Wybory prezydenckie w Stanach Zjedno­czo­nych zbliżają się wielkimi krokami, a wraz z tym rośnie aktywność rosyjskich służb. Te zaś działają z olbrzymim rozmachem. Jak to jednak zawsze w branży wywia­dow­czej bywa, im bardziej inten­sywne działania i bardziej ambitne cele stawiane przez przełożonych, tym większe ryzyko wpadki. Amerykańskie służby i agencje rządowe zdobywają cenne doświadczenie i coraz skuteczniej potrafią przeszkadzać wrogowi.

Zacznijmy od czeskiego ministra spraw zagranicznych Jan Lipavskiego. Podczas konferencji zorganizowanej 9 października w Pradze przez resort, a poświęconej zagranicznym operacjom wpływu, Lipavský poinformował, że Rosja odpowiada za 80% operacji wpływu prowadzonych na całym świecie.

Główny wysiłek jest skierowany oczy­wiś­cie przeciwko pomocy Ukrainie i na podkopywanie syste­mów politycz­nych państw Zachodu, ale nie należy zapominać o sianiu chaosu w skali globalnej, żeby wspomnieć chociażby opisywaną przez nas kampanię wymierzoną w programy walki z malarią. Przypom­nijmy przy tej okazji, że dziwnym trafem konta w mediach społecz­noś­cio­wych, które propagują rosyjską narrację, równie chętnie upowszechniają teorie spiskowe czy pomysły ruchu antyszczepionkowego.

Z kolei Bruno Kahl, szef niemiec­kiego wywiadu BND, 14 paź­dzier­nika podczas wystąpienia przed komisją do spraw służb specjalnych Bundestagu, ostrzegał, że aktywność rosyjskich służb, jak również gotowość Moskwy do prowadzenia działań hybry­do­wych, osiągnęła niespotykany wcześniej poziom. Zdaniem Kahla bezpośrednia konfrontacja militarna z NATO stała się dla Rosji opcją, do czego będzie gotowa najpóźniej do końca obecnej dekady. Podobne ostrzeżenia wygłaszał już wcześniej minister obrony Boris Pistorius.

Metody działania

Wróćmy jednak do operacji wpływu, sposobów ich prowadzenia i amerykań­skich wyborów.

– Panowie, ingerowaliśmy, ingeru­jemy i będziemy ingerować – przechwalał się Jewgienij Prigożyn niedługo przed swoim upadkiem. – Ostrożnie, precyzyjnie, chirurgicznie i po swojemu, tak jak umiemy. Podczas naszych precyzyjnych operacji usuniemy obie nerki i wątrobę jednocześnie.

Cóż kucharz Kremla i założyciel Grupy Wagnera ma do operacji wpływu? Wbrew pozorom sporo.

Prigożyn był jednym z architektów rosyjskich operacji dezinfor­ma­cyj­nych. W roku 2013 założył Agencję Badań Internetowych (Agientstwo intierniet-issledowanij), jedną z naj­więk­szych i najbardziej aktywnych kremlowskich farm trolli. Agencja była niezwykle aktywna podczas wyborów prezydenckich w USA z roku 2016, następnie podczas pandemii COVID-19 i oczywiście przez cały konflikt rosyjsko-ukraiński od roku 2014. Jak zwraca uwagę Maksim Markelov, badacz rosyjskich operacji propagandowych z Uniwersytetu Manches­ter­skiego, wraz z pełno­ska­lową napaścią na Ukrainę agencja, podobnie jak inne rosyjskie farmy trolli, zaczęła pracować w nad­go­dzi­nach. Zastosowanie „sztucznej inteligencji” stało się więc nie tyle przykładem postępu, ile operacyjną koniecznością. Przy okazji uwidocz­niły się ograniczenia czatbotów.

