Pod koniec lipca 1939 roku w Gdyni znalazła się grupa dwustu czechosłowackich lotników, którzy po agresji Niemiec uciekli do Polski. Niemal wszyscy odpłynęli wkrótce do Francji, ale 13 zdecydowało się pozostać w Polsce i zasilić szeregi polskiego lotnictwa1. Wśród tych ostatnich był także dwudziestosześcioletni četari (plutonowy) Josef František, który nieco ponad rok później miał się poszczycić najwyższym kontem zestrzeleń wśród lotników 303. Dywizjonu podczas bitwy o Wielką Brytanię (17 pewnych). Kwestia zwycięstw odnoszonych ponad 65 lat temu przez Františka do dnia dzisiejszego budzi wiele kontrowersji, głównie za sprawą tego, co napisali o nich Arkady Fiedler i Witold Urbanowicz2. Autorzy ci stworzyli mianowicie legendę o „metodzie Františka” i opisali czeskiego pilota jako indywidualistę chodzącego własnymi ścieżkami, samotnie polującego nad kanałem La Manche na samoloty Luftwaffe powracające do baz we Francji. Intencji Urbanowicza czy Fiedlera nie sposób dziś odtworzyć, ale legenda ich autorstwa funkcjonuje po dziś dzień w niemal wszystkich publikacjach traktujących o najsłynniejszym z polskich dywizjonów3. Ile jest w niej prawdy? Przeanalizujmy dostępne materiały źródłowe i zobaczmy, jaki obraz wydarzeń z nich się wyłania.

Pierwsze zwycięstwo

Okoliczności pierwszego zestrzelenia zaliczonego Czechowi zostały opisane szczegółowo zarówno w podstawowym dokumencie sprawozdawczym dywizjonu, czyli w Dzienniku Działań Operacyjnych, jak i w raporcie oficera wywiadu sporządzonym po walce4. Popołudniowa walka w okolicy Dover w dniu 2 września 1940 roku miała bardzo dramatyczny przebieg i mogła się dla Dywizjonu zakończyć totalną klęską. O jej wyniku zdecydował w dużej części przypadek, a także bohaterska postawa jednego z młodych polskich sierżantów i niezdecydowanie Niemców.

Parę minut przed godziną osiemnastą dwunastka lotników 303. kręciła się nad kanałem La Manche, usiłując wypatrzeć wyprawę Luftwaffe, na którą od niemal pół godziny starali się ją naprowadzić kontrolerzy z naziemnego ośrodka dowodzenia. Sgt. Jan Rogowski i Josef František pełnili funkcję „weaverów”, lecąc z tyłu formacji Dywizjonu i zapewniając osłonę swoim towarzyszom utrzymującym bardzo niepraktyczny, zwarty szyk trójkowy wymyślony jeszcze w czasie I wojny światowej i wciąż stosowany przez RAF w 1940 roku. Pozycja „weavera” była bardzo niebezpieczna – lecący poza głównym szykiem dywizjonów piloci często padali ofiarą zaskakujących ataków nieprzyjaciela. Tym razem jednak Niemcom nie udało się upolować osłaniającej dwójki pilotów.

126 „Adolfów” – oficjalnie zaliczony dorobek dywizjonu w bitwie o Brytanię. Dziś wiadomo już na pewno, że faktyczna liczba zestrzeleń naszych pilotów była wyraźnie mniejsza (to samo zresztą tyczy się ogółu pilotów RAF-u). Ile samolotów faktycznie zestrzelił František?

Jan Rogowski w ostatniej chwili zauważył dziewięć Messerschmittów schodzących do ataku na Polaków ze słońca i bez namysłu rzucił swą maszynę w ich stronę, idąc na nich samotnie, w ataku łeb w łeb. W chwilę później w kierunku lecących z dużą prędkością Niemców ruszył także František. Akcja obydwu „weaverów” pokrzyżowała zamiary atakujących Niemców. Zaskoczeni piloci Luftwaffe przelecieli jedynie przez polską formację i, korzystając z uzyskanej w nurkowaniu przewagi szybkości, zaczęli się wycofywać w kierunku Francji. Ci z pilotów polskiego Dywizjonu, którzy byli najbliżej Niemców rzucili się za nimi w pogoń. Samoloty wymieszały się ze sobą. Za Messerschmittami leciały Hurricane’y, za nimi następne Messerschmitty i kolejne Hurricane’y. František, jak wynika z raportu oficera wywiadu, za cel obrał maszynę nieprzyjaciela, która atakowała lecącego przed nią Hurricane’a pilotowanego przez F/O Zdzisława Henneberga5. František zbliżył do Niemca na odległość 100 jardów i oddał kilka serii, po których Messerschmitt runął na ziemię w odległość około 2–3 km od linii brzegowej6. Tak oto pierwszy z samolotów wroga trafił na konto zwycięstw przyszłego czołowego asa Dywizjonu.



Takiego samolotu nie było

František walczył ponownie już następnego dnia po starciu nad Dover. Jego pierwszy lot w tym dniu o mało co nie stał się ostatnim w karierze. Samoloty Dywizjonu i tym razem poleciały nad Kanał. W powietrzu niewiele się działo, panowały fatalne warunki atmosferyczne. W pewnym momencie maszyna Františka została niespodziewanie zaatakowana przez Spitfire’a z nieustalonej jednostki RAF. Czech na szczęście wykazał się doskonałym refleksem i sprytnie umknął spod luf nadgorliwego sojusznika7.

Sgt. Josef František w towarzystwie swojego dowódcy S/L Witolda Urbanowicza (po prawej) pozuje do grupowego zdjęcia 303. Dywizjonu. Fotografia została prawdopodobnie wykonana na przełomie września i października 1940 roku.
(AIPMS)

Po południu František znów znalazł się w powietrzu, lecąc wraz z ośmioma kolegami z Dywizjonu. Całością formacji dowodził F/L Athol Forbes. Lot przebiegał spokojnie. Obszar nad południową Anglią patrolowało kilkanaście dywizjonów RAF, których piloci czujnie obserwowali się nawzajem. František, który tym razem również leciał jako „weaver”, wypatrzył pomiędzy samolotami brytyjskimi maszynę, którą błędnie zidentyfikował jako Heinkla 113(samolot taki w rzeczywistości nigdy nie istniał, była to jedynie propagandowa manipulacja Goebbelsa)8. Po znurkowaniu na wroga i zbliżeniu się na odległość 100 jardów Czech wystrzelił dwie dwusekundowe serie, które miały trafić w kabinę przeciwnika. Niemiecki pilot został prawdopodobnie zabity, samolot nie wykonał już bowiem żadnego manewru i powolnym lotem zaczął schodzić w dół, roztrzaskując się w wodach kanału La Manche9. Františkowi sprzyjało szczęście. W ciągu dwóch kolejnych dni odniósł dwa zwycięstwa, stając się tym samym pierwszym pilotem Dywizjonu z dubletem pewnych zestrzeleń na koncie.

