali ani machin miotających, ani szop oblężniczych, ale szczególną uwagę zwraca fakt, że konstruowania potrafili się szybko nauczyć, a to za sprawą rzymskich jeńców wojennych, których zmuszali do ich budowania32. Niestety, z powodu braku odpowiednich narzędzi i środków były one zawsze o poziom gorsze niż ich pierwowzory.
W związku z oblężeniem celtyckiej osady Wojna galijska zawiera pewien ciekawy opis mentalnego podejścia Galów do wieży oblężniczej. Otóż pewnego razu obrońcy, zauważywszy taką szopę, zaczęli głośno szydzić, naśmiewać się, że tak wielką machinę ustawiono daleko od grodu, i pytać, jakimi niby siłami atakujący zamierzają przesunąć ją w stronę murów. Kiedy jednak ujrzeli, że ta się porusza i zbliża do miasta, od razu wysłali posłów z prośbą o rozejm, argumentując, iż „Rzymianie nie prowadzą wojny bez boskiej pomocy, jeżeli potrafili posuwać do przodu tak wysokie machiny i z taką szybkością”33. Do podobnej sytuacji doszło, kiedy oblegające miasto legiony rzymskie odcięły dopływ wody do grodu. Mieszkańcy uznali, że stało się to z woli bogów, i poddali się atakującym34.
Druidzi […] zajmują się sprawami boskimi, troszczą o ofiary publiczne
i prywatne, objaśniają zagadnienia religijne; do nich ściąga znaczna liczba
mieszkańców dla pobierania nauki i w ogóle cieszą się oni
wielkim u Galów poważaniem.
Juliusz Cezar, Wojna galijska
Religia na polu bitwy
Większość antycznych kronikarzy zwraca również uwagę na druidów – grupę ludzi, którzy w galijskim społeczeństwie cieszyli się powszechnym szacunkiem. Strabon pisze o druidach jako o wykonawcach obrzędów ofiarnych i badaczach natury oraz tych, którzy „oprócz wiedzy o przyrodzie studiują jeszcze filozofię moralną”35. Druidzi znani byli na kontynencie pod nazwą vates (na Wyspach: filid) i jak podaje Diodor36, uważano ich za ekspertów w dziedzinie wróżenia. Mogli też składać ofiary, aczkolwiek te najważniejsze (między innymi z ludzi – o tym później) musiały być składane w obecności najwyższych kapłanów, gdyż tylko oni mogli się dowiedzieć od bogów, czy zostały przyjęte.
Najdłuższy i najbardziej szczegółowy opis druidów znajduje się w szóstej księdze Wojny galijskiej znanego nam już autora. Sama nazwa tych kapłanów i filozofów nie jest do końca jasna, ale panuje przekonanie, że wywodzi się od greckiego słowa drus, oznaczającego „dąb”, i indoeuropejskiego rdzenia –wid-, znaczącego „wiedzieć”. Walijska nazwa druidów również była związana z dębem i brzmiała derwydd. Oznaczałoby to „wiedzę pochodzącą od dębu” lub „znawcę dębów” czy też „tego, którego wiedza jest wielka”, jeżeli uznamy, że dru- jest celtyckim przedrostkiem intensyfikującym37. Niemniej jednak łączenie druidów z dąbrowami nie jest bezpodstawne, jako że miejscem ich spotkań miały być właśnie polany w lasach dębowych.
Wracając do Cezara, dowiadujemy się, że druidzi mieli w swoich rękach plemienną jurysdykcję i rozstrzygali w sprawach przestępstwa, zbrodni, prawa do spadku i miedzy. Jeżeli ktoś nie przystawał na ich wyrok, mogli posłużyć się bardzo silną bronią, jaką było wykluczenie z udziału w ofiarach. W tak prostych społecznościach (a Galowie niewątpliwie taką byli) równało się to z utratą duchowej energii oraz izolacją danej osoby od plemienia. Od tej pory nie mogła ona piastować żadnych godności, a towarzysze zaczynali jej unikać, aby nie narazić się na posądzenie o bezbożność38. Druidzi spotykali się raz do roku w kraju Karnutów (dziś okolice Chartres) – który prawdopodobnie uchodził za środek Galii39 – aby odbyć międzyplemienne sądy. Przybywali tam wszyscy, którzy mieli sprawy sporne niedające się załatwić na niższym szczeblu. Bardzo ciekawa jest także informacja pojawiająca się zarówno u Diodora, jak i Strabona, a mówiąca o rozjemczym charakterze druidów na polu bitwy39. „Sprawowali oni arbitraż w czasie wojny i nieraz doprowadzali do pojednania przeciwników już mających rozwinąć szyk bojowy […], jak gdyby zaklęciami spętali jakieś bestie dzikie”40. Świadczy to o nieprzeciętnych zdolnościach dyplomatycznych i wielkim autorytecie tych tajemniczych kapłanów i filozofów.