Markelov w swoich badaniach poświęca dużo uwagi metodom stosowanym przez Agencję Badań Internetowych, Agientstwo socyal­nogo projek­tiro­wanija (Agencja Projektów Społecz­noś­cio­wych, ASP) i inne podobne grupy. Wszystkie to tradycyjne, do bólu konwencjonalne sposoby znane od stuleci, doskonale opanowane przez radzieckie służby, dostosowane jedynie do wymagań i możliwości cyfrowej rzeczywistości.

Badacz wyróżnił trzy metody. Pierwszą są wiadomości skrojone pod lęki i przekonania odbiorców, odwo­łu­jące się do emocji. Markelov jako przykład wskazuje ulotki propagandowe znane z obu wojen światowych. Druga metoda to ciągłe powtarzanie przekazu, przyzwy­cza­ja­nie do niego odbiorców w nadziei, że w końcu zaakceptują propagandowe treści. Ostatnia metoda to fałszywe kampanie oddolne, fachowo nazywane astroturfingiem, tworzące iluzję szerokiego poparcia społecz­nego dla danej sprawy. Tutaj jako przykład Markelov wybrał fasadowe organizacje w typie różnych Towarzystw Przyjaźni, stosowane niegdyś do szerzenia radzieckiej propagandy.

Intensywność działań sprawiła, że nawet sztuczna inteligencja okazała się niewystarczająca. Jak pokazuje tegoroczny Microsoft Digital Defense Report, Rosja, Iran i Korea Północna chętnie korzystają z usług pod­wy­ko­naw­ców zewnętrznych w postaci różno­rod­nych grup prze­stęp­czych. Z jednej strony pozwala to uzupełnić luki we własnych szeregach, co w obliczu niskich płac nie powinno dziwić, z drugiej ułatwia wyparcie się jakichkolwiek związków z danym atakiem. Rosja wykorzystuje gangi do cyberszpiegostwa przeciw Ukrainie, Korea Północna – do cyber­prze­stępstw, natomiast Iran koncentruje się na hakowaniu izraelskich serwisów randkowych.

Oczywiście rosyjskie działania nie ograniczają się tylko do Internetu i mediów społecz­noś­cio­wych. Swoją rolę cały czas odgrywa telewizja Russia Today, czym na antenie przechwala się jej prezenterka Margarita Simonjan.

Tradycyjnie niezależnie od siebie operacje prowadzą FSB, GRU, SWR i inne agencje. W myśl starej radzieckiej zasady służby konkurują między sobą, co ma zwiększyć zasięg i skuteczność działań. Jak jednak zwraca uwagę Markelov, przy dużej intensyfikacji działań taka polityka może przynosić odwrotne skutki: agencje zamiast amplifikować wzajemnie swoje działania mogą sobie przeszkadzać. W kontekście tradycyjnej rywalizacji między służbami takie wypadki przy pracy wcale nie muszą być dziełem przypadku.

Cel: Tim Walz

Pozostając przy wynikach badań Markelova – podczas amerykańskiej kampanii prezydenckiej 2016 roku rosyjskie służby grały do obu bramek. Wbrew utartej opinii trolle często atakowały Donalda Trumpa, a biorąc pod uwagę niechęć licznej grupy wyborców do Hillary Clinton, nie trzeba było się zbytnio wysilać. Trump był jeszcze wtedy dla Kremla niewiadomą, kampania ingerencji w wybory – eksperymentem, a głównym celem było sprawdzenie przyjętych założeń i sianie chaosu.

W roku 2024 sytuacja jest diamet­ralnie inna. Rosyjska agentura ewidentnie promuje Trumpa, a za główny cel ataków wybrała demo­kra­tycz­nego kandy­data na wice­prezy­denta Tima Walza. W ostatnich tygodniach w mediach pojawiły się liczne nagrania, na których rzekomi byli uczniowie Mankato West High School oskarżają Walza o stosowanie przemocy lub molesto­wanie. Jak do tej pory wszystkie te materiały nie wytrzymały zwykłego fact checkingu.

