Spekulacje na temat możliwości powstania kolejnych chińskich baz zamorskich powracają mniej lub bardziej regularnie. Głównym bohaterem najnowszej ich odsłony jest Kiribati, wyspiarskie państwo na środkowym Pacyfiku. Według przedstawicieli tamtejszej opozycji Chiny zamierzają zmodernizować położone na jednym z atoli koralowych lotnisko zbudowane przez Amerykanów jeszcze w trakcie drugiej wojny światowej. Chodzi konkretnie o atol Kanton, położony 3 tysiące kilometrów na południowy-zachód od Hawajów.
Sprawę nagłośniła deputowana opozycji Tessie Lambourne, zaniepokojona nieujawnianiem szczegółów umowy przez rząd. Władze nie podały do wiadomości ani kosztów ewentualnej modernizacji lotniska, ani jakichkolwiek założeń takiej inwestycji, ograniczając się do stwierdzenia, że chodzi wyłącznie o studium wykonalności. Z kolei Lambourne chciała dowiedzieć się, czy modernizacja obiektu jest elementem chińskiej inicjatywy Nowego Jedwabnego Szlaku.
Wobec braku odpowiedzi poinformowała o sprawie agencję Reutera. Jej dziennikarzom jednak również nie udało się uzyskać informacji na ten temat – ani od biura prezydenta Kiribati, ani od chińskiego ministerstwa spraw zagranicznych. Agencja usiłowała, również bezskutecznie, zdobyć komentarz Departamentu Stanu USA i dowództwa amerykańskiej 7. Floty.
Ewentualność modernizacji przez Chiny lotniska na środku Oceanu Spokojnego budzi szczególne emocje ze względu na to, że pod rządami prezydenta Tanetiego Maamau Kiribati dokonało zwrotu w stronę Pekinu. Maamau wygrał wybory w roku 2016 dzięki prochińskiej kampanii wyborczej. Postawiło to wyspiarskie państwo w środku przepychanek dyplomatycznych między Chinami a Stanami Zjednoczonymi i Australią.
Zdobycie przychylności Pekinu wymagało jednak pewnego formalnego gestu, jakim było zerwanie stosunków z Tajwanem. Kiribati dokonało tego pod koniec roku 2019, idąc w ślady Wysp Salomona. Nie wszędzie jednak chińska ofensywa dyplomatyczna wspierana obietnicami inwestycji zakończyła się powodzeniem. Mocno naciskane wstrzymaniem ruchu turystycznego Palau nie tylko się nie ugięło, ale także zdecydowanie opowiedziało się po stronie Waszyngtonu.
Na wspomnianym już atolu Kanton Amerykanie zbudowali w trakcie wojny pas startowy długości blisko 2 tysięcy metrów (a już w 1940 roku także bazę dla pasażerskich łodzi latających linii Pan American). Operowały stamtąd samoloty dalekiego zasięgu, atol był też punktem międzylądowania dla maszyn lecących do Australii i Nowej Zelandii, ale po 1942 roku odgrywał już tylko marginalną rolę w konflikcie na Pacyfiku. W okresie zimnej wojny na atolu umieszczono stację śledzenia międzykontynentalnych pocisków balistycznych i rakiet kosmicznych.
Przed pojawieniem się na Kiribati chińskich instalacji wojskowych ostrzegał w ubiegłym roku Australian Strategic Policy Institute (ASPI). Wyspy są zlokalizowane w pół drogi między Ameryką Północną, a Australią i Nową Zelandią. Chińska obecność wojskowa stworzyłaby więc zagrożenie dla bardzo istotnych w przypadku konfliktu morskich szlaków komunikacyjnych. W odpowiedzi Pekin zarzucił ASPI „antychińskie działania”.
Ewentualna chińska obecność na atolu Kanton stwarza też zagrożenia zupełnie innej natury niż polityczna lub wojskowa. Okoliczne wody obfitują w łowiska, między innymi tuńczyków. Są to jednak obszary chronione, gdzie zakazano połowów komercyjnych. W przypadku zdobycia przez Pekin przyczółku na izolowanym atolu zamieszkałym przez mniej więcej dwadzieścia osób istnieje ryzyko pojawienia się na okolicznych wodach chińskich flotylli rybackich prowadzących rabunkowe połowy. W ubiegłym roku flota licząca około 250 jednostek pojawiła się w pobliżu będących międzynarodowym rezerwatem wysp Galapagos. Chińscy rybacy przenieśli się następnie w kierunku granic peruwiańskiej wyłącznej strefy ekonomicznej, a do jej obserwacji rząd w Limie skierował marynarkę wojenną.
Vanuatu i nie tylko
Trzy lata temu przez Oceanię przetoczyły się spekulacje wokół możliwości powstania chińskiej bazy na Vanuatu. Według materiałów zdobytych przez dziennik The Sydney Morning Herald władze Chin i wyspiarskiego państwa mogły rozważać podpisanie serii umów pozwalających chińskim okrętom na uzupełnianie paliwa i zapasów oraz przeprowadzanie napraw. Byłby to pierwszy krok do założenia bazy. Rewelacje te wywołały spory oddźwięk w Chinach, jednak tamtejsi eksperci zwracali uwagę, że Vanuatu nie nadaje się na bazę morską, za to stanowi świetny punkt do zbudowania stacji obserwacji satelitów.
Coraz intensywniejsze działania Chin na obszarze Oceanii są z uwagą i niepokojem obserwowane przez Australię, Nową Zelandię, Francję i Stany Zjednoczone. Relacje między Canberrą i Pekinem osiągnęły historyczne dno, z pojawiającymi się po obu stronach ostrzeżeniami o rosnącym ryzyku wojny. Australia jest przeciwna jakiejkolwiek zmianie status quo w regionie, który uznaje za własne podwórko. Również Amerykanie nie chcą dopuścić do zmiany korzystnej dla nich sytuacji. Od czasu zwycięstwa nad Japonią wyspy Oceanii znajdowały się pod kontrolą albo Stanów Zjednoczonych, albo ich sojuszników.
Kolejnym obrońcą status quo jest Francja. Z racji posiadania rozległych obszarów na Oceanie Indyjskim i Pacyfiku, obejmujących chociażby wyłączną strefę ekonomiczną o powierzchni około 9 milionów kilometrów kwadratowych, Paryż jest żywotnie zainteresowany sytuacją w regionie i utrzymuje tam relatywnie duże siły. W roku 2019 podczas forum bezpieczeństwa Shangri-La Dialogue minister sił zbrojnych Florence Parly zapowiedziała, że Francja pozostanie aktywna w rejonie Pacyfiku.
Dowodem tego jest chociażby „Mission Marianne”, coroczna rotacyjna obecność francuskich okrętów na obszarze Indo-Pacyfiku. Zwykle terytoria zamorskie Francji odwiedzają uniwersalne okręty desantowe typu Mistral, jednak na przełomie roku 2020 i 2021 na Pacyfiku pojawił się atomowy okręt podwodny Émeraude (S604) typu Rubis.
Zobacz też: Australijskie F/A-18 trafią w ręce Air USA
(reuters.com)