Codziennie w dziennikach telewizyjnych oraz prasie znaczną część wiadomości zagranicznych zajmują Stany Zjednoczone oraz Unia Europejska. Pod wieloma względami, jak na przykład gospodarka, kultura, turystyka, sektor finansów są one porównywalne, jest jednak jedna znacząca różnica, którą w przekazywanych informacjach widać na pierwszy rzut oka. Przy Stanach Zjednoczonych czołowe miejsca zajmują niezliczone fakty, wiadomości, a czasami plotki i domysły na temat amerykańskiego zaangażowania na świecie. I to nie tylko w najgłośniejszych przypadkach Iraku i Afganistanu, ale także przy okazji tak zwanej tarczy antyrakietowej, coraz to nowych wzorów uzbrojenia wchodzących do służby, ewentualnych uderzeniach wyprzedzających na Koreę Północną czy Iran, a ostatnio także na temat tego, co mogą zrobić Amerykanie, jeśli fundamentaliści islamscy dojdą do władzy w dysponującym bronią atomową Pakistanie.

Jeśli te same sprawy poruszane są w kontekście Unii Europejskiej to zamiast uderzeń wyprzedzających mowa jest raczej o negocjacjach z Iranem i pomocy finansowej dla Korei Północnej, o tarczy antyrakietowej dyskutuje się, czy w ogóle jest potrzebna, a jeśli już to powinna być budowana w ramach całego NATO, a o Pakistanie nie mówi się nic konkretnego, poza zwyczajowym w takich sytuacjach troska i zaniepokojeniem. Nikt w przypadku Unii nie mówi o rozwiązaniach militarnych.

Skąd tak duża różnica w podejściu tych dwóch ważnych graczy na arenie międzynarodowej do tych samych problemów? Przecież przez ostatnich sześćdziesiąt lat te dwa organizmy doskonale ze sobą współpracowały w ramach NATO i nieraz to państwa europejskie były stroną bardziej wojowniczą jak choćby w przypadku wojny o Kanał Sueski w 1956 roku, czy francuskiej wojny w Algierii. Wydaje się, co postaram się dowieść, że to, dlatego, ponieważ w okresie po drugiej wojnie światowej politycy europejscy zdają się kierować w swoich poczynaniach idealistyczną koncepcją stosunków międzynarodowych, choć nie w jej czystej postaci, a Amerykanie pozostali wierni, wyznawanej praktycznie od początku istnienia tego państwa, koncepcji realistycznej, choć nikt tak wtedy o niej nie mówił, gdyż teoria stosunków międzynarodowych jako nauka pojawiła się dużo później. W kolejnych częściach pracy przedstawię obie te koncepcje od strony teoretycznej, a następnie ich praktyczne zastosowanie w polityce USA oraz UE.

Idealizm jako jedna z teorii stosunków międzynarodowych powstał w pierwszej połowie dwudziestego wieku i miał ścisły związek z wybuchem pierwszej wojny światowej. Była to pierwsza wojna o globalnym zasięgu i totalnym charakterze. Aby zmobilizować do walki wszystkie dostępne siły trzeba było stworzyć odpowiednią, przemawiającą do ludzi ideologię, która przeciwstawiałaby się dotychczasowemu światopoglądowi, przez który świat znalazł się w ogniu walki. Jedną z osób, które podjęły się tego wyzwania i miały wizję lepszego, powojennego świata był ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonych Thomas Woodrow Wilson. Aby przekonać naród amerykański do wzięcia udziału w wojnie argumentował on, że nie będzie to wojna jedyne w interesie narodowym Stanów Zjednoczonych, ale, że będzie ona prowadzona by położyć kres wojnom w ogóle i uczynić świat bezpieczniejszym i bardziej demokratycznym oraz aby stworzyć zupełnie nowy ład międzynarodowy1. Według myśli prezydenta Wilsona miałby to być świat bez autokracji, militaryzmu, tajnej dyplomacji oraz pokoju opierającego się jedynie na równowadze sił. Państwa miały dysponować tylko takimi siłami, aby zapewniały one ich bezpieczeństwo wewnętrzne, czyli miały stanowić bardziej rodzaj policji niż prawdziwego wojska. Swój program zaprezentował 8 stycznia 1918 roku w przemówieniu dla obu izb Kongresu. Przemówienie to zostało zapamiętane jako czternaście punktów Wilsona2. Dla dyplomatów ze starego kontynentu było to postulaty rewolucyjne. Zgodnie z tymi zasadami pokój zależy od rozprzestrzeniania demokracji, państwa powinny być oceniane według tych samych kryteriów etycznych, co jednostki, a w interesie narodu leży stosowanie się do uniwersalnego systemu prawa3. Program ten stanowił dla badaczy przyczynek do głębszego zajęcia się tymi zagadnieniami, których całość została nazwana nurtem idealistycznym.