Kamala Harris i Tim Walz podczas wiecu wyborczego w Arizonie. Z lewej była członkini Izby Reprezentantów Gabrielle Giffords.
(Gage Skidmore, Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic)

Washington Post sprawdził przypadek Matthew Metro, który zarzucał politykowi, że się nad nim znęcał. Dziennik dotarł do prawdziwego Matthew Metro. Jak się okazało, faktycznie uczęszczał on do liceum, gdzie Walz był trenerem futbolu i uczył geografii, ale nie miał z nim lekcji, a wszelkie oskarżenia o stosowanie przemocy wobec uczniów uznał za wyssane z palca.

Jeśli ktoś nie ufa Washington Post, swoje dorzuca Wired. Serwis ziden­ty­fi­ko­wał jeden z klipów oskar­ża­ją­cych Walza jako wyge­ne­ro­wany przez sztuczną inteli­gen­cję. Jeszcze ciekawsza jest historia innego nagrania. Pierwszym bohaterem jest John Dougan, były policjant z Florydy, obecnie zamieszkały w Moskwie i brylujący w prokremlowskich mediach.

Dougana zaprosił do swojego programu RedPill78 Zak Paine, znany z QAnon. Teraz pora na Walza. Dougan przyprowadził ze sobą człowieka ukrywającego się pod pseudonimem „Rick”. Ten pochodzący rzekomo z Kazachstanu człowiek miał w roku 2004 uczestniczyć w organi­zo­wa­nym przez Departament Stanu programie wymiany uczniów Future Leaders Exchange. „Rick” twierdził, że został napadnięty przez Walza. Jak jednak sprawdził Wired, w aktach Departamentu Stanu nie figuruje żaden obywatel Kazachstanu będący uczestnikiem Future Leaders Exchange nie tylko w roku 2004, ale w całym okresie 2000–2020.

Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1600 złotych miesięcznie.

Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.

Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują. Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.

86%

Jako najbardziej aktywną rosyjską grupę Wired zidentyfikował Sztorm-1516. Grupa ta odpowiada także za rozpowszechnianie plotek, że w roku 2011 Kamala Harris spowo­do­wała w San Francisco wypadek dro­gowy i uciekła z miejsca zdarzenia. Aktywność Rosjan zaczęła wreszcie działać na nerwy admini­stracji Bidena. Departament Stanu ogłosił 21 października nagrodę w wysokości do 10 milionów dolarów za informacje o tożsamości i lokalizacji uczestników rosyjskiej operacji medialnej Rybar. Operacji, dodajmy, zainicjowanej jeszcze przez Prigożyna.

Amerykańskie agencje mogą się jednak pochwalić pewnymi sukcesami w zwalczaniu rosyjskiej dez­in­for­macji. Departament Sprawied­li­wości ogłosił 4 września zamknięcie 32 domen internetowych powiązanych z kampaniami prowadzonymi przez ASP, Grupę Struktura (znaną też pod angielską nazwą Structura National Technology) i ANO Dialog. Według departamentu wszystkie te grupy działają pod bez­po­śred­nim kierow­nic­twem Siergieja Kirijenki, pierwszego zastępcy szefa sztabu prezydenckiego biura wykonawczego.

Kolejny cios został wyprowadzony na początku października, tym razem w grupę Star Blizzard. Jednostka do zwalczania cyberprzestępstw Microsoftu zamknęła 66 witryn używanych przez grupę, a Departa­ment Sprawiedliwości – kolejnych 41. Star Blizzard specjalizuje się nie w dezinformacji i propagandzie, lecz atakach phishingo­wych wymie­rzo­nych w firmy i agendy rządowe. Tutaj odsłonięto inne oblicze rosyjskich operacji. W ostatnich miesiącach grupa wzięła na cel organizacje pozarządowe i think tanki. Jak wiadomo, wszelkie organizacje patrzące władzom na ręce, oceniające ich działania i zgłaszające swoje pomysły to pierwotne zło, z którym trzeba walczyć wszelkimi dostępnymi metodami. To, że przy okazji można próbować podkopać fundamenty amerykańskiego społeczeństwa obywatelskiego, jest istotnym bonusem.

