Węgierska Górka. Malownicze miasteczko niedaleko Żywca. Oprócz bazy wypadowej dla turystów zmierzających na Babią Górę amatorom historii kojarzy się jeszcze z tragicznymi wydarzeniami wrześniowymi roku 1939. Szumnie nazwana „Westerplatte południa”, intryguje i zmusza czy to do sięgnięcia do źródeł pisanych, czy do obejrzenia odbywających się raz do roku lekcji żywej historii. Mnie zainteresował stary artykuł na temat fortyfikacji, które zostały tam zbudowane. Zainteresował na tyle, że kilka lat później popełniłem na ten temat licencjat. I jeśli wtedy nie byłem gotowy na podsumowanie, dlaczego Westerplatte mogło, Wizna mogła, a Węgierska Górka nie mogła – tak teraz spróbuję.
Żeby zrozumieć, dlaczego wybrano Węgierską Górkę na miejsce usytuowania fortyfikacji stałych, trzeba spojrzeć na mapę granicy II Rzeczypospolitej. I to najpierw na granicę przed „aneksją Czechosłowacji” i zaraz po niej, gdy granica z Niemcami wydłużyła się o 500 kilometrów i odsłoniła skrzydło obrony. W związku z takim obrotem spraw przygotowano plany ufortyfikowania i zabezpieczenia południowej granicy, wcześniej uznawanej za względnie bezpieczną. Utworzenie Armii „Kraków” pod dowództwem gen. bryg. Antoniego Szyllinga i oddanie mu pod dowództwo stosunkowo znacznych sił jasno świadczyło o obawach sztabu generalnego o ten kluczowy dla prowadzenia wojny obronnej odcinek(1). Przerwanie obrony w tym rejonie prowadziłoby wprost do zajęcia przemysłowego śląska oraz GOP-u co mogło by rozstrzygnąć wojnę bez zajmowania całego kraju i przełamywania poszczególnych linii obrony.
Węgierska Górka, do tej pory mało znacząca w planach obrony kraju, nagle stała się jednym z ważniejszych punktów na mapie i spędzała sen z głowy sztabowcom, którzy przy szczupłości środków i braku czasu próbowali załatać powstałą wyrwę. Musieli to zrobić głównie dlatego, że przez centrum miasteczka przechodził jeden z nielicznych traktów nadających się do przemieszczania czołgów i wozów bojowych. Do tego usytuowanie między wzgórzami powinno ułatwić obronę, nawet okrężną w przypadku przerwania obrony na szczytach gór. Zdecydowano się na ufortyfikowanie doliny. Do tej pory nierozstrzygnięty pozostaje fakt, czy koncepcja budowy fortyfikacji w dolinie – a nie na szczytach wzgórz – wygrała ze względu na brak doświadczenia w tego typu budowach, czy ze względu na koszty i czas budowy. Wszystkie alpejskie fortyfikacje budowano w tym czasie na szczytach gór jako duże tradytory artyleryjskie, które miały blokować doliny ogniem, a dzięki usytuowaniu – być łatwe do obrony. Dolina zaś miała zostać obsadzona przez niewielkie jednostki służące bardziej do obserwacji niż do walki. Koncepcja „polska” – czyli obsadzenie piechotą wzgórz, a w dolinie wybudowanie fortyfikacji – wygrała, ale czy słusznie? Nie wiadomo, nigdy tego nie sprawdzono, ponieważ żaden z punktów oporu nie został ukończony.
Dlaczego? W marcu, kiedy armia „Kraków” dopiero powstawała, i później, kiedy kompletowano sztab i ściągano jednostki, nastroje w wojsku były kiepskie. Uważano, że za małe środki są przeznaczane na rozbudowę i dozbrajanie armii, więc dowództwo zdecydowało, że pieniądze, które udało się uzyskać na budowę fortyfikacji stałych, podzieli na odcinki, dzięki czemu wzmocni morale, opierając obronę na kilku mocnych punktach wspartych drewniano-ziemnymi umocnieniami. Czy było to słuszne? Wątpliwe – bardziej przypominało łatanie przeciekającej tamy palcami. Jak się później okazało, niemiecki blitzkrieg, na który nie była przygotowana ani Polska, ani Europa, bez problemu był w stanie poradzić sobie z taką formą obrony, rozjeżdżając w pierwszych dniach pod Pszczyną 6. Dywizję Piechoty2.
