6 czerwca 1944 roku pod osłoną nocy żołnierze trzech dywizji spadochronowych – brytyjskiej 6. oraz amerykańskiej 82. i 101. Dywizji Powietrznodesantowej – postawili stopy na normandzkiej ziemi. Był to początek operacji morsko-desantowej, która (tak pod względem skali przygotowań, jak i użytych sił) stała się jedną z największych operacji w dziejach wojen w ogóle. Lądowanie wojsk alianckich w Normandii miało na celu utworzenie drugiego frontu w zachodniej Europie i wyzwolenie Francji. W konsekwencji „Overlord” miał stanowić początek końca III Rzeszy.

I choć od tamtego wydarzenia dzieli nas już przeszło 66 długich lat, wciąż posiadamy namacalne świadectwa owych dramatycznych chwil. A zachowały się one dzięki pewnemu chłodnemu cynikowi z wiecznie zwisającym papierosem w kąciku ust, którego jedyną siłą napędową była adrenalina. Zachowały się dzięki Robertowi Capie.

Fot. Robert Capa via swiatobrazu.pl

Fot. Robert Capa via swiatobrazu.pl

Capa – właściwie Endré Ernő Friedmann – urodził się w rodzinie węgierskich żydów. Lata młodości spędził, przemierzając uliczki Budapesztu z aparatem w ręku jako pasjonat-samouk fotografii. Wskutek nastania ery III Rzeszy, ze względu na pochodzenie Friedmann zdecydował się na emigrację. Osiadłszy w Paryżu, zwrócił oczy w kierunku trzech osób, które na zawsze odmieniły jego życie: Henriego Cartiera-Bressona, młodego polskiego fotografa Dawida Szymina (znanego jako Chim) i Gerdy Taro (Gerty Pohorylle). Przyjaźń ta zapoczątkowała nowy rozdział w życiu Friedmanna: zmienia nazwisko na Robert Capa i rozpoczyna przygodę jako fotograf niezależny.

Jedna ze starych chińskich klątw mówi: „obyś żył w ciekawych czasach”. Dla młodego Friedmanna zapewne słowa te mogłyby brzmieć jak proroctwo: burzliwa i dramatyczna pierwsza połowa XX wieku okazuje się bowiem najlepszym dla niego sposobem na życie. Czując się jak „ryba we wodzie” w centrum toczonych konfliktów zbrojnych (koniecznie jak najbliżej linii frontu!), Capa szybko staje się jednym z najsłynniejszych fotoreporterów wojennych. Na początku II wojny światowej przedostaje się do Ameryki (problemów imigracyjnych uniknął dzięki zawarciu małżeństwa z amerykanką ostatniego dnia ważności swojej wizy!). Pracuje wówczas dla magazynu „Life”.

Fot. Robert Capa via swiatobrazu.pl

Fot. Robert Capa via swiatobrazu.pl

Na jego zlecenie 6 czerwca 1944 roku Capa fotografuje lądowanie wojsk alianckich w Normandii. Jako Amerykanin akredytowany przy armii amerykańskiej znajduje się w najtrudniejszym odcinku walk na plaży Omaha. Na rejestrację tego piekła – robiąc zdjęcia w biegu, zanurzony we wodzie – Capa zużywa dwie rolki filmu. Kurier szybko zabiera negatywy do Londynu. Czas nagli. Podekscytowany laborant, świadom, że jest w posiadaniu zdjęć z historycznego wydarzenia, chcąc przyspieszyć proces suszenia mokrych negatywów, bezmyślnie podkręca temperaturę w ciemni. W konsekwencji powoduje to stopniowe topienie się emulsji na negatywach. W wyniku nadgorliwości laboranta spośród 72 naświetlonych klatek zdołano ocalić jedynie osiem. Obraz pozostaje jednak rozmyty, nieznający sprawy mogliby przypuszczać, że w gorączce krwawego desantu to drżące dłonie Capy spowodowały nieostrość zdjęć. Początkowo laboranci „Life” wypierają się błędu, tłumacząc uszkodzenie negatywu zapewne nieszczelnością aparatu, do którego dostać się musiała słona morska woda. Gdy prawda wychodzi na jaw, Capa nie kryje wściekłości. Zarzeka się, że nigdy więcej nie przyjmie zlecenia od „Life”. Ocalałe zdjęcia zostają opatrzone redakcyjnym komentarzem tłumaczącym ich techniczne „niedociągnięcia”. Parę lat później Capa nadaje autobiograficznej książce ironiczny tytuł „Slightly out of Focus” („Trochę nieostre”).

Robert Capa w 1937 roku na zdjęciu Gerdy Taro

Robert Capa w 1937 roku na zdjęciu Gerdy Taro

Ten brawurowy artysta, który bardziej aniżeli kuli wrogiego snajpera bał się ustabilizowanego życia ze stałą pracą i małżonką u boku, zginął w miejscu pracy, nadepnąwszy na minę w Thai Bihn w Wietnamie 25 maja 1954 roku. Jedna z niezliczonych legend na jego temat mówi, że trzymał wówczas w ręce aparat. Było to zapewne konsekwencją jego życiowej dewizy: „jeśli twoje zdjęcia nie są dostatecznie dobre, to nie jesteś dostatecznie blisko”

Bibliografia:

D-Day, bitwa o Normandię, A. Beevor, Kraków 2010
Historia polityczna świata XX w, t. I, M. Bankowicz, Kraków 2004
Świat obrazu, nr 4/2008, Wydawnictwo Irys Studio, Kraków 2008
http://www.swiatobrazu.pl. Dostęp: 23-04-2010.
http://www.fotopolis.pl. Dostęp: 23-04-2010.