Jerry Hendrix, wiceprezes think tanku Telemus Group z Wirginii, twierdzi na łamach dwutygodnika National Review, że amerykańskie siły powietrzne całkowicie pogubiły się, jeśli chodzi o realizację swej głównej misji. Jego zdaniem US Air Force ma dziś – pod kątem konfliktu z bardziej wymagającym przeciwnikiem – za dużo myśliwców wielozadaniowych, a zdecydowanie za mało bombowców strategicznych.

Zastrzeżenia analityka można rozpatrywać w świetle doktryny lansowanej w początkach ubiegłego wieku przez włoskiego stratega Giulia Douheta. Stał on na stanowisku, że w przyszłych konfliktach zbrojnych główną rolą lotnictwa będzie atakowanie wrażliwych punktów przeciwnika, którymi nie są wojska na linii frontu, ale położone w głębi jego terytorium ośrodki władzy, zasoby surowców i energii czy duże skupiska ludności. Niestety, teoria ta potwierdziła się pod koniec drugiej wojny światowej, w czasie alianckich masowych nalotów na III Rzeszę i amerykańskich ataków atomowych na Japonię.

Będący komandorem US Navy w stanie spoczynku Hendrix uważa, że rozdrobnienie amerykańskich sił powietrznych zaczęła wojna wietnamska, w której łatwiejsze było dokonywanie ataków małymi samolotami o mniejszym od bombowców zasięgu i udźwigu uzbrojenia. Wojny asymetryczne przyniosły zaś skutek w postaci stopnienia floty bombowców USAF-u z 10 tysięcy w latach pięćdziesiątych do niespełna 200 dziś.

Jako kolejny dowód na niedocenianie przez USAF roli lotnictwa strategicznego badacz przytacza fakt, że aż sześciu z jego pierwszych dziesięciu szefów sztabu pochodziło z (rozformowanego w 1992 roku) Strategic Air Command. Tymczasem od trzydziestu sześciu lat szefem sztabu nie został żaden pilot bombowy.

Według Hendrixa łatwo wierzyć w możliwość prowadzenia wojny 2 tysiącami myśliwców, gdy zakłada się nieograniczony dostęp do baz położonych blisko terytorium przeciwnika i latających cystern. Rosja i Chiny to jednak nie Afganistan czy była Jugosławia, i od początku konfliktu poprzeczka ustawiona byłaby dużo wyżej.

Co postuluje przedstawiciel think tanku? Przyspieszenie zakupów B-21 i rozważenie co najmniej podwojenia liczby zamówionych maszyn. Kontynuację wymiany silników i wyposażenia B-52. Zatrzymanie w linii B-2 co najmniej do 2040 roku. Rozbudowę przenoszonego przez bombowce USAF-u arsenału broni precyzyjnych dalekiego zasięgu. Skąd natomiast wziąć na to środki? Poważnie rozważając, czy siły powietrzne naprawdę potrzebują oczekiwanych 1700 nowych myśliwców o małym promieniu działania.

Zobacz też: Think tank Kongresu USA szuka oszczędności w wojsku

(nationalreview.com)

US Air Force