Pisaliśmy już o problemach kadrowych Bundeswehry i o tym, że US Air Force brakuje pilotów. Teraz okazuje się, że US Army i USAF cierpią na niedobór operatorów dronów. Przyczynami tego stanu są cięcia budżetowe, gwałtowny rozkwit metod prowadzenia walki za pomocą środków bezpilotowych i – wbrew pozorom – dość kłopotliwa specyfika tego zawodu.
Jak głosi tytuł artykułu Matthew Gaulta na stronie War Is Boring: „Pilotowanie dronów to najgorsza robota w wojsku”. Autor dotarł do danych, z których wynika, że zarówno wojska lądowe, jak i siły powietrzne Stanów Zjednoczonych miały, i najprawdopodobniej nadal mają, duże problemy z pozyskiwaniem odpowiedniej liczby operatorów bezpilotowych środków latających, przez co muszą upraszczać lub naruszać procedury ich rekrutacji.
Według raportu General Accounting Office z 2015 roku do latania bezpilotowcami bardzo często dopuszczano operatorów, którzy formalnie nie zakończyli kursu podstawowego w jednostkach szkoleniowych. Do wymaganej przepisami liczby godzin przeznaczonych na trening niejednokrotnie zaliczano im udział w rzeczywistych misjach bojowych. Żeby zaś sprostać brakom kadrowym na stanowiskach instruktorów, obsadzano personel niemający jeszcze kwalifikacji do samodzielnych lotów.
Do tego dochodziło obniżenie morale i pojedyncze akty niesubordynacji. Motyw sfrustrowanego operatora drona zakorzenił się już nawet w amerykańskiej popkulturze. Dramat filmowy „Dobre zabijanie” z 2014 roku ukazuje rozterki pilota, który przeniesiony ze świata lotnictwa myśliwskiego, zostaje operatorem bezpilotowca, przyczajonego ponad zasięgiem wzroku potencjalnych ofiar. W podobnych klimatach utrzymany jest „Niewidzialny wróg” z 2015 roku, gdzie zarówno użycie, jak i nieużycie uzbrojenia drona jawią się jako równie moralnie naganne.
Amerykańscy „piloci” dronów powszechnie uchodzą za przepracowanych, poddanych nadmiernemu stresowi, zgorzkniałych i poirytowanych. Pełnią służbę sześć dni w tygodniu, siedząc od dziesięciu do dwunastu godzin przed monitorami w klaustrofobicznych wnętrzach klimatyzowanych kontenerów, sterując maszynami do zabijania latającymi na drugim końcu świata. Ponadto nie mniej niż zwykli piloci latający w warunkach bojowych są narażeni na zespół stresu pourazowego, a żyjąc życiem obserwowanych długimi godzinami „obiektów” – na wszelkie inne wojenne traumy.
Zobacz też: Brak chętnych do obsługi dronów
(warisboring.com; fot. US Air Force / Staff Sgt. Vernon Young Jr.)