Dwa w jednym locie

Piąty września zapowiadał się jako kolejny pogodny dzień nieustannie trwającej bitwy. Samoloty niemieckie operowały nad Anglią w małych grupach, osłaniane przez formacje myśliwców latających na dużym pułapie. Po południu Niemcy powtórzyli naloty na te same cele, które bombardowali już wcześniej tego dnia, tym razem rzucając do walki ponad 400 maszyn. O godzinie 14:40 wystartowało z Northolt dziewięciu pilotów pod dowództwem S/L Ronalda Kelletta. Po starcie Dywizjon skierowano nad Londyn. Piloci przelecieli nad miastem i skierowali się w stronę ujścia Tamizy, zbliżając się do rzeki od południa. Kiedy przelatywali nad miejscowością Gillingham, dostrzegli przed sobą, po drugiej stronie ujścia Tamizy, wybuchy pocisków artylerii przeciwlotniczej. Ostrzeliwane samoloty przeciwnika rozpoznano jako Junkersy 88, lecące w osłonie Bf 109. Polacy zamierzali oczywiście zaatakować bombowce, ale myśliwce niemieckiej osłony były szybsze i uprzedziły uderzenie.

W wyniku ich kontrakcji formacja Dywizjonu została rozerwana. Klucz czerwony wdał się w walkę z Messerschmittami. Lecący jako drugi w szyku klucz żółty w ogóle nie wszedł do walki, zaś do Junkersów przedarła się jedynie ostatnia trójka pilotów, dowodzona przez F/L Athola Forbesa. Oprócz Anglika w kluczu tym lecieli F/O Wacław Łapkowski i František. Próba wykonania skoordynowanego ataku na bombowce nie udała się i trzej piloci rozlecieli się, każdy w swoją stronę. Według raportu F/L Forbesa, jego dwaj boczni odłączyli się od niego, wdając się w pojedynki z kilkoma Messerschmittami. Według słów Brytyjczyka František „dostrzegł Bf 109 atakującego pilota, który właśnie wyskoczył ze Spitfire’a i zestrzelił [ten samolot nieprzyjaciela]”10. W chwilę później Czech dołączył do swojego dowódcy i obaj piloci razem zaatakowali Junkersy11. Obydwu pilotom zaliczono po jednym pewnym zestrzeleniu niemieckiego bombowca. Tak więc ten dzień František zakończył z dwoma kolejnymi pewnymi zestrzeleniami.

Pierwszy as 303. Dywizjonu

Kolejnego dnia walk František ponownie wystartował do lotu bojowego w kluczu F/L Forbesa. Po starcie o godinie. 8:40 dziewięciu pilotów Dywizjonu otrzymało z naziemnego stanowiska dowodzenia rozkaz lotu na południowy wschód, w kierunku niemieckiej formacji bombowców przelatujących nad hrabstwem Kent. Kontrolerzy wielokrotnie nakazywali Dywizjonowi zmiany kursu i po kilkunastu minutach lotnicy znaleźli się naprzeciwko ogromnej kawalkady niemieckich samolotów, której liczebność ocenili na około 300 maszyn! Składała się ona z dwóch lecących równolegle formacji Luftwaffe. Jedną stanowiły Junkersy 88 z II/KG 76 i Heinkle 111 z II/KG 76 w osłonie Messerschmittów 109 i Bf 110 z JG 26, JG 27 i ZG 26, a drugą bombowce z II/KG 26 i KG 4 pilnowane przez Messerschmitty z JG 27 i JG 53. Oprócz tych dwóch głównych ugrupowań niemieckich na trasie ich przelotu operowały także inne, mniejsze zespoły samolotów Luftwaffe. Jeszcze przed wejściem Polaków do akcji niemieckie formacje były atakowane przez różne dywizjony RAF-u, wchodzące stopniowo do walki. Nad obszarem hrabstwa Kent znajdowało się tak wiele maszyn, że w powietrzu i w naziemnych stacjach naprowadzania zapanował gigantyczny chaos, za który pilotom 303. Dywizjonu przyszło zapłacić wysoką cenę.

Cytowana w tekście notatka sporządzona przez P/O Witolda Łokuciewskiego, który autorstwo „metody Františka” przypisuje jednoznacznie komu innemu. Według Łokuciewskiego, metodę tę stosował P/O Jan Zumbach, noszący przezwisko „Donald”.
(AIPMS-LOT.A.V.49/34/2, k. 66)

Dziewięciu lotników, szykujących się do starcia, leciało na wznoszeniu z prędkością zaledwie 140 mil na godzinę, cały czas wspinając się na pułap, na którym znajdowały się wrogie bombowce. Kiedy wydawało się, że uda im się przeprowadzić na nie atak, polska formacja została z dużym impetem zaatakowana przez lecącą znacznie wyżej niemiecką osłonę i natychmiast się rozproszyła, co w efekcie doprowadziło do bardzo ciężkich strat i zestrzelenia między innymi dowódcy dywizjonu, S/L Zdzisława Krasnodębskiego. Charakter tego chaotycznego starcia doskonale oddał F/L Forbes, który to, co działo się w powietrzu opisał następującymi słowami: „Formacja nasza rozciągnęła się dość znacznie i sądzę, że lecieliśmy z prędkością zaledwie 140 mil na godzinę. To było ostatnie, co wyraźne zapamiętałem z tego ataku. Pamiętam pozostałe [nasze samoloty] przede mną, a potem już żadnych konkretnych maszyn ― jedynie kotłowaninę licznych Me 109, Hurricane’ów i Spitfire’ów”12. W powstałym zamieszaniu nikt nie panował nad wydarzeniami i każdy walczył na własną rękę.



František raportował po walce o zestrzeleniu jednego Messerschmitta 109, który poszedł do ziemi z płomieniami wydobywającymi się z prawej strony silnika. W kronice dywizjonu Czech wpisał bodaj najkrótszą ze wszystkich relację z odbytej walki, w której uzyskał piąte zwycięstwo, dające mu tytuł asa myśliwskiego: „Przy dochodzeniu do Niemców, zacząłem atakować pierwszego Me 109, który był najbliżej mnie, trochę się z nim pogoniłem, ale dostałem go. Palił się i leciał do ziemi”13. Podczas walki Hurricane Františka został poważnie uszkodzony, ale lotnik zdołał dolecieć nim do Northolt. Jeden z polskich mechaników, Czesław Budzałek, pisał: „Maszyna [Františka] nie miała prawie ogona, lotki nie działały, cały samolot był tak postrzelany, iż trudno było uwierzyć, że on przyleciał, ale my, mechanicy, byliśmy zadowoleni, maszynę postaraliśmy się naprawić pracując w dzień i w nocy, aby tylko była gotowa do dalszego boju”14.

Myśliwce Hawker Hurricane były jedynym typem samolotów wykorzystywanym w 303. Dywizjonie podczas jego walk w 1940 roku. Na maszynach tego typu Sgt. Josef František wykonał wszystkie swoje loty bojowe nad Anglią.
(S. Błasiak)

Zwycięzca i pokonany

Po dwóch dniach wyczerpujących walk obrońcom Anglii w sukurs przyszła pogoda. Od rana 8 września niebo nad wyspami pokrywała gruba warstwa chmur o bardzo niskiej podstawie. Dzień bez walk wykorzystano na zasłużony odpoczynek i doprowadzenie wszystkich dostępnych maszyn do stanu gotowości bojowej. Dobra praca polsko-brytyjskiego personelu naziemnego 303. Dywizjonu, borykającego się z trudnościami językowymi, umożliwiła następnego dnia wystawienie 12 Hurricane’ów i jednostka mogła wystartować do kolejnych lotów w pełnym składzie.

