Portal Middle East Eye opublikował raport, w którym podano, że według dwóch źródeł przedstawiciele Turcji i Wielkiej Brytanii przynajmniej przez jakiś czas prowadzili rozmowy na temat możliwości zakupu lotniskowca typu HMS Queen Elizabeth. W ostatecznym rozrachunku strona brytyjska odmówiła, oferując na pocieszenie jedynie pomoc przy opracowaniu i zastosowaniu technologii, które mogłyby być wykorzystane przez Ankarę podczas przygotowania do służby lotniskowca powstającego lokalnie.

Po uzyskaniu odmowy Turcy omawiali z Brytyjczykami możliwość pozyskania używanego lotniskowca. Te plany również spaliły na panewce. W zamian Londyn wysunął kontrpropozycję: miałby sprzedać projekt lotniskowca i zapewnić wsparcie techniczne podczas budowy w Turcji.

– Jako bliscy sojusznicy NATO Wielka Brytania i Turcja utrzymują długotrwałe i silne dwustronne stosunki obronne oparte na współpracy i partnerstwie – napisał w odpowiedzi dla MEE przedstawiciel brytyjskiego Departamentu Handlu Międzynarodowego. – Wielka Brytania i Turcja prowadzą regularne rozmowy na temat szeregu zagadnień związanych z obronnością i bezpieczeństwem, nie będziemy więc komentować szczegółów tych dyskusji.



Ostatecznie stanęło na tym, że po konsultacjach z rządem brytyjskim Turcja zdecydowała się zbudować własny okręt lotniczy, zamiast go kupować. Can Kasapoğlu, dyrektor do spraw badań obronnych w tureckim think tanku EDAM, uważa, że Wielka Brytania pozostaje z powodów politycznych i obronnych jedynym prawdopodobnym europejskim sojusznikiem, który może koprodukować lub sprzedać gotowy lotniskowiec.

– Nie jestem pewien, czy dla Turcji byłaby to realna inwestycja – mówi Kasapoğlu. – Turcja nie ma, przynajmniej na razie, zdolności do szybkiego rozmieszczenia sił na poziomie strategicznym ani ambicji oceanicznych.

TCG Anadolu budowany w stoczni w Stambule.
(2020 Istanbul, Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International)

Obecnie turecki przemysł obronny pracuje nad swoim pierwszym lotniskowcem lekkim TCG Anadolu (L-400), który w praktyce i tak jest „tylko” wielozadaniowym okrętem desantowym, do tego opartym na hiszpańskim – a nie tureckim – projekcie okrętu Juan Carlos I (L-61). Anadolu zwodowano w maju 2019 roku, w czym nie przeszkodził pożar, który wybuchł kilka dni wcześniej. W lutym 2020 roku Turcy rozpoczęli próby stoczniowe. Ankara deklaruje, że w porównaniu z pierwotnymi planami termin dostawy ulegnie przyspieszeniu o rok.



Mocarstwowe plany

Wbrew słowom Kasapoğlu Turcja – a przynajmniej prezydent Recep Tayyip Erdoğan – ma iście mocarstwowe plany. We wrześniu ubiegłego roku Erdoğan oświadczył, że turecka marynarka potrzebuje trzech lotniskowców, aby zapewnić realizację celów politycznych i uzyskać potencjał odstraszania na morzu. Taka liczba okrętów lotniczych ma umożliwić projekcję siły na spornych wodach w przypadku ewentualnego konfliktu z Grecją, ale także pozwoli reagować na inne konflikty w regionie.

Lotniskowiec lekki HMS Illustrious (R06) wycofano ze służby w 2014 roku. Trzy lata później zezłomowano go w Turcji. Być może właśnie wtedy pojawił się pomysł zakupu używanego (konkretnie: tego) lotniskowca.
(LA(PHOT) Joel Rouse / MOD)

Szkopuł w tym, że wobec usunięcia Turcji z programu F-35 może się okazać, iż potencjał bojowy skrzydła lotniczego będzie żaden. F-35 to obecnie jedyny dostępny na rynku wielozadaniowy samolot bojowy, który mógłby działać z okrętu takiego jak Anadolu. Co gorsza, lotniskowce typu Queen Elizabeth tworzą nierozerwalny związek z Lightningami II. Gdyby nawet Ankara kupiła taki okręt, otrzymałaby jedynie ogromny śmigłowcowiec z niepotrzebną skocznią startową, gdyż nie będzie w stanie pozyskać podobnych samolotów z innego państwa.



– Jeśli zrealizują się plany lotniskowca z prawdziwego zdarzenia, Turcja będzie mogła sprostać geostrategicznym ambicjom wykraczającym nawet poza Morze Śródziemne – uważa Kasapoğlu. – Turcja nigdy wcześniej nie posiadała floty okrętów lotniczych, a więc będzie to operacyjna nowość.

Sieć tureckich baz i wpływów

Od nieudanego puczu w 2016 roku Turcja aspiruje do roli najmocniejszego gracza w basenie Morza Śródziemnego. W 2017 roku zaczęła wysyłać wojska do wielu krajów regionu. Zaznaczyła obecność we wschodniej Afryce, tworząc dużą bazę wojskową (głównie w celu szkolenia somalijskich sił zbrojnych w Mogadiszu), ma też bazę wojskową Tarik ibn Zijad w Dosze.

F-35B startujący z HMS Queen Elizabeth.
(LPhot Luke / MOD)

Współpraca z Katarem ma jednak dużo większy wymiar. Emirat jest stałym odbiorcą tureckiego sprzętu wojskowego – zamówił 100 czołgów podstawowych Altay, 50 MRAP-ów Kirpi i 35 wozów wielozadaniowych Amazon w układzie 4 × 4, a także haubice T-155 Fırtına. Współpraca odbywa się zgodnie z podpisaną przez oba kraje umową o współpracy wojskowej, stojącą w sprzeczności z żądaniami Arabii Saudyjskiej i jej sojuszników.



Osobną sprawą pozostaje turecka obecność w Libii od początku 2020 roku. Na terytorium tego północnoafrykańskiego państwa trafili oni już 6 stycznia 2020 roku z zadaniem wsparcia uznawanego przez Organizację Narodów Zjednoczonych Rządu Jedności Narodowej (GNA). Pod koniec tamtego miesiąca w pobliżu Trypolisu zauważono dwie fregaty typu Gabya (zmodernizowanego typu Oliver Hazard Perry).

Warto przypomnieć, że kilka tygodni później doszło do osobliwego wypadku: jedna z fregat wystrzeliła pocisk przeciwlotniczy RIM-66E Standard Missile 1, który spadł w Libii, osiemdziesiąt kilometrów na zachód od Trypolisu. Wciąż nie wiadomo, czy była to próba zestrzelenia drona czy też przypadkowe odpalenie.

Zobacz też: Chiński dron podwodny złowiony w Indonezji

(dailysabah.com, middleeasteye.net)

LPhot Belinda Alker / UK Ministry of Defence 2020