Pod koniec lat siedemdziesiątych Saddam Husajn już definitywnie wkroczył na ścieżkę, która miała zaprowadzić Irak do potęgi i dominacji w świecie muzułmańskim. Na przeszkodzie stanął jednak Iran – wyłaniający się jako zagrożenie, a z drugiej strony jeszcze nie tak silny, aby stawić czoła silniejszemu, jak by się wydawało, Irakowi. Saddam, tak bardzo przekonany o wyjątkowości swoich sił zbrojnych, że nie widział ich słabych punktów bądź po prostu o nich nie wiedział, zamierzał obalić chwiejny i niestabilny reżim ajatollahów. Wojna iracko-irańska, którą rozpoczął, stała się najdłuższą wojną konwencjonalną dwudziestego wieku, odcisnęła trwałe piętno na Bliskim Wschodzie, doprowadziła do radykalizacji reżimów rządzących oboma państwami i wzniosła trwałe bariery, niemożliwe do pokonania przez dziesięciolecia. Stała się przyczyną późniejszego zastoju cywilizacyjnego Iraku i konieczności uderzenia na Kuwejt, zaś Irańczyków przekonała o konieczności pozyskania broni jądrowej.

(Nie)spokojna koegzystencja

Mimo nieporozumień sąsiedzkich już w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych – Irak i Iran koegzystowały. Stabilizacja zaczęła się kruszyć w roku 1978, wraz z początkiem rewolucji islamskiej w Iranie. Ajatollahowie nawoływali szyitów w państwach ościennych do wypowiedzenia posłuszeństwa rządom, przejęcia władzy i utworzenia republik islamskich na wzór ustroju wprowadzanego w Teheranie, a następnie zjednoczenia właśnie pod przewodnictwem Teheranu. Tymczasem w 1979 roku Saddam Husajn zdobył władzę dyktatorską w Iraku. Mając u boku nacjonalistyczną partię Baas, zamierzał on przejąć rolę lidera krajów arabskich i wypełnić próżnię panującą od śmierci prezydenta Egiptu, Gamala Abdela Nasera, w 1970 roku. Zwycięstwo w szybkiej, bezproblemowej kampanii miało przetrzeć Saddamowi drogę do roli wodza Arabów, a naturalnym wręcz przeciwnikiem zdawał się muzułmański, ale nie arabski, Iran. Dwóch sprzecznych ideologii nie dało się pogodzić, a odmienne cele musiały doprowadzić do konfliktu zbrojnego.

Pewność Saddama podsycali – być może nieświadomie – członkowie obalonego rządu, w szczególności przebywający na emigracji we Francji Szapur Bachtijar, ostatni premier szacha Mohammada Rezy Pahlawiego. Bachtijar – który w lipcu 1980 roku uniknął śmieci z rąk irańskich komandosów – powątpiewał w siłę militarną reżimu, na którego czele stał ajatollah Ruhollah Chomejni. Istotnie, od marca 1979 roku sytuacja w irańskich siłach zbrojnych nie napawała tamtejszych przywódców optymizmem. Szczególnie na froncie zachodnim brakowało wszystkiego, od ludzi po sprzęt. Tymczasem iraccy żołnierze nie odpuszczali, mnożyły się ataki na posterunki graniczne w Chuzestanie obsadzone przez żandarmerię, która ponosiła dotkliwe straty. Taka była cena skupienia się na froncie kurdyjskim. Kurdowie, wspierani przez Bagdad, który zapewniał uzbrojenie i pomoc logistyczną, z powodzeniem wiązali w walce irańskich żołnierzy, toteż na ten front kierowano jednostki o największych umiejętnościach i doświadczeniu. Oddziały toczące pojedynki graniczne z Irakijczykami miały mało atutów.

Bagdad wspomagał też arabskich separatystów w prowadzeniu akcji sabotażowych, szczególnie w Ahwazie oraz leżących nad graniczną rzeką Szatt al-Arab Abadanie i Chorramszahrze. Okres od marca do grudnia 1979 roku to czas naznaczony licznymi aktami dywersji dokonywanymi przez irackie jednostki specjalne wespół z bojownikami. Celem była szczególnie infrastruktura obronna, która miała spowolnić (jeszcze ewentualną) iracką agresję. Jednym z takich obiektów stała się stacja radiolokacyjna wczesnego ostrzegania w Ilamie. W ostanach (prowincjach) Ilam i Chuzestan przystąpiono więc do tworzenia lokalnych grup oporu przeciwko naruszaniu integralności terytorialnej Iranu. Lokalni przywódcy żądali przysyłania wyszkolonych żołnierzy lub bojowników i sprzętu, na którego chroniczny brak cierpiało większość tamtejszych garnizonów. Kiedy w końcu zorganizowano serię inspekcji zagrożonych rejonów, aby ocenić prawdopodobieństwo przyszłej wojny, alarmujący raport został całkowicie zignorowany nie tylko przez Chomejniego, ale też przez świeckie przywództwo, w tym prezydenta Abolhasana Banisadra.

Do maja 1980 roku wojna między irańskimi siłami zbrojnymi a kurdyjskimi separatystami rozlała się z Kurdystanu i Kermanszahu na Ilam i Azerbejdżan Zachodni. 23 maja irackie samoloty uderzeniowe Su-20 i śmigłowce Mi-24 przeprowadziło uderzenia – jedne z wielu – na posterunki graniczne. Śmierć poniosło wielu funkcjonariuszy żandarmerii. 2 czerwca w pobliżu posterunku granicznego w Bajeganie doszło do regularnej bitwy. 300 irackich żołnierzy wspomaganych przez trzy czołgi T-55 i cztery transportery opancerzone starło się z żołnierzami irańskiej 81. Dywizji Pancernej wspomaganymi przez dwa śmigłowce AH-1J. Jednemu z nich udało się zniszczyć iracki czołg za pomocą przeciwpancernego pocisku kierowanego TOW.

16 lipca iracki dyktator rozkazał szefowi sztabu sił zbrojnych rozpoczęcie zakrojonych na dużą skalę przygotowań do konfliktu z Iranem. Niedługo potem, przebywając z oficjalną wizytą w Arabii Saudyjskiej, poinformował króla Chalida ibn Abd al-Aziza, że postanowił przeprowadzić „krucjatę wojskową” przeciwko Iranowi. Ale już wtedy iracki potencjał nie zwalał z nóg. Jak się później okazało, Irakijczycy mogli zmobilizować najwyżej dwanaście dywizji zmechanizowanych. Szczególnie kłopotliwy mógł być późniejszy deficyt części zamiennych do sprzętu produkcji zachodniej. Saddam robił jednak dobrą minę do złej gry: próbował nadrabiać wysokim morale żołnierzy i elementem zaskoczenia, który w połączeniu ze sprzyjającym równinnym terenem miał pozwolić na przeprowadzenie wojny błyskawicznej zmiatającej irańskie dywizje z powierzchni ziemi.

Irańskie śmigłowce AH-1J i Bell 214A.

Do ataku zachęcały dane wywiadowcze, zgodnie z którymi irańskie siły w Chuzestanie po rewolucyjnych czystkach ideologicznych miały składać się tylko z kilku źle wyposażonych i słabo wyszkolonych batalionów. Ponad 70% batalionów piechoty w Kermanszahu (w tamtym okresie noszącego nazwę Bachtaran), a także bataliony czołgów i dywizjony artylerii z 81. Dywizji Pancernej, cierpiały na braki sprzętowe i osobowe. Braki te starano się nadrabiać lotnictwem armijnym i zasobami sił powietrznych. Jeszcze gorzej było z Pasdaranami, czyli Korpusem Strażników Rewolucji Islamskiej. Dopiero podczas nadchodzącej wojny zaczęli oni wyrastać na elitę irańskich formacji wojskowych, tymczasem w 1979 roku niektórzy z nich nie byli nawet w stanie nosić broni. „Święta Obrona” – jak nazywano konflikt w Iranie – stała się jednak początkiem kariery takich osobistości jak poprzedni i obecny dowódca Sił Ghods: Ghasem Solejmani i Ismail Ghaani.

Przeczytaj też: Skrzydlaci pancerniacy. Czołgi i szybowce w II wojnie światowej

Lotnictwo siłą przełamującą

Nie bez przyczyny iraccy sztabowcy obawiali się najmocniej potencjału sił powietrznych Islamskiej Republikami Iranu (dawniej cesarskich sił powietrznych). Pomimo oczyszczenia szeregów z wielu kluczowych pilotów i dowódców, a także braku części zamiennych, wojska lotnicze pokazały swoją siłę podczas tłumienia lokalnych powstań i buntów. W kwietniu 1980 roku, kilka miesięcy przed wojną, wykazały się również gotowością do działania w czasie nieudanej próby uratowania amerykańskich zakładników w ramach operacji „Orli Szpon”. Na podstawie tych obserwacji Saddam i jego generałowie przed główną inwazją zdecydowali się przeprowadzić niespodziewane, paraliżujące uderzenie na infrastrukturę irańskich sił powietrznych.

Należy przy tym pamiętać, że irańskie lotnictwo – zarówno siły powietrzne, jak i lotnictwo wojsk lądowych – dysponowało szerokim wachlarzem nowoczesnych statków powietrznych odziedziczonym po szachu. Mohammad Reza Pahlawi z lubością inwestował w lotnictwo, a Stany Zjednoczone chętnie spełniały jego zachcianki. Tak oto Iran stał się jedynym zagranicznym użytkownikiem myśliwców F-14A Tomcat (zamówiono osiemdziesiąt egzemplarzy), wcześniej zaś kupił między innymi Phantomy II (225 egzemplarzy w wersjach F-4D, F-4E i RF-4E) i Tigery II (166 w wersjach F-5E i F-5F). Lotnictwo wojsk lądowych miało w 1979 roku ponad 800 śmigłowców. Na papierze była to ogromna siła, toteż zamiar jej zneutralizowania na samym początku wojny należy uznać za słuszny.

Irańskie F-5F i (w tle) F-5E.