Dziewiąty września nie zapowiadał się jako pogodny dzień. Od rana niebo nad całym obszarem południowej Anglii pokrywała gruba warstwa burzowych chmur, które całkowicie uziemiły siły lotnicze obydwu stron. Dopiero około godziny 17:00 brytyjskie stacje radarowe zasygnalizowały koncentracje niemieckich maszyn nad wybrzeżem Francji. W Northolt, mimo niesprzyjających warunków atmosferycznych, od świtu oczekiwano na rozkaz startu. Jako pierwsi zostali poderwani w powietrze piloci 1. Dywizjonu RCAF (kanadyjskiego). Polacy mieli ich dogonić na wysokości 2 tysięcy stóp. Po starcie obydwa dywizjony skierowały się na południowy wschód i wkrótce znalazły się nad Beachy Head, cały czas nabierając wysokości. Nikt z naziemnego stanowiska dowodzenia dokładnie nie wiedział, gdzie i na jakiej wysokości znajduje się nieprzyjaciel. Niespodziewanie około tysiąca stóp nad Polakami pojawiła się formacja niemieckich bombowców, które, lecąc w płytkiej pice, szybko wycofywały się w stronę francuskiego wybrzeża. Pozycja pilotów dywizjonu w żadnej mierze nie sprzyjała przeprowadzeniu ataku. Lotnicy byli za nisko, mieli za małą prędkość, a niemieckie samoloty bombowe dość szybko się oddalały. Na szczęście dla Polaków osłona Messerschmittów była dość nieliczna i nie powtórzyła się sytuacja z 6 września, choć niewiele brakowało, aby i tym razem lot się zakończył równie tragicznie jak ten sprzed trzech dni. Na szczęście jednak piloci samolotów myśliwskich Luftwaffe zajęci byli odpieraniem ataku dywizjonu Spitfire’ów RAF-u. Piloci 303. Dywizjonu lecieli w rozciągniętym szyku i jedynie czterech z nich wzięło udział w starciu.

Pierwszy dowódca 303. Dywizjonu S/L Zdzisław Krasnodębski. W przeciwieństwie do swojego następcy, F/O Witolda Urbanowicza, nie wspominał nigdy o jakichkolwiek kłopotach z czeskim pilotem.
(S. Błasiak)

František w pierwszym pojedynku zestrzelił Bf 109, którego pilot w pewnym momencie usiłował wydostać się z kabiny. Czech widząc, że niemiecki lotnik zamierza ratować się skokiem ze spadochronem, oddał jeszcze dwie serie, po których „pilot [Messerschmitta] osunął się [w fotelu] i znieruchomiał”15. W chwilę później František całkowicie przypadkowo wpadł na wyłaniającego się z chmur Heinkla 111. Czech zawrócił i ostrzelał bombowiec, który w płomieniach runął w dół. Na tym jednak szczęśliwa passa się skończyła. W pobliżu pojawiły się dwa Bf 109 i František zmuszony był uciekać w chmury. Kiedy pilot myślał, że jest już bezpieczny, i zdecydował się na nabranie wysokości, zupełnie niespodziewanie został zaatakowany przez niemieckiego myśliwca. Jego Hurricane został trafiony czterema pociskami i prawdopodobnie, gdyby nie pomoc dwóch przelatujących w pobliżu Spitfire’ów, Niemiec dokończyłby dzieła. W uszkodzonym silniku Hurricane’a zaczęła wzrastać temperatura oleju i František zmuszony był przymusowo lądować w pobliżu Brighton. Przewieziony do samego miasta został tam bardzo serdecznie przywitany przez miejscową ludność, która poczęstowała go gorącą czekoladą i robiła sobie z nim wspólne zdjęcia. Przyjęcie zgotowane przez „tubylców” musiało być faktycznie gorące. Czech zakończył swój raport z walki zdaniem: „Jestem bardzo wdzięczny za serdeczność okazywaną mi przez wszystkich”16.



Trzy w jednym

Dwa dni później, po powrocie z lotu bojowego w dniu 11 września, František po raz pierwszy w karierze zgłosił trzy zestrzelenia, które następnie zostały mu zaliczone jako pewne. Czytając jednak treść raportu pilota, a w szczególności jego relację w kronice jednostki, nie sposób nie mieć wątpliwości, co do trafności decyzji w tej kwestii. Wczesnym popołudniem nad wyspy brytyjskie nadleciało 150 Heinkli z KG 1, 26 i 55 w osłonie ponad 400 Bf 109 i 40 Bf 110. Celem niemieckich bombowców były londyńskie doki i arsenał w Woolwich. Pół godziny po nich z baz francuskich wzniosło się w powietrze 80 Dornierów i Junkersów w osłonie Messerschmittów z JG 3 i 52. Przeciwko Niemcom dowództwo Fighter Command poderwało wszystkie dostępne dywizjony myśliwskie. Przed szesnastą nad hrabstwem Kent rozgorzała potężna bitwa. W powietrzu znalazło się ponad 200 samolotów RAF, które uganiały się za niemal 700 maszynami Luftwaffe.

Dekoracja Sgt. Františka przez Gen. Władysława Sikorskiego orderem Virtuti Militarii w dniu 18 września 1940 roku.
(AIPMS)

W Northolt alarm ogłoszono kilka minut przed 15:00. Po zbiórce nad lotniskiem piloci skierowali się na wschód, mijając od północy Londyn. Na czele formacji leciał klucz niebieski prowadzony przez F/L Athola Forbesa, za nim podążały kolejno klucze: zielony, czerwony i żółty. Za Polakami lecieli lotnicy brytyjskiego 229. Dywizjonu Myśliwskiego RAF, którzy utrzymywali niższy pułap, pozostając z prawej strony polskiego szyku. Dla Brytyjczyków było to pierwsze zadanie bojowe wykonywane z nowego lotniska, dokąd dopiero co zostali przebazowani. Po 30 minutach lotu obydwa dywizjony znalazły się na południe od Londynu i obrały kurs na wschód. Lecący na czele drugiego w szyku zielonego klucza F/O Ludwik Paszkiewicz zauważył z prawej strony formację ponad 150 samolotów nieprzyjaciela. Zameldował o tym przez radio prowadzącemu dywizjon Forbesowi. Wobec braku reakcji ze strony dowódcy, widząc, że piloci 229. Dywizjonu atakują już niemieckie bombowce, ruszył w prawo, w kierunku niemieckiej osłony lecącej powyżej. W efekcie formacja Dywizjonu poszła w rozsypkę i zapanowało spore zamieszanie, powiększone jeszcze czołowym kontratakiem samolotów niemieckiej osłony. Każdy z pilotów walczył indywidualnie, a całe starcie zamieniło się w szereg potyczek nad obszarem od południowych przedmieść Londynu do mniej więcej połowy kanału La Manche.

