Po pozbyciu się w ciągu ostatniego ćwierćwiecza większości specjalnych eskadr myśliwskich i jednostek rezerwowych siły lotnicze US Navy i US Marine Corps, a przede wszystkim US Air Force odnotowują coraz większe zapotrzebowanie na loty maszyn pozorujących lotnictwo przeciwnika. Obecną modą staje się, aby zadania agresorów wykonywały w ramach kontraktów firmy prywatne.
Jak podała strona internetowa miesięcznika „Combat Aircraft”, USAF zamierza w lipcu rozpisać przetarg na ponad 36 000 godzin lotów rocznie dla samolotów symulujących przeciwnika, z realizacją od stycznia 2019 roku, wykonywanych wokół największych dwunastu baz. Decyzja podjęta została na podstawie obiecujących wyników pilotażowego rocznego kontraktu na tego typu usługi, który siły powietrzne zawarły we wrześniu 2016 roku z firmą Draken International.
Blisko jedną trzecią z tych godzin wchłonąć ma centrum szkolenia sił powietrznych w bazie lotniczej Nellis w stanie Nevada, gdzie kilka razy do roku przeprowadzane są słynne ćwiczenia „Red Flag”. Reszta ma być rozdzielona między największe i najistotniejsze pod względem strategicznym lotniska, wśród których są Eglin na Florydzie, Hickam na Hawajach, Hill w stanie Utah, Holloman w Nowym Meksyku, Langley w Wirginii, Luke w Arizonie czy Seymour Johnson w Karolinie Północnej.
Jako firmy mające największe szanse na otrzymanie zamówień wymieniane są amerykańskie Draken International i Airborne Tactical Advantage Company (znana jako ATAC) oraz kanadyjska Discovery Air Defence. Coraz bardziej zauważalne jest też zapotrzebowanie na naddźwiękowe myśliwce klasy F-16 czy F/A-18, mogące używać łącz wymiany danych i zaawansowanego zakłócania radioelektronicznego.
Rysujący się na horyzoncie problem ze szkoleniem swoich pilotów w walkach powietrznych zauważa także US Marine Corps, któremu pozostała w tej chwili tylko jedna eskadra agresorów, VMFT-401, latająca na dwunastu F-5E/N. Najnowszy plan rozwoju lotnictwa USMC zauważa, że w związku z wejściem do służby F-35 zamiast lotów wykonywanych tylko z MCAS Yuma w Arizonie trzeba, aby lokalizacji było trzykrotnie więcej.
Tigery USMC miałyby więc operować też z Miramar w Kalifornii, Beaufort w Karolinie Południowej i Cherry Point w Karolinie Północnej. Wedle dokumentu oprócz przedłużenia resursów należących do marines F-5 do 8 tysięcy godzin należałoby pozyskać dodatkowe samoloty. Skąd jednak – źródło nie podaje.
Wreszcie także US Navy ujawniła zamierzenia co do swoich agresorów. Według USNI News firma ATAC, zapewniająca obecnie marynarce 5 tysięcy godzin tego typu usług rocznie i mająca nadzieję na uszczknięcie sporej części tortu z kontraktu USAF-u, już zaczyna się rozglądać po świecie za używanymi samolotami. Nie mogą to już być jednak wyłącznie, jak dotąd, używane Huntery, Skyhawki, Albatrosy i zamerykanizowane Kfiry.
Podobnie jak USAF, marynarka coraz częściej wymaga od firm takich jak ATAC zadań wykonywanych przez myśliwce czwartej generacji, nie tylko zwrotne, ale też będące w stanie symulować atak pociskami rakietowymi i pełny zakres trybów pracy radaru. Będzie to istotne zwłaszcza w przypadku ćwiczeń myśliwców o zmniejszonej wykrywalności, dla których szkolenie zarówno w zakresie walki, jak i unikania starcia mogą być równie cenne.
(„2017 Marine Aviation Plan”, combataircraft.net, usni.org; na zdj. tytułowym Kfir, Hunter i Albatros używane przez ATAC)