Rewolucja przemysłowa należy do najważniejszych okresów w historii ludzkości. Końcówka XIX wieku przyniosła wiele nowinek technicznych, dzięki którym usprawniono produkcję w rodzących się fabrykach. Między miastami zaczęły kursować regularne połączenia kolejowe, a lampy gazowe oświetliły miejskie ulice. Najdynamiczniej rozwijającym się wówczas państwem było Imperium Brytyjskie. Mocarstwo, nad którym nigdy nie gasło słońce, miało jednak drugie, znacznie bardziej mroczne oblicze, najlepiej widoczne w stolicy. Poznanie ówczesnego Londynu – serca jednego z największych państw świata – warto rozpocząć w roku 1888, kiedy doszło do pierwszej zbrodni dokonanej przez jednego z najsłynniejszych seryjnych morderców, zwanego „Kubą Rozpruwaczem”.
Upadłe miasto
Jego zbrodnie opisywano już wielokrotnie, autorzy jednak koncentrują się zazwyczaj na zmaganiach policji z nieuchwytnym mordercą. Warto zwrócić nieco większą uwagę na to, jak pod wpływem doniesień o kolejnych zabójstwach zmieniały się nastroje społeczne we wschodnich dzielnicach miasta.
Odczucia mieszkańców wschodniego Londynu można podzielić na kilka przenikających się faz: od ciekawości, przez strach, aż po frustrację. Sytuacja polityczna i ekonomiczna w Westminsterze, Holbornie i East Endzie była katastrofalna. Napływ ludności z całej Europy sprawił, iż warunki mieszkalne były dalekie od zadowalających. W najniebezpieczniejszych częściach ówczesnego Londynu zamieszkiwali wspólnie żydowscy imigranci ze Wschodu, polityczni uchodźcy z Francji oraz irlandzkie grupy terrorystyczne.
Dane dotyczące Londynu w tym okresie są zatrważające. Ponad 45% dzieci nie dożywało piątych urodzin. Ogromna część społeczeństwa żyła w skrajnym ubóstwie. Ponad sto tysięcy mieszkańców utrzymywało się wyłącznie z działalności przestępczej. Poważną częścią tej społeczności były prostytutki. W wiktoriańskiej Anglii nie troszczono się zbytnio o ludzi żyjących w rodzących się wówczas slumsach. Było to doskonałe miejsce dla ulicznych gangów, morderców i agitatorów chcących zdestabilizować sytuację polityczną. Obok pospolitych przestępców w Londynie działało parę grup terrorystycznych, w latach osiemdziesiątych XIX wieku miastem wstrząsnęło kilka zamachów bombowych zorganizowanych przez irlandzkich nacjonalistów. Podobnym problemem były liczne manifestacje organizowane pod egidą rosnącego w siłę ruchu socjalistycznego. W takiej nieprzyjaznej scenerii doszło do przerażających zbrodni, które wstrząsnęły tą częścią metropolii.
Etap I: media dostrzegają sensację
Przestępstwa popełniane w obrębie Whitechapel nie były w owym czasie niczym niezwykłym. Zabójstwa i rabunki niejako wpisane były w naturę tego miejsca. Gdy jednak zamordowano Polly Nichols i Marthę Tabram, media szybko powiązały obie sprawy, określając je jako „zagadkę z Whitechapel”. Pierwszym czasopismem, które połączyło morderstwa, był East Anglian Daily Times. W artykule z 1 września 1888 roku wskazuje on na liczne podobieństwa obu przypadków. Szczególnie silnie akcentowano niezwykłe okrucieństwo, jakim wykazywał się sprawca. Scotland Yard wkrótce sformował specjalną grupę dochodzeniową do wyjaśnienia tych morderstw. We wspomnieniach jednego z członków tego zespołu, Henry’ego Moore’a, warto zwrócić uwagę na opis prostytutek zamieszkujących wschodni Londyn. Jego zdaniem były to kobiety skrajnie zdesperowane, którym w gruncie rzeczy obojętne było, czy mogą zostać zasztyletowane, bo ich życie i tak pozbawione jest sensu. Na początku sprawy policja nie miała nic poza ciałami ofiar. Nie było motywu, narzędzia ani podejrzanego. Wzmożono patrole w Whitechapel, co dało mieszkańcom jasny sygnał, iż dzieje się coś niepokojącego. Wcześniej patrole niezbyt często pojawiały się we wschodnim Londynie. Był to jednak dopiero początek krwawego dramatu.
8 września 1888 roku odkryto zwłoki kolejnej prostytutki – Anny Chapman. Wtedy to uformowała się jedna z najważniejszych teorii dotyczących mordercy: zdaniem śledczego Littlechilda musiał on dysponować wiedzą z zakresu anatomii, gdyż badania lekarskie wykazały, iż wyciął pewne organy ofiary. Jest to niezwykle ważne, ponieważ stało się podstawą późniejszej niechęci mieszkańców wschodniego Londynu wobec rzeźników i lekarzy pracujących w tej części miasta.
Inna koncepcja zakładała, iż wszystkie morderstwa są dziełem obcokrajowca. Teoria ta szybko przedostała się do prasy, stając się zarzewiem przyszłych ksenofobicznych reakcji społeczeństwa. Istotny jest również wątek żydowski. W kręgu podejrzanych od początku znalazł się żydowski szewc posługujący się pseudonimem „Skórzany Fartuch” (Leather Apron). Znany był z agresywnego zachowania i szczególnej niechęci do prostytutek. Dodatkowo z racji wykonywanego zawodu nosił przy sobie noże, co nawet wcześniej budziło poważne zastrzeżenia funkcjonariuszy. Postać ta również później będzie miała dość duże znaczenie, ponieważ samo pojawienie się Żyda wśród podejrzanych mogło spowodować zamieszki w zamieszkiwanej przez wyznawców judaizmu dzielnicy. Nastroje mieszkańców doskonale oddaje tekst zamieszczony 15 września 1888 roku w gazecie Suffolk Chronicle. Dziennikarz pisze wprost, że na ulicach Londynu grasuje niebezpieczny szaleniec i nikt nie może czuć się bezpiecznie.
Etap II: tłum żąda sprawiedliwości
Artykuł ten wywołał panikę, społeczeństwo było na skraju wytrzymałości. Tego samego dnia o godzinie 11:00 młody mężczyzna podejrzewany o pospolite przestępstwo kryminalne uciekał wzdłuż Commercial Street przed ścigającym go policjantem. Świadkowie uznali jednak, że jest to budzący strach zbrodniarz, więc spontanicznie zablokowali mu wszystkie drogi ucieczki. Rozwścieczony tłum gotów był zlinczować uciekiniera – i gdyby nie szybka interwencja funkcjonariuszy, prawdopodobnie doszłoby do samosądu.
Równolegle wśród społeczności Whitechapel rozniosła się informacja o miejscu morderstwa Anny Chapman. W okolicach wczesnego popołudnia pojawił się tam tłum gapiów chcących zobaczyć miejsce, w którym popełniono zbrodnię. Według oceny obecnego na miejscu pułkownika Moonsela zgromadzenie mogło liczyć nawet kilka tysięcy osób. Oba te wydarzenia dają dość jasny obraz tego, jak wyglądały nastroje społeczne w tej części Londynu. Było to swoiste pomieszanie strachu i ciekawości.
Etap III: paranoja
Co działo się później, dość szczegółowo relacjonuje Suffolk Chronicle. Według tej gazety w całej Whitechapel doszło do fali aresztowań. Kilkadziesiąt osób zatrzymano w związku z podejrzeniem o popełnienie ostatniej zbrodni. Atmosfera w najbiedniejszej części miasta stała się jeszcze bardziej napięta. Chaotyczność działań Scotland Yardu sprawiała, iż szybko powstawały coraz to nowsze plotki mające tłumaczyć niedawne wydarzenia. Opinię publiczną najbardziej elektryzowała pogłoska, jakoby na terenie Londynu działał gang zajmujący się handlem organami (podstawą było to, że ofierze wycięto nerkę). Mimo iż teorię bardzo szybko obalono, żyła ona nadal w umysłach społeczności Whitechapel.
Wybryki o charakterze rasistowskim nie były w Londynie niczym niezwykłym. Dlatego też, gdy do prasy przedostały się informacje o zaliczeniu do głównych podejrzanych żydowskiego szewca, niewielki incydent wystarczył, aby wywołać antysemicie zamieszki. Podczas nocnego patrolu, około godziny 02:55, oficer policji Alfred Long dostrzegł napis na murze, który w wolnym tłumaczeniu można przedstawić jako „Rzydzi [sic!] nie są ludźmi którzy będą obwiniani o nic” (The Juwes are The men that Will not be Blamed for nothing). Jak widać, błędy ortograficzne sugerują, że autor był niezbyt inteligentny lub słabo znał język angielski. Funkcjonariusz stanął przed poważnym dylematem: zmazać napis czy zostawić go do czasu przybycia wsparcia. Dłuższa obecność hasła na murze mogła sprawić, iż w porannych gazetach znajdą się obszerne artykuły opisujące całą sytuację. Mając w pamięci, iż kilka dni temu niemal zlinczowano mężczyznę uciekającego wzdłuż Commercial Street, Alfred Long postanowił zanotować treść napisu, a następnie zmyć go ze ściany. Była to trudna, lecz konieczna decyzja – prawdopodobnie zapobiegła zamieszkom w dzielnicy żydowskiej. Postępowanie Longa pochwalił zarówno londyński rabin, jak i komisarz policji sir Charles Warren.
Etap IV: bezsilność
Działania Scotland Yardu nadal nie przynosiły żadnego efektu. 1 października 1888 East Anglian Daily Time wprost zarzucał policji niekompetencję i opieszałość w wyjaśnianiu sprawy seryjnego zabójcy z Whitechapel. Warto wspomnieć, iż pod koniec XIX wieku gazety były jedynym źródłem informacji dla ogromnej rzeszy społeczeństwa, nic więc dziwnego, że seria artykułów sprawiła, iż mieszkańcy wschodniego Londynu byli rozgoryczeni.
Stołeczne komisariaty zalała fala anonimów. Można powiedzieć, że każdy donosił na każdego, większość informacji dotyczyła jednak międzysąsiedzkich porachunków lub zwyczajnej chęci zemsty na niewiernym mężu. Paraliżowało to pracę śledczych, którzy musieli sprawdzić każdy trop. Atmosfera nieufności i podejrzliwości sprawiła, że kobiety przestały wychodzić po zmroku na ulice. Sklepikarze organizowali nawet specjalne obniżki cen tylko po to, aby skłonić mieszkanki Whitechapel do wyjścia z domów. Działania te były jednak nieskuteczne, ponieważ większość bała się spacerować samotnie.
Etap V: agresja narasta
Poczucie beznadziei i bezsilności spowodowało, iż ludzie zaczęli szukać okazji, aby wyładować agresję. W październiku ofiarami przerażonego tłumu stali się lekarze i rzeźnicy, czyli jedni z pierwszych podejrzanych.
16 października na miejsce popełnienia jednego z morderstw przybył niezależny chirurg, pragnący bliżej zapoznać się ze sprawą. Przed rozwścieczonym tłumem uratował go jedynie patrolujący ulicę konstabl. Obrazuje to jednak, jak wiele groziło lekarzom przebywającym w Whitechapel. Większość medyków przeniosła się do spokojniejszych części miasta, co jeszcze bardziej pogorszyło sytuację mieszkańców wschodniego Londynu.
Etap VI: teoria spiskowe i nagły koniec morderstw
9 listopada 1888 roku doszło do ostatniego zabójstwa przypisywanego Kubie Rozpruwaczowi. Zakończyło to serię krwawych wydarzeń, które wstrząsnęły Whitechapel. Prasa zaczęła snuć teorie o tożsamości zbrodniarza. Wśród podejrzanych obok żydowskiego rzemieślnika znaleźli się lekarze, rzeźnicy, nawet członkowie rodziny królewskiej.
Dziennikarze posuwali się wręcz do fabrykowania listów i dzienników mających być rzekomo własnością mordercy. W pogoni za sensacją nie zwracali uwagi na konsekwencje rozpowszechniania tego rodzaju informacji. Społeczeństwo było jednak pogrążone w apatii i sylwetki kolejnych podejrzanych nie wzbudzały szczególnych emocji. Ludzie byli zwyczajnie zmęczeni, nie przejmowali się zbytnio kolejnymi zamordowanymi prostytutkami.
Przyczyna wzrostu napięć w drugiej połowie 1888 roku
Sprawa serii zabójstw dokonanych przez Kubę Rozpruwacza była czymś całkowicie nowym w historii Londynu. Ofiary były niemalże wypatroszone – Scotland Yard nigdy wcześniej nie spotkał się z tak okrutnymi przestępstwami. Z policyjnych raportów jasno wynika, że funkcjonariusze działali po omacku, nie wiedząc, kogo szukają. Atmosferę dodatkowo przez cały czas podgrzewały media. Docierając do kolejnych hipotez, dziennikarze podsycali nastroje mieszkańców Whitechapel. Na szczęście – oprócz nielicznych prób zlinczowania pojedynczych osób – nie doszło do zamieszek spowodowanych nieudolnością policji. Śledczy nie mieli jednak współczesnych narzędzi, takich jak analiza DNA lub możliwości porównywania odcisków palców. Arsenał dostępnych działań był bardzo ograniczony, dlatego można stwierdzić, iż zrobili wszystko, co mogli, aby wytropić zabójcę. Niestety media miały duży wpływ na nastroje społeczne w Londynie.
Bibliografia:
Evans S. i Gainey P., The Lodger, 1995.
Begg P., Jack the Ripper – The mistery solved, 1991.
Rumbelow D., The complete Jack the Ripper, 1987.
Kelly A., Jack the Ripper – a Bibliography and Review of the Literature, 1995.