W obu przypadkach zamykane strony są łączone z akcją Doppelgänger. W jej ramach rosyjskie służby sieją dezin­for­ma­cję podszywając się pod strony informacyjne. Na liście celów znalazły się i Washington Post, i Fox News.

17 mgnień Dougana

Centralną postacią rosyjskich kampanii dezin­for­ma­cyj­nych stał się wspomniany już John Dougan. Przyjrzyjmy się nieco jego historii. W latach 1996–1998 służył w piechocie morskiej. Marines zawierają zwykle czteroletnie kontrakty. Zasłaniając się ochroną danych osobowych, USMC nie ujawnia przyczyn odejścia Dougana ze służby, podaje jedynie, że „charakter jego służby był niezgodny z oczekiwaniami i standardami Korpusu Piechoty Morskiej”. W latach 2005–2007 pracował jako policjant w hrabstwie Palm Beach na Florydzie. Przez ten czas wydział wewnętrzny wszczął przeciwko niemu jedenaście postępowań. Po dobrowolnym odejściu ze służby pracował krótko w policji stanu Maine. Został zwolniony po oskarżeniach o molestowanie seksualne.

Z Maine powrócił na Florydę założył stronę internetową PBSOTalk, która miała być miejscem dla sygnalistów zgłaszających problemy w policji hrabstwa Palm Beach. Bardzo szybko prze­is­to­czyło się to w oczernianie jego byłych przełożonych. W roku 2016 Dougan upublicznił dane tysięcy policjantów, agentów federalnych i sędziów. do jego mieszkania weszły policja i FBI. W następnym roku został postawiony w stan oskarżenia pod 21 zarzutami wymuszeń i podsłuchów.

Rosja zawsze chętnie wyciąga rękę do takich ludzi, a pracę nad Douganem zaczęto już wcześniej. W między­czasie poznał przez Internet pewną Rosjankę i, aby się z nią spotkać, poleciał do Moskwy. Nie wiadomo dokładnie, kiedy to się zdarzyło, ale można śmiało, założyć, że właśnie wtedy nawiązał kontakt z rosyjskimi służbami. W roku 2017 uciekł do Moskwy i uzyskał azyl polityczny. Wkrótce potem zaczął działalność „niezależnego” dzien­ni­karza, demas­ku­ją­cego oszustwa i szachraj­stwa nie tylko Waszyngtonu, ale całego Zachodu. Jeszcze przed wybuchem pełnoskalowej wojny popisał się przygotowanym w Ukrainie reportażem o tajnych amerykańskich laboratoriach biologicznych. Po wybuchu wojny był reportaż z Mariupola, oskarżający ukraińskie wojsko o samodzielne zniszczenie miasta.

Z czasem rozwinął swoją działalność zakładając sieć stron promujących fake newsy i rosyjską narrację, takich jak DC Weekly, Chicago Chronicle i Atlanta Observer. Pojawienie się generatywnej sztucznej inteligencji pozwoliło mu działać z większym rozmachem. To jednak zwróciło uwagę. Strony prowadzone przez Dougana zostały zamknięte, po czym wróciły. Według niezależnych od siebie ustaleń Microsoftu i zajmującej się monitorowaniem dezinformacji firmy NewsGuard serwery, z których działa obecnie Dougan, zostały udostępnione przez GRU.

Na tym nie koniec. Washington Post twierdzi, że dotarł do ponad 150 dokumentów potwier­dza­jących finansowanie działalności Dougana przez GRU i opisujących jego pracę dla rosyjskich służb. Jego oficerem prowadzącym ma być dobrze znany europejskim służbom Jurij Choro­szew­ski, naprawdę Jurij Choroszenski, służący w jednostce 29155 GRU, odpowiadającej za dywersję, operacje wpływu i działania w cyber­prze­strzeni na kierunku państw Zachodu.