Sam Forbes, którego Paszkiewicz „wyręczył” w pierwszej fazie ataku, po zwrocie dywizjonu znalazł się wraz ze swoim bocznym Sgt Josefem Františkiem na samym końcu jego formacji. Brytyjczyk nie miał szczęścia i wkrótce po tym jak udało mu się przeprowadzić atak na niemieckie bombowce, z których dwa zaliczono mu jako zestrzelone na pewno, sam także został trafiony. Františkowi poszło dużo lepiej. Czech nie tylko zdołał ujść kontratakowi niemieckiej osłony, ale zaliczono mu również zestrzelenie trzech niemieckich samolotów. Z relacji pilota napisanej po walce wynika jednak jednoznacznie, że nie tylko nie zestrzelił trzeciego z atakowanych przez siebie niemieckich samolotów, ale widział, iż maszyna ta została zestrzelona przez kogoś zupełnie innego. František tak opisał walkę w kronice Fericia: „Start w kluczu F/L Forbesa jako prowadzący. Przychodzimy do rejonu. F/L Forbes zaczyna atakować bombowiec i nie zauważa Me 109 nad sobą. Biorę do celownika pierwszego [idącego] na naszą trójkę i w ten sposób go wykańczamy. Potem dopadłem He 111, które zrobiły zwrot i zaczęły uciekać z powrotem, jednego posłałem do wody. Trzeciego Me 109 postrzeliliśmy tak, że dymił, ale nie mogłem go wykończyć, ponieważ nie miałem już amunicji, ale jakiś inny Huricane go wykończył”17. W świetle tej relacji jest oczywiste, że Františkowi zaliczono zwycięstwo, którego faktycznie nie odniósł i gdyby dziś chcieć poddać rewizji liczbę jego faktycznych zestrzeleń, to w tym przypadku istnieją mocne podstawy do kwestionowania roszczeń czeskiego pilota. Tuż po walce jednak nikt nie bawił się w drobiazgowe analizy i Czechowi przyznano trzy zestrzelenia pewne. Na usprawiedliwienie oficerów wywiadu trzeba zauważyć, że František w swoim raporcie dyskretnie pominął to, do czego szczerze przyznał się w relacji pisanej na użytek kolegów – że jego ostatniego przeciwnika tak naprawdę zestrzelił ktoś inny.

Przybliżone miejsca (oznaczone literami), w których Sgt. Josef František rozpoczynał swoje walki. Już ich pobieżna analiza pozwala zaprzeczyć tezie jakoby pilot latał na samotne polowania. Tak się bowiem składa, że cały dywizjon wchodził do akcji właśnie tam.

Bałagan nad Hastings

Po ekscytujących wydarzeniach nad Horesham trzy kolejne dni upłynęły spokojniej. Dopiero 15 września František ponownie znalazł okazję, aby wykazać się kunsztem strzeleckim. W Northolt od rana trwały przygotowania do walki. Polacy mieli tego dnia ponownie współpracować z pilotami 229. Dywizjonu Myśliwskiego RAF. O 9:00 obydwie jednostki zostały postawione w stan readinessu. Od chwili jego ogłoszenia do startu minęło jednak ponad dwie godziny. Kilka minut po jedenastej poderwano Brytyjczyków. O 11:15 wystartowali piloci obydwu eskadr dywizjonu kościuszkowskiego. Po starcie formacje skierowały się w stronę południowych przedmieść Londynu, gdzie samodzielnie ruszyły do ataku na ugrupowanie niemieckie. Niestety także i tym razem, jak w wielu poprzednich bojach, okazało się, iż koordynacja działań w powietrzu jednostek większych od jednego dywizjonu stanowi dla naziemnych ośrodków dowodzenia i samych pilotów duże wyzwanie. Brytyjski oficer wywiadu tak opisał w swoim raporcie przebieg walki, która się rozegrała 45 minut po starcie z Northolt: „[…] F/Lt Kent dowodził [303] Dywizjonem podążającym za lecącym wraz z nim 229. Dywizjonem. Dywizjon posłano nad Londyn, gdzie zaobserwowano dużą formację samolotów nieprzyjaciela krążącą nad południowo-wschodnią częścią miasta. Dywizjon poleciał w kierunku [tej formacji], lecz ta skręciła na południe i zdołała uciec. Zauważono następnie kolejną formację zmierzającą nad Londyn z południa i oba dywizjony [303 i 229], lecąc obok siebie, ruszyły w jej kierunku, ale były zbyt daleko, by ją przechwycić. Gdy samoloty nieprzyjaciela wykonały skręt, zapewne po zrzuceniu bomb gdzieś nad obszarem ujścia [Tamizy], i zaczęły uchodzić na południe, oba dywizjony ruszyły w pościg. Dogoniły Me 109 stanowiące tylną osłonę [formacji] w okolicach Folkestone i wywiązało się szereg indywidualnych pojedynków między naszymi Hurricane’ami a myśliwcami nieprzyjaciela”18.



Lakoniczna treść zapisu nie daje możliwości odtworzenia pełnego przebiegu starcia. Możemy z niej wnioskować jedynie, że w chwili, gdy 303. Dywizjon znalazł się nad przedmieściami Londynu, piloci zauważyli na wysokości 20 tysięcy stóp formację niemieckich bombowców, które zbombardowały cele w południowo-wschodnim obszarze miasta. Trafione zostały obiekty w dzielnicach Battersea, Lambeth i Beckenham, a Dorniery po zrzuceniu bomb zakręciły na południe i rozpoczęły odwrót. Dowodzący Polakami F/L John Kent nie mógł podjąć żadnej szybkiej decyzji, gdyż był zależny od tego, co zrobi dowódca 229. Dywizjonu. Widząc jednak, że dalsze zwlekanie nie ma sensu i nie mając kontaktu radiowego z odpowiednikiem w brytyjskim dywizjonie, wydał rozkaz ataku na bombowce pilotom trzech polskich kluczy, a sam ze swoimi bocznymi ruszył na myśliwce przeciwnika. Efektem tej decyzji było rozdzielenie formacji Dywizjonu na dwie osobne formacje ― trzy- i dziewięciosamolotową ― które od tego momentu operowały całkowicie samodzielnie. Trójka Kenta, po krótkim starciu z samolotami niemieckiej osłony, poleciała nad Dungeness. Pozostałym pilotom udało się co prawda dogonić Niemców, ale zostali zaatakowani nad Folkestone przez Messerschmitty, wdając się z nimi w cały szereg indywidualnych pojedynków. František, który leciał w kluczu dowodzonym przez F/O Mariana Pisarka, zameldował o zestrzeleniu Messerschmitta 11019.

Dwa Heinkle nad Portsmouth

W dniu 26 września panowały dobre warunki atmosferyczne, ale mimo to w powietrzu niewiele się działo. Do godziny 15 kilku pilotów wykonywało loty pojedynczo lub w składzie jednego klucza, ale nieprzyjaciela nie napotkano. Więcej emocji towarzyszyło wydarzeniom na ziemi. W Northolt pojawił się bowiem nie kto inny jak król Anglii Jerzy VI. Jak wspominał szef stacji Northolt Stanley Vincent, król, po wizytacji stacjonujących na lotnisku jednostek, udał się do naziemnego stanowiska dowodzenia sektora, które zorganizowane było w Ruislip, w dwóch zarekwirowanych na ten cel sklepach. Tam miał okazję śledzić przebieg walk korzystając z nasłuchu radiowego20.