Od lipca 1980 roku niemal do rozpoczęcia zasadniczej inwazji niewielkie grupy irackich żołnierzy lub Kurdów prowadziły rajdy na irańskie posterunki graniczne. Dużą rolę odgrywały iracka artyleria i lotnictwo wojsk lądowych obu stron, które zapewniało bliskie wsparcie siłom na ziemi. Trwało wzajemne sondowanie przeciwnika, prowadzenie misji zwiadowczych, w których prym wiedli irańscy piloci śmigłowców AB 206 i AH-1J. Irackim żołnierzom pomocy udzielali piloci MiG-ów-21 i Su-20, a także śmigłowce Mi-24D. Im bliżej wojny, tym starcia były poważniejsze, jak na przykład w rejonie Tangabu i Zinal Kosz, do których doszło po przemieszczeniu irańskich pododdziałów 81. i 3. Dywizji Pancernej. Irakijczykom udało się tam zniszczyć dwanaście irańskich czołgów. 8 września 300 irackich komandosów – na pokładach dwunastu śmigłowców Mi-8T – dostało się w pobliże Naft-e Szahru i przystąpiło do ataku na to miasto, mającego przede wszystkim wprowadzić chaos w irańskich szeregach. Irackie lotnictwo przeprowadziło intensywne bombardowanie Ghasr-i Szirin, tracąc jednego Hawkera Huntera F.59A, który padł łupem załogi F-4E, i trzy Mi-24D zestrzelone przez irańską artylerię przeciwlotniczą.

Osobną misję – od czerwca 1980 roku – realizowały irackie MiG-i-21R, które prowadziły rozpoznanie nad terytorium Iranu. Lokalizowały one stacje radiolokacyjne, nie podołały jednak zbieraniu danych na temat eskadr w irańskich bazach, gdyż te leżały za daleko w głębi kraju. Iracki minister obrony zdecydował, że stosunek pilotów do maszyn musi wynosić co najmniej dwa do jednego, zaś wszystkim żołnierzom irackim cofnięto przepustki, a także zakończono szkolenia. Mimo rozległych przygotowań irackie lotnictwo nie miało doświadczenia w prowadzeniu kampanii w powietrzu na tak dużą skalę, zaś piloci mieli niewielkie pojęcie o wojaczce. Ponadto logistyka nie była przygotowana na więcej niż dziewięćdziesiąt lotów dzienne, a gotowość bojowa eskadr była na wątpliwym poziomie. Aby zredukować do minimum możliwość przecieku, iracki sztab generalny ograniczył liczbę osób wiedzących o nadchodzącej inwazji do dowódców eskadr, zaś ogół lotników poinformowano o kolejnych planowanych ćwiczeniach. Dopiero wieczorem 21 września dowódcy otwierali koperty i zapoznawali się ze szczegółami ataku na wyznaczone cele na irańskim terytorium. Piloci liniowi mieli dowiedzieć się o tym jeszcze później – w dniu ataku, dwie godziny przed poderwaniem maszyn do lotu.

Przeczytaj też: Blenheim w akcji. Pierwszy nalot RAF-u na Trzecią Rzeszę

Zaczęło się w Chuzestanie

Irański ostan graniczny Chuzestan (kraj wież) był od dłuższego czasu osią niezgody i sporów składających się na długoletni konflikt. W tym miejscu dochodziło do styku świata perskiego i arabskiego. Cieszył się znaczną autonomią, do 1925 roku, kiedy dążący do wzmocnienia władzy centralnej Reza Szah Pahlawi pozbawił mieszkańców tego przywileju. Bogate złoża ropy naftowej sprawiły, że Chuzestan stał się jednym z najbogatszych i najlepiej rozwiniętych regionów Iranu. W Abadanie, tuż przy granicy, zbudowano największą irańską rafinerię ropy naftowej. Dla Husajna było to nie lada gratką. Chuzestan stał się naturalnym kierunkiem ataku mającego mieć charakter ciosu rozbrajającego. Utrata prowincji tak ważnej dla gospodarki miała doprowadzić do upadku rządu rewolucyjnego i cofnięcia przewrotu u sąsiada. Saddam co najmniej od lat sześćdziesiątych zaczął popierać ruchy secesyjne w Chuzestanie, przekonując że terytorium to – mające duży odsetek ludności arabskojęzycznej – powinno należeć do Iraku. Mnożyły się incydenty graniczne, a w nadgranicznym Chorramszahrze zniszczono bagdadzki konsulat i wydalono jego szefa. Atakowano nauczycieli języka arabskiego, a szkoły arabskie były ciągle nękane. W napiętej atmosferze irańskie lotnictwo naruszyło przestrzeń powietrzną sąsiada, symulując nalot na koszary. Bagdad zemścił się, bombardując kilka wsi w pobliżu granicy oraz nakazując zamknięcie irańskich konsulatów w Basrze i Karbali.

1 kwietnia 1980 roku przeprowadzono zamach na Tarika Aziza, jednego z najbliższych współpracowników Saddama, podczas przemówienia na Uniwersytecie w Bagdadzie. Eksplozja granatu zadała mu lekkie obrażenia, ale zabiła kilka innych osób. Irackie tajne służby natychmiast aresztowały zamachowca (szyickiego aktywistę) i oskarżyły go pracę na rzecz osławionej irańskiej tajnej policji z czasów szacha: SAWAK. Trzy dni później z irańskiej szkoły w Bagdadzie ciśnięto granat w kondukt pogrzebowy ofiar zamachu na uniwersytecie. Irak protestował, a Iran się nie cofał. Irański prezydent Banisadr szybko odpowiedział, oskarżając Bagdad o rażącą prowokację i potępiając ideologię Baas jako „nic więcej niż połączenie doktryn nazistowskich, faszystowskich i marksistowskich”. Oliwy do ognia dolała egzekucja przetrzymywanego w areszcie domowym ajatollaha Muhammada Bakira as-Sadra, bliskiego współpracownika Chomeiniego, ideologa partii Zew Islamu.

Abolhasan Banisadr (w okularach) podczas inspekcji oddziałów na froncie wiosną 1981 roku.

Rozpoczęła się wojna psychologiczna, a teherańskie radio posunęło się nawet do ogłoszenia, że irackiego dyktatora zamordowano. Z drugiej strony, być może niewiele brakło, aby młody islamistyczny reżim obalili spiskowcy pod dowództwem przebywającego na wygnaniu w Paryżu generała Gholama Alego Owejsiego, dowódcy cesarskich sił zbrojnych sprzed rewolucji. Na krajowy ośrodek zarządzania zamachem stanu wybrano bazę lotniczą Szahid Nodże w prowincji Hamadan. Za tym obiektem przemawiała bliskość stolicy i bazowanie trzydziestu samolotów F-4 Phantom II – spiskowcy będący lotnikami mogliby użyć części tych maszyn do nalotu na rezydencję Chomejniego, pałac prezydencki, siedzibę rządu i koszary żołnierzy Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Poranny atak z powietrza miał otworzyć drogę do Teheranu dla żołnierzy wiernych szachowi i opanowanie obiektów kluczowych dla rządzenia państwem. Nieudany przewrót wyzwolił podejrzenia, że iracki dyktator mógł być w zmowie z buntownikami, choć nie było na to rzetelnych dowodów. Ostatecznie przywódcę przewrotu wraz z jego synem zlikwidowano w Paryżu w 1984 roku.

Chuzestan dotknęły dwie zorganizowane czystki – w irańskim lotnictwie wojskowym i 92. Dywizji Pancernej. Dywizja utraciła ponad dwie trzecie kadry oficerskiej, wielu oficerów aresztowano, a niektórych uśmiercono na podstawie bezpośredniego rozkazu Chomejniego. Iracki wywiad wojskowy donosił, że stan 92. Dywizji może być podsumowaniem stanu irańskich sił zbrojnych. Tamtejsi żołnierze niemal od trzech lat nie odbywali dużych ćwiczeń, podczas których zrealizowano by scenariusze działań ofensywnych czy defensywnych. W dywizji 70% czołgów było sprawnych, ale pododdziały miały tylko 50–55% stanów osobowych, zaś morale było na bardzo niskim poziomie. W miejsce usuniętych oficerów pojawili się oficerowie niższego szczebla, słabo wyszkoleni niedoświadczeni. Jedna z najlepszych dywizji pancernych irańskich wojsk lądowych stała się własnym cieniem i pewne było, że nie będzie w stanie stawić czoła Irakijczykom, którzy lada dzień mieli przekroczyć granicę. Przed rewolucją w Ahwazie pojawiło się szesnaście śmigłowców, które miały zapewniać wsparcie lotnicze dla brygad pancernych, jednak w marcu 1979 roku pozostawiono tylko garstkę Bellów 214A i AB 206B, zaś całkowicie wycofano wszystkie śmigłowce bojowe, których załogi internowano. Tajne raporty sporządzane przez irackie służby wywiadowcze określały siły powietrzne Iranu jako słabe, a ich ogólną niemoc podkreślało uziemienie w następstwie nieudanego spisku w bazie Szahid Nodże.

Krótkowzroczność i paranoja najwyższego przywódcy doprowadziły irańskie siły zbrojne do podobnego stanu, w jakim znalazła się Armia Czerwona po stalinowskich czystkach w przededniu drugiej wojny światowej. Saddam pokpiwał z kondycji militarnej sąsiada i był przekonany, że nie będzie lepszego momentu do ataku. Dla dyktatora i jego najbliższych współpracowników przewaga ilościowa i jakościowa była bezdyskusyjna. Niektórzy generałowie przebąkiwali, że wojna ze spadkobiercami starożytnych Persów wcale nie musi być bezproblemowym marszem po zwycięstwo, ale – przynajmniej chwilowo – Teheran stał się wrogiem numer jeden, wyprzedzając Izrael.

Sytuacja wewnętrzna Iranu przekładała się również na jego międzynarodową izolację. Przed wojną i w początkowym jej okresie od Teheranu odwróciły się oba supermocarstwa. Moskwie powstanie państwa islamistycznego tuż pod bokiem nie było na rękę – na południowej granicy było już dość problemów. Do tego dochodziły różnice zdań na temat sytuacji w Afganistanie i wspieranie przez Kreml piątej kolumny, czyli Partii Tude – irańskiej partii komunistycznej. Waszyngton z kolei nie mógł się pogodzić z utratą jednego z dwóch bliźniaczych filarów stabilności w basenie Zatoki Perskiej (drugim była Arabia Saudyjska), a do tego relacje obu krajów pogarszało zajęcie amerykańskiej ambasady w Teheranie. Zakładników zwolniono po amerykańsko-irańskich negocjacjach 20 stycznia 1981 roku.

