Ofensywa Cahalu w „ostatnim bastionie Hamasu” w Rafah powoli się rozkręca, ale jeszcze przez dłuższy czas nie wejdzie w decydującą fazę. Obecnie trwa przede wszystkim kładzenie fundamentów dyplomatycznych, zarówno przez Izrael, jak i przez Stany Zjednoczone.
Jednym z głównych zmartwień Jerozolimy jest reakcja Egiptu. Rafah leży na granicy Strefy Gazy z Krajem Faraonów, tam też znajduje się przejście graniczne – i właśnie tam tłoczy się obecnie ponad 1,5 miliona Gazańczyków zepchniętych na południe przez kroczącą nieubłaganie naprzód izraelską machinę wojenną. Masy uchodźców mogą więc przerwać granicę i wlać się do Egiptu, a to, jak ostrzega Kair, jest niedopuszczalne i skutkowałoby załamaniem stosunków z Izraelem.
Minister obrony Jisrael Kac oświadczył wobec tego, że Izrael będzie na bieżąco koordynował z Egiptem kwestię palestyńskich uchodźców w taki sposób, aby nie zaszkodzić interesom Kairu. – Państwo Izrael będzie musiało zająć się Rafah, ponieważ nie możemy tak po prostu zostawić tam Hamasu – podkreślił Kac podczas trwającej właśnie Munich Security Conference.
Przez minione kilka miesięcy spekulowano, że Izrael będzie chciał celowo (choć oficjalnie „przypadkowo”) doprowadzić do eksodusu Gazańczyków na drugą stronę granicy egipskiej. Gdyby do tego doszło, uchodźcy staliby się zmartwieniem Kairu. Za cenę czasowego pogorszenia stosunków z Egiptem Jerozolima mogłaby zamknąć granicę i mieć o tyle łatwiejszą pracę przy organizowaniu Gazy – w znacznym stopniu wyludnionej – na nowo. Przypomnijmy, że radykalni prawicowcy w rządzie Bibiego Netanjahu mówili wręcz o wywiezieniu Palestyńczyków do Konga. Na tym tle Egipt wydaje im się na pewno dużo prostszą opcją.
Gunfire and explosions near the Rafa crossing between Egypt and Gaza. pic.twitter.com/NYMc3mKftK
— Aleph א (@no_itsmyturn) February 16, 2024
Abd al‑Fattah as‑Sisi dał w związku z tym do zrozumienia Izraelczykom, że gdyby doszło do takiej sytuacji, skutkiem nie byłoby jedynie chwilowe ochłodzenie w relacjach międzypaństwowych, ale ich całkowity rozkład. To zaś postawiłoby pod znakiem zapytania nawet te już, wydawałoby się, utrwalone elementy bliskowschodniego procesu pokojowego, czyli stosunki Izraela z Egiptem i prawdopodobnie także Jordanią. Stosunki na linii Jerozolima–Amman od października i tak się chwieją, ale wypędzenie setek tysięcy Palestyńczyków pchnęłoby je z powrotem w otchłań, z której wydostały się trzydzieści lat temu.
Ale chociaż Izrael zapewnia, iż nie zagrozi interesom Egipcjan, ci najwyraźniej nie do końca w to wierzą. Izrael może nie chcieć wypychać Palestyńczyków na zachód, ale czy Palestyńczycy też nie chcą ruszyć na Zachód? Co będzie, jeśli jednak postanowią z własnej woli (wymuszonej okolicznościami, rzecz jasna) ruszyć do Egiptu?
Kair szykuje się obecnie na taką właśnie sytuację. Jak informuje The Wall Street Journal, przy granicy z Gazą budowany jest właśnie ogrodzony obóz dla Gazańczyków, którzy przedostaną się do Egiptu. Teren otoczony murem ma powierzchnię około 20 kilometrów kwadratowych. Egipcjanie będą mogli tam pomieścić nawet 100 tysięcy osób, ale zakładają, że liczba ta nie przekroczy 60 tysięcy. Więźniowie – bo tego właśnie słowa należy tu użyć – mogliby opuścić obóz jedynie w celu wyjazdu do innego kraju.