Celem tego nurtu zwanego niekiedy też utopizmem jest „upowszechniać wiedzę o faktach dotyczących stosunków międzynarodowych i wpajać międzynarodowy raczej niż nacjonalistyczny sposób ich traktowania”. Teoria ta zakłada, że wojny nie będą już opłacalne nie tylko przez to, że zazwyczaj atakujący przegrywa, ale także, dlatego, że wspólne interesy ekonomiczne staną się znaczniej bardziej opłacalne od podbojów na drodze militarnej. Wizja idealnego świata stworzona przez Wilsnona obejmować miała także stworzenie rządu światowego, do którego wstępem była Liga Narodów. Chciano wprowadzić międzynarodową moralność, międzynarodowy sposób myślenia oraz upowszechnić i nadać nową formułę prawu międzynarodowemu. Uzupełnieniem tych wszystkich postulatów miały być badania poświęcone przyczynom wojen{4}. W ich trakcie badacze doszli do wniosku, że ich przyczyną jest to, że rządy rozpoczynające wojny nie reprezentują tak naprawdę społeczeństw państw, którymi rządzą, czyli są to przywódcy autokratyczni lub totalitarni, a z tego wynika, że aby zapobiegać wojnom należy na świecie upowszechniać demokrację, gdyż w niej władza jest poddana kontroli społeczeństwa, które z reguły jest przeciwne wojnom. Liberałowie są jednak świadomi, że dojście wszystkich państw do demokracji – o ile w ogóle jest możliwe – zajmie bardzo wiele czasu. Nawet w dzisiejszych czasach po upadku Związku Radzieckiego, demokracje stanowią jednie około 45% współczesnych państw. Dlatego groźba wojny będzie istniała zawsze, ale można podjąć pewne kroki aby była ona mniejsza.

Należy tu wymienić przede wszystkim stworzenie i rozwijanie organizacji międzynarodowych zapobiegających możliwości agresji, co zaowocowało najpierw stworzeniem Ligi Narodów, później ONZ oraz innych organizacji o mniejszym zasięgu. W dalszej perspektywie można dążyć do całkowitej zmiany systemu międzynarodowego i utworzenia wspomnianego wcześniej rządu światowego lub państwa uniwersalnego{5}. Pamiętać przy tym trzeba, że choć Wilson uchodzi za, można powiedzieć, jednego z twórców czy też pomysłodawców teorii idealistycznej, za jego prezydentury Stany Zjednoczone brały udział w większej ilości zagranicznych operacji wojskowych niż za poprzednich dwóch prezydentów, których uważa się za twardych realistów. Nie był, więc Wilson takim kryształowym idealistą, za jakiego lubił uchodzić i jakim przedstawiają go niektórzy autorzy{6}.
Teoria realistyczna stosunków międzynarodowych ma na te kwestie zupełnie inne spojrzenie. Choć podstawy naukowe uzyskała w podobnym, a nawet może późniejszym czasie niż teoria idealistyczna, to jednak w zachowaniu państw i władców była ona obecna od wielu wieków, a pierwsze jej zasady i reguły postarał się opisać Niccolo Machiavelli w „Księciu”. Za twórców tej teorii uznajemy przede wszystkim Hansa Morenthau i Georga Kennana, a za jednego z najlepszych dyplomatów, który potrafił wprowadzić ją w życie – Henryego Kissingera. Realiści, podobnie jak idealiści opisali świat stosunków międzynarodowych zbiorem reguł, według których postępują państwa, dążące do swoich celów.

