Jeszcze nie przebrzmiały wieści o wizycie ekip filmowych kręcących nowego „Top Gun” na lotniskowcu USS Abraham Lincoln i możliwym udziale w superprodukcji myśliwców F-35C, a już mamy kolejną niespodziankę. Sequel kultowej opowieści o pilotach myśliwskich amerykańskiej marynarki wojennej pojawi się w kinach nie za jedenaście miesięcy, jak wcześniej planowano, a dopiero 26 czerwca 2020 roku.

Przełożenie daty premiery ma ponoć pozwolić bardziej dopracować produkcję scen z udziałem samolotów i uczynić je zapierającymi dech w piersiach, niczym w oryginale. Co ciekawe, podczas kręcenia zdjęć lotniczych do pierwszego „Top Gun” przewidziano pewien nadmiar ujęć, zakładając, że można oczekiwać kontynuacji fabuły. Wbrew prognozom jednak niemal całość materiału zużyta została do bieżącej produkcji.

Spóźnienie „Mavericka” daje okazję do kąśliwych uwag. Dziennikarz serwisu Navy Times pyta retorycznie, czy bohater tytułowy i jego podopieczny, syn Goose’a, podobnie jak współcześni amerykańscy lotnicy, będą doświadczali podczas lotu problemów związanych z niedotlenieniem. Sytuację można też skomentować tak, że skoro F-35 często nie wyrabiają się w terminach, tak samo musi film z ich (domniemanym) udziałem.

Zobacz też: Top Gun po chińsku

(deadline.com, navytimes.com, wearethemighty.com; na fot. F-14D eskadry szkoleniowej VF-124 z bazy NAS Miramar w Kalifornii, w której kręcono „Top Gun”, na początku lat dziewięćdziesiątych)

US Navy / Lt. K. K. Campbell