Najwyraźniej nie tylko GRU przytuliło Dougana. Ma on także współpracować z Centrum Ekspertyzy Geopolitycznej, rosyjskim think tankiem związanym z Aleksandrem Duginem, jednym z kremlowskich ideologów. Dyrektor Centrum, Walerij Korowin, został w ubiegłym roku odznaczony przez Putina za zasługi dla ojczyzny, chociaż nie sprecyzowano, o jakie zasługi chodzi. Sam Dougan odrzuca oskarżenia o finansowanie przez rosyjskie służby, utrzymując, że jest „niezłomnie niezależny” i w ogóle nie zna Choroszenskiego i Korowina.

Jak wynika z materiałów Washington Post, nie wszystko układało się dobrze między Douganem a jego gospo­da­rzami. Jako poszukiwany w USA, starał się przekonać rosyjskie władze, aby przyznały mu obywatelstwo, te jednak nie bardzo miały na to ochotę. W pewnym momencie Dougan miał nawet rozważać udanie się do chińskiej ambasady i zaoferowanie swoich usług Pekinowi. Ostatecznie latem 2023 roku otrzymał upragnione rosyjskie obywatelstwo.

W rozmowie z Washington Post McKenzie Sadeghi z NewsGuard zwraca uwagę, że Dougan jest bardzo użytecznym narzędziem rosyjskiej kampanii dezinformacyjnej. Dosko­nale rozumie, co wywoła naj­więk­szy oddźwięk wśród amery­kań­skiej publicz­ności. Z kolei służby USA ostrzegają, że rosyjskie operacje mają na celu nie tylko próbować wpłynąć na wynik wyborów. W przypadku porażki Donalda Trumpa należy spodziewać się wszczynania niepokojów i zamieszek na dużo większa skalę niż stało się to 6 stycznia 2021 roku. Dougan już rozpoczął przygo­to­wy­wa­nie gruntu. Stan Waszyngton przystąpił do mobilizacji Gwardii Narodowej na wypadek powybor­czych zamieszek.

Dziwnych przypadków Elona M. ciąg dalszy

Rosyjskie kampanie nie muszą w tym roku krytykować Trumpa. Jest przecież Elon Musk, który wziął na siebie rolę głównego celu krytyków i przeciwników MAGA. Powiedzmy sobie szczerze: Musk z wielkim zaangażowaniem i talentem dostarcza amunicji swoim i Trumpa przeciw­nikom.

Jak dowodzi Anna Massoglia z serwisu Open Secrets, Musk zaanga­żo­wał się w rozprze­strze­nia­nie dezin­for­ma­cji na temat Harris, tak na platformach społecz­noś­cio­wych, jak i na fałszywych stronach interne­to­wych. Na Twitterze konta sprzyjające kandydatce Demokratów są wyci­szane, wspie­ra­jące Trumpa – lansowane. Zestaw metod na pierwszy rzut oka bardzo przypomina Dougana, rosyjską operację akcją Doppelgänger i działania TikToka w trakcie kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego, gdy platforma ewidentnie wspierała ugrupowania skrajne i euro­sceptyczne.

Już rok temu na antenie kanału 1 rosyjskiej telewizji państwowej padały komentarze: „Elon Musk jest wspaniały, jest cudowny i być może naprawdę jest naszym agentem”.

Musk ściąga na siebie problemy w zastraszającym tempie. Być może najważniejszym z nich okaże się America PAC, czyli komitet wyborczy wspierający kampanię Trumpa. O co chodzi? O loterię, mającą zachęcić ludzi do rejestrowania się jako wyborcy i głosowania. Każdy uczestnik może liczyć nawet na milion dolarów wygranej. Nagrody w tej wysokości odebrało już co najmniej dwanaście osób. Loterie są organizowane w stanach wahających się, takich jak Pensylwania, Arizona, Michigan, Wisconsin.

Sęk w tym, że organizowanie loterii zachęcających do rejestrowania się można podciągnąć pod próbę kupowania głosów, kolejną zagrywkę z rosyjskiego repertuaru (chociaż tym razem prowadzoną w amerykańskim stylu), zwłaszcza że przekaz polityczny loterii America PAC jest jasny. Departament Sprawiedliwości poinformował Muska, że loteria może stanowić naruszenie federalnego prawa wyborczego, na tym jednak się skończyło.

