Przed bitwą

W nocy z 15 na 16 kwietnia 1945 roku wszystko było prawie przygotowane po radzieckiej stronie do rozpoczęcia ostatniej ofensywy w tej wojnie. Na całej długości frontu od ujścia Odry do Nysy Łużyckiej trwały gorączkowe przygotowania, rozsyłanie rozkazów i sprawdzenie sprzętu. Celem operacji było przełamanie niemieckiej obrony na linii Odry, oskrzydlenie Berlina od południa i od północy i ostatecznie zdobycie stolicy III Rzeszy. Żołnierze Armii Czerwonej byli o krok od ostatecznego zwycięstwa. W ciągu ostatnich czterech lat walczyli z Niemcami ze zmiennym szczęściem, ale teraz to oni byli panami sytuacji. Żołnierze byli zaprawieni w boju, ich dowódcy mieli już pewne doświadczenie i wiedzieli, czego można spodziewać się po Niemcach. Przewaga jakościowa i ilościowa po stronie radzieckiej była miażdżąca. Armia Czerwona i Wojsko Polskie mogło wystawić ponad 2 500 000 żołnierzy, 6250 czołgów, 7500 samolotów, 41 000 dział i moździerzy1.

Tymczasem po drugiej stronie frontu Niemcy mogli wystawić do walki około 250 000 żołnierzy, 100-250 czołgów i dział samobieżnych, 300 samolotów i niewiele ponad 3000 dział. Dowódca Grupy Armii Wisła, generał Gotthard Heinrici, przygotowywał się do nieuchronnej ofensywy radzieckiej. Od wziętych do niewoli czerwonoarmistów wiedział, że przed samym atakiem dojdzie do rozpoznawczych walk i ostrzału artyleryjskiego w okolicach Kostrzyn-Frankfurt nad Odrą. Wobec powyższych informacji, Heinrici rozkazał 12 kwietnia generałowi Bussemu wycofanie pierwszej linii obrony w nocy za trzy dni – 15 kwietnia – tuż za naturalną osłonę dla żołnierzy, czyli wzgórza Seelow. Na dawnych stanowiskach pozostały tylko szkieletowe jednostki, mające pozorować obecność dużych sił w tych miejscach.

W południe 15 kwietnia do kwatery generała Heinriciego w Prenzlau przybył Albert Speer. Jego wizyta nie była przypadkowa, Speer od prawie miesiąca sabotował rozkaz Hitlera o „spalonej ziemi” (Nerobefehl, rozkaz Nerona) i także tym razem chciał uchronić okolicznych mieszkańców od jeszcze większych cierpień. Heinrici oświadczył i zapewnił Speera, że nie zamierza wykonywać rozkazu Hitlera. W trakcie rozmowy dołączył do nich generał i komendant obrony Berlina, Helmuth Reymann. Zapytany przez Speera o wykonanie rozkazu Hitlera w sprawie spalonej ziemi, Reymann odpowiedział, że musi, jako komendant obrony miasta, wysadzić wszystkie mosty w Berlinie. Speer apelował i powoływał się na zdrowy rozsądek, żeby ograniczyć do minimum straty w infrastrukturze zaopatrującej dwumilionową stolicę.

Przy okazji Busse oświadczył, że do obrony miasta wyznaczył 92 bataliony Volksturmu, dwa bataliony wartownicze, silną artylerię przeciwlotniczą oraz służbę alarmową składającą się z kucharzy i zmobilizowanych urzędników. Obrona na linii Odry oraz wzgórzach Seelow była jedyną linią oporu, gdyż za nią była otwarta droga do Berlina, do którego prowadziła autostrada Kostrzyn-Berlin.