Po pierwsze uważają oni, że stosunkami pomiędzy państwami rządzą pewne obiektywne prawa zakorzenione w ludzkiej naturze i są one podporządkowane nadrzędnemu celowi, jakim jest interes państwa. Interes ten prawie zawsze jest sprzeczny z interesami innych państw, co w konsekwencji zawsze prowadzi do konfliktów i wojen, które są właściwie nieuchronne, ale mogą być pomniejszane dzięki skutecznemu działaniu dyplomacji, która stara się łagodzić napięcia wynikające z tych sprzecznych interesów. Ponieważ jednak nie zawsze jest to możliwe i nie wszystkie państwa mogą chcieć współpracować zawsze należy być gotowym do walki o przetrwanie, a dopiero po zapewnieniu sobie przeżycia można myśleć o realizacji innych celów. Tam gdzie idealiści uważali, że państwa powinny kierować się moralnością taką jak każdy człowiek, realiści są dokładnie przeciwnego zdania, uważają, że ocena moralna każdego działania państwa powinna uwzględniać wszystkie okoliczności, jakie towarzyszyły danemu działaniu, tak więc moralność państwa nie jest równa moralności jednostek. Realiści krytykują i przestrzegają przed prowadzeniem polityki zagranicznej według kryteriów religijnych czy ideologicznych, ponieważ może to prowadzić do klęski{7}. Jednak najważniejszym chyba punktem tej teorii jest to, że jej zwolennicy za głównych uczestników stosunków międzynarodowych uważają państwa i w zasadzie nie widzą miejsca dla innych uczestników życia międzynarodowego, w tym dla organizacji międzynarodowych nawet tak dużych jak ONZ, ponieważ organizacje te służą tylko do realizacji interesów poszczególnych państw, a te jak już wcześniej stwierdzono, kierują się tylko własnym dobrem. Co za tym idzie nie ma i nie może być żadnej struktury, która dysponowałaby władzą wobec państw, bo pozbawiłoby to je głównego atrybutu państwowości – suwerenności. Ostatnią rzeczą, o jakiej trzeba powiedzieć opisując teorię realistyczną jest to, że według niej głównym celem, do jakiego dążą wszystkie państwa, po zapewnieniu sobie przetrwania, jest zdobycie jak największej potęgi na arenie międzynarodowej. Chodzi tu głównie o potęgę rozumianą jako siłę wojskową i gospodarczą, pozwalającą wpływać na działania innych państw zgodnie z naszą wolą. Mogą do tego służyć wszystkie dostępne środki, od zachęt i współpracy poprzez groźby, szantaż, embargo, a nawet wojnę, która według realistów jest krokiem ostatecznym, ale jak najbardziej dopuszczalnym w polityce międzynarodowej. Hołdują oni zasadzie sformułowanej przez Carla von Clausewitza, że wojna jest jedynie kontynuacją polityką prowadzoną innymi metodami{8}. Metodą na zapobieganie wojnom jest według realistów równowaga sił, powodująca, że żadne państwo nie może uzyskać takiej przewagi, aby stać się hegemonem w systemie międzynarodowym, gdyż w przeciwnym wypadku hegemon mógłby narzucać innym swoją wolę – niszcząc w ten sposób główny przywilej państw, suwerenność – a w ostateczności mógłby likwidować poszczególnych uczestników systemu jako niezależne podmioty. Równowaga sił pozwala także na utrzymanie względnego ładu i spokoju na arenie międzynarodowej{9}.

W mniemaniu Stanów Zjednoczonych świat dzieli się na przyjaciół i wrogów, w konfrontacji z tymi drugimi Amerykanie wolą stosować bardziej przymus niż perswazję. Kiedy dostrzegą oni zagrożenie dla swoich interesów chcą oni rozwiązań szybkich i konkretnych, a co za tym idzie skłaniają się do rozwiązań unilateralnych na co pozwala im najpotężniejsza na świecie armia, która nie potrzebuje pomocy innych, żeby się z danym problemem uporać. Przez to są oni mniej skłonni do korzystania z pośrednictwa takich instytucji jak ONZ, czy szerokiej współpracy z innymi krajami w celu zawiązania jakiejś koalicji do rozwiązania określonego problemu, gotowi są nawet do nieprzestrzegania prawa międzynarodowego ilekroć uznają to za niezbędne dla realizacji swoich celów{10}.