Kontrolerzy z naziemnego stanowiska dowodzenia rozkazali pilotom pozostawać na pułapie 15 tysięcy stóp i patrolować obszar nad Guilford – małą miejscowością położoną na południowo-zachodnich przedmieściach Londynu. Prawdopodobnie w czasie, gdy Polacy kręcili się nad tą miejscowością, na południe od nich rozpoczynał się atak 59 Heinkli z I. i II./KG 55 na zakłady Supermarine położone w Woolston koło Southampton. Niemcy zrzucili na nie ponad 70 ton bomb. Ich atak okazał się niezwykle skuteczny – produkcja została czasowo przerwana, zginęło 37 pracowników fabryki. Gdy na Woolston spadały pierwsze bomby, kontrolerzy naziemni wydali dywizjonowi rozkaz lotu w tamtym kierunku. W 30 minut po starcie z Northolt Polacy znaleźli się nad Southampton. Zaatakowali formację wycofujących się do Francji niemieckich bombowców. František leciał w tym locie w kluczu dowodzonym przez F/L Athola Forbesa, co jest istotne, gdyż brytyjski przełożony stwierdził, że Czech był świadkiem zestrzelenia przez niego Heinkla 11121. Z dostępnych dziś dokumentów wyłania się jednak inny obraz sytuacji. O ile z raportu bojowego Czecha — któremu zaliczono w tej walce pewne zestrzelenie dwóch Heinkli — wynika, że atakował inne Heinkle niż jego brytyjski dowódca, to już jego relacja wpisana do kroniki Fericia nie pozostawia wątpliwości, że jednego z nich zestrzelił wspólnie z Forbesem. W relacji tej František napisał: „Wystartowaliśmy w kierunku na Kanał. Od kanału na Londyn leciały He 111, dolecieliśmy do nich z kpt. Forbesem, atakujemy. Jednego He 111 zapaliliśmy po prawej stronie przy silniku. Drugi atak na lewy silnik, [który] zaczął dymić, a trzeci atak na kabinę, potem już nie obserwowałem, gdzie spadł. Po tym cała ta wyprawa wróciła z powrotem do Francji. Po drodze do domu [spotkałem formację] He 111 [ i ] zacząłem jednego atakować, aż go zapaliłem, idę za nim aż przez chmury. Jak się później dowiedziałem, byłem [już] we Francji”22. Z przytoczonego opisu Františka można jednoznacznie wywnioskować, że pierwszego Heinkla zaatakował razem z Forbesem i że w związku z tym żadnemu z nich nie powinno być zaliczone pewne i całe zestrzelenie.

Ostatnie sukcesy

Następnego dnia, 27 września, piloci 303. Dywizjonu startowali do walki dwukrotnie. O godzinie 8:45 poderwano 11 Hurricane’ów. Po starcie samoloty skierowano nad Londyn, a następnie na południe od miasta. Polacy ponownie mieli współdziałać z 1. Dywizjonem (RCAF), ale także tym razem okazało się, że koordynacja działań dwóch jednostek jest bardzo trudna. Bez wątpienia wpłynął na to fakt, że w samolocie F/L Forbesa popsuła się radiostacja i Brytyjczyk nie był w stanie koordynować działań podopiecznych23. Pozostali piloci kilkanaście minut po dziewiątej, nad obszarem Horesham, zaatakowali formację Luftwaffe, której liczebność ocenili na ponad 70 bombowców i myśliwców. Odniesiono 10 pewnych zwycięstw, a trzej piloci zaliczyli po dwa zestrzelenia – F/O Witold Urbanowicz, P/O Mirosław Ferić i František. Do konta tego ostatniego dopisany został jeden Bf 109 i jeden He 111.

Przez następne dwa dni piloci Dywizjonu nie mieli szczęścia i mimo kilku patroli nie napotkali samolotów Luftwaffe. Dopiero 30 września, w trakcie lotu, który rozpoczął się o godzinie 13:10, doszło do kolejnej walki. Tym razem dywizjon skierowano nad Dungeness, gdzie na wysokości 14 tysięcy stóp przechwycono 30 Dornierów w osłonie kilkunastu Messerschmittów. W efekcie walki zameldowano zestrzelenie czterech samolotów nieprzyjaciela. Dodatkową „połówkę” pewnego zwycięstwa zapisał na swoje konto P/O Jerzy Radomski. Po południu tego samego dnia w walce nad Brookland jednostka dodała do swojego konta kolejne dwa pewne zwycięstwa, w tym jedno Františka. Były to ostatnie sukcesy 303. Dywizjonu we wrześniu 1940 roku i, jak się później okazało, ostatnie, 17. zwycięstwo czeskiego asa w wojnie. Nie można oczywiście zapominać, że zarówno w przypadku Františka, jak i innych walczących ówcześnie lotników „zwycięstwo” nie musiało oznaczać fizycznego zniszczenia samolotu nieprzyjaciela. Ile z tych siedemnastu zameldowanych samolotów nigdy później już nie wystartowało, prawdopodobnie się nie dowiemy, ale trzeba uwzględnić fakt, że w czasie walk 1940 roku nad Anglią, nie każdy samolot Luftwaffe wpisany na konto lotnika obrońców Wyspy w rzeczywistości powracał do bazy24.



Ostatni lot

Okoliczności, w jakich zginął František, nie są do końca jasne. Zarówno w dokumentach, jak i różnego rodzaju opracowaniach spotkać można co najmniej kilka wersji wydarzeń z 8 października 1940 roku. W Rozkazie dziennym nr 66 na dzień 9 października 1940 roku podano: „W dniu 8 października 1940 r. lądując na lotnisku Kenley Surrey zabił się sierż. pil. František Josef”25. Informacja zawarta w tym dokumencie znajduje częściowe potwierdzenie w Miesięcznym Sprawozdaniu z działalności Dyonu, gdzie odnotowano, że pilot „zginął podczas przymusowego lądowania”26. W ORB podano jedynie, że jego samolot rozbił się, a pilot zginął. Wersję przymusowego lądowania potwierdzają także zapiski Mirosława Fericia w jego dzienniku. Pod datą 8 października odnotował on: Zwariowany Dyzio [S/L Ronald Kellett – aut.] postawił nas nagle w stan readinessu. Startujemy dwa razy przedpołudniem. Po pierwszym locie František nie wraca – ląduje przymusowo na południe od Londynu27. Do tej informacji dwa dni później Ferić dopisał kolejną: Okazuje się, że František w czasie przymusowego lądowania rozbił maszynę i sam… zginął28. Tyle dokumenty. W literaturze wymienianych jest kilka możliwych wersji wydarzeń sprzed 65 lat. Bodaj najciekawszą zamieszczają w swojej książce Olgierd Cumft i Hubert K. Kujawa29. Autorzy, którzy odwołują się do sporządzonego po wypadku raportu, stwierdzają, że na wraku Hurricane’a Františka widniało bardzo wiele przestrzelin, co sugeruje, że awaryjne lądowanie Czecha było konsekwencją ostrzału w powietrzu30. Wygląda na to, że także ta zagadka, jak i wiele innych związanych z bitwą o Anglię, wciąż jeszcze czeka na rozwiązanie.

Cmentarz w Northwood, gdzie w grobie H246 pochowany został Sgt. František, z czasem zmieniał swój wygląd. Polskich grobów wciąż na nim niestety przybywało.
(AIPMS)

„Metoda Františka”?