O słabości niemieckiej obrony niech świadczy fakt obsadzenia pierwszej linii przez młodziutkich lotników z 9. Dywizji Spadochronowej, którzy przeszli ledwo dwutygodniowy kurs przysposobienia z bronią, a ich dowodzący nigdy nie dowodzili w polu. Wieczorem 15 kwietnia na niemieckie pozycje u podnóża wzgórz Seelow poczęły spadać pierwsze i nieliczne radzieckie pociski…

Oficjalny cel Drezno, rzeczywisty Berlin

W pierwszej połowie kwietnia 1945 roku zachodni alianci przemieszczali się na wschód bez większych problemów. Na północy Montgomery ze swoją 21. Armią maszerował na Hamburg. Na prawym skrzydle Montiego jeszcze szybciej amerykańskie armie generałów Hodgesa, Simsona i Pattona przemieszczały się, osiągając linie rzeki Łaby oraz miasto Magdeburg. W Zagłębiu Ruhry osamotnione wojska Grupy Armii B niemieckiego feldmarszałka Walthera Modela mogły tylko czekać na kapitulację, walcząc w beznadziejnej sytuacji. Ponad trzysta tysięcy żołnierzy okrążonych miedzy Dortmundem, Essen i Bielefeldem marzyło tylko o tym, by bezpiecznie wrócić po wojnie do domu. Tymczasem w kwaterze Adolfa Hitlera, znajdującej się pod ruinami Kancelarii Rzeszy, obmyślano nowy fantastyczny plan. Generał Walther Wenck właśnie objął dowództwo nad 12. Armią, która składała się z dwudziestu tysięcy żołnierzy i to głównie na papierze. W myśl planów Hitlera, 12. Armia miała okrążyć amerykański przyczółek generała Simsona na wschodnim brzegu Łaby, zniszczyć go, a następnie iść dalej na zachód w celu oswobodzenia uwięzionej o trzysta kilometrów dalej Grupy Armii B Modela. Generał Wenck nawet nie zamierzał przekazywać swoim oficerom tych nierealistycznych planów, tylko czym prędzej zawrócił swoje nowo formowane wojska na wschód w kierunku Berlina.

W czasie, gdy wojska Modela dogorywały w Zagłębiu Ruhry, w kwaterze polowej generała Simsona przygotowywano ostatnie plany zdobycia Berlina. Przed Amerykanami nie było w tym czasie żadnych większych związków niemieckich. Od strony Łaby do stolicy Rzeszy prowadziła autostrada Hanower-Magdeburg-Berlin, wzdłuż której można było przeprowadzić atak. Simsonowi w linii prostej pozostawało jedynie sto, najwyżej sto dwadzieścia kilometrów. Według jego obliczeń po maksymalnie trzech dniach pochodu na wschód mógł już 16 kwietnia podejść do miasta. Simson wiedział także, że Armii Czerwonej zostało mniej więcej osiemdziesiąt kilometrów do miasta, ale najpierw musiała przekroczyć Odrę, rozbić niemiecką linię obrony i zdobyć okoliczne wzgórza, żeby móc wyjść prosto na Berlin.

12 kwietnia Simson został wezwany do Wiesbaden, w którym stacjonował sztab 12. Grupy Armii generała Omara Bradleya. Tuz po przylocie Simson obmyślał, co powiedzieć na temat swojej ofensywy na Berlin, gdy Bradley oznajmił mu „na dzień dobry”, że o żadnym Berlinie nie może być mowy i trzeba się będzie wycofać na zachodni brzeg Łaby. Zaskoczony Simson nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał od Bradleya, który gwoli ścisłości, przekazywał informację z samej góry – ze sztabu generała Eisenhowera.

Po powrocie Simsona do kwatery nikt nie mógł w to uwierzyć. Tym większe było zdziwienie oficerów Simsona, że w trakcie obrad wielkiej trójki w Jałcie nie było mowy o tym, iż Berlin ma zdobywać Armia Czerwona. W czasie konferencji co najwyżej była mowa o wspólnym zdobyciu Niemiec z każdej strony, tak daleko, jak się da. W międzyczasie, Stalin zapewniał amerykanów, że głównym celem ataku Armii Czerwonej w trakcie najbliższej ofensywy będzie Drezno. Było to bardzo dziwne stwierdzenie. Co może być spektakularnego w zdobyciu morza gruzów? Trzeba bowiem pamiętać, że Drezno zostało wybombardowane przez aliantów w trakcie ostatniego wielkiego nalotu dywanowego z 13 na 14 lutego 1945 roku. Stalin tym wybiegiem chciał za wszelką cenę zniechęcić aliantów zachodnich do zdobywania stolicy Rzeszy, twierdząc, że Berlin to drugorzędny cel bez większego znaczenia.