Druidzi byli także nauczycielami i wychowawcami celtyckiej młodzieży. Cezar przypuszczał, że ich nauka wzięła się z Brytanii, która była z dala od obcych wpływów i w której druidyzm mógł się rozwijać w najczystszej postaci. Chyba najbardziej charakterystycznym elementem szkoły dębowych mędrców była nauka na pamięć wielkiej liczby wierszy. Oczywiście druidzi znali pismo i w sprawach publicznych czy prywatnych posługiwali się greckim alfabetem. Zapamiętywanie tekstu wynikało więc z poszanowania dla tradycyjne uświęconych form przekazywania wiedzy i miało ćwiczyć pamięć, albowiem powszechna dostępność wierszy spowodowałaby zubożenie intelektualne celtyckiej społeczności. Warto także wspomnieć o metempsychozie – wędrówce dusz, która była także ważnym elementem nauki druidów41.
Jak już wcześniej wspomniałem, obrzędy religijne Galów obejmowały składanie ofiar z ludzi, najczęściej jeńców wojennych. Bezcenny, jeśli chodzi o opis Celtów, Cezar podaje, że „ci, których złożyła ciężka niemoc [chorobę traktowano jako karę boską], oraz ci, którzy znajdują się na wojnie lub w niebezpieczeństwie, zamiast ofiar zwierzęcych ofiarowują ludzi […], ponieważ uważają, że przychylności bogów inaczej pozyskać nie można, jak tylko przez oddanie życia ludzkiego za ludzkie życie”42. Stosowano do tego różne wyszukane metody, w zależności od tego, jakiemu bogu ofiara miała zostać złożona; osoby przeznaczone dla Taranisa palono, dla Teutatesa – topiono, a dla Esusa – wieszano. Strabon i Cezar wspominają o istnieniu specjalnych kukieł ze słomy, które wypełniano bydłem, dzikimi zwierzętami i ludźmi, a następnie podpalano43. Zgodnie z tymi relacjami wśród ofiar przeważali złodzieje i rozbójnicy. Diodor zaś pisał, że druidzi „przeznaczają na śmierć istotę ludzką i przebijają tego człowieka sztyletem powyżej przepony, a gdy on pada, przepowiadają przyszłość z jego upadku i z drgań jego członków, a także z broczenia krwi”44.
Idea składania ofiar była mocno zakorzeniona w tym, jak Celtowie rozumieli świat. Często zanim jeszcze stoczyli bitwę, ślubowali danemu bogu, że jeśli zwyciężą, przeznaczą na ofiarę wszystko żywe, co zdobędą, i zniosą to w jedno miejsce. Jeśli zaś ktoś odważył się zataić albo zabrać coś z wojennej zdobyczy, czekała go kara śmierci w najgorszych męczarniach45. Ciekawym zabiegiem psychologicznym było zwoływanie zbrojnych wieców całego plemienia, na których stawić się musieli wszyscy mężczyźni zdolni do noszenia broni. Tego, kto przybył ostatni, zebrani zabijali jako ofiarę za pomyślność w czasie wojny46. Niewątpliwie świadomość takiej praktyki musiała mobilizować wojowników do punktualności.
Kończąc niniejszy artykuł, wspomnę o jeszcze jednym krwawym i przerażającym celtyckim obyczaju, jakim było odcinanie pokonanym wrogom głów, które następnie przyczepiano do końskiej szyi. Zarówno Diodor, jak i Strabon zgodni są co do jego istnienia, pisząc, że „odchodząc bowiem z pola walki, przytraczają do karków swych koni głowy nieprzyjaciół, a wracając do domu, przybijają je na widocznym miejscu u wrót domostw”47. Zwyczaj ten nie wynikał z chęci posiadania trofeów, które zwiększyłyby wojenny prestiż wojownika. Posiadanie i możliwość wystawienia na pokaz głowy zabitego wroga oznaczało dysponowanie jego mocą, która stanowiła także dziedzictwo jego całego rodu. Zdobywcy bali się rozstania z takim atrybutem, gdyż wierzyli, że głowa, która odzyska wolność, będzie w przyszłości nękać swego zabójcę.