W pamiętniku Mirosława Fericia, który wkrótce stał się nieoficjalną kroniką 303. Dywizjonu, piloci wpisywali wiele, często niezwykle interesujących z dzisiejszego punktu widzenia informacji. O tym, że ich czeski towarzysz walk opuszczał szyk Dywizjonu i wybierał się nad Kanał na samotne „polowania” na uszkodzone i powracające do Francji niemieckie samoloty, nie ma w kronice żadnej wzmianki. O czymś takim, co dziś niektórzy nazywają „metodą Františka”, nikt w ówczesnych zapiskach nie wspomina. Jest natomiast wzmianka sugerująca, że taka praktykę upodobał sobie ktoś zupełnie inny. Opisując swoją walkę w dniu 11 września 1940 roku, P/O Witold Łokuciewski napisał: Pilot nie skakał [chodzi o zestrzelonego przezeń w pierwszym pojedynku Messerschmitta]. Wobec powyższego nabrałem wysokości i metodą Donalda powziąłem plan przyczajenia się na powracające rozbitki [podkr. – aut.], gdyż jeszcze miałem trochę amunicji31. Jest oczywiste, że nikt w 303. Dywizjonie nie nazywał Františka Donaldem. Taki przydomek nosił tylko jeden lotnik – ówczesny podporucznik Jan Zumbach. W świetle tych wszystkich faktów teoria wylansowana przez Fiedlera i Urbanowicza jest co najmniej wątpliwa.




__________

ANEKS

Raport Oficera Wywiadu 303. Dywizjonu z walki w dniu 02.09.1940 r.
12 Hurricane’ów wystartowało z Northolt o [godz.] 17:30, docierając w pobliże Dover o [godz.] 17:50, [otrzymując z Operations kolejno rozkazy] przechwycenia [wyprawy bombowej] nr. 6, potem [wyprawy] nr. 17, a następnie patrolowania nad Ashford. 11 Hurricane’ów lądowało w Northolt między 18:35 a 18:50. F/O Ferić lądował przymusowo ok. godz. 18:00 w Eythorne w pobliżu Dover. Straty nieprzyjaciela: dwa Me 109 zniszczone, jeden zniszczony prawdopodobnie, jeden uszkodzony. Nasze straty: 1 Hurricane; piloci — brak strat. Dywizjon patrolował w okolicach Dover na wysokości 19 tys. stóp. Sgt Rogowski i Sgt František (»Zielony 2« i »Zielony 3«) lecieli jako jego tylna osłona. Sgt Rogowski dostrzegł formację dziewięciu Me 109 nurkujących w kierunku dywizjonu ze słońca, z wysokości 22 tys. stóp, i natychmiast zaatakował ją czołowo, rozpraszając samoloty [nieprzyjaciela]. [Atakujące] Me 109 poszły w dół po obu stronach [dywizjonu], nie uzyskując zamierzonego efektu zaskoczenia. Będący nieco dalej Sgt František zaatakował lecące najbliżej niego dwa Me 109 i cała formacja nieprzyjaciela poszła w rozsypkę, nurkując w kierunku wybrzeża Francji. Prowadzące obie eskadry [dywizjonu] klucze »czerwony« i »niebieski« były zbyt daleko i nie mogły wziąć udziału w starciu, które przybrało postać szeregu pojedynków nad wodami Kanału [La Manche] z udziałem pilotów kluczy »zielonego« i »żółtego«, ścigających pojedyncze samoloty nieprzyjaciela. Sgt. Rogowski zestrzelił swojego Me 109 w odległości 10 mil od wybrzeża Francji, posyłając go w płomieniach do morza. Me 109 [ścigany przez] Sgt. Františka poleciał w dół ze skrętem w lewo i wszedł na ogon »Żółtego 1« (F/O Henneberga), ale nie zdołał go trafić. Sgt František zbliżył się [do nieprzyjaciela] na odległość 100 jardów, strzelając kilkoma krótkimi seriami. Z silnika Me [109] buchnął wielki kłąb czarnego dymu i maszyna runęła prosto na ziemię w odległości 2–3 km od morza. Tymczasem P/O Henneberg ścigał [nieprzyjaciela] i sam był atakowany [przez wroga]. Po dwóch seriach oddanych z odległości 150 jardów, z prawej strony silnika Me [109] pojawiły się dym i płomienie. [Nieprzyjaciel] znurkował na mniejszą wysokość i na wysokości 3 tys. stóp P/O Henneberg zajmował pozycję do ostatniego ataku, będąc wtedy na osiem mil w głąb Francji, gdy następnie został zmuszony do odskoczenia w górę przez silny ogień km-ów i lekkiej artylerii plot. P/O Ferić (»Żółty 2«) oddał [do nieprzyjaciela] jedną nieskuteczną serię z odległości 250 jardów w pobliżu Dover, a następnie, przelatując już nad francuskim brzegiem, dwie kolejne ze 150 jardów. Samolot nieprzyjaciela przeszedł na plecy i zanurkował pionowo w dół. P/O Ferić poszedł za nim, posyłając mu kolejną serię z bardzo bliskiej odległości, ale [w tym momencie] jego wiatrochron pokrył się warstwą oleju [z silnika]. Pozbawiony widoczności, wyciągnął maszynę na wysokości 10 tys. stóp, odsunął owiewkę kabiny i spostrzegł dym lecący z silnika, który kichał i wpadał w niebezpieczne drgania. [Ferić] wyłączył silnik i skierował się lotem ślizgowym w kierunku Anglii. Tymczasem [lecący w przeciwnym kierunku] Sgt. Rogowski zawrócił i zszedł niżej, by osłaniać [Fericia]. Nadlecieli również inni [piloci], by chronić swego postrzelanego towarzysza [przed atakiem wroga]. P/O Ferić lądował przymusowo w Eythorne w pobliżu Dover ok. godz. 18:00. Jego Hurricane wpadł w krzak; [maszyna ma uszkodzone] nos, skrzydła i prawy statecznik poziomy. Pilot, cały i zdrowy, dotarł do Northolt o północy, nie napotykając na większe trudności ze strony LDV [ochotnicza służba obrony lokalnej, przekształcona później w Home Guard] mimo nieznajomości języka angielskiego i obcego munduru. [Stacjonujący w pobliżu miejsca lądowania] artylerzyści plot. udzielili mu wszelkiej pomocy, okazując przy tym wielką serdeczność. Nic więcej [wartego raportowania] nie zaszło podczas patrolu. Polscy piloci spisali się w tej akcji bardzo dobrze, inteligentnie współdziałając ze sobą i atakując w sposób zdecydowany. Szczególne słowa pochwały należą się Sgt. Rogowskiemu za jego błyskawiczny i odważny atak, który zapewne uchronił Dywizjon przed potencjalnie katastrofalnym atakiem [wroga] z zaskoczenia.
Źródło: No. 303 (Polish) Squadron. Combat Reports, 1940 August – 1943 August, NA, sygn. AIR50/117, k. 189.

Raport Sgt J. Františka z walki w dniu 03.09.1940 r.
Wynik walki: Heinkel 113 [Messerschmitt 109] pewny
Leciałem jako Zielony 2 jako tylna osłona dziewięciu samolotów [Dywizjonu]. Wystartowaliśmy z Northolt o 14:15 na patrol między Maidstone i Dover. Widzieliśmy liczne brytyjskie myśliwce sprawdzające nawzajem swoją tożsamość. Zeszliśmy w dół z wysokości 22 tys. stóp, by sprawdzić dywizjon lecący na 8 tys. stóp ponad pokrywą chmur, ale [okazał się to być dywizjon] Spitfire’ów. Zszedłem poniżej chmur i dostrzegłem He 113. Znurkowałem na nieprzyjaciela i oddałem dwusekundową serię w jego kabinę z góry, z odległości 100 jardów. Musiałem zabić pilota, bowiem nieprzyjaciel powolnym lotem znurkował prosto do morza i zniknął.
Źródło: No. 303 (Polish) Squadron. Combat Reports, 1940 August – 1943 August, NA, sygn. AIR50/117, k. 42.

