W czasie przygotowań do dzisiejszej wizyty Wołodymyra Zełenskiego w Wielkiej Brytanii premier Rishi Sunak ogłosił zwiększenie skali pomocy dla broniącej się przed Moskalami Ukrainy. Największą sensację wzbudziła zapowiedź szkolenia żołnierzy piechoty morskiej i pilotów samolotów bojowych. Sunak polecił także ministerstwu obrony ustalenie, jakie samoloty RAF-u mogłyby trafić do Ukrainy.

Mamy więc kolejny ruch w sprawie zaopatrzenia Ukraińców w nowoczesne zachodnie myśliwce. Po kilku sygnałach na „nie” wahadło ponownie wychyla się w stronę pożądaną przez Kijów. Problem w tym, że na dobrą sprawę nie wiadomo, co dokładnie obejmowała obietnica Sunaka. Tajemnicą poliszynela jest zaś to, że wzbudziła ona konsternację w brytyjskim resorcie obrony.



Jeśli Brytyjczycy mieliby odstąpić Ukraińcom jakieś samoloty bojowe, w grę wchodziłyby właściwie tylko Typhoony Tranche 1, których wycofanie ma i tak nastąpić za dwa lata. Ćwierć setki maszyn (tyle byłoby do dyspozycji) w konfiguracji czysto myśliwskiej byłoby dla sił powietrznych naszych wschodnich sąsiadów ogromnym wzmocnieniem, wprawdzie wymagającym pod względem logistycznym i kosztownym w obsłudze, ale też oferującym zupełnie nową jakość w powietrzu.

I nie należy mieć obaw o to, czy Typhoon (albo F-16, albo Gripen) poradzą sobie w ukraińskich bazach. Wprawdzie optymalne warunki infrastrukturalne to w ich przypadku dość wysoko zawieszona poprzeczka, ale te maszyny nie są aż takie delikatne, aby nie mogły działać w warunkach suboptymalnych.

Trzeba też mieć na uwadze, że zachodnie mocarstwa wciąż mają obawy co do wysyłania Ukrainie broni „ofensywnej”, to znaczy takiej, którą można by wykorzystać do atakowania celów w głębi Rosji. Typhoon Tranche 1 zasadniczo nie daje takiej możliwości, chyba że klasycznymi bombami niekierowanymi i kierowanymi laserowo. Może więc pod względem politycznym Zachód przełknie takie dostawy łatwiej niż na przykład utrącone niedawno dostawy prawdziwie wielozadaniowych F-16 z Holandii.

Koncepcja Typhoonów ma sporo zalet, ale nie jest pozbawiona wad. Maszyny w konfiguracji Tranche 1 przystosowane są doskonale do zadań myśliwca przechwytującego i przewagi powietrznej, ale nie do roli, którą Rosjanie nazwaliby myśliwcem frontowym. Żywiołem Typhoona jest powietrze na dużych wysokościach, a nie tuż nad ziemią, gdzie z konieczności działają siły powietrzne obu stron, tak aby uniknąć nieprzyjacielskiej obrony przeciwlotniczej. Poza tym RAF-owska flota samolotów bojowych i tak jest zbyt mała w stosunku do potrzeb. Czy Londyn może sobie pozwolić na dalsze jej uszczuplanie?



Być może Sunak z Zełenskim mają nadzieję, że uda się powtórzyć manewr, który wcześniej powiódł się w temacie czołgów. Kiedy Wielka Brytania ogłosiła, iż przekaże Ukrainie kilkanaście Challengerów 2 (notabene: w ubiegłym tygodniu przybyli na szkolenie pierwsi ukraińscy pancerniacy), wystarczyło kolejne dziesięć dni, aby pojawiły się deklaracje dostaw Leopardów 2, a później także Abramsów. Niezależnie od tego, czy Londyn naprawdę dał impuls sojusznikom czy też po prostu zręcznie rozegrał przesądzoną już kwestię na gruncie PR-owym, faktem jest, że Sunak zapunktował w oczach Ukraińców i ich przyjaciół.

Czy wobec tego Typhoony mają przetrzeć drogę innym myśliwcom? Wszak jeszcze 30 stycznia Joe Biden dał do zrozumienia, że na razie nie należy się spodziewać dostaw samolotów bojowych.