Po zakończeniu zimnej wojny, kiedy Związek Radziecki przestał istnieć, a wraz z nim przestała istnieć jedyna realna siła, mogąca stanowić równowagę dla światowych działań Stanów Zjednoczonych, te podejmowały więcej zagranicznych interwencji, niż za czasów świata dwubiegunowego. Działo się tak pomimo likwidacji największego zagrożenia dla USA.

Operacje te to między innymi Panama, wojna w Zatoce perskiej w 1991 roku, akcje humanitarne na Haiti i w Somalii, następnie udział w kilku różnych operacjach na Bałkanach, najpierw w czasie wojny domowej, a następnie w czasie walk w Kosowie. W międzyczasie było jeszcze kilka innych operacji związanych z nalotami bombowymi na Irak w odwecie za nieprzestrzeganie rezolucji ONZ, oraz naloty na Sudan. Aż w końcu po 11 września 2001 doszło do operacji w Afganistanie i Iraku. Jedynie część z tych operacji było przeprowadzonych za zgodą i od egidą ONZ. Lecz to nie czyniło ich lepszymi czy choćby skuteczniejszymi, jak pokazuje choćby akcja w Somalii zakończona całkowita klęską Narodów Zjednoczonych. Natomiast inne, które tego umocowania prawnego nie miały okazały się skuteczne i rozwiązały kilka problemów jak choćby zakończenie rozlewu krwi na Bałkanach i stopniowe zaprowadzanie porządku w krajach byłej Jugosławii na tyle, że obecnie jedno z tych państw – Słowenia – jest już w Unii Europejskiej, a Chorwacja do niej aspiruje. Można więc z tego wysnuć wniosek, że patronat ONZ służy jedynie poprawie wizerunku danej akcji wojskowej w oczach społeczeństw, które z zasady są przeciwne wojnom, ale nie ma on większego znaczenia jeśli chodzi o powodzenie danej operacji i realizacje postawionych celów, a to dla Amerykanów jest najważniejsze. Nie można zatem im się dziwić, że nie zawsze chętnie zgadzają się oni na działanie za jej pośrednictwem.