Do prac terenowych na odcinku karpackim wyznaczono płk. dypl. Tadeusza Zieleniewskiego, a na odcinku obejmującym Węgierską Górkę – płk. dypl. Mariana Porwita. Wyniki badań pozwoliły oszacować możliwości ufortyfikowania terenów górskich. Ze względu na ograniczone środki zdecydowano się na umocnienie masywu Baraniej Góry–Gorce.
W jej skład wchodziły punkty oporu:
– „Węgierska Górka” – w dolinie Soły między Baranią Górą a masywem Pilskajego;
celem było ryglowanie drogi i kolei prowadzącej ze Śląska Cieszyńskiego w kierunku Żywca.
– „Korbielów” i „Krzyżowa” pomiędzy Babią Górą i masywem Pilska; jego zadaniem było powstrzymanie ruchu na szosie prowadzącej ze Słowacji w kierunku Żywca.
– „Bystra”, „Jordanów” i „Skomielna” miały zamykać lukę pomiędzy Babia Górą i górą Luboń.
– „Raba Niżna” w dolinie Raby zamykała drogę na Limanową3.
Mimo szybkiego zakończenia prac terenowych i oddania projektów, dalej przeciągano w czasie rozpoczęcie budowy. Złożyło się na to kilka przyczyn. Przede wszystkim każdy element musiał zostać zatwierdzony przez Sztab Generalny, który ze względu na oszczędności ingerował nawet w szczegóły uzbrojenia i ukręcał łeb najnowszym technologiom na rzecz tańszych, gorszych rozwiązań. Do tego dochodziły problemy ze zgodą między poszczególnymi ekspertami z różnych dziedzin ściągniętymi do konsultacji. Specjaliści od artylerii i piechoty nie mogli się dogadać odnośnie wielu kwestii: koncepcji obrony czy umiejscowienia broni. Kiedy jednak w końcu doszli do wspólnego rozwiązania, zatwierdzono plany budowy i rozpoczęto pierwsze prace budowlane.
Do obsady fortyfikacji i pasa obrony zdecydowano się wykorzystać jednostki KOP-u ściągnięte na wiosnę ze wschodniej granicy. Była to decyzja świetna z kilku powodów – przede wszystkim Korpus Ochrony Pogranicza był śmietanką armii, zarówno pod względem wyszkolenia, jak i doboru kadry. Żołnierze służący w tych jednostkach przechodzili do KOP-u dopiero po szkoleniu w innych rodzajach wojska i byli specjalnie selekcjonowani. Ze względu na zapalną wschodnią granicę oprócz normalnej pracy pogranicznicy dodatkowo pełnili funkcje ukulturalniające, zakładali biblioteki, kółka polskie itp. Wszyscy musieli umieć pisać i czytać, co wcale nie było wówczas takie powszechne4. Ponadto byli to żołnierze doświadczeni dzięki ciągłym prowokacjom na granicy, nierzadko powąchali już proch, ich morale było stosunkowo wysokie.
Koncepcja ufortyfikowania doliny zakładała, że na wzgórzach umieszczone zostaną dwa tradytory artyleryjskie, które będą wspierały ogniem dolinę, a w samej dolinie – szesnaście fortów zdolnych do obrony okrężnej. Zdołano wybudować jedynie 5 obiektów:
– Waligóra
– Włóczęga
– Wędrowiec
– Wąwóz
– Wyrwidąb
Obiekt pierwszy, czyli Waligóra, oraz obiekt 18 lub 19 miały być tradytorami artyleryjskimi. Pozostałe miały osłaniać skrzydła, bronić pozycji od czoła, część miała zostać wyposażona w forteczne armaty przeciwpancerne.