Jest to oczywista nieprawda. Berlin był dla Stalina ukoronowaniem jego marzeń, a jego zdobycie dawało mu jeszcze większego prestiżu w kraju i na świecie. Armia Czerwona już od połowy lutego 1945 roku przygotowywała się do tej ostatecznej ofensywy, której głównym celem był właśnie Berlin, a jedynie pobocznym wspomniane wcześniej Drezno.

Tramwajem na front

W pierwszej połowie kwietnia 1945 roku nie widać było oznak paniki w mieście. Sklepy działały jak dawniej i można było zauważyć zwykłe kolejki po żywność. Komunikacja miejska działała, wodociągi i elektrownie też. Obawy ludności cywilnej, a w szczególności kobiet i dziewczyn, wzbudzały jednak „hordy bolszewików” żądne gwałtów i kradzieży. Obawy te nie były bezpodstawne, gdyż żywa w śród mieszkańców miasta była pamięć o gwałtach i masakrze kobiet z wioski w Prusach Wschodnich, Nemmersdorfu. Minister propagandy Rzeszy, Joseph Goebbels przekonywał, że tu, pod Berlinem dojdzie do ostatecznego pogromu bolszewizmu i to Rzesza wygra walkę na śmierć i życie ze światową rewolucją. Na murach miast pojawiły się plakaty z hasłami „Zwycięstwo albo Syberia” czy „Tramwajem na front”. Ale pompatyczne stwierdzenia ministra propagandy nie miały pokrycia w rzeczywistości.

Berlin miał trzy pierścienie obrony i wyznaczoną do obrony garstkę żołnierzy i oddziałów paramilitarnych. Obszar miasta podzielono na dziewięć sektorów obronnych: osiem na obwodzie i jeden obejmujący dzielnicę rządową, tak zwany sektor Z. 92 bataliony Volksturmu, o których wspominał Speerowi Reymann, były słabo wyszkolone i nie posiadały broni ciężkiej. Ilość czołgów i dział samobieżnych wyznaczonych do obrony miasta można było liczyć tylko w dziesiątkach sztuk. Każdy dowódca, który objąłby stanowisko komendanta obrony, widziałby beznadziejną sytuację obrońców oraz nieuchronną zagładę miasta i ludności cywilnej.

O 3:00 nad ranem 16 kwietnia 1945 roku niebo rozbłysło tysiącami pocisków, flar i światłem reflektorów przeciwlotniczych. W tej scenerii rozpoczynała się ostatnia ofensywa Armii Czerwonej na wschodzie. Według relacji obrońców ziemia drżała od wybuchów pocisków. Radziecka nawała ogniowa 1. Frontu Białoruskiego trwała nieprzerwanie 145 minut, w trakcie, których wystrzelono według obliczeń ponad 2400 wagonów towarowych amunicji. Według zamysłu marszałka Żukowa, światło reflektorów miało oślepić obrońców i spowodować, że zaczną uciekać w panice na widok pierwszych czołgów. Wbrew założeniom Żukowa, nic takiego nie miało miejsca. Tuż po zakończeniu nawały ogniowej wycofane w nocy oddziały niemieckie zajęły z powrotem pozycje obronne. Światła reflektorów nie tyle oślepiały obrońców, co oświetlały setki sowieckich czołgów, będących teraz doskonale widocznymi dla ukrytych niemiecki artylerzystów na wzgórzach Seelowskich.

Dopuszczeni tak blisko jak się dało radzieccy czołgiści znaleźli się w morderczym ogniu niemieckich dział kalibru 88 mm i poukrywanych armat przeciwpancernych. Jeden po drugim radzieckie czołgi wylatywały w powietrze bądź stawały, unieruchomione. Sowiecka piechota zeskakiwała z płonących wraków. Kolejne fale żołnierzy padały koszone ogniem niemieckich karabinów maszynowych. Co ciekawe, niewyszkolone niemieckie oddziały broniące podejścia do Berlina na wzgórzach Seelowskich odparły pierwszy radziecki atak. Do końca dnia informowano z frontu dowództwo niemieckie, że radziecka ofensywa utknęła, ale nie uda się obrońcom powstrzymać kolejnych fal ataku. Po pierwszym dniu ataku na południe od wzgórz Seelowskich 9. Armia generała Bussego musiała się cofnąć pod naporem wojsk radzieckich marszałka Koniewa, gdyż była bliska okrążenia.