Podobnie jest w przypadku prawa międzynarodowego. Amerykanie uważają, że jest ono skuteczne tylko w przypadku tych państw, które z dobrej woli zgadzają się go przestrzegać, a takich państw jest niewiele. Dlatego w tej kwestii powinno obowiązywać swego rodzaju myślenie podwójnymi standardami. Między sobą Amerykanie i Europejczycy, a także inne rozwinięte narody mogą działać na podstawie prawa i wzajemnego bezpieczeństwa. Lecz w kontaktach z innymi państwami, które nie weszły jeszcze w epokę świata ponowoczesnego, stosować trzeba twarde środki siły, wyprzedzających ataków i podstępów. Brytyjski dyplomata stanowisko amerykańskie określił słowami: „Między sobą musimy przestrzegać prawa, lecz kiedy działamy w dżungli, musimy postępować zgodnie z prawem dżungli”{11}. Z tych powodów Amerykanie nie ratyfikują konwencji i innych aktów prawnych, które w jakichś sposób mogłyby ograniczać wolność działania ich wojsk na świecie. Nie poddali się oni jurysdykcji Międzynarodowego Trybunału Karnego, ani nie przystąpili do Konwencji Ottawskiej o zakazie stosowania min lądowych. W tym drugim przypadku Stany Zjednoczone uważają, że jest to typowe porozumienie rozbrojeniowe, którego wprowadzenie w życie wywoła określone skutki dla bezpieczeństwa państwa. Na konferencji w Oslo w 1997 roku USA ostro sprzeciwiły się projektowi Konwencji przedstawionemu przez delegację austriacką, który zakładał całkowity zakaz stosowania, produkcji, transferu i składowania min. W trakcie negocjacji nie osiągnięto kompromisu i w rezultacie USA w ogóle nie podpisały Konwencji. Pentagon twierdzi, że wojsko amerykańskie nie ma środków bojowych mogących zastąpić miny przeciwpiechotne{12}. Przykładem amerykańskich trudności w realizacji celów misji wojskowej były naloty na Serbię w związku z sytuacją w Kosowie w 1999 roku. Amerykański głównodowodzący generał Wesley Clark skarżył się, że jego wysiłki o zachowanie konsensusu wśród licznych europejskich sojuszników, utrudniały prowadzenie operacji wojennej i opóźniały jej szczęśliwy koniec. Uważał on, że przed wojną siły sojusznicze nie potrafiły dać Slobodanowi Miloseviciowi dostatecznie jasnego sygnału, że są mocno zdeterminowani, aby użyć siły, ponieważ kraje europejskie nie chciały się zgodzić na żadne działanie bez zgody Rady Bezpieczeństwa ONZ, co generał Clark nazwał właśnie – kwestiami prawnymi. Dla Amerykanów te kwestie prawne były przeszkodami dla właściwego planowania i przeprowadzenia tej wojny{13}. Jest to tylko jeden z przykładów na amerykański pogląd, że sztywne trzymanie się prawa międzynarodowego utrudnia Stanom Zjednoczonym prowadzenie działań, nie tylko we własnym interesie, ale także w obronie innych narodów.

Dla Europejczyków, a szczególnie europejskich polityków obraz świata jest znacznie bardziej złożony. Uważają oni, że nie wszystkie problemy da się rozwiązać przy pomocy siły lub nacisku, chociaż sami postępowali tak przez kilkaset lat wobec siebie i wobec swoich kolonii. Przy rozwiązywaniu sporów wolą oni obecnie stosować negocjacje oraz odwoływać się do prawa międzynarodowego oraz międzynarodowej opinii publicznej. Zgodnie z tym, co twierdzili idealiści, że dzięki połączeniom gospodarczym i handlowym wojny staną się nieopłacalne, próbują oni tworzyć takie więzi pomiędzy narodami. Dlatego miedzy innymi po drugiej wojnie światowej postawili na integrację europejską, ściśle wiążąc wojujące ze sobą od lat Francję i Niemcy więzami gospodarczymi, a później stopniowo pogłębiali to połączenie. Uważają oni, że skoro udało się to w Europie, pomiędzy dwoma tak zwaśnionymi ze sobą krajami, które w przeciągu kilkudziesięciu lat stoczyły ze sobą trzy wielkie wojny to można ten model przenieść z równym powodzeniem w inne rejony świata.

Europa woli używać perswazji i ekonomii w stosunkach międzynarodowych także, dlatego, że jej społeczeństwa są bardzo wyczulone i mało tolerancyjne na wszelkie ofiary w ludziach, nawet żołnierzach. Ma to swoje źródło w tym, że od pięćdziesięciu lat w Europie rozwijana była koncepcja państwa dobrobytu i większość funduszy przeznaczano właśnie na poprawę bytu socjalnego swoich obywateli. Armie były praktycznie nieużywane i tylko czekały na ewentualne starcie z siłami Układu Warszawskiego, w walce, z którym i tak w przeważającej części polegałyby na wsparciu armii amerykańskiej, a szczególnie jej broni atomowej.

Dlatego przy wszystkich obecnych konfliktach najpierw zdają się na negocjacje i dyplomację, a akcję zbrojną podejmują jedynie, kiedy zgodę na to wyrazi Rada Bezpieczeństwa ONZ, czyli bardzo rzadko.