Przeczytaj też: Pucz Kappa. Rewolucja, kontrrewolucja i pierwszy lot Hitlera

A więc wojna

Napięcie wzmagały spory graniczne. Saddam wezwał Radę Bezpieczeństwa ONZ do głosowania za rezolucją potępiającą nielegalną okupację przez Iran niewielkich wysp Wielki i Mały Tunb oraz Abu Musa w pobliżu Cieśniny Ormuz. Bezpośrednią przyczyną albo może iskrą w beczce prochu okazało się określenie rzeki Szatt al-Arab – w Iranie zwanej Arwand Rud – jako należącej wyłącznie do Iraku. Rzeka sformowana poprzez połączenie Tygrysu i Eufratu w dolnym biegu – około stu kilometrów – wyznacza granicę między Irakiem i Iranem. Teheran odrzucił ustalenia w sprawie linii demarkacyjnej zapisanej w Protokole z Konstantynopola z 1913 roku i wniósł o zmianę przebiegu granicy w ten sposób, aby przechodziła najgłębszym kanałem żeglugowym na rzece. Rząd iracki został postawiony pod ścianą: walczył z Kurdami, których Teheran wspierał uzbrojeniem, a w zamian za ustępstwo zobowiązał się zaprzestać dostaw. I tak 13 marca 1975 roku w Algierze szach Iranu i Saddam Husajn, wówczas wiceprezydent Iraku, zgodzili się, aby granica biegła talwegiem. Saddam upatrywał w tym osobistej porażki i odkąd objął pełnię władzy, dążył do przywrócenia stanu sprzed porozumienia algierskiego.

Etap do 20 września charakteryzował się bezplanowością działań podejmowanych przez obie strony. Były to działania wet za wet, na ograniczoną skalę, ale co do zasady to Irakijczycy atakowali, zaś Irańczycy się bronili. 16 września Saddam oznajmił swoim generałom, że nadszedł czas, aby odebrać sąsiadowi to, co kilka lat temu utracono. Następnego dnia zerwał umowę z Algieru. 18 września konflikt iracko-irański zmierzał już prosto w kierunku wojny, rozszerzając się również na teatr morski. Irański morski samolot patrolowy P-3F Orion ostrzelał irackie okręty patrolowe u ujścia Szatt al-Arab. Nazajutrz doszło do mobilizacji obu marynarek,a kolejnego ranka okręty obu państw zatopiły po kilka kutrów rybackich. Później irańskie śmigłowce odpaliły pociski w kierunku irackich okrętów rakietowych typu Osa i zatopiły jeden z nich.

W wigilię irackiej agresji bliski współpracownik Saddama, Izzat Ibrahim ad-Duri, przekonywał szefa, że wojna z Iranem to nie zwykły konflikt terytorialny czy o surowce, ale historyczna misja. Ad-Duri podkreślał, że konflikt przyniesie korzyść wszystkim państwom arabskim, wzmocni ich tożsamość, a skok techniczny, który się dokona, przeniesie Irak na nowy poziom. Następnego dnia – 22 września 1980 roku – Saddam rozpoczął swoją historyczną misję. Nawiązując do bitwy stoczonej w 636 roku, stanowiącej symbol zwycięstwa Arabów nad Persami, iracka propaganda nazwała wojnę Al‑Kadisijją Saddama.

Siłom zbrojnym dano jasne wytyczne: blitzkrieg, który pozwoli na szybkie zajęcie bogatego w ropę naftową Chuzestanu. Spodziewano się, że wymierzenie szybkich i, co najważniejsze, mocnych ciosów doprowadzi do utraty ostanu, a w konsekwencji – upadku ajatollahów i cofnięcia rewolucji islamskiej. Zdobywając Chuzestan, Saddam miałby w ręku terytorium o dwojakim znaczeniu strategicznym. Po pierwsze: zwielokrotniłby dochody z wydobycia i sprzedaży ropy naftowej, po drugie zaś: Chuzestan stanowiłby drogę do dalszej ekspansji w Zatoce Perskiej. Czas wydawał się idealny. Irańskie siły zbrojne były w nieładzie po rewolucji i embargu, które nałożył Zachód, rozproszone po kilku frontach, aby walczyć z Kurdami w Azerbejdżanie w północno-zachodnim Iranie, arabskimi separatystami i Beludżami.

Mimo sporów w irańskim kierownictwie pomału do ajatollahów docierała jednak nieuchronność konfliktu zbrojnego z sąsiadem. Ajatollah Chomejni przyjął głównych dowódców sił zbrojnych, a 20 września zwołano posiedzenie rady bezpieczeństwa narodowego, na którym przez ponad sześć godzin prezydent Banisadr, premier Mohammad Ali Radżai i minister obrony Mostafa Czamran (zarazem pierwszy dowódca Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej) wysłuchiwali alarmistycznych opinii przywódców wojskowych, świadomych nieprzygotowania wojska do starcia z Irakiem. Prezydent i premier zajęli przeciwstawne stanowiska. Banisadr zdołał przeforsować powołanie 120 tysięcy rezerwistów, mając nadzieję, że to powstrzyma zapędy irackich dowódców.

Nic bardziej mylnego. Saddam czuł się już bogiem wojny. Bagatelizował straty, które może ponieść Irak w działaniach wojennych, za nic miał groźbę zniszczenia własnych instalacji naftowych. Przekazał ministrowi wojny, że jest świadomy możliwych strat, ale jest też pewny tego, że irackie wojsko jest w stanie osiągnąć serce Iranu, a wojna może zakończyć się bezwarunkową kapitulacją sąsiada. Nie było odwrotu.

Przeczytaj też: Islam na przedpolach stepu. Ekspansja arabska w Azji Środkowej

Blitzkrieg nad Zatoką Perską

Wojna zacząć się miała klasycznie: od ataku z powietrza na irańskie bazy i instalacje wojskowe, które mogłyby umożliwić szybką reakcję i kontratak. Saddam, biorąc za przykład izraelską wojnę sześciodniową, liczył na szybkie zwycięstwo w wojnie, w której istotną rolę miało odegrać lotnictwo. Iraccy piloci mieli zdezorganizować obronę przeciwka w kilka godzin. Idealnym wykonawcą woli dyktatora miał być nowy dowódca sił powietrznych Muhammad al-Dżuburi. Zignorował on ostrzeżenia, że irackie myśliwce nie poradzą sobie z obroną przeciwlotniczą przeciwnika, a piloci nie mają żadnej broni, która pozwoli przebić betonowe stropy irańskich schronohangarów. Wobec takich trudności założono, że priorytetem ma być niszczenie pasów startowych i magazynów. W końcu co Irańczykom po sprawnych samolotach, jeśli nie będą mieli jak wysłać ich w powietrze ani w co uzbroić?.

Kolejnym założeniem była neutralizacja posterunków radiolokacyjnych i baterii przeciwlotniczych. Ale i tutaj samolotom irackim brakowało odpowiedniej broni – pocisków antyradiolokacyjnych. Mimo iż Saddam chełpił się zaawansowaniem technicznym irackich sił zbrojnych, tak naprawdę były one wzorcem niekompetencji, braku profesjonalizmu i nadmiernego upolitycznienia. Obrazu zacofania dopełniał fakt, że iraccy sztabowcy choćby chcieli, nie mogli zaplanować uderzenia na wzór izraelskiej operacji „Skupienie”. Irakijczycy zakładali, że aby zaskoczyć nieprzygotowanego przeciwnika, samoloty powinny znaleźć się nad celami o świcie. Wymagałoby to jednak startu z baz lotniczych w głębokiej ciemności i przelotu na małych wysokościach, co było poza zasięgiem technicznym maszyn i wyszkolenia irackich pilotów, którzy ówcześnie nie szkolili się do lotów nocnych. Okazało się to barierą nie do pokonania i iraccy piloci musieli startować w dzień. Planiści założyli wobec tego, że atak w samo południe da pilotom najlepszą szansę na wycofanie się bez strat.

Operacja powietrzna już na początkowym etapie – z czego chyba nie zdawano sobie sprawy – miała doznać istotnych ograniczeń. W ataku miały wziąć maszyny zgrupowane w sześciu bazach, które były jednak znacznie oddalone od celów. Tęgie głowy w Bagdadzie z początku zupełnie pominęły ten „drobiazg” i okazało się, że po dotarciu nad cele i zrzuceniu bomb zabraknie paliwa na drogę powrotną. Oczywiście nie było szans na dotankowanie w powietrzu czy międzylądowanie na zaprzyjaźnionych lotniskach, a już na pewno nie było zgody na pozostawienie pilotów samym sobie, tak jak podczas nalotu bombowców B-25 Mitchell dowodzonych przez podpułkownika Doolittle’a na miasta w Japonii w 1942 roku. Oznaczało to, że irackie samoloty muszą zabrać podwieszane zbiorniki paliwa kosztem przenoszonego uzbrojenia. Irackie MiG-i-21 i MiG -i-23 oraz Su-20 i Su-22 zabierały wobec tego stosunkowo niewielki ładunek bomb, oczywiście niekierowanych, a na domiar złego piloci – znów w przeciwieństwie do Izraelczyków – nie byli przeszkoleni w uderzeniach na niewielkie cele z małej wysokości. Jedyną wymierną nadzieję dawały Tupolewy Tu-16, które zabierały wystarczająco dużo bomb o wystarczająco dużym wagomiarze, aby przy odrobinie szczęścia zrealizować wyznaczone cele.

22 września na pasach startowych irackich baz pojawili się piloci, którzy mieli zasiąść za sterami 190 samolotów z pierwszej fali. W południe w bazach zadudniły silniki. Eskadra po eskadrze – zgodnie z rygorystycznie ustalonym porządkiem i harmonogramem – samoloty wzbijały się w powietrze i obierały kurs na wschód. Napastnicy przemieszczali się w formacjach od czterech do sześciu samolotów, zachowując całkowitą ciszę radiową, bez eskorty myśliwskiej, licząc na szybkość i element zaskoczenia. W terenie orientowali się za pomocą map lotniczych i punktów orientacyjnych. Dopiero podczas powrotu w sukurs miały przyjść samoloty myśliwskie, na wypadek, gdyby irańskie lotnictwo poderwano do pościgu za agresorami.