Przeczytaj też: Pucz Kappa. Rewolucja, kontrrewolucja i pierwszy lot Hitlera
Przypisy
1. G.J. Cezar, Wojna galijska, przekł. E. Konik, Wrocław 2004, s. 4.
2. Polibiusz, Dzieje, t. I, Wrocław 2005.
3. M. Dillon, N.K. Chadwick, Ze świata Celtów, Warszawa 1975.
4. Pauzaniasz, U stóp boga Apollona. Pauzaniasza wędrówki po Helladzie, ks. VIII, IX, X, Wrocław 2005.
5. Por. B. Gierek, Celtowie, Kraków 1998, s. 26; Pauzaniasz, dz. cyt., s. 426; Cezar, dz. cyt., s. 83.
6. G.J. Cezar, dz. cyt., s. 165; por. Diodor Sycylijski, Biblioteka historyczna, ks. V, s. 28., za: M. Dillon, N.K. Chadwick, dz. cyt., s. 16–17.
7. Diodor Sycylijski, dz. cyt., ks. V, s. 31, za: M. Dillon, N.K. Chadwick, dz. cyt., s. 18.
8. Diodor Sycylijski, dz. cyt., ks. V, s. 29, za: B. Cunliffe, dz. cyt., s. 126.
9. Atenajos, za: B. Cunliffe, dz. cyt., s. 126.
10. Diodor Sycylijski, dz. cyt., ks. V, s. 29, za: B. Cunliffe, dz. cyt., s. 126.
11. Polibiusz, dz. cyt., s. 107.
12. G.J. Cezar, dz. cyt., s. 105.
13. Strabon, Geografia, ks. IV, s. 4, 4, za: M. Dillon, N.K. Chadwick, dz. cyt., s. 16.
14. Diodor Sycylijski, dz. cyt., ks. V, s. 30, za: B. Cunliffe, dz. cyt., s. 128.
15. Polibiusz, dz. cyt., s. 104.
16. G.J. Cezar, dz. cyt., s. 254.
17. Tamże, s. 135.
18. Por. G.J. Cezar, dz. cyt., s. 14; Diodor Sycylijski, dz. cyt., ks. V, s. 29, za: M. Dillon, N.K. Chadwick, dz. cyt., s. 17.
19. G.J. Cezar, dz. cyt., s. 143.
20. Diodor Sycylijski, dz. cyt., ks. V, s. 29, za: B. Cunliffe, dz. cyt., s. 126.
21. Pauzaniasz, dz. cyt., s. 423.
22. Tamże, s. 423.
23. T.G.E. Powell, dz. cyt., s. 132.
24. F. Schlette, dz. cyt., s. 5.
25. Polibiusz, dz. cyt., s. 103–104.
26. T.G.E. Powell, dz. cyt., s. 130.
27. Polibiusz, dz. cyt., s. 103.
28. B. Cunliffe, dz. cyt., s. 124.
29. Tamże, s. 124.
30. G.J. Cezar, dz. cyt., s. 108.
31. Tamże, s. 65.
32. Tamże, s. 192–193.
33. Tamże, s. 83.
34. Tamże, s. 377.
35. Strabon, dz. cyt., ks. IV, s. 4, 4, za: M. Dillon, N.K. Chadwick, dz. cyt., s. 16.
36. Diodor Sycylijski, dz. cyt., ks. V, s. 31, za: M. Dillon, N.K. Chadwick, dz. cyt., s. 18.
37. P.B. Ellis, dz. cyt., s. 29.
38. G.J. Cezar, dz. cyt., s. 226.
39. Por. Diodor Sycylijski, dz. cyt., ks. V, s. 31, za: M. Dillon, N.K. Chadwick, dz. cyt., s. 18; Strabon, dz. cyt., ks. IV, s. 4, 3, za: M. Dillon, N.K. Chadwick, dz. cyt., s. 16.
40. P.B. Ellis, dz. cyt., s. 156–157.
41. G.J. Cezar, dz. cyt., s. 228.
42. Tamże, s. 228–229.
43. Por. Strabon, dz. cyt., ks. IV, s. 4, 6, za: P. B. Ellis, dz. cyt., s. 120; G.J. Cezar, dz. cyt., s. 229.
44. Diodor Sycylijski, dz. cyt., ks. V, s. 31, za: M. Dillon, N.K. Chadwick, dz. cyt., s. 18.
45. G.J. Cezar, dz. cyt., s. 230.
46. Tamże, s. 208.
47. Strabon, dz. cyt., ks. IV, s. 4, 4, za: M. Dillon, N.K. Chadwick, dz. cyt., s. 16.