Straty radzieckie wynosiły tego dnia około 25 tysięcy zabitych, a niemieckie 12 tysięcy. Dla obrońców nie było jednak nadziei, nie mieli już rezerw do uzupełnienia strat, więc kolejny większy atak mógł ich zmieść z zajmowanych pozycji. To, co nie nastąpiło 16 kwietnia, miało miejsce trzy dni później. Obrona niemiecka rozsypała się, a dla Armii Czerwonej droga na Berlin stała otworem. Radzieckie jednostki 2. Armii Pancernej Gwardii z 1. Frontu Białoruskiego parły dalej na zachód od północnej strony Berlina, by po dwóch dniach marszu skierować się na południe. 1. Front Ukraiński marszałka Koniewa nacierał nieprzerwanie w dwóch kierunkach. Priorytetem Koniewa był atak na Berlin z południowego wschodu w celu okrążenia miasta od południa i połączenie się tam wraz z jednostkami 1. Frontu Białoruskiego Żukowa. Drugim i mniej znaczącym celem było Drezno.

Niemcy cofali się na wszystkich odcinkach działań obu radzieckich frontów. Nie było już żadnej nadziei. 9. Armii generała Bussego groziło okrążenie i tylko natychmiastowe wycofanie dalej na zachód mogło ograniczyć straty. W tym samym czasie – 19 kwietnia – stacjonująca na terenie Czech Grupa Armii Środek generała Schörnera została odcięta i nie było szans na zaatakowanie lewego skrzydła frontu Koniewa. Droga na Berlin stała przed Armią Czerwoną otwarta i niezagrożona.

W tym miejscu warto wspomnieć o rywalizacji, jaka zarysowała się między radzieckimi marszałkami Koniewem i Żukowem o to, który zdobędzie Berlin. Stalin swoim zwyczajem lubił, gdy dwie lub więcej osób rywalizuje między sobą o jego względy. Wiadomo, że ten, który jako pierwszy zatknąłby sztandar zwycięstwa w Berlinie, dostałby laur zwycięstwa i stałe miejsce w historii. Rywalizacja między dwoma dowódcami kosztowała życie setki radzieckich żołnierzy między innymi od „przyjacielskiego ognia” artylerii, gdyż nie zawsze komunikowano się między sztabami poszczególnych frontów o sytuacji i miejscu prowadzonych walk.

To już koniec, wszystko stracone

21 kwietnia pojawiła się szansa na ocalenie Berlina od północy i zniweczenie radzieckich planów na okrążenie miasta. Hitler święcie wierzył, że Armia (Armeeabteilung) generała SS Felixa Steinera wraz z oddziałami 9. Armii generała Bussego jest w stanie zaatakować skrzydło 1. Frontu Białoruskiego i odepchnąć go aż do Odry. Jak się okazało następnego dnia, plan Hitlera był nierealny. Po pierwsze armia Steinera była armią tylko z nazwy. Po drugie nie posiadała wystarczających sił pancernych i zaopatrzenia, by wykonać tak śmiały plan. W związku z tym szansa na ocalenie Berlina od północy legła w gruzach.

22 kwietnia na wieść o tym, że LVI Korpus Pancerny generała Helmutha Weidlinga wchodzący w skład Grupy Armii Wisła wycofuje się, Hitler wpadł w szał. Rozkazał natychmiast wysłać pluton egzekucyjny na linię frontu i rozstrzelać Weidlinga. Jednakże wycofanie się LVI Korpusu oszczędziło niepotrzebnych strat, a na dodatek utrudniło Armii Czerwonej bezpośredni atak na miasto. Tak więc 23 kwietnia Hitler mianował Weidlinga na komendanta obrony miasta w miejsce generała Helmutha Reymanna. W momencie, gdy generał Helmuth Weidling został mianowany komendantem obrony Berlina, miał do dyspozycji tylko 45 tysięcy żołnierzy Wehrmachtu i SS oraz kolejne 40 tysięcy z jednostek policji, Volkssturmu i Hitler Jugend. Następnego dnia radzieckie Fronty: Białoruski na północy i Ukraiński na południu, dokonały okrążenia miasta. Od czterech dni radziecka artyleria ostrzeliwała centrum Berlina, nie powodując jednak większych strat wśród obrońców, co najwyżej wśród ludności cywilnej.