Pierwsze irackie samoloty pojawiły się nad bazą lotniczą Nodże w Hamadanie o 13.45. Su-20 bazujące w Kirkuku, zrzuciły bomby (które w niewielkim stopniu uszkodziły drogi startowe), po czym, ściśle przestrzegając rozkazów, natychmiast zawróciły, aby uniknąć zestrzelenia przez zaskoczoną, ale budzącą się do życia obsługę dział przeciwlotniczych. Su-22 z Mosulu uderzyły na bazę lotniczą Tebriz w północno-zachodnim Iranie. Tutaj uszkodzenia były jeszcze mniejsze niż w Nodże, a jedyną zdobyczą był Boeing 727 linii Iran Air, który wylądował kilka chwil przed atakiem. Przelot przy zbyt dużej prędkości, braki w szkoleniu i niewystarczające umiejętności nie pozwolił na trafienie kilku samolotów myśliwskich F-5F Tiger II rozstawionych na obrzeżach bazy. Inne samoloty tego typu były zaś bezpieczne w schronohangarach. Lotnicy z Basry pilotujący Su-22 zbombardowali bazy powietrzne Dezful w Chuzestanie i Buszehr w ostanie o tej samej nazwie. Większe zniszczenia dotknęły bazę w Dezfulu, gdzie poważnie uszkodzono pasy startowe i infrastrukturę. Po raz kolejny nie udało się jednak zniszczyć Tigerów II, ocalały również wszystkie F-4 w Buszehrze, tymczasem para Phantomów II zestrzeliła dwa Su-22. MiG-i 23 z Nasirijji zaatakowały bazę Kermanszah, zaś MiG-i-23 i Su-7 z Al-Kutu zbombardowały lotniska cywilne w Ahwazie i Sanandaju.

O 14.20 pięć bombowców Tu-22 z bazy Tammuz przeleciało nad Teheranem na bardzo małej wysokości i podzieliło się na dwie formacje. Pierwsza zaatakowała międzynarodowy port lotniczy Mehrabad. 500-kilogramowe bomby ominęły pasy startowe, ale zniszczyły samolot transportowy C-130 Hercules i latającą cysternę Boeing 707-3J9C. Atak na Mehrabad zapisał się jednak w annałach z innego powodu. Strzelec tylny jednego z bombowców, które wracały już do bazy zauważył w celowniku rząd połyskujących w słońcu F-4 Phantomów II. Impulsywnie nacisnął spust działka kalibru 23 milimetrów, niszcząc jedyny tego dnia irański samolot bojowy. Tymczasem druga formacja usiłowała zbombardować koszary dowództwa sił powietrznych, licząc na wyeliminowanie oficerów. Po raz kolejny atak okazał się kompletną klapą, a do tego irańska obrona przeciwlotnicza zareagowała prawidłowo i zestrzeliła jednego napastnika.

Celem czterech ciężkich bombowców Tu-16 z Tammuzu stała się baza w Isfahanie, która stanowiła dom połowy irańskich F-14 Tomcatów. Systemów celownicze Tu-16 nie zaprojektowano do bombardowania na niskich wysokościach i łatwo było przewidzieć, że z rażenia pasów startowych nic nie wyjdzie. Tymczasem irańska obrona naziemna skoczyła do akcji, a atakujący ponieśli dotkliwą stratę: lider formacji rozbił się o skały łańcucha górskiego Zagros. Co ciekawe, baza w Isfahanie – położona w środku miasta – była miejscem stacjonowania 500 śmigłowców. Według danych Dyrektoriatu Wywiadu Wojskowego ministerstwa obrony Iraku – przekazanych notabene przez CIA za pośrednictwem Rijadu – wiropłaty miały nadal się tam znajdować 20 września. Irańczycy przebazowali jednak 200 maszyn do baz w Masdżed-e Solejman i Kermanie, a po atakach irackich MiG-ów-23 na bazy w Kermanszahu i Isfahanie rozproszyli je w wielu lokacjach w pobliżu baz.

O 14.40 cztery Tu-22 dotarły nad bazę lotniczą w Szirazie, która była najdalej na południe wysuniętym celem tego dnia. Głównego celu ataku nie osiągnięto – wszystkie myśliwce pozostały nietknięte, pomimo uszkodzenia kilku pasów startowych i zniszczenia magazynu uzbrojenia. Obiekty w Bandar-e Abbas i Kanganie, w pobliżu cieśniny Ormuz, były poza zasięgiem „Sokołów Saddama”.

Tego dnia ci sami piloci – po uzupełnieniu paliwa i amunicji – ponownie wzbili się w powietrze, aby zaatakować cztery najbliższe bazy lotnicze: Tabriz, Hamadan, Dezful i Buszehr. Ataki również okazały się mało precyzyjne, a nerwy sięgały zenitu, gdyż w powietrzu pojawiły się już irańskie myśliwce. Większość przydzielono jednak do ochrony Teheranu oraz baz lotniczych w Szirazie i Isfahanie, których tego dnia iracka machina wojenna już nie nękała.

Irackie Su-22M we wrześniu 1980 roku.

Iracka operacja powietrzna nie okazała się drugim Pearl Harbor, lotnictwo nie osiągnęło celu strategicznego początku wojny: nie udało się zniszczyć irańskich maszyn na ziemi i zapewnić panowania w powietrzu, zaś straty materialne okazały się niezbyt duże. Irackie siły powietrzne dość szybko się wycofały i rozproszyły większość samolotów na lotniskach o mniejszym znaczeniu. Część ciężkich bombowców przebazowano do Jordanii i Jemenu, aby uchronić je przed irańskim kontratakiem. W pierwszym dniu przeprowadzono 250 lotów (to i tak więcej, niż zakładano przed inwazją), które zakończyły się kompletną klapą. Zniszczono tylko cztery samoloty wroga, w tym trzy transportowe, które znajdowały się na ziemi. Z różnych powodów utracono pięć samolotów: po jednym MiG-u-21, Tu-16 i Tu-22 oraz dwa Su-22. Wyniki w porównaniu z wojną sześciodniową z 1967 roku były mizerne. Iraccy piloci wykonali 250 lotów w dwóch falach, izraelscy – aż 700 tylko pierwszego dnia. Taki był skutek polityki Saddama, który zabronił przed inwazją prowadzenia manewrów pozwalających szlifować umiejętności niszczenia celów na ziemi. Kierowała nim obawa przed spiskiem w siłach powietrznych i możliwością wykorzystania tych umiejętności do ataku na kluczowe obiekty w państwie, co stanowiłoby pomoc dla spiskowców w przejęciu władzy.

Irańskie siły powietrzne, które według założeń irackich sztabowców miały zniknąć z powierzchni ziemi, wyszły z opresji niemal bez szwanku. Co więcej, po lejach pozostawionych przez irackie bomby rankiem następnego dnia nie było śladu, a główne irańskie bazy lotnicze działały niemal pełną parą. Minął również szok dowódców baz, którzy, pozbawieni kontaktu z szefami sztabów i dysponujący ograniczonymi informacjami, musieli polegać tylko na sobie. Tak naprawdę podejmowano jedynie niezbędne czynności, które miały pozwolić na zachowanie baz w gotowości operacyjnej: remontowano pasy startowe, gromadzono pilotów i sprawdzano stan techniczny maszyn. Dużą rolę w odzyskiwaniu sprawności przez wojska lotnicze odegrał pułkownik Dżawad Fakuri, szef irańskich sił powietrznych. Najistotniejsze dla Irańczyków było przygotowanie szybkiego kontrataku, który podbudowałby nadszarpnięte morale. Niewątpliwie ważne było przekonanie władz cywilnych (ajatollahów), że siły powietrzne pozostają lojalne i gotowe do działania. W powietrzu pojawiło się kilkanaście Tomcatów, które odpowiadały za obronę powietrzną Teheranu, Szirazu i Isfahanu.

23 września wczesnym rankiem z baz w Mehrabadzie, Hamadanie, Buszehrze i Tabrizie wystartowało 120 bardzo dobrze uzbrojonych F-4E Phantomów II i 40 F-5F Tigerów II. Każdy Phantom miał podwieszone dwa zbiorniki paliwa, sześć bomb i pociski powietrze–powietrze Sidewinder do samoobrony w przypadku napotkania irackich myśliwców. Natomiast każdy Tiger II otrzymał jeden zewnętrzny zbiornik paliwa i dwie bomby. Osłonę zapewniały towarzyszące im myśliwce F-14 Tomcat. Po minięciu gór Zagros piloci zeszli na wysokość 20 metrów, przemieszczając się z prędkością 900 kilometrów na godzinę. Irańskim pilotom udało się to, czemu nie podołali lotnicy iraccy. I uzyskali zaskoczenie.

Irański F-14A, zdjęcie współczesne.
(Shahram Sharifi, GNU Free Documentation License, Version 1.2)

Pierwszym celem stał się port lotniczy w Bagdadzie, gdzie stacjonowały trzy eskadry MiG-ów-21. Zbliżywszy się do bazy, irańscy piloci wznieśli się na wysokość około 1000 metrów, rozproszyli i lotem nurkowym zaatakowali z kilku różnych kierunków, wprowadzając zamieszanie wśród obsługi stanowisk obrony przeciwlotniczej. Kilka minut później nad Bagdadem pojawiły się dwie formacje Phantomów. Miały one przybyć w odstępie dziesięciu minut, ale dotarły na miejsce jednocześnie, przez co piloci spędzili dużo czasu, unikając kolizji z kolegami, a także pocisków przeciwlotniczych z systemów S-125 i S-75 Baza poniosła niewielkie straty, a oprócz jednego transportowego Ana-26 nie zniszczono żadnych irackich maszyn na ziemi, z których większość znajdowała się w schronach. Najbardziej ucierpieli – jak zawsze wobec serii błędów i niedokładności – cywile, gdyż pociski przeciwlotnicze nie trafiły w cele i spadły na miasto, zabijając wiele osób postronnych.

