Przeloty samolotów wojskowych jako element uświetniający ceremonie rozpoczęcia najważniejszych zawodów sportowych to zwyczaj znany na całym świecie. W tym roku z okazji Super Bowl LV Amerykanie zorganizowali jednak coś specjalnego: przelot trzech bombowców reprezentujących wszystkie trzy typy służące pod egidą Global Strike Command.

Decyzja o wysłaniu nad Raymond James Stadium takiej formacji wzbudziła oczywiście zachwyt amerykańskich (i nie tylko) miłośników lotnictwa. Mieszane formacje trzech typów bombowców zbierane są bowiem od wielkiego dzwonu, a obecnie, w dobie pandemii i odwoływania imprez lotniczych, zyskuje to szczególną wartość.



Bombowce zebrały się nad Zatoką Meksykańską i zgodnie z planem pojawiły się nad stadionem na wysokości około 1000 stóp, kiedy Eric Church i Jazmine Sullivan kończyli śpiewanie hymnu USA.

Formację prowadził B-2A Spirit z 509. Skrzydła z bazy Whiteman. Jego załogę stanowili kapitan „Gucci” Kociuba i major „Shag” Adair. W ślad za nim leciały B-1B Spirit z Ellsworth i B-52H z Minot. Samoloty posługiwały się znakami wywoławczymi DRAGO 51–53. Tymczasem doktor Will Roper już wymyślił sposób, jak można by zorganizować taki przelot z jeszcze większym przytupem.



Co ciekawe, Superfortress, który przeleciał nad stadionem, to 61-0001 – ten sam, który cztery lata temu zgubił silnik.

Nad Tampą, gdzie rozgrywano finał, wprowadzono tymczasowe ograniczenie lotów. Jego przestrzegania nadzorowała para F-16 wspierana przez latającą cysternę KC-135R.



Każdy bombowiec spędził w powietrzy przynajmniej siedem godzin. Rzecz jasna, dla załóg był to pełnoprawny lot ćwiczebny. Najzabawniejsze w tym kontekście jest uzasadnienie, dlaczego wybrano taki właśnie zestaw samolotów: ponieważ 1+2+52=55, a taki właśnie numer nosi tegoroczna edycja Super Bowl.

Zobacz też: Japonia rozbudowuje siły WRE

US Air Force / Senior Airman Thomas Barley