Wspomniana już wcześniej niemiecka 12. Armia pod dowództwem generała Walthera Wencka była, po porażce oddziałów Steinera z 1. Frontem Białoruskim, ostatnią szansą na odblokowanie Berlina. Według planów Hitlera 12. Armia wraz z tym, co pozostało po 9. Armii Bussego, miały razem nacierać od zachodu i południa na Berlin, w kierunku na Poczdam. Po pięciu dniach morderczych walk okazało się, że pomimo heroicznych wysiłków niemieckich żołnierzy nie uda się przebić do miasta. Ostatecznie po pięciu dniach, 27 kwietnia, oddziały Wencka zaprzestały dalszych ataków na radzieckie pozycje. W ciągu następnych kilku dni głównym zadaniem 12. Armii było umożliwienie ucieczki żołnierzom i cywilom z okolic Berlina w kierunku Łaby, czyli strefy opanowanej przez wojska amerykańskie. Dalsze walki obronne 12. Armii wynikały ze strachu przed radziecką niewolą, który był tak duży, że mimo tragicznego położenia militarnego i braku zaopatrzenia, żołnierze walczyli do końca i ostatkiem sił.

Mimo szczupłości sił, jakie Niemcy przeznaczyli do obrony miasta, błędne zastosowanie przez Armię Czerwoną czołgów do walk w mieście spowodowało wysokie straty wśród nacierających wojsk. Doświadczenia niemieckie z kampanii wrześniowej w Warszawie czy bitwy stalingradzkiej nic nie nauczyło radzieckich dowódców. Zrujnowane miasto, pełne wąskich uliczek i porozcinane kanałami rzek Sprewy i Haweli powodowało, że czołgi nie nadawały się do walk w mieście bez wsparcia piechoty. Niestety wobec ponagleń z Moskwy słanych przez samego Stalina, by zdobyć miasto na Święto Pracy, nie było mocnych. Wypchnięte przed jednostki piechoty czołgi ginęły jeden po drugim od panzerfaustów, panzerschrecków i koktajli Mołotowa. Warto wspomnieć, że cała operacja berlińska kosztowała Armię Czerwoną prawie dwa tysiące czołgów, z czego prawie połowa stała się łupem obrońców miasta. W porównaniu do największej bitwy pancernej tej wojny straty radzieckie w broni pancernej pod Berlinem to aż 71% tych spod Kurska. Wobec stanu wyjściowego sprzed operacji berlińskiej straty radzieckie w broni pancernej wynosiły w przybliżeniu 33%. Walki w mieście były zacięte. Walczono o każdy dom, ruinę czy mur. O zaciętości i oporze obrońców niech świadczy fakt, że jeden tylko gmach politechniki berlińskiej szturmowano parokrotnie na przestrzeni dwóch dni i to bez rezultatu, pomimo znaczącej przewagi atakujących wojsk!

25 kwietnia w Torgau nad Łabą radzieckie oddziały spotkały się z czekającymi na drugim brzegu bezczynnymi wojskami amerykańskimi. Koniec III Rzeszy był już bliski, ale szturmowanie Berlina trwało nadal. Walki o stolicę miały miejsce nie tylko na powierzchni, ale także pod miastem w kanałach i tunelach metra. W celu opóźnienia nacierających wojsk radzieckich wczesnym rankiem 27 kwietnia Hitler rozkazał zalanie kanałów i szybów pod miastem. Była to straszna decyzja, głównie dla mieszkańców, którzy schronili się tam przed walkami. Przerażające są opisy tych, którzy przeżyli tamten dzień. Matki z dziećmi na rękach, ranni, starcy i inwalidzi nie mieli szans na ucieczkę z zalewanych wodą tuneli i kanałów pod miastem.