Nie jest to oczywiście jedyny powód takiego postępowania Europy. Państwa mają w tym po prostu swój interes. Skoro Europejczycy nie są w stanie samodzielnie przeprowadzić poważniejszej operacji wojskowej – a nie są, co pokazały liczne przykłady – to nie chcą pozwolić innym na to, czego sami nie są w stanie zrobić. W tym wypadku, więc odwołanie się do multilateralizmu i prawa międzynarodowego daje Europejczykom praktyczną korzyść niewielkim kosztem{14}. Dodatkowo dzięki takiemu działaniu i odwoływaniu się do ONZ, państwa europejskie starają się pomniejszać możliwości samodzielnego działania jedynego obecnie mocarstwa, które jest do tego zdolne. Rada Bezpieczeństwa, która niegdyś składała się z pięciu mocarstw, dziś ma w składzie praktycznie tylko jedno prawdziwe mocarstwo, jeśli brać pod uwagę tylko siłę militarną, ale mimo to pozostała jedynym miejscem gdzie mniejsze państwa – a z Europy szczególnie Francja – mają przynajmniej teoretyczną możliwość kontrolowania Stanów Zjednoczonych. Francja dała temu przykład w czasie debaty nad zaatakowaniem Iraku w 2003 roku, kiedy to stworzyła ona koalicję zdolną do zablokowania rezolucji ONZ zezwalającej na ten atak. Amerykanie tą operację i tak przeprowadzili, jednak z powodu braku rezolucji ONZ była ona poddana powszechnej krytyce i wielu potencjalnych sojuszników USA się z niej wycofało, przez co Amerykanie musieli ponieść o wiele wyższe wydatki na ten cel, niż zrobiliby to działając w ramach systemu narodów zjednoczonych{15}.

Unia Europejska o ile angażuje się w zagraniczne misje wojskowe, to raczej tylko w te, których głównym celem jest utrzymanie pokoju. Jej pozycja w tych kwestiach jest dodatkowo osłabiana przez brak wspólnej polityki zagranicznej i niewiele wskazuje, żeby w tej kwestii cos się miało zmienić, pomimo podpisania Traktatu Lizbońskiego. Inicjatywy UE są z reguły krótkotrwałe i rzadko maja poparcie wszystkich państw członkowskich. Potęga gospodarcza UE nie przekłada się na polityczne wpływy w różnych zapalnych częściach świata, szczególnie tam gdzie w grę wchodzi czynnik militarny{16}.
Europejscy, a szczególnie francuscy przywódcy często mówili o stworzeniu wielobiegunowej równowagi sił, ale w obecnej sytuacji geopolitycznej jest to raczej nierealne. Wielu Europejczyków uznaje, że multilateralna dyplomacja jest możliwa nawet bez wielobiegunowej równowagi militarnej i byliby oni szczęśliwi, mogąc współdziałać ze Stanami Zjednoczonymi, jeśli byłyby one w swoim podejściu bardziej otwarte na konsultację i współpracę{17}. Problem polega na tym, że Stany Zjednoczone jako jedyne na świecie są zdolne do działania w pojedynkę i nie potrzebują do tego przyzwolenia Europy i co oczywiste, nie chcą oni z tej pozycji supermocarstwa zrezygnować, dla idei europejskich. Amerykanie nie mają interesu w utrzymywaniu czy też budowaniu polityki multilateralnej jako uniwersalnej zasady rządzącej stosunkami międzynarodowymi. Niezależnie bowiem od tego czy samodzielne działanie będzie się oceniało jako dobre lub złe, najwięcej na jego zakazaniu stracą właśnie Amerykanie, a jak każde silne państwo nie chcą one dopuścić do tego by prawo międzynarodowe ograniczało ich suwerenność{18}. Jednak taka postawa jeszcze długo będzie przedmiotem krytyki ze strony pozostałych państw. Będzie też ona je motywować do działań na rzecz rozwoju wielobiegunowego ładu międzynarodowego{19}.
Bardzo trudno jest przewidywać przyszłość w obecnej erze ponowoczesnej. Zapewne jeszcze przez dłuższy czas obecna sytuacja nie ulegnie zmianie, ponieważ Stany Zjednoczone nie mają na świecie godnego siebie konkurenta w sferze {{hard Power}}. Jednak w przyszłości mogą nim się stać Chiny, które bardzo szybko rozwijają swoja gospodarkę w tym i przemysł zbrojeniowy. Wtedy powinno nastąpić jakieś zbliżenie obu doktryn – idealistycznej i realistycznej – i być może stworzenie jakiejś formy kompromisu. Innym czynnikiem wpływającym na zmianę postępowania Ameryki może być stopniowy rozwój cywilizacyjny, w tym i rozszerzanie się demokracji, zacofanych obecnie państw, gdzie najczęściej podejmowane są działania zbrojne, a tym samym ustanie przesłanek, z powodu, których te interwencje następują.