Przypomnijmy, że pod koniec stycznia pułkownik Jurij Ihnat, rzecznik dowództwa ukraińskich sił powietrznych, oznajmił, że już zapadła decyzja co do tego, jakie samoloty bojowe otrzyma Ukraina. Z kolei w lipcu ubiegłego roku w rozmowie z ówczesnym Air Force Magazine (obecnie to już Air & Space Forces Magazine) pułkownik Ihnat powiedział, że Ukraina ma do dyspozycji co najmniej trzydziestu pilotów, którzy znają angielski dość dobrze, aby natychmiast udać się do USA i rozpocząć szkolenie. Stwierdził również, że dwie eskadry po dwanaście F-16 wystarczyłoby, aby zmienić bieg wojny.

Osobną zagadką jest kwestia szkolenia. Oczywiście jeśli Ukraina ma dostać Typhoony, obiecane przez Sunaka szkolenie pilotów i techników w Wielkiej Brytanii ma sens. W razie potrzeby mogliby pomóc Niemcy, Hiszpanie, Włosi, ale skupienie całego przedsięwzięcia w jednym kraju ułatwiłoby jego realizację.



Możliwe, że Sunak miał na myśli przeszkolenie ukraińskich pilotów wyznaczonych do służby na Typhoonach. Ale trzeba rozważyć inny scenariusz: szkolenie podstawowe i zaawansowane nowych pilotów, zapoznawanie ich z normami i procedurami NATO-wskimi przed szkoleniem na docelowy typ samolotu bojowego. Dotyczyłoby to zresztą nie tylko doświadczonych lotników, czekających na przesiadkę z MiG-ów-29 i Su-27 na zachodnie samoloty. Ukraińskie lotnictwo musi przecież uzupełniać stan osobowy, a szkolenie w kraju nie wchodzi w grę.

Ukraińcy mogliby (podobnie jak Katarczycy) korzystać z dobrodziejstw brytyjskiego Military Flying Training System. Przechodziliby szkolenie wstępne na Grobach Prefectach T.1 w RAF Cranwell, a następnie szkolenie podstawowe na Texanach T.1 w RAF Valley. Później, zależnie od potrzeb, mogliby przejść do szkolenia zaawansowanego na Hawkach albo też udać się do Stanów Zjednoczonych, gdzie, zaliczywszy naukę na Texanach, mogliby się przesiąść na T-38 Talony i dalej na F-16. Co ważne, takie szkolenie można by zorganizować, nawet jeśli ostateczna decyzja w sprawie samolotów dla Ukrainy jeszcze nie zapadła.

Szkopuł w tym, że Military Flying Training System jest obciążony do granic możliwości albo i bardziej. Jesienią ubiegłego roku serwis Forces.net informował, że zator objął już ponad 300 kandydatów i kandydatek. W związku z tym RAF musiał skorzystać z pomocy realizowanego w USA międzynarodowego programu Euro-NATO Joint Jet Pilot Training.

Sytuacji z pewnością nie poprawi uziemienie Hawków. W ubiegłym miesiącu wprowadzono zakaz lotów dla maszyn tego typu w związku z problemem technicznym w silnikach Rolls-Royce Turbomeca Adour Mk.951; nieoficjalnie wiadomo, że chodzi o przyspieszone zużywanie się elementów. Czy RAF będzie w stanie zająć się szkoleniem Ukraińców? Czy raczej Sunak miał na myśli załatwienie im miejsc w ENJJPT? A może trzeba spojrzeć w drugą stronę: RAF zajmie się tylko przeszkoleniem na Typhoony, podczas gdy wcześniejsze etapy szkolenia zapewnią Ukrainie inni sojusznicy?



Zwróćmy też uwagę, że Sunak obiecał Zełenskiemu „zdolności o większym zasięgu”, które „zakłócą rosyjską zdolność ciągłego atakowania ukraińskiej infrastruktury cywilnej i krytycznej oraz pomogą zmniejszyć presję na froncie”. O co może tu chodzić? Czyżby o pociski manewrujące Storm Shadow? Użyte stwierdzenie jest jednakże niejednoznaczne. Longer range capabilities może oznaczać zasięg „większy niż obecnie”, ale też zasięg „większy niż jakiś umowna granica”. W tym drugim sensie dostawa amunicji do wyrzutni HIMARS/MLRS również byłaby zapewnianiem „zdolności o większym zasięgu”.

W opublikowanym dziś wieczorem poście na Telegramie potwierdził, że uzgodniono kwestię szkolenia ukraińskich pilotów (bez żadnych szczegółów), a także dostawy „dużej liczby wozów pancernych/opancerzonych i dostarczenie uzbrojenia o dużym zasięgu”.

Cpl Paul Oldfield / RAF / MOD