Jak widać po ułożeniu fortyfikacji i ich gęstości, gdyby pozycję ukończono, mogłaby być zaporą nie do przejścia. Tak się jednak nie stało – ukończono tylko pięć pozycji, z czego Wyrwidąb nie został obsadzony. Dodatkowo między fortami cały czas prowadzono prace ziemne, mające przygotować stanowiska moździerzy, ciężkich karabinów maszynowych i broni przeciwpancernej.Sama kompania forteczna dysponowała w dniu rozpoczęcia walk stosunkowo słabym uzbrojeniem:
– 75 żołnierzy,
– 4 schrony bojowe,
– 2 armaty 76,2 mm,
– 3 armaty ppanc. 37 mm,
– 10 ckm,
– 3 rkm5.
Została wsparta oddziałami batalionu „Berezwecz”.
Walki o Węgierską Górkę rozpoczęły się dopiero 2 września od godzin rannych, kiedy grupy osłonowe pod naporem Niemców wycofały się na swoje pozycję. W ciągu całego dnia zadano nieprzyjacielowi duże straty. Wojska niemieckie mimo wsparcia artyleryjskiego nie były w stanie przełamać polskiej linii oporu. Po godzinie 18 do sztabu dojechał łącznik z rozkazem wycofania. Dlaczego, skoro jednostki broniły się i nie było obaw o przełamanie? Może dowództwo przestraszyło się przenikających szczytami gór jednostek niemieckich. Jednak była ich taka ilość, która nie groziła okrążeniem, ponieważ jednostki te nie miały ciężkiego sprzętu. Mimo to oddziały dostały rozkaz wycofania. Jednak do fortów rozkaz nie dotarł. Pod osłoną nocy część jednostek odeszła na Żywiec, pozostawiając broniące się forty samym sobie. Nad ranem, kiedy niemieckie jednostki zorientowały się, że fortyfikacje nie są już wspierane przez piechotę, ruszyli do szturmu. Szybko zaczęli wyłączać z walki poszczególne punkty oporu i wieczorem udrożnili drogę na Żywiec. Najdłużej bronił się obiekt Wąwóz, ale i jego załoga z nastaniem ciemności wycofała się ze swojej pozycji.
Dlaczego Węgierska Górka wzorem Westerplatte i Wizny nie stała się symbolem narodowym? Czy dlatego, że bronili jej gorsi żołnierze? Na pewno nie – jedyny błąd, jaki został popełniony, jeśli chodzi o obronę, to zbyt wczesne wycofanie. Pozycja mogła się jeszcze bronić. Nawet dzień, dwa dni dłuższego zatrzymania Niemców w tym miejscu mogło mieć spore znaczenie operacyjne. Drugim błędem było zbyt opieszałe i zbyt długie projektowanie i zatwierdzanie projektów, co wydłużyło budowę, i pozycja nie została ukończona.
Gdyby jednak została, albo Niemcy by ją ominęli – patrz: fortyfikacje Górnego Śląska – albo zalegliby, nie mogąc ich przełamać. Oba rozwiązania dla obrony południa Polski byłyby dobre. Stosunkowo niewielkimi siłami można by bronić się tam jeszcze długo. Oczywiście w skali kraju nie miałoby to dużego znaczenia, a poświęcanie żołnierzy tylko po to, żeby stali się symbolem narodowym, nie miałoby większego sensu. Jednak gdyby nie popełniono tego błędu – oraz wielu innych – może nie mówiono by o wojnie obronnej Polski „Kampania Wrześniowa”?
Przypisy
1. W. Stebik, Armia „Kraków w 1939 r.”, Warszawa 1975.
2. Tenże.
3. J. Sadowisk, P. Sucharek, Fortyfikacje Węgierskiej Górki, Węgierska Górka 2002,
4. Cz. Grzelak, Szack Wytyczno,1939, Warszawa 2001,
5. W. Steblik, Armia Kraków…