Bardziej zdecydowane działania podjął Larry Krasner, prokurator okręgowy Filadelfii w Pensylwanii. 28 października prokurator Krassner złożył pozew cywilny na mocy prawa stanowego. To powództwo cywilne nie wyklucza ani nie wymaga potencjal­nych przyszłych działań na mocy prawa karnego Pensylwanii. Krassner zarzuca organizatorom nielegalne działania obliczone na uzyskanie wpływu na wyborców. Pierwsze przesłuchanie w sprawie odbyło się już 31 października. Z korowodami prawnymi na tym pierwszym etapie sprawy można zapoznać się tutaj. Sam Musk oczywiście nie pojawił się w Filadelfii.

Rosyjski łącznik

Kolejna sprawa wyszła za sprawą The Wall Street Journal. Według dziennika Musk ma odbywać regularne rozmowy telefoniczne z Władimirem Putinem. Według biura prasowego Kremla doszło tylko do jednej takiej rozmowy, w której omawiano „przestrzeń kosmiczną, a także obecne i przyszłe technologie”. Sam miliarder dwa lata temu chwalił się rozmową z Putinem, która miała się odbyć w roku 2021.

WSJ twierdzi, że rosyjski prezydent miał poprosić Muska, aby nie obejmował systemem Starlink Tajwanu. Byłby to niewątpliwy ukłon w stronę Xi Jinpinga. Sprawa wywołała duży oddźwięk, jednak w świetle dostępnych materiałów wydaje się naciągana. Jak poinfor­mo­wał SpaceX, system Starlink nie jest dostępny na Tajwanie, ponieważ nie otrzymał jeszcze licencji na pro­wa­dze­nie tam działal­ności. Przyczyną braku licencji jest natomiast wymóg, by lokalny podmiot miał 51% udziałów w przed­się­wzięciu. Dla SpaceX jest to nie do przyjęcia.

Niemniej jako kontraktor Pentagonu i NASA Musk zaczyna stanowić coraz większy problem. Uległość miliardera wobec Pekinu można jeszcze wyjaśnić ułudą dostępu do olbrzymiego chińskiego rynku samochodów elektrycznych. Rynku, dodajmy, w którym należąca do Muska Tesla traci udziały na rzecz lokalnych konku­ren­tów. Usuwanie z Twittera postów krytykujących KPCh czy popie­ra­ją­cych prześladowanych Ujgurów mogą wydawać się niską ceną za rządowe zamówienia samochodów Tesli. To jedyna zagraniczna marka samochodów elektrycznych, która dostąpiła takiego zaszczytu.

Trudniej wyjaśnić sytuację z Rosją. Tamtejszy rynek jest obecnie mało obiecujący. Fakt, w maju tego roku Rosjanom udało się czasowo zagłuszyć sygnał Starlink w części Ukrainy. W grę może więc wchodzić czynnik strachu, że satelitom może „coś” się stać. Z drugiej strony, jak już rok temu pisał Walter Isaacson w swojej biografii Muska, miliarder odwiedził Moskwę w roku 2002. Chciał dyskutować o wykorzystaniu rosyjskich kosmodromów i rakiet nośnych. Kluczem w sprawie jest fakt, że do Moskwy udał się na kacu, po suto zakrapianej imprezie w Paryżu. Rosjanie oczywiście podjęli gościa po swojemu, co miało zakończyć się utratą przytomności.

Rosyjskie służby miały więc dosko­nałą okazję do zdobycia kompro­matów. Nie wiadomo, czy wyko­rzys­tały sposobność, Musk nie był wówczas liczącym się przedsiębiorcą. Ale z drugiej strony posiadanie haków na syna bogatej rodziny z RPA to bardzo kusząca opcja.