Raport Sgt J. Františka z walki w dniu 06.09.1940 r.
Wynik walki: Messerschmitt 109 pewny
Byłem »Niebieskim 3«. [Lecieliśmy] jeden za drugim, gdy dostrzegłem dwa samoloty nieprzyjaciela. Zaatakowałem jednego z nich pod kątem od tyłu i oddałem serię z odległości ok. 150 jardów. Nieprzyjaciel zanurkował, a ja oddałem kolejną serię, która przeszła przez jego kabinę. Nieprzyjaciel przewrócił się na plecy i poszedł do ziemi, z płomieniami wydobywającymi się z prawej strony silnika. W tym czasie byłem atakowany przez dwa inne samoloty nieprzyjaciela, które trafiły mnie w ogon. Oderwałem się od ich i wróciłem do Northolt.
Źródło: No. 303 (Polish) Squadron. Combat Reports, 1940 August – 1943 August, NA, sygn. AIR50/117, k. 43.

Raport Sgt J. Františka z walki w dniu 09.09.1940 r.
Wynik walki: Messerschmitt 109 pewny i Heinkel 111 pewny
[Samoloty] nieprzyjaciela uchodziły na południe z wielką prędkością, tracąc wysokość. Gdy Niemcy znaleźli się w zasięgu naszego wzroku, chmary Me 109 rzuciły się na nas z bardzo wysokiego pułapu. Zobaczyłem przede mną Me 109 szykującego się do ataku na Hurricane’a. Zaatakowałem go z prawej strony, strzelając z odległości 100–150 jardów w silnik, który zaczął się palić. [Nieprzyjaciel] usiłował uciec podrywając maszynę do góry i widziałem jak otworzył owiewkę kabiny, przygotowując się do skoku [ze spadochronem]. Ostrzelałem kabinę i pilot osunął się [w fotelu] i znieruchomiał. Samolot nieprzyjaciela spadł w płomieniach na ziemię (okolice Horesham). Widziałem potem palącego się Hurricane’a, z którego wyskoczył pilot. Z góry zszedł Spitfire, by krążyć wokół [opadającego na spadochronie] pilota. Ruszyłem do ataku na He 111 i zostałem zaatakowany przez dwa Me 109. Skryłem się w chmurze na wysokości ok. 17 tys. stóp i przez siedem minut bawiłem się z nieprzyjacielem w chowanego w chmurach. Lecąc w prawym skręcie wyskoczyłem z chmury i przed sobą, w odległości 10 jardów, zobaczyłem He 111, który również wyłonił się z chmur. Prawie się z nim zderzyłem, po czym otworzyłem do niego ogień, strzelając w przednią część kadłuba pod kątem 45°, z tyłu i z góry. Przód maszyny nieprzyjaciela rozleciał się na kawałki i płomienie objęły kabinę i oba silniki. Z powodu pokrywy chmur nie jestem w stanie powiedzieć, czy samolot ten spadł na ziemię, czy do morza. Gdy odskakiwałem [po ataku] zostałem zaatakowany przez jednego Me 109 z góry i drugiego z dołu. Ponownie skryłem się w chmurach i poleciałem w kierunku Francji, by nie wychodzić z ukrycia. Nad Kanałem wyszedłem ponad pokrywę chmur i zostałem trafiony przez cztery pociski [wystrzelone przez Messerschmitta]: jednym w lewe skrzydło, jednym w lewy zbiornik [paliwa], który nie zapalił się, i jednym w chłodnicę. Jedynie płycie pancernej za moimi plecami zawdzięczam, że nie zginąłem od czwartego pocisku. Dwa Spitfire’y nadleciały mi z pomocą i zestrzeliły Me 109, który, jak się zdaje, tak celnie mnie ostrzelał. Widząc uszkodzenia, jakich doznała moja maszyna, uznałem, że muszę poszukać sobie miejsca do wylądowania, jako że temperatura silnika niebezpiecznie rosła. Wypatrzyłem pole kapusty na małej górce na północny wschód od Brighton i tam wykonałem świetne lądowanie. Natychmiast pojawili się policjanci i nie tylko nie robili żadnych problemów, ale byli wręcz bardzo mili w stosunku do mnie. Zakotwiczyli mojego Hurricane’a, odcięli dopływ paliwa i tlenu, i postawili jednego funkcjonariusza na straży samolotu. Zawieźli mnie do Brighton samochodem, skąd pociągiem udałem się do Northolt. Na posterunku policji był spadochron Sgt Wünschego; swój dowiozłem do bazy. Ludzie na stacji kolejowej byli dla mnie bardzo mili, dziewczyny poczęstowały mnie czekoladą, a inni ludzie robili mi zdjęcia. Jestem bardzo wdzięczny za serdeczność okazywaną mi przez wszystkich.
Źródło: No. 303 (Polish) Squadron. Combat Reports, 1940 August – 1943 August, NA, sygn. AIR50/117, k. 44-45.

Raport Sgt J. Františka z walki w dniu 11.09.1940 r.
Wynik walki: 2 Messerschmitty 109 i Heinkel 111 pewne
Będąc atakowanym przez [kilka] Me 109, wykonałem ciasny skręt i znalazłem się na ogonie jednego z napastników. Oddałem jedną serię ze 150 jardów i samolot nieprzyjaciela zapalił się. Po ataku znalazłem się w chmurach, a gdy z nich wyszedłem, okazało się, że lecę w pobliżu He 111. Ruszyłem w pościg za nim i otworzyłem ogień z bliskiej odległości. Prawy silnik stanął w ogniu i samolot nieprzyjaciela spadł do morza. W drodze powrotnej [do bazy] natknąłem się na Me 109, którego zaatakowałem. Widziałem dym i płomienie wydobywające się [z tej maszyny], ale musiałem przerwać walkę i wrócić do Northolt, ponieważ nie miałem już więcej amunicji. Obserwowałem jak dwie pierwsze [z atakowanych przeze mnie maszyn] szły w dół [z pewnością zestrzelone], ale ostatnią musiałem pozostawić [swojemu losowi], bowiem kończyło mi się paliwo i nie miałem już amunicji.
Źródło: No. 303 (Polish) Squadron. Combat Reports, 1940 August – 1943 August, NA, sygn. AIR50/117, k. 46.

Raport Sgt J. Františka z walki w dniu 15.09.1940 r.
Wynik walki: Messerschmitt 110 pewny
Leciałem na patrolu w ostatnim kluczu i zauważyłem Me[sserschmitty] i Do[rniery] nad nami. Zaatakowałem dwa Me 110, zostawiając jednego dla Hurricane’a, który poleciał za mną, a sam zająłem się drugim. Samolot nieprzyjaciela usiłował mi się wywinąć, ale oddałem do niego serię i zobaczyłem, że jego prawy silnik zaczął dymić. Oddałem kolejną serię i nieprzyjaciel natychmiast zanurkował i spadł w płomieniach na ziemię.
Źródło: No. 303 (Polish) Squadron. Combat Reports, 1940 August – 1943 August, NA, sygn. AIR50/117, k. 47.

