Udział uzbrojonych statków handlowych w działaniach wojennych należał kiedyś do codzienności. US Navy rozważa powrót do tej tradycji, aby uzupełnić braki w liczbie posiadanych okrętów.
Postulowany wzrost liczebności amerykańskiej marynarki wojennej do 355 jednostek napotyka liczne problemy. Najważniejszym z nich jest brak pieniędzy. Congressional Budget Office (CBO) wyliczyło, że wydłużenie służby niektórych niszczycieli i atomowych okrętów podwodnych do roku 2047 może kosztować rocznie nawet 109 miliardów dolarów.
Rozwiązaniem może okazać się konwersja statków handlowych na nosiciele wyrzutni rakietowych. Propozycja zakłada uzbrojenie kontenerowców i tankowców w trzydzieści do pięćdziesięciu pionowych wyrzutni. Koszt takiej przebudowy, zależnie od wielkości statku i zakresu prac, szacowany jest na 25–50 milionów dolarów.
Uzbrojone statki nie otrzymywałyby zaawansowanych systemów elektronicznych, przy odpalaniu pocisków musiałyby zatem korzystać z danych przesyłanych przez okręty wojenne. W myśl przedstawionej koncepcji nie ma to większego znaczenia, zadaniem takich jednostek jest wyłącznie zwiększenie siły ognia grupy bojowej.
W ostatnich latach obserwujemy prawdziwy „powrót do przeszłości”. Co raz więcej mówi się o ewentualności powrotu pancerników. Także bojowe wykorzystanie jednostek cywilnych ma grono zwolenników. Na Tajwanie generał Lee Hsi-ming postuluje uzbrajanie kutrów rybackich w pociski przeciwokrętowe i wykorzystanie ich w roli statków pułapek. Z kolei Izrael przetestował z powodzeniem odpalenie pocisku balistycznego z pokładu statku handlowego.
Zobacz też: Zumwalty w roli nowych okrętów liniowych?
(navyrecognition.com)