Pomimo spowodowanej działaniami zbrojnymi udręki, jakiej doznawali mieszkańcy, dochodziło także często do samosądów z rąk fanatyków wymierzonych w defetystów i tych, którzy nie wierzyli już w dalsze zwycięstwo. Latarnie Berlina okupowane były przez ciała skazanych w „lotnych procesach” prowadzonych w trybie doraźnym przez sądy polowe.

Każdy wisielec miał na szyi zawieszoną tabliczkę z opisem „zbrodni”: „Byłem sowieckim agentem”, „Nie wierzyłem w zwycięstwo”, „bolszewik”, „zdrajca narodu”…

Z każdym dniem Armia Czerwona wraz z jednostkami Wojska Polskiego zdobywały kwartał po kwartale miasta, dochodząc pod koniec miesiąca do centrum Berlina. Widząc beznadziejną sytuację militarną Rzeszy, 30 kwietnia w godzinach popołudniowych Adolf Hitler popełnił samobójstwo.

Tego samego dnia żołnierze radzieccy zaczęli szturmować Reichstag. Obrońcy miasta bronili się dalej, teraz już nie za Führera, tylko o własne przeżycie. Gdzieniegdzie małe grupki żołnierzy chciały się przebić na zachód od miasta i dostać się do niewoli zachodnich aliantów. Niestety dla nich większość prób kończyła się niepowodzeniem. Pierścień wokół miasta był zbyt silny.

Smutny epilog

Walki o Berlin trwały do północy z 1 na 2 maja. W nocy niemieccy parlamentarzyści ze sztabu generała Weidlinga zostali wysłani do sztabu radzieckiego generał Wasilija Czujkowa w celu omówienia zasad kapitulacji. 2 maja o godzinie 6:00 rano miano zaprzestać jakichkolwiek walk w mieście, a obrońcy mieli składać broń. Do niektórych punktów oporu nie dotarły na czas informacje o zaprzestaniu walk, tak więc dochodziło sporadycznie do wymiany ognia jeszcze przez następnych kilka dni.

Operacja berlińska kosztowała Niemców blisko 460 000 tysięcy zabitych i prawie tyle samo jeńców, z czego w samym mieście 44 000 zabitych. Według radzieckich danych, zabitych zostało 84 000 żołnierzy, z czego prawie 3000 Polaków. Żołnierze radzieccy i polscy świętowali wielkie zwycięstwo okupione wielką daniną krwi. Zrujnowany Berlin przypominał wyglądem zgliszcza doszczętnie zburzonej pół roku wcześniej Warszawy. Dla cywilów przyszedł trudny okres, gdy brakowało wszystkiego: żywności, wody i lekarstw. Oprócz tych cierpień nie można zapomnieć także o setkach, jeśli nie tysiącach zgwałconych w mieście kobiet. Wiele z nich już po fakcie, bądź też ze strachu przed takim losem, popełniło samobójstwo. Obsesje Hitlera i jego wizje „tysiącletniej Rzeszy” legły niczym domek z kart, a największe straty jak zawsze poniosła ludność cywilna po obu stronach konfliktu.

Przypisy

Do dziś trudno określić rzeczywistą ilość żołnierzy i sprzętu biorącego udział w operacji Berlińskiej. Np. Z. Stąpor w książce „Berlin 1945” podaje, że łącznie wzięło udział w bitwie ponad 3,5 miliona żołnierzy, wykorzystano 50 tys. dział i moździerzy, około 8 tys. czołgów i dział pancernych oraz 9 tys. samolotów.

Bibliografia:

1. John Toland, Ostatnie 100 dni, Wyd: Wołoszański, 2005
2. Ian Kershaw, Hitler – Nemezis (1941-1945), Wyd: Rebis, 2005
3. Omar N. Bradley, Żołnierska epopeja, Wyd: MON, 1989
4. Mała Encyklopedia Wojskowa tom 1-3, Wyd: MON, 1971
5. Zdzisław Stąpor, Berlin 1945, Wyd: Bellona, 2005