Raport Sgt J. Františka z walki w dniu 18.09.1940 r.
Wynik walki: Messerschmitt 109 pewny
Gdy dywizjon natknął się na Dorniera, leciałem w ostatnim kluczu jako tylna osłona [Dywizjonu]. Pozostałem sam powyżej [Dywizjonu] i gdy skierowałem samolot w kierunku Kanału, dostrzegłem na wschód od siebie Messerschmitta 109 zmierzającego na południe. Leciał szybko i jego silnik trochę dymił. Zanurkowałem za nim i dogoniłem go w pobliżu brzegu [Kanału]. Zaatakowałem go z prawej, tylnej ćwiartki. Oddałem serię w jego silnik, bez widocznego efektu, a następnie drugą w silnik i kabinę, po czym [nieprzyjaciel] spadł do morza w płomieniach. Sądzę, że zanim się na niego natknąłem, Me 109 ten mógł walczyć z naszymi samolotami. Gdy wróciłem nad ląd, napotkałem P/O Fericia i [razem] wróciliśmy do Northolt.
Źródło: No. 303 (Polish) Squadron. Combat Reports, 1940 August – 1943 August, NA, sygn. AIR50/117, k. 48.

Raport Sgt J. Františka z walki w dniu 26.09.1940 r.
Wynik walki: Heinkel 111 pewny
Zaatakowałem He 111, który po krótkiej chwili stanął w ogniu. Następnie zaatakowałem kolejnego He 111, nie zauważywszy, że leciałem już nad Francją. Zestrzeliłem nieprzyjaciela, który spadł na ziemię we Francji. Wtedy właśnie spostrzegłem, że jestem nad Francją, zawróciłem i poleciałem z powrotem do Northolt. Zużycie amunicji: 2600 sztuk.
Źródło: No. 303 (Polish) Squadron. Combat Reports, 1940 August – 1943 August, NA, sygn. AIR50/117, k. 49.

Raport Sgt J. Františka z walki w dniu 30.09.1940 r.
Wynik walki: Messerschmitt 109 pewny, Messerschmitt 109 prawdopodobny
Miałem trudności z uruchomieniem silnika i wystartowałem w pojedynkę. Po starcie skierowałem się na południowy wschód, usiłując dogonić Dywizjon. Lecąc nad chmurami dostrzegłem znaczną liczbę samolotów i w tym momencie ruszyło do ataku na mnie sześć Me 109. Wykonałem pętlę, by wyjść im na spotkanie, ale one utworzyły krąg. Znalazłem się wewnątrz tego kręgu. Jeden z samolotów nieprzyjaciela wyszedł nieco z szyku, a ja oddałem do niego serię. Samolot nieprzyjaciela zaczął spiralą schodzić do ziemi. Poleciałem za nim i ponownie otworzyłem do niego ogień, z jego lewej strony. Samolot nieprzyjaciela zapalił się i spadł na ziemię. Następnie ostrzelałem kolejny [samolot nieprzyjaciela] w kręgu i widziałem jak zadymił, ale wpadłem w chmury i, nie mogąc ponownie odnaleźć [samolotów nieprzyjaciela], wróciłem do Northolt.
Źródło: No. 303 (Polish) Squadron. Combat Reports, 1940 August – 1943 August, NA, sygn. AIR50/117, k. 50.

Przypisy

1. Witold Urbanowicz w swoich powojennych wspomnieniach pisze, że czechosłowaccy lotnicy przylecieli z Czechosłowacji wprost do Dęblina w dniu 19 marca 1939 r., czego miał być świadkiem. Fakt taki nie znajduje żadnego potwierdzenia w źródłach. Por.: W. Urbanowicz, Świt zwycięstwa, Kraków 1971, s. 32; J. Dobrovolný, Lotnicy czechosłowaccy w lotnictwie polskim w roku 1939, „Przegląd Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej Kraju”, 1992, nr 4, s. 81.

2. A. Fiedler, Dywizjon 303, Warszawa 1946, s. 91–98; W. Urbanowicz, Świt.., s. 32–36 i nast.

3. Powtórzyli ją między L. Olson i S. Cloud, Sprawa honoru. Dywizjon 303 Kościuszkowski. Zapomniani bohaterowie II wojny światowej, Warszawa 2004.

4. Operations Record Book 303 Squadron (dalej: ORB303.), National Archive (dalej: NA), sygn. AIR 27/1663; No. 303 (Polish) Squadron. Combat Reports (dalej: CR303.), 1940 August – 1943 August, NA, sygn. AIR50/117, k. 189.

5. Potwierdził to także sam Henneberg, który swoją relację w kronice jednostki zakończył tak: Drugi Szkop, który mnie gonił okazał się być podstrzelony przez Františka. Patrz: Pamiętnik Wojenny Pilota Dyonu im. T. Kościuszki (dalej: KR303.), Archiwum Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Wł. Sikorskiego (dalej: AIPMS), sygn. LOT. A. V. 49/34/2, k. 50.

6. CR303, NA, sygn. AIR50/117, k. 189.

7. KR303., AIPMS-LOT.A.V.49/34/2, k. 51.

8. Był to prawdopodobnie Bf 109E-1, W. Nr. 6290 z 9./JG 51. Por: R. Gretzyngier, Poles in Defence of Britain. A Day-by-day Chronology of Polish Day and Night Fighter Pilot Pperations: July 1940 – June 1941, London 2001, s. 57; W. G. Ramsey, The Battle of Britain Then and Now, Londyn 1989, s. 618.

9. CR303, NA, sygn. AIR50/117, k. 42.

10. CR303, NA, sygn. AIR50/117, k. 37.

11. Tamże.

12. Tamże, k. 62.

13. KR303., AIPMS-LOT.A.V.49/34/2, k. 64.

14. Tamże, k. 71.

15. CR303, NA, sygn. AIR50/117, k. 44–45.

16. Tamże, k. 45.

17. KR 303., AIPMS-LOT.A.V.49/34/2, k. 67.

18. CR303., NA, sygn. AIR50/117, k. 199-200.

19. CR303, NA, sygn. AIR50/117, k. 47.

20. W. G. Ramsey, The Battle of Britain Then and Now, Londyn1989, s. 244–345.

21. CR303, NA, sygn. AIR50/117, k. 85.

22. KR 303., AIPMS-LOT.A.V.49/34/2, k. 81.

23. CR303, NA, sygn. AIR50/117, k. 41-41A.

24. Patrz m.in.: J. Alcorn, B of B Top Guns. Update, „Aeroplane Monthly”, 2000, nr 7; J. B. Cynk, Sprawa polskiego udziału w zwycięstwach myśliwskich w Bitwie o Wielką Brytanię, „Aero Technika Lotnicza”, 1993, nr 1; J. Foreman, RAF Fighter Command Victory Claims of World War II, part one: 1939-1940, Surrey 2003; J. Kutzner, Dywizjon 303 – legenda i rzeczywistość, „Skrzydlata Polska”, 2004, nr 10; tenże, Błąd angielskiego kapitana, „Militaria”, 2005, nr 5.

25. Rozkaz dzienny nr 66, AIPMS-LOT.A.V.49/35.

26. Miesięczne sprawozdanie z działalności dyonu, AIPMS-LOT.A.A.49/17.

27. KR303., AIPMS-LOT.A.V.49/34/2, k. 99.

28. Tamże, k. 100.

29. O. Cumft, H. K. Kujawa, Księga lotników polskich poległych zmarłych i zaginionych 1939-1946, Warszawa 1989.

30. Tamże, s. 261.

31. Tamże, k. 66.