Amerykański sekretarz obrony Lloyd Austin polecił likwidację składu paliw płynnych Red Hill na Hawajach. Decyzja może wydawać się dziwna w kontekście rywalizacji z Chinami na Pacyfiku, jest jednak z nią związana. Chodzi o zmiany w amerykańskiej koncepcji działań i ocenie przydatności Red Hill. Oprócz tego składy w ostatnich miesiącach stały się obiektem licznych kontrowersji wśród lokalnej społeczności.

Red Hill powstał w roku 1943 i był jednym z fundamentów zwycięstwa USA na Pacyfiku. Nawet po zakończeniu zimnej wojny odgrywał istotną rolę w regionie. Nic dziwnego, skoro można w nim przechowywać blisko miliard litrów paliwa. Niemniej, po przeanalizowaniu długoterminowej przydatności obiektu, sekretarz Austin podjął decyzję o usunięciu paliwa i zamknięciu instalacji na stałe. Intensywne prace nad planem redystrybucji składowanych w Red Hill rezerw paliwa prowadzono od końca stycznia. Do końca maja US Navy i Defense Logistics Agency mają przedstawić plan sprawnego i szybkiego opróżnienie obiektu. Sam proces ma potrwać dwanaście miesięcy.



Zdaniem Austina Red Hill miało sens w trakcie drugiej wojny światowej, obecnie, wraz ze zmianami w sposobie prowadzenia wojny, przydatność obiektu znacząco zmalała. Scenariusze ewentualnego konfliktu z Chinami zakładają w jego pierwszej fazie intensywne chińskie ataki rakietowe na amerykańską infrastrukturę logistyczną na Pacyfiku. Naziemne składy paliwa stają się wówczas atrakcyjnym i wyjątkowo wrażliwym celem, rażonym w pierwszej kolejności. Pozostawienie Red Hill w obecnym kształcie to zatem nic innego jak proszenie się o kłopoty.

Nowe koncepcje wojny na Pacyfiku, czyli doktryny działań rozproszonych i działania ekspedycyjne w bazach wysuniętych, zakładają zupełnie nowe podejście do logistyki. Doktryna działań rozproszonych została opracowana przez siły powietrzne. USAF jako pierwszy uznał, że duże bazy lotnicze są narażone na zniszczenie, stąd już w roku 2017 przeprowadził testy działania małych grup myśliwców F-22A Raptor wspieranych przez tankowce powietrzne MC-130J Commando II, samoloty ratownicze HC-130J Combat King II i śmigłowce HH-60G Pave Hawk. Kluczowe czynniki to zmniejszenie uzależnienia od stałej infrastruktury i możliwość zaskoczenia przeciwnika.

Pompy paliwa w Red Hill.
(Shannon Haney)

Podobne założenia przyjęła szybko również marynarka wojenna, czego efektem jest doktryna rozproszonych operacji morskich (Distributed Maritime Operations, DMO). Zakłada ona rezygnację z walki o całkowite panowanie na morzu i koncentrację na kontroli ograniczonych, za to kluczowych z punktu widzenia konfliktu czy operacji, akwenów. Takie podejście ma się przyczynić do uzyskiwania większych efektów poprzez zwiększenie siły ofensywnej poszczególnych komponentów sił morskich. Innymi słowy: rozproszone operacje morskie oznaczają działania niedużych, elastycznych zespołów floty, wspieranych przez lotnictwo i koncentrujących się w celu wykonania zadania.



Podobne kalkulacje, tym razem ze strony US Marine Corps, zaowocowały koncepcją działań ekspedycyjnych w bazach wysuniętych (Expeditionary Advanced Base Operations, EABO). Głównym założeniem jest tutaj rozmieszczenie na wyspach Pacyfiku małych oddziałów piechoty morskiej, które dzięki mobilności i relatywnie niewielkiej liczebności będą w stanie uniknąć chińskich ataków rakietowych.

Do tych ocen i koncepcji otwarcie odwołał się sekretarz Austin. W komunikacie stwierdził, że w obliczu dynamicznej i rozproszonej obecności wojskowej na Pacyfiku, a jednocześnie nowych, zaawansowanych zagrożeń konieczne są zaawansowane i elastyczne zdolności zaopatrywania w paliwa. Oznacza to większy nacisk na uzupełnianie materiałów pędnych na morzu i dowożenie ich do jednostek korzystających z baz lądowych, tak stałych, jak i rotacyjnych. W tym kontekście pojawiają chociażby poszukiwane przez USMC lekkie okręty desantowe LAW (Light Amphibious Warship), które oprócz przewożenia piechoty morskiej mają również zapewniać wsparcie logistyczne w ramach działań ekspedycyjnych w bazach wysuniętych i rozproszonych operacji morskich.

Delegacja Kongresu podczas wizytacji w Red Hill.
(US Navy / Mass Communication Specialist 2nd Class Gabrielle Joyner)

W rozmowie z serwisem USNI News Timothy Walton z think tanku Hudson Institute zwraca uwagę, że taka zmiana podejścia nie oznacza całkowitej rezygnacji ze stałych składów paliw poza terytorium USA. Zmienia się jednak ich koncepcja. Departament Obrony będzie musiał stworzyć sieć mniejszych, bardziej rozproszonych, a do tego umocnionych podziemnych składów. Zdaniem Waltona jako miejsca ich lokalizacji w grę wchodzą: Alaska, Australia, Mariany (Guam), a także inne wyspiarskie państwa Pacyfiku, takie jak Mikronezja, Palau i Wyspy Marshalla.



Na decyzję o zamknięciu Red Hill nie wpłynęły jednak tylko czynniki militarne. W listopadzie ubiegłego roku doszło do wycieku blisko 54 tysięcy litrów paliwa, które zanieczyściło ujęcia wody pitnej dla okolicznych obiektów wojskowych i cywilnych mieszkańców. Przyczyną tej katastrofy ekologicznej był najprawdopodobniej błąd obsługi, a efektem – wzbierająca fala protestów. Skład stał się na Hawajach tematem politycznym numer jeden. Z tego względu Departament Obrony zapowiedział ścisłą współpracę przy likwidacji obiektu z departamentami zdrowia i ochrony środowiska władz stanowych.

Zobacz też: Nowy Compass Call wykonał pierwszy lot

Eric Tessmer