23 września z Dezfulu wystartowały AH-1J z zadaniem nękania irackich pododdziałów na ziemi. Częściowo przebazowano je do Masdżed-e Solejman – którą irańscy piloci chwalili za bliskość do frontu i możliwość ukrycia maszyn. Cobry miały jednak utrudnione zadanie, gdyż działały niemal w próżni informacyjnej, często nie dysponowały nawet podstawowymi danymi na temat kierunków przemieszczania się Irakijczyków. Szanse wydawały się tutaj wyrównane, ponieważ iraccy sztabowcy mieli dane wywiadowcze na temat stacjonowania irańskich AH-1J, ale dane te z natury rzeczy były niepełne, dlatego nie mogli zadbać o właściwe zabezpieczenie czołgów, transporterów opancerzonych i ciężarówek przemieszczających się po pustyniach Chuzestanu. Z kolei należące do lotnictwa wojsk lądowych AB 206 odegrały znaczącą rolę w lokalizacji irackich pozycji i kryjówek. Duże znaczenie miało też ustalanie pozycji irackiej artylerii, która raziła Dezful i inne miasta irańskie.

Wielkim niepowodzeniem zakończył się nalot na bazę lotniczą Tammuz, w której – zgodnie z ustaleniami – miała znajdować się duża liczba irackich bombowców. Dowództwo jednak uprzedziło ruch Irańczyków i przebazowało maszyny. Szesnaście Phantomów dostało się pod intensywny – choć nieskuteczny – ostrzał, ale dopiero spotkanie z MiG-ami-21 spieszącymi na pomoc bazie okazało się zgubne. Dwa Phantomy uległy poważnemu uszkodzeniu. Tego dnia ponownie zaatakowano Bagdad, koncentrując ataki na międzynarodowym lotnisku i rafinerii Daura. Pod ostrzał dostały się też obiekty w Kucie, Nasirijji i Basrze, gdzie zniszczono dwa Su-20. Tego dnia cztery Phantomy uzbrojone w jednotonowe naprowadzane laserowo bomby GBU-10A Paveway próbowały zniszczyć most na Tygrysie w Amarze – jedyny na głównej drodze Bagdad–Basra. Na drodze do wykonania zadania stanęła para MiG-ów-21, która strąciła jednego Phantoma, zaś pozostałe trzy zmusiła do ucieczki.

O nieprzygotowaniu do wojny strony nominalnie broniącej się świadczyły problemy logistyczne związane z możliwością zatankowania i ponownego uzbrojenia samolotów wracających po lotach bojowych. Do tego dochodziło zmęczenie pilotów i idący za tym brak koncentracji. Mimo to dowództwo sił powietrznych zdecydowało się posłać w powietrze drugą falę, która uderzyła głównie na Basrę i Kirkuk. Tu ponownie okoliczne baterie przeciwlotnicze okazały się bardziej niebezpieczne dla ludności niż siły powietrzne wroga. Co gorsza, obrona przeciwlotnicza omyłkowo strąciła trzy irackie MiG-i-21 z powodu awarii ich transponderów.

W nocy z 23 na 24 września powstał plan operacyjny „Koman” (łuk), który wyznaczył schemat działania na następne kilka dni. Odtąd irańscy piloci mieli próbować niszczyć irackie myśliwce w locie, gdyż bombardowanie lotnisk i hangarów okazało się zbyt trudnym przedsięwzięciem. 24 września sześćdziesiąt irańskich F-4E – eskortowanych przez myśliwce – zaatakowało kilka lokalizacji. Miały one na celu nie tylko spowodowanie strat na ziemi, ale również wywabienie irackich MiG-ów, aby zniszczyć je w powietrzu. Irakijczycy jednak twardo trzymali je w gotowości, nie podrywając ich do lotu i polegając nadal na obronie przeciwlotniczej.

Irański F-4E, zdjęcie współczesne.
(Shahram Sharifi, GNU Free Documentation License, Version 1.2)

Przez dwa pierwsze dni irańscy lotnicy celowali również w iracką infrastrukturę naftową, w tym rafinerie w Bagdadzie i Basrze. Uszkodzili nawet ropociąg łączący Irak z Turcją (który naprawiono kilka dni później). Irakijczycy odwdzięczali się, dokonując nalotów na kompleks petrochemiczny w Bandar-e Emam Chomejni i magazyny paliw w Ahwazie.

Po czterech dniach intensywnych operacji wynik starć w powietrzu wynosił szesnaście do pięciu na korzyść Irańczyków. W przypadku wszystkich zniszczonych maszyn (w tym tych na ziemi) straty rozkładały się bardziej równomiernie. Biorąc pod uwagę poważnie uszkodzone samoloty myśliwskie, Irakijczycy stracili czterdzieści maszyn, a Irańczycy – dwadzieścia cztery. W obliczu tak dużych strat dowódca irackich sił powietrznych Muhammad al-Dżuburi podjął decyzję o wstrzymaniu ofensywnych operacji lotniczych. Lotnictwo zajęło się ochroną irackiego terytorium i wsparciem sił lądowych, które rozpoczęły kampanię w Iranie. Do bazy Tammuz wróciły bombowcom rozrzucone po Półwyspie Arabskim. Tymczasem irańskie siły powietrzne pomału odbudowywały zaufanie u przywódców religijnych republiki islamskiej. Piloci – po złożeniu samokrytyki – wypuszczani byli z więzień, w których przebywali od lipca. Przywrócenie zdolności bojowej przełożyło się na wyniki osiągane w walce. Pod koniec września irańscy piloci osiągnęli panowanie w powietrzu w rejonie nadgranicznym, skutecznie odstraszając irackich lotników od podejmowania walki manewrowej.

Przeczytaj też: Ussuri 1969. Radziecko-chiński konflikt graniczny

W piasku pustyni

Wojska Saddama – dosłownie i w przenośni – zeszły na ziemię. Iraccy generałowie przekopali archiwa, aby zaplanować lądową ofensywę, i znaleźli dokumenty szkoleniowe opracowane w 1941 roku przez brytyjskich instruktorów w szkole wojskowej w Bagdadzie. Według tych planów cztery dywizje piechoty zmechanizowanej miały uderzyć na Kermanszah, Dezful, Ahwaz i Abadan. Zakładano, że te cele należy osiągnąć w mniej niż dziesięć dni. Iraccy generałowie przyjęli brytyjski plan, odkurzyli go i nieco zmodyfikowali, aby przystawał do aktualnej sytuacji. Potencjał irackich sił oddelegowanych do tego zadania – przynajmniej na papierze – wydawał się znaczniejszy niż ten wynikający z planów z 1941 roku. Mając do dyspozycji dziesięć dywizji, w tym połowę pancernych, sztabowcy Saddama oszacowali, że z łatwością mogą osiągnąć założone cele, dysponując znacznym wsparciem artylerii.

Dwóm dywizjom pancernym i trzem dywizjom piechoty 2. Korpusu wyznaczono zadanie przejęcia kontroli nad kilkoma punktami strategicznymi u podnóża gór Zagros. Główne uderzenie powierzono 3. Korpusowi, który miał rozwinąć działania na nadmorskie tereny równinne, w kierunku Dezfulu, Ahwazu i Chorramszahru. Odcięto by wówczas kompleks naftowy w Abadanie, którego przejęcie miało być już tylko kwestią czasu. Na północy dwie dywizje 1. Korpusu miały nie podejmować działań zaczepnych wobec Irańczyków.

Pożar w rafinerii w Abadanie.

Działania lądowe tradycyjnie powinny rozpoczynać się o świcie, ale z powodów opisanych wyżej uniemożliwiłoby to koordynację z ofensywą lotniczą. Poza tym Irakijczycy atakowali w kierunku wschodnim, a więc musieliby borykać się ze słońcem bijącym prosto w oczy. Ofensywa lądowa ruszyła dopiero po przelocie pierwszej fali samolotów myśliwsko-bombowych. Do ataku na irańskie pozycje – w stronę gór Zagroz i Chuzestanu – ruszyło 1600 czołgów, 2000 pojazdów opancerzonych oraz 4000 innych pojazdów, a także około 100 tysięcy żołnierzy. Pod względem siły żywej Irakijczycy mieli czterokrotną przewagę liczebną. 25 tysięcy Irańczyków dysponowało 800 czołgami i 600 innymi pojazdami opancerzonymi, z których połowa była w bardzo złym stanie technicznym. Irackie plany ofensywy lądowej cechował jednakże brak organizacji, bezcelowe wałęsanie się niektórych jednostek i brak koordynacji między większymi związkami taktycznymi. Wiele problemów stwarzało osobiste życzenie dyktatora, aby brać wielu jeńców, co miało wywrzeć znaczny efekt psychologicznym dla obu stron. Początkowo siły Saddama odnosiły skromne zwycięstwa, ale bynajmniej nie dzięki umiejętnościom irackiego żołnierza i mądrości dowódców, jedynie ze względu na słabość przeciwnika, z którym przyszło się zmierzyć.

6. Dywizja Pancerna i 8. Dywizja Piechoty wyruszyły z koszar na północny wschód od Bagdadu, w kierunku Ghasr-e Szirin, na drodze łączącej Bagdad z Kermanszahem. Przekroczyły granicę, nie napotykając przeciwnika. Późnym popołudniem iracka straż przednia przystąpiła do otaczania miasta, w którym znajdowały się niewielkie siły (około 200 ludzi), w tym oddział żandarmerii wojskowej, oddziały policyjne i kompania Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Gdy wokół miasta zamknięto pierścień okrążenia, Irańczycy – mimo zatrważającej przewagi wroga – podjęli się obrony miasta, aby zadać przeciwnikowi maksymalnie duże straty. Iraccy dowódcy zamierzali wziąć irańskie pozycje z marszu, kiedy jednak Pasdaranom udało się zniszczyć pierwsze pojazdy za pomocą granatników RPG-7, wśród Irakijczyków zapanował chaos, który zmusił ich do zmiany taktyki. Dużą rolę odegrali tutaj piloci ośmiu Bellów 214A, sześciu AH-1J i dwóch AB 206, którzy w ciągu godziny wykonywali dziesięć lotów bojowych. Zdecydowano się na ponad dwugodzinne przygotowanie artyleryjskie i wezwano wsparcie lotnicze (myśliwce Hawker Hunter), aby osłabić animusz obrońców. Pierwsze zwycięstwo okupiono dość dużymi stratami: ponad 100 zabitych i blisko 300 rannych.