Przypisy

1. E. Cziomer, L. Zyblikiewicz, {bib{Zarys współczesnych stosunków międzynarodowych}bib}, Wyd. naukowe PWN, Warszawa 2005, s.16.
2. L. Pastusiak, {bib{Prezydenci Stanów Zjednoczonych Ameryki}bib}, wyd. Iskry, Warszawa 2005, s.583.
3. H. Kissinger, {bib{Dyplomacja}bib}, wyd. Philip Wilson, Warszawa 2002, s.31.
4. E. Cziomer, L. Zyblikiewicz, {bib{op. cit}bib}., s.18.
5. {bib{Stosunki międzynarodowe: geneza, struktura, dynamika}bib}, pod red. E. Haliżaka i R. Kuźniara, Warszawa 2001, s.49.
6. L. Pastusiak, {bib{op. cit. }bib}, s.601.
7. E. Cziomer, L. Zyblikiewicz, {bib{op. cit}bib}., s.19.
8. C. von Clausewitz, {bib{O wojnie}bib}, wyd. Mireki, Warszawa 2006, s.608.
9. {bib{Stosunki międzynarodowe: geneza… }bib}, op. cit., s. 40-42.
10. R. Kagan, {bib{Potęga i raj. Ameryka i Europa w nowym porządku świata}bib}., wyd. Studio EMKA, Warszawa 2003, s.11.
11. {bib{Ibidem}bib}, s.88.
12. http://www.global.net.pl/21159.xml?MEDIA=printer, Global.net.pl, dn. 05.01.2008.
13. R. Kagan, {bib{op. cit}bib}., s.59.
14. {bib{Ibidem}bib}, s.48.
15. J. Nye jr, {bib{Soft power. Jak osiągnąć sukces w polityce światowej, Wydawnictwa akademickie i profesjonalne}bib}, Warszawa 2007, s.116.
16. R. Kagan, {bib{op. cit. }bib}, s.78.
17. J. Nye jr, {bib{op. cit. }bib}, s.118.
18. B. Barber, {bib{Dżihad kontra McŚwiat}bib}, wyd. Muza, Warszawa 2007, s.352.
19. J. Kukułka, {bib{Wstęp do nauki o stosunkach międzynarodowych}bib}, wyd.

ASPRA-JR, Warszawa 2003, s.239.

Bibliografia:

Barber. B, {bib{Dżihad kontra McŚwiat}bib}, wyd. Muza, Warszawa 2007
von Clausewitz C., {bib{O wojnie}bib}, wyd. Mireki, Warszawa 2006
Cziomer E., Zyblikiewicz L., {bib{Zarys współczesnych stosunków międzynarodowych}bib}, Wyd. naukowe PWN, Warszawa 2005
Haliżak E., Kuźniar R. (red.), {bib{Stosunki międzynarodowe geneza, struktura, dynamika}bib}, Wyd. Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2001
Kagan R., {bib{Potęga i raj. Ameryka i Europa w nowym porządku świata. }bib}, wyd. Studio EMKA, Warszawa 2003
Kissinger H., {bib{Dyplomacja}bib}, wyd. Philip Wilson, Warszawa 2002
Kukułka J., {bib{Wstęp do nauki o stosunkach międzynarodowych}bib}, wyd. ASPRA-JR, Warszawa 2003
Nye J., {bib{Soft power. Jak osiągnąć sukces w polityce światowej}bib}, Wydawnictwa akademickie i profesjonalne, Warszawa 2007
Pastusiak L., {bib{Prezydenci Stanów Zjednoczonych Ameryki}bib}, wyd. Iskry, Warszawa 2005