Egypt is building a walled enclosure along its border with Gaza, according to satellite images and activists, as Israel warned it would expand its offensive into the city of Rafah where 1.5mn displaced Palestinians have massed. pic.twitter.com/eZghDtiUBp
— ByteMagnetMedia (@ByteMagnet) February 16, 2024
Trzeba tylko odpowiedzieć na jedno pytanie: jeśli nie w Egipcie, to gdzie ma się podziać półtora miliona Gazańczyków wegetujących obecnie w Rafah? Kac sugeruje, że powinni wrócić na północ, do Chan Junus. W tej sytuacji wydaje się to rzeczywiście jedyną możliwością. Oznacza jednak, że uchodźcy musieliby się cofać poprzez linie wojsk izraelskich do świeżo zrujnowanego miasta.
Trzeba też mieć na uwadze stanowisko Waszyngtonu. Prezydent Joe Biden przypomniał Bibiemu Netanjahu, iż nie powinien ruszać z ofensywą w Rafah, dopóki nie będzie mieć dobrego planu, jak zapewnić bezpieczeństwo cywilom. Dał również do zrozumienia, że rozpoczęcie natarcia podczas newralgicznych negocjacji w sprawie uwolnienia zakładników byłoby złym pomysłem.
O tym, że sytuacja wokół Rafah jest istną beczką prochu, dobrze świadczy sytuacja z dzisiejszego poranka. Zdesperowani Gazańczycy zatrzymali konwój z pomocą humanitarną i próbowali na własną rękę rozdysponować przywiezione towary. Hamasowskie siły porządkowe otworzyły ogień do cywilów. Zginęła co najmniej jedna osoba – nastolatek Muhammad al‑Araża. Nie wiadomo, jak wiele zostało rannych. Wybuchły zamieszki, podczas których spalono jedną z bram przejścia granicznego.
מהומות במעבר רפיח: נער פלסטיני ניסה לקחת סיוע הומניטרי מתוך המשאיות יחד עם רבים אחרים – נורה למוות, ככל הנראה בידי שוטרי חמאס
בתגובה: רבים ממשפחתו של הצעיר הגיעו למעבר – והתפתחו עימותים של המונים. גם שער הכניסה של המעבר הוצת. משטרת חמאס התערבה בניסיון לדכא את המהומות@N12News pic.twitter.com/GxGnuX4Rs0
— ספיר ליפקין | Sapir Lipkin | سابير ليبكين (@sapirlipkin) February 16, 2024
Liban
„Sytuacja na granicy libańskiej zaognia się coraz bardziej”. Takie – lub podobne w swym sensie – zdania pojawiają się w naszych artykułach w wojnie w Strefie Gazy praktycznie od samego początku. I jak u Zenona z Elei wydaje się, że zbliżamy się bardziej i bardziej, ale nigdy nie osiągniemy końca podróży. W tym wypadku oczywiście należałoby się tylko cieszyć, ale chociaż obie strony – Izrael i Hezbollah – nie chcą pełnoskalowej wojny, żadna też nie chce odpuścić.
Przywódca Hezbollahu Hasan Nasr Allah zapowiedział eskalację w odwecie za śmierć cywilów w przeprowadzonych w tym tygodniu izraelskich uderzeniach na Liban. W trakcie przemówienia transmitowanego przez telewizję szejk oznajmił, że Izrael zapłaci krwią.
Izraelczycy przeprowadzili przedwczoraj dwa naloty w południowym Libanie, w reakcji na śmierć jednego żołnierza w ataku ze strony Hezbollahu. W jednym z nich zabili Alego Dibsa, oficera Pułku al‑Hadżdż Radwan, elitarnej formacji w ramach Hezbollahu. Dibs miał być architektem zamachu z użyciem samochodu pułapki dokonanego w Izraelu w marcu ubiegłego roku. W jednym z tych dwóch uderzeń zginął również zastępca Dibsa, Hasan Ibrahim Issa. Łącznie w nalotach na miasto An‑Nabatijja i wieś As‑Sawana miało zginąć dwóch bojowników Hezbollahu i trzech ze sprzymierzonego ugrupowania Amal.
Niestety życie straciło również dziesięć osób cywilnych. W samej An‑Nabatijji zginęło siedem osób, członków tej samej rodziny, w tym jedno dziecko. W As‑Sawanie zginęła kobieta z dwójką dzieci.