W następnej kolejności obie dywizje zamierzały uderzyć na Sarmast i Eslamabad-e Gharb, aby zabezpieczyć się przed ewentualnym oskrzydleniem przez 81. Dywizję Pancerną. W pierwszej kolejności Irakijczycy sięgnęli po miejscowości Sarpol-e Zahab i Gejlan Zarb. 4. Dywizja Piechoty przejęła kontrolę nad miejscowością Naft-e Szahr. Ograniczone akcje zaczepne podjęto w okolicach Susangerdu, położonego między Dezfulem i Ahwazem. 3. Brygada 92. Dywizji Pancernej usiłowała kontratakować, aby opóźnić irackie postępy, i odniosła ograniczony sukces, za co odpowiadali głównie piloci szesnastu AH-1J i dwunastu Bellów 214A, którzy w powietrzu spędzili 600 godzin, niszcząc około połowy pojazdów brygady (stan początkowy wynosił 45 czołgów, 35 transporterów opancerzonych i 70 ciężarówek). Część sprzętu irańscy żołnierze porzucali sami, uciekając w panice przed nacierającym wrogiem. Saddam wpadł wówczas na kolejny świetny pomysł: w obliczu tak wielkiego marnotrawstwa rozkazał, aby pozostawiony sprzęt odzyskiwać. Iraccy żołnierze mieli powstrzymać się przed wysadzaniem pojazdów opancerzonych, których wartość oceniano na 800 dinarów każdy. W nadgranicznych prowincjach Dijala i Wasit powołano służbę cywilną, która poruszała się za walczącymi siłami i pomagała żołnierzom w zabezpieczeniu sprzętu, ściąganego następnie do Iraku.

Z kolei 12. Dywizja Pancerna atakowała w kierunku na starożytny Sumer i po trzydziestosześciogodzinnym przygotowaniu artyleryjskim z łatwością pobiła obrońców. Plądrowanie miasta pochłonęło jednak dużo czasu i 12. Dywizja straciła cenne godziny, narażając się na kontratak batalionu czołgów wykorzystującego naturalną ochronę wzgórz, które w tym miejscu ciągną się niemal na całym odcinku między Ghasr-e Szirin i Ilamem. Poruszanie się irackich oddziałów było utrudnione ze względu na górzysty rejon, który wymuszał przemieszczanie się kolumn po drodze między Sumerem i Naft-e Szahrem. Lądowe przeciwnatarcie wspomagała z powietrza eskadra Cobr, notująca liczne bezpośrednie trafienia w irackie czołgi.

Trzydziestu sześciu godzin potrzebowała 2. Dywizja Piechoty, aby otoczyć miasto Mehran, pokonać jego obrońców i otworzyć drogę na Dehloran, które ostatecznie zdobyto 30 września. Na drodze z Mehranu do Dehloranu 37. Brygada Pancerna utraciła aż czterdzieści czołgów T-55. Dowódcy 2. i 4. Dywizji rozkazali saperom, aby zniszczyli zbiorniki wodne na zboczach gór Zagros, a także system nawadniający zasilający suchą równinę wzdłuż granicy z Irakiem, między Naft-e Szahrem i Dehloranem. Osuszenie ziemi uprawnej na obszarze o długości 200 kilometrów i szerokości 25 kilometrów miało na celu zniechęcić autochtonów do ponownego osiedlenia się w tym miejscu po zakończeniu działań wojennych. W planach Saddama istniała bowiem aneksja tego terytorium przez przesunięcie granicy około 20 kilometrów na wschód.

Walki na froncie północnym i centralnym miały początkowo charakter wsparcia dla głównych działań na południu. Zabezpieczały siły irackie na głównych kierunkach natarcia mającego przełamać słaby opór Irańczyków i szybko zdobyć roponośne pola Chuzestanu.

Ważniejsza była jednak bitwa o strategicznie ważne miasto Ilam. Jego garnizon kontrolował dostęp do ważnej stacji radiolokacyjnej, która – położona na szczycie wzgórza – umożliwiała Irańczykom wykrycie samolotów startujących z baz w Kucie i Bagdadzie. Z tego względu irańskie siły wzmocniła część 81. Dywizji Pancernej, w tym batalion piechoty zmechanizowanej, dwa bataliony czołgów i dwa bataliony haubic samobieżnych kalibru 155 milimetrów. Irańscy sztabowcy niemal zawsze dbali o to, aby czołgi były wspierane przez piechotę lub jednostki artyleryjskie. Wyciągnęli słuszne wnioski z błędów Cahalu podczas pierwszej fazy wojny Jom Kipur, gdy dowódcy izraelskich czołgów zaatakowali Egipcjan bez wsparcia piechoty i artylerii, i zostali zdziesiątkowani przez pociski przeciwpancerne. Niepełne irackie dane wywiadowcze sprawiły jednak, iż wywiązała się bardzo zacięta walka.

Wojska irackie wkroczyły również do Chuzestanu. 22 września granicę przekroczyły trzy dywizje pancerne i dwie dywizje zmechanizowane. 10. Dywizja Pancerna nie miała jednak łatwej przeprawy, mimo że niemal nie miała kontaktu bojowego z przeciwnikiem. Zmorą stały się śmigłowce Cobra, których piloci urządzili sobie poligon w strefie pomiędzy rzeką Karche a granicą z Irakiem. W ciągu kilku dni śmigłowce uszkodziły lub zniszczyły około sześćdziesięciu czołgów i blisko sto innych pojazdów opancerzonych. Marsz 10. Dywizji Pancernej niczym nie przypominał znanych już ówczesnej historii błyskawicznych manewrów i jazdy po trupach przeciwników. W tych warunkach dywizja pokonywała tylko około szesnastu kilometrów dziennie. Irańskie Cobry nie uniknęły jednak strat, zadawanych najpierw przez samobieżne zestawy przeciwlotnicze ZSU-23-4 Szyłka, a wkrótce później także przez irackie Mi-24 i Aérospatiale Gazelle wyposażone w działka kalibru 20 milimetrów. 28 września 10. Dywizja Pancerna dotarła do rzeki Karche i przekroczyła ją na moście Naderi. Na południu toczyły się zażarte walki o miasto Szusz, bronione przez 141. Batalion Piechoty wspierany przez kilka kompanii Pasdaranów. W czasie tych starć zniszczono około trzydziestu czołgów po stronie irackiej, zaś po stronie irańskiej – około dwudziestu. Na uwagę zasługuje fakt, że butny dowódca 10. Dywizji Pancernej prosił Saddama o pozwolenie na zdobycie Teheranu, choć wojska irackie nie mogły poradzić sobie ze słabymi, zdemoralizowanymi i pozbawionymi realnego dowództwa Irańczykami.

9. Dywizja Pancerna kierowała się na Ahwaz. Na jego drodze – pod Hamidiją – stanął pułk rozpoznawczy 92. Dywizji Pancernej. Wywiązały się cięższe walki: czołgi Scorpion z działami kalibru 90 milimetrów po stronie irańskiej starły się z irackimi czołgami podstawowymi T-62 z armatami kalibru 115 milimetrów. Wobec takiej dysproporcji technicznej irańscy pancerniacy musieli uznać wyższość nieprzyjaciela. Artyleria i śmigłowce Gazelle – uzbrojone w przeciwpancerne pociski kierowane HOT – przypieczętowały los obrońców. W ten sposób wojsko Saddama przejęło kontrolę nad Hamidiją, a następnie Bozorgiem.

Ranny irański żołnierz, zdjęcie z okresu 1980–1981.

Operacja na linii Karkeh–Suza miała istotne znaczenie dla spowolnienia irackiej ofensywy. Był to rejon działań 92. Dywizji Pancernej, której siły wyglądały nader skąpo. Dwie brygady pancerne przeciw kilkudziesięciu czołgom irackim z kilku brygad nie napawały optymizmem. W ten rejon – z zamysłem opanowania Dezfulu i przecięciu drogi Andimeszk–Ahwaz – skierowały się 17. i 42. Brygada Pancerna oraz 14. i 24. Brygada Zmechanizowana należące do 10. Dywizji. Pancernej. Ogółem irackie siły były dziesięć razy liczniejsze niż irańskie. Teheran wysłał dwa małe ugrupowania pancerne, które pomogły 2. Brygadzie Pancernej powstrzymywać irackie wojsko przez siedem dni. W efekcie irackim dywizjom nie udało się przeciąć trzech kluczowych arterii komunikacyjnych w tym rejonie. Zablokowanie głównych szlaków łączących Ahwaz z Chorramszahrem, Bostanem i Andimeszkiem mogłoby szybko przypieczętować lot miasta, a irackim żołnierzom stworzyłoby możliwość szybkiego przełamania frontu

Saddam – który być może liczył, że jego Al-Kadisijja zapisze się w historii w taki sam sposób, jak zrobiła niemiecka agresja na Belgię lub wywrze taki sam skutek jak niemieckie postępy w pierwszych etapach planu „Barbarossa” – srogo się zawiódł. Na spotkaniu ze swoimi dowódcami przyznał, że wojna może przeciągnąć się do następnego roku, a na pewno potrwa sześć miesięcy. Faktem stało się, że Blitzkrieg pomału przechodził w Sitzkrieg.

Przeczytaj też: Przyczyny wojny secesyjnej

Iracki hamulcowy

Pod koniec pierwszego tygodnia wojny 9. Dywizja Pancerna miała w zasięgu wzroku Ahwaz, ale nie miała już wystarczającej liczby żołnierzy, amunicji, paliwa i wody, aby rozpocząć atak na stolicę Chuzestanu, dom dla 300 tysięcy mieszkańców i licznych składów, a także ważny węzeł kolejowy i drogowy. Linie komunikacyjne dywizji były rozciągnięte do granic możliwości, a logistyka pozostała w tyle. Natychmiastowy atak byłby samobójczy, jeśli wziąć pod uwagę, że miasto – rozciągające się wzdłuż wschodniego brzegu rzeki Karun – było solidnie bronione przez resztę 92. Dywizji Pancernej, liczną artylerię i znaczną liczbę Strażników Rewolucji. Jego sześć mostów było starannie strzeżonych, a ich otoczenie skrupulatnie zamiatane przez ostrzał artylerii i czołgów.