Sprawa działań Muska może mieć jednak zupełnie inną przyczynę, a mianowicie jego poglądy. Miliar­de­rowi często zarzuca się niechęć do demo­kra­tycz­nych insty­tucji i społe­czeń­stwa zakła­da­ją­cego przy­naj­mniej teore­tycz­nie równość wszyst­kich obywa­teli. Najprost­szym wyjaś­nie­niem jest tutaj zrzucenie wszystkiego na karb dorastania w RPA czasów Apartheidu. Ten sam zarzut kierowany jest też pod adresem Petera Thiela, innego miliardera popierającego Trumpa. Inne wyjaśnienie stawia na atmosferę panującą wśród części elity Doliny Krzemowej, przekonanej, że demo­kracja nie radzi sobie z postępem technicznym. W związku z tym w imię postępu należy wprowadzić bardziej techno­kra­tyczny, zdaniem najbardziej zagorzałych krytyków wyjęty wręcz z dystopijnego science fiction, model organizacji społeczeństwa.

Bardziej zaawansowane hipotezy wskazują na silny wpływ Konstantego Ciołkowskiego na światopogląd Muska. Ciołkowski jest najbardziej znany ze swoich prac na rakietami kosmicznymi, jednak oprócz tego zajmował się też filozofią. Wraz z Władimirem Wiernadskim i Nikołajem Fiodorowem uchodzi za współtwórcę kosmizmu. Podstawą tej idei jest maksy­ma­li­za­cja eksploracji kosmosu, kolonizacja pozaziemska, a docelowo nawet wskrzeszanie umarłych. Takie koncepcje w wydaniu Wiernadskiego wywarły wielki wpływ na Antona Wajno, szefa sztabu prezydenta Rosji. Można więc mówić o intelektualnym powinowactwie pozytywnie usposabiającym Muska do Kremla.

Nie tylko z lewej

Żeby nie było, że krytyka Muska płynie tylko ze strony postępowo-lewicowej. Wielu republikanów, w tym z bezpośredniego otoczenia Donalda Trumpa, ma być bardzo sceptycznie nastawionych wobec miliardera i sprzeciwiać się sojuszowi z nim. Największe zastrzeżenia budzi oczywiście loteria America PAC. Zamiast przeznaczać zasoby kampanii na orga­ni­zo­wa­nie agita­to­rów, Trump skupił się na motywowaniu swoich zwolenników do obserwowania sondaży, pozostawiając Muskowi odpowiedzialność za zebranie setek tysięcy głosów. Ponieważ Trump zlecił działania w terenie podwykonawcy zewnętrznemu, jego wysiłki zostały przyćmione przez kampanię Kamali Harris.

Może to obrócić się przeciwko kandydatowi republikanów, zwłasz­cza wobec rosnących kontro­wer­sji wokół loterii. Oprócz oskarżeń o niezgodność z prawem stanowym i federalnym pojawia się coraz więcej zarzutów o złe traktowanie zatrud­nio­nych agitatorów. Na Reddicie właś­ci­ciel dawnego Twittera zaczął być nazywany Felon Musk (Przestępca Musk).

Fundamentalna asymetria

Jak zwraca uwagę Shashank Joshi z The Economist, mamy do czynienia z fundamentalna asymetrią. Rosja od lat aktywnie ingeruje w wybory na Zachodzie, zakłóca je i podważa, chwali się tym i deklaruje, że nie ma zamiaru przestać. Odpowiedź Zachodu jest natomiast niezwykle mdła. Można odnieść wrażenie, że zachodni przywódcy boją się podjąć zdecydowane kroki odwetowe i zacząć podkopywać podstawy władzy Władimira Putina, co zdaniem wielu ekspertów jest możliwe.

Moskwa sama potwierdza te spekulacje, jasno pokazując, jak bardzo boi się „kolorowych rewolucji”. To samo dotyczy Chin i Iranu, które również coraz aktywniej działają w cyberprzestrzeni i nie tylko, siejąc dezinformację i kupując wpływy, co czynią w zasadzie bezkarnie.

Gage Skidmore, Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic