Sytuacja pogrążonej w długach firmy Heckler & Koch zaczyna się poprawiać. Przyczyniły się do tego nowe kontrakty, ale nie w pełni wyjaśniają one ozdrowienie finansów przedsiębiorstwa. Nie bardzo wiadomo, skąd szef firmy, niemiecki „wilk z Wall Street” Andreas Heeschen, wziął brakujące pieniądze.

Problemy finansowe Heckler & Koch zostały ujawnione w 2013, na to wszystko dodatkowo nałożyła się afera wokół karabinków szturmowych G36. Wprawdzie firma wygrała jeden z procesów z rządem Niemiec i zdobyła wart niemal 400 milionów euro kontrakt na nowe karabinki szturmowe dla armii francuskiej, jednak ciągle wisi nad nią konieczność spłaty długów. W maju przyszłego roku Heckler & Koch będzie musiał zwrócić wierzycielom 220 milionów euro. Sytuacja była na tyle kiepska, że agencje ratingowe słabo widziały możliwość przetrwania przedsiębiorstwa z Oebrndorfu nad Neckarem, którego wartość wyceniana jest na 158 milionów euro.

Niespodziewanie firma zapowiedziała spłatę 20 milionów euro odsetek przed terminem, co ma nastąpić 24 sierpnia tego roku. Równie zaskakujące jest wzbogacenie kapitału własnego o 50 milionów euro. Heeschen, dla którego Heckler & Koch jest perłą w koronie finansowego imperium, twierdzi, że udało mu się uzyskać 220 milionów euro dzięki prywatnym pożyczkodawcom i kredytom akcyjnym. Nie ujawnia jednak źródeł pieniędzy, co rodzi liczne spekulacje. Jedna z teorii głosi, że Heeschen zdobył pieniądze wyprzedając cześć swoich prywatnych udziałów w firmie.

Przyszłość Heckler & Koch może rozstrzygnąć się w przyszłym roku wraz z przetargiem na nowy karabinek szturmowy dla dla niemieckiej armii (Zobacz też: Zastępstwo za G36). Przedsiębiorstwo określane w Niemczech jako „dostawca domu i dworu Bundeswehry” oferuje tam swój najnowszy produkt HK433.

(welt.de)

Heckler & Koch