Całkowitym fiaskiem okazała się ofensywa w rejonie Basry. Podczas gdy działania w innych sektorach frontu toczyły się w dość ślamazarnym, nieprzypominającym blitzkriegu tempie, uderzenie w rejonie Basry zatrzymało się natychmiast. Pierwszego dnia wojny 3. Dywizja Pancerna wzmocniona 26. Brygadą Czołgów z 5. Dywizji Zmechanizowanej przejęła kontrolę nad posterunkiem granicznym Szalamcze, chcą kierować się prosto na stolicę Chuzestanu – Ahwaz. Rozpoczęto budowę mostu pontonowego na Szatt al-Arab, aby zapewnić nieprzerwaną dostawę zapasów, paliwa i uzupełnień dla rozwijającej się ofensywy. Jednocześnie iracka artyleria starała się unicestwić największą na świecie rafinerię ropy naftowej w Abadanie i tamtejsze magazyny paliwa, aby osłabić irańską gospodarkę. Celność irackiej artylerii pozostawiała jednak wiele do życzenia i pociski, które przeznaczone były do niszczenia infrastruktury naftowej w rzeczywistości obracały Chorramszahr w ruinę. To z kolei ułatwiło późniejszą obronę, niczym bombardowanie klasztoru na Monte Cassino w  1944 roku. Mieszkańcy i Pasdarani nie mieli już nic do stracenia. Irańska artyleria ostrzelała w odwecie port Al-Fau, niszcząc dwa terminale naftowe, których brak niekorzystnie odbił się na możliwościach eksportu ropy.

Pododdziały 3. Dywizji Pancernej rozpoczęły atak koncentryczny na Chorramszahr (nazwany później miastem krwi), aby podzielić miasto i dotrzeć do dwóch mostów na Karunie. Osiągnięcie tej linii i opanowanie przepraw pozwoliłoby na dalszą ofensywę w kierunku Abadanu, jednak iraccy dowódcy nie popisali się znajomością tajników walki w terenie zurbanizowanym: wysłali kolumny czołgów bez wsparcia piechoty, wystawiając je na skuteczny ogień przeciwpancerny. Czołgi w sercu miasta nie wytrzymywały dłużej niż kilka godzin. Stawiający zacięty opór garnizon miasta tworzyło 1500 żołnierzy 151. batalionu inżynieryjnego, oddział piechoty morskiej i kilka kompanii Pasdaranów. Obrońcy razili czołgi za pomocą granatników RPG-7, minami przeciwpancernych i koktajli Mołotowa. Improwizowane barykady z przewróconych autobusów, pojazdów służb publicznych i ciężarówek, przywodzące na myśl barykady powstania warszawskiego, utrudniały poruszanie się i wiodły irackich pancerniaków w ślepe zaułki, w których czołgi stawały się zwierzyną łowną. Snajperzy na dachach eliminowali dowódców załóg wychylających się z włazów, aby zorientować się w sytuacji. Iraccy żołnierze ostatecznie wycofali się, gdy stracili równowartość jednego batalionu pancernego i jednego batalionu zmechanizowanego. Wówczas zmieniono taktykę i rozpoczęto oblężenie Chorramszahru, czekając na piechotę i intensywnie rażąc miasto pociskami artyleryjskimi i pociskami rakietowymi z wyrzutni BM-21 Grad, w których Saddam, jako koneser filmów o drugiej wojnie światowej, a tym samym miłośnik Katiusz, się lubował.

Wrak irackiego transportera BTR-50 na obrzeżach Chorramszahru.
(Hamed Saber, Creative Commons Attribution 2.0 Generic)

Pod koniec września, po niespełna dziesięciu dniach wojny, postępy wojsk irackich były mizerne. Prowadzenie intensywnych walk z tak wieloma błędami taktycznymi musiało przynieść tragiczny skutek. Widząc, że tempo ofensywy jest wolniejsze, niż planowano, Saddam wysunął propozycję negocjacji, które położą kres działaniom wojennym, i poinformował prasę międzynarodową, że „Irak jest przygotowany na negocjacje bezpośrednio z Teheranem lub za pośrednictwem strony trzeciej albo innej organizacji międzynarodowej”. Iraku żądał od Teheranu porzucenia ustaleń porozumienia algierskiego i uznania suwerenności Iraku nad całym Szatt al-Arab. Co więcej, Saddam uważał, że ajatollahowie powinni zrzec się panowania nad terytoriami opanowanymi wówczas przez jego wojska, zwłaszcza wokół Ghasr-e-Szirin, Sumeru i Mehranu. 1 października ogłosił jednostronny rozejm na pierwszy tydzień października w ramach „budowania środków wzajemnego zaufania”. Iran w odpowiedzi ogłosił morską blokadę sąsiada.

Początkowo pierwsza wojna w Zatoce – jak nazywają konflikt iracko-irański historycy z obu krajów – nie wzbudziła istotnego zainteresowania na arenie międzynarodowej. Wystarczy przypomnieć, że dopiero 28 września Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła rezolucję numer 479, wzywającą strony do położenia kresu konfliktowi. Nie przyniosła żadnego skutku, gdyż cele obu państw były tak rozbieżne, że żaden głos rozsądku nie mógł wchodzić w grę. Na początku października Libia i Syria zadeklarowały poparcie dla Iranu, zaś inne państwa arabskie – których obrońcą mianował się samozwańczo Saddam – ogłosiły neutralność.

30 września Stany Zjednoczone wysłały krążownik, cztery samoloty wczesnego ostrzegania i dowodzenia E-3 Sentry, dwie latające cysterny i 300 żołnierzy do Arabii Saudyjskiej, do położonej na wschodzie kraju bazy lotniczej Az-Zahran (operacji nadano kryptonim „ELF One”). W tym samym dniu irańskie lotnictwo zbombardowało iracki reaktor atomowy Osirak, i elektrownię na południowy wschód od Bagdadu. Obrona przeciwlotnicza milczała, ale sam atak na Osirak okazał się porażką, gdyż bomby i pociski spowodowały jednie niewielkie zniszczenia, nie naruszając konstrukcji reaktora. W odwecie Saddam rozkazał zniszczenie tamy na północ od Teheranu, aby zatopić miasto, co jednak również się nie powiodło i obnażyło niewiedzę irackich sztabowców na temat tego celu. Jednocześnie coraz częściej okazywało się, że iraccy żołnierzy, przyciśnięci do muru, nie potrafią sobie poradzić z przeciwnikiem i ponoszą coraz większe straty, a iraccy sztabowcy wyjaśniali tę kwestię, podkreślając, że siły obrońców lepiej znają teren, w którym działają. Pasdarani ściągali poborowych z dalekiego południa i posyłali do walki niejednokrotnie nafaszerowanych haszyszem, winem lub piwem. Autobusami zwożono ich niemal w strefę bitwy. Pomimo tak prowizorycznych i brutalnych środków opór Irańczyków tężał.

Komandosi irańskiej marynarki wojennej podczas walk w Chorramszahrze.

Przeczytaj też: F-105 Thunderchief. Wietnamski koń roboczy US Air Force

Zapowiedź długiej wojny

Nietrudno było się domyślić, że uznanie suwerenności Iraku nad całym Szatt al-Arab oznaczałoby hańbę dla Teheranu. Przywódcy religijni i polityczni, a także środowisko wojskowe nie mogło się zgodzić na tak upokarzające warunki. W Iranie nie czuło się atmosfery porażki, a to nie wróżyło szybkiego zakończenia konfliktu i przyjęcia propozycji Saddama w sprawie negocjacji. W tym czasie Chomejni w przemówieniu radiowym zaprzeczył, że przywództwo religijne jest gotowe na jakikolwiek kompromis z Saddamem, i poprzysiągł walkę do samego końca. W połowie października zapowiedziano walkę do czasu usunięcia irackich żołnierzy z irańskiego terytorium, uznania Saddama za agresora i zapłaty reparacji wojennych. Aby zyskać na czasie, 30 września Teheran wysunął kontrpropozycję. Warunki wstępne zakładały ustąpienie Saddama z urzędu, uznanie się przez reżim iracki za agresora, wypłacenie przez Bagdad stosownej rekompensaty za wyrządzone szkody i oddanie Basry pod irańską kontrolę, dopóki Teheran nie otrzyma całości długu wojennego. Ponadto w irackim Kurdystanie miało się odbyć referendum, aby umożliwić Kurdom wybór między autonomią a integracją z Iranem. Oczywiście cała ta lista żądań miała być w ostatecznym rozrachunku jedynie splunięciem w twarz Saddama. Tymczasem ogłoszony przezeń rozejm najbardziej szkodził stronie irackiej – ostudził zapał żołnierzy, nierozumiejących, dlaczego prezydent wysłał ich do walki, a zaraz potem ogłosił, że jest gotów na negocjacje z wrogiem.

Irackie dywizje nie osiągnęły zakładanych celów z początku operacji, nie zdobyły bowiem Kermanszahu, Dezfulu, Ahwazu ani Abadanu. Saddam deklarował, że jest gotowy do wojny nawet przez rok, a jeśli będzie potrzeba – przy wyrzeczeniach ludności irackiej – być może przez dwa lub więcej. Po drugiej stronie frontu ani przez chwilę nie myślano o kapitulacji. Ajatollah Chomejni ogłosił Chorramszahr „miastem męczenników”, podkreślając, że jego przykład powinien służyć jako inspiracja dla irańskich żołnierzy. Czyniono starania, aby uhonorować bohaterów, którzy polegli w jego obronie, i otoczyć opieką ich rodziny. Wskutek takich działań kilka miesięcy powstała Fundacja Męczenników, organizacja zajmująca się pomocą rodzinom żołnierzy Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej zabitych na froncie.

