Walki w Marawi nadal trwają. Zapowiadane wielokrotnie przez Rodriga Dutertego ich rychłe zakończenie okazało się nierealne. Z dotychczasowych doniesień wynika, że bojownicy są bardzo dobrze zorganizowani, a ich metody walki są precyzyjne i wymagają ciągłych przetasowań w taktyce wojsk rządowych.
Za całą operację odpowiedzialny jest jeden z najbardziej poszukiwanych terrorystów na świecie, Isnilon Hapilon, który najprawdopodobniej ukrywa się w którymś z meczetów w mieście. Terroryści nadal okupują około 1500 budynków. Minister obrony Filipin Delfin Lorenzana powiedział, że w Marawi pozostaje około 100 bojowników, a 300 przypuszczalnie zostało zabitych. Podejrzewa się, że wykorzystują kanały wodne, aby przetransportować amunicję i rannych. Wiadomo już, że terrorystów wspierają także bracia Maute, którzy są sprzymierzeni z tak zwanym Państwem Islamskim.
Wojsko codziennie przejmuje około stu budynków, jednak w ostatnią sobotę udało się zająć jedynie czterdzieści, a w niedzielę – pięćdziesiąt osiem obiektów. Pułapki zastawiane przez bojowników znacznie spowalniają pracę żołnierzy. Jak oznajmił Lorenzana, ze względu na odwagę i zaradność terrorystów trudno jednoznacznie wyznaczyć termin zakończenia walk. Z tego też względu na Mindanao utrzymywany jest stan wojenny.
(straitstimes.com)