Na poziomie strategicznym Iran wydawał się organizmem bardziej skonsolidowanym niż w pierwszych dniach wojny. Iracka ofensywa wytraciła impet, pozwoliła uporządkować kwestie organizacji wojska i łańcucha poleceń. Rozwój sytuacji na froncie wymuszał na generałach Saddama okłamywanie wodza. Na przykład w połowie października na jednej z narad raportowano, że wróg ma jeszcze tylko 350 samolotów różnych typów wobec 500 z początku wojny. Saddam wówczas zauważył, że szefostwo obrony przeciwlotniczej zapewniało o strąceniu więcej niż 200 maszyn wroga, i zakpił, że Teheran musi mieć wylęgarnię samolotów. Potencjał bojowy irackiej obrony przeciwlotniczej pozostawiał wiele do życzenia. Nie chodziło tylko o braki sprzętowe i niemożność ochrony wszystkich wrażliwych miejsc, ale także o niedobór obsad i ich niewystarczające umiejętności. Dlatego też tak wiele było pomyłek, w szczególności przypadków ognia bratobójczego, i późniejszej zachowawczości, która skutkowała dopuszczaniem irańskich samolotów nad chronione obiekty.

Warto tutaj wtrącić, że założenia irackich planistów – i samego Saddama – zasadzały się na szybkim wdarciu się wojsk na dziesięć do dwudziestu kilometrów w głąb terytorium sąsiada. Miałoby to wymusić ściągnięcie posiłków z centrum kraju, szczególnie ze stolicy i okolic, co w efekcie miałoby uruchomić grupę związaną z Mehdim Bazarganem. Niegdysiejszy sojusznik Chomejniego (a dużo wcześniej premiera Mohammada Mosaddegha) i premier Tymczasowego Rządu Rewolucyjnego miał przejąć kontrolę nad stolicą i doprowadzić do kontrrewolucji, co wiązałoby się z koniecznością przerwania działań wojennych.

Z inicjatywy ajatollaha Mohammada Behesztiego 12 października najwyższy przywódca powołał Najwyższą Radę Bezpieczeństwa Narodowego, w której skład wchodzili między innymi prezydent, premier, minister obrony, szef propagandy, najwyżsi dowódcy sił zbrojnych, naczelny dowódca Pasdaranów i – jako reprezentant Chomejniego – Ali Akbar Haszemi Rafsandżani (późniejszy prezydent). Rada mogła wydawać polecenia Korpusowi Strażników Rewolucji Islamskiej i żołnierzom regularnych sił zbrojnych, była odpowiedzialna za podejmowanie decyzji we wszystkich sprawach związanych z toczącą się wojną. W przypadku równego głosowania przedstawiciel Najwyższego Przywódcy miał prawo głosu rozstrzygającego, co wyraźnie marginalizowało Banisadra i skupiony wokół niego obóz świecki. Utworzenie rady pozwoliło na lepszą koordynację działań Pasdaranów i wojska regularnego, które odtąd odpowiedzialne były za walkę na otwartej przestrzeni, podczas gdy Pasdarani walczyli na obszarach miejskich, gdzie prowadzili intensywną rekrutację ochotników. Ocenia się, że prawie tysiąc ochotników dziennie dołączało w samym Teheranie. W całym kraju 100 tysięcy młodych rekrutów dołączyło w ciągu ostatnich trzech miesięcy 1980 roku.

Saddam starał się zmusić Irańczyków do uległości. Z jego rozkazu artyleria bombardowała miasta Chuzestanu, Awhaz i Abadan, zaś na Dezful, pozostający poza jej zasięgiem dział, spadały pociski rakietowe. W połowie listopada Irakijczycy podjęli kolejne próby zdobycia Ahwazu. Z pomocą obrońcom przyszła rzeka Karun. Irańczycy – niczym Belgowie nad IJzer w październiku 1914 roku – otworzyli śluzy w górnym biegu i zalali czołowe oddziały irackie. Błyskawicznie zatonęło 150 czołgów i innych pojazdów opancerzonych, które porzucono w szyku bitewnym.

Przed rewolucją do ewentualnej obrony rejonów Chorramszahru przykładano wielką wagę. Dlatego też budowano silnie ufortyfikowane linie umocnień i dbano o ich właściwą obsadę. W 1974 roku powstała linia o długości 90 kilometrów. Niestety po rewolucji 151. batalion odpowiadający za jej obsadę rozwiązano, ułatwiając późniejsze zadanie irackim żołnierzom. Resztki tej jednostki wraz ze 165. batalionem zmechanizowanym i 232. batalionem czołgów oraz ochotnikami broniło tego rejonu przez trzy dni. Wreszcie iraccy żołnierzy przełamali obronę, opanowali drogę Ahwaz–Chorramszahr i zagrozili miastu od północy. 24 października Irakijczycy przejęli kontrolę nad Chorramszahrem, tymczasowo kładąc kres okrutnym walkom o miasto. Mimo sukcesu irackie straty w ludziach były tak znaczne, że uniemożliwiły podejmowanie dalszych szeroko zakrojonych działań.

Co prawda podjęto kolejną ofensywę – próbę zajęcia pól naftowych Abadanu – lecz nie przyniosła ona spektakularnego przełamania. 14 października irackie oddziały rozpoczęły oblężenie Abadanu. Zdesperowani obrońcy zostali pozbawieni możliwości zaopatrywania ze strony lądu. Pozostała jedynie droga morska. Marynarka wojenna starała się dostarczać nocami niezbędne zapasy i uzbrojenie do oblężonego miasta, wplątując się w szereg incydentów na morzu, ale i osiągając podstawowy cel: utrzymanie łączności z obrońcami. Zapasy i inna pomoc docierała do miasta również za pośrednictwem śmigłowców. W walkach iracka flota utraciła dwa kutry rakietowe i kilka torpedowych. Zapanował pat: Pasdarani stawiali opór, a wykrwawieni Irakijczycy nie byli w stanie sprowadzić posiłków i poprowadzić uderzenia przełamującego.

18 listopada powołano misję ONZ pod przywództwem Olofa Palmego, która miała doprowadzić do pogodzenia stron. Jak już się zdążyliśmy przyzwyczaić, misje ONZ rzadko kończą się sukcesem. Nie inaczej było w tym przypadku. Pod koniec listopada Irańczycy wzmocnili blokadę morską oraz wygrali bitwę powietrzną i morską u ujścia Szatt al-Arab, czym pozbawili iracką marynarkę wojenną możliwości działania. W listopadzie 1980 roku irańskie lotnictwo skupiło naloty na infrastrukturze nabrzeżnej, niszcząc stacje radiolokacyjne i terminale naftowe, pozbawiając Bagdad zdolności wykrywania wrogich maszyn, bez których obrona przeciwlotnicza traciła zdolność skutecznego zwalczania środków napadu powietrznego. Uderzenia w strefę przybrzeżną były też wycelowane w jednostki marynarki wojennej, w konsekwencji czego zniszczono niemal 80% stanu.

7 grudnia Saddam ogłosił, że Irak nie będzie prowadził zakrojonych na dużą skalę operacji wojskowych. Do końca miesiąca ograniczano się do patroli i podejmowania ograniczonych działań, w tym zastawiania pułapek na Irańczyków. Tylko tak – z zaskoczenia – miała się ziścić wizja Saddama, według którego na jednego zabitego Irakijczyka miało przypadać pięciu wrogów. Tylko takie liczby miały przynieść sukces.

Na froncie rozpoczęła się dziwna wojna, w której nie można było wskazać strony wygrywającej. Siły agresora, tracąc główne źródła finansowania przemysłu zbrojeniowego i kampanii wojennej, stanęły w miejscu. Do tego doszła utrata swobody żeglugi i brak możliwości sprzedaży ropy naftowej drogą morską. Saddam Husajn przeliczył się co do możliwości swoich żołnierzy, którzy wdarli się w głąb terytorium sąsiada jedynie na mniej więcej 80 kilometrów (tyle w linii prostej jest od granicy irackiej do Dezfulu). Do stycznia 1981 roku iraccy żołnierze opanowali 10 tysięcy kilometrów kwadratowych terytorium. Dyktator liczył na szybki i krótki konflikt, który miał przynieść efektowne zwycięstwo, nie przewidział jednak przedłużających się działań zbrojnych. Straty obu państw z początków kampanii uniemożliwiły podejmowanie działań na większą skalę. Saddam z powodu braków materiałowych polecił swoim żołnierzom przejść do defensywy. 10 grudnia 1980 roku zakończył się pierwszy etap wojny – naznaczony marzeniami Saddama o wielkiej Al-Kadisijji i zakończony kompletną klapą. Dyktator nie osiągnął zakładanego celu, którym było przeprowadzenie wojny o ograniczonych, choć dalekosiężnych celach, i pchnął państwo w konflikt totalny. Obrazu dopełniał fakt, że niespełna dwumiesięczne walki wyczerpały też drugą stronę, również niezdolną do zadania ciosu przełamującego. Problemy Iranu były podobne, gdyż siły zbrojne podczas przygranicznych walk utraciły większość sprzętu. Ścierające się strony zajęły pozycje naprzeciw siebie, umacniając się wzdłuż linii frontu. Taki stan rzeczy miał trwać przez kolejnych osiem miesięcy. Blitzkrieg przerodził się w bliskowschodnią Wielką Wojnę, a obie strony zaczęły szukać swoich Ludendorffów, Plumerów, Brusiłowów, a także swoich Fritzów Haberów.

Druga część cyklu: Kontrofensywa ajatollahów

Bibliografia

Lukman Faily, Reflecting on the Iran-Iraq War, Thirty Years Later, atlanticcouncil.org, dostęp 21.09.2020.
Dilip Hiro, The longest war: The Iran-Iraq military conflict. Routledge, Chapman & Hall, 1991.
Efraim Karsh, The Iran-Iraq war 1980-1988, Oxford, 2002.
Pierre Razoux, The Iran–Iraq War. The Belknap Press of Harvard University Press, 2015, ISBN 978-0-674-08863-4.
Philip A.G. Sabin, Efraim Karsh, Escalation in the Iran‐Iraq War, Survival, 31:3, 1989, ss. 241-254.
Babak Taghvaee, Desert Warriots. Iranian Army Aviation at War, Helion & Company, 2016, ISBN 978-1-910777-56-5.
Wiliamson Murrary, Kevin M. Woods, The Iran-Iraq War. A Military and Strategic History, Cambridge University Press, 2014.
Ben Wilson, The evolution of Iranian warfighting during the Iran-Iraq war, Infantry Magazine, July-August 2007, ss. 28–32.