Izraelska operacja „Strażnik Murów” w Strefie Gazy to kolejne starcie Dawida z Goliatem – przeciwników o różnym potencjale, ale też różnych celach. Strony walczące inaczej interpretują przebieg konfliktu i w inny sposób starają się przedstawić swoje sukcesy opinii publicznej. Tak było zawsze, odkąd media zaczęły interesować się konfliktami zbrojnymi, a walczący zdali sobie sprawę z siły środków masowego przekazu. Wydaje się, że Hamas dąży na tym polu do realizacji nadrzędnego celu strategicznego – i jest na dobrej drodze do odniesienia sukcesu.

Awi Issacharoff w artykule w portalu The Times of Israel pisze, że chociaż Siły Obronne Izraela odnoszą sukcesy taktyczne, przywódcy Hamasu zjednują sobie nie tylko ogół Palestyńczyków, ale też cały świat arabski oraz pozyskują sojuszników w samym Państwie Żydowskim i doprowadzają do poróżnienia opinii publicznej w tym kraju w podejściu do konfliktu. Prześledźmy wydarzenia ostatnich dni, aby zorientować się, która ze stron zyskała faktyczną przewagę.

15 maja izraelskie siły powietrzne zniszczyły trzynastopiętrowy budynek, w którym mieściły się redakcje zagranicznych mediów, między innymi agencji Associated Press i telewizji Al-Dżazira. Jerozolima poinformowała, że w budynku prowadził działalność wywiad wojskowy Hamasu, toteż obiekt stanowił prawnie uzasadniony cel działań bojowych. Około godziny przed akcją Izrael uprzedził zarządcę bloku, że wkrótce nastąpi nalot, co pozwoliło dziennikarzom i mieszkańcom na w miarę spokojną ewakuację.



Operacja wywołała jednak oburzenie szefa AP Gary’ego Pruitta, który podkreślił, że od tej pory opinia publiczna nie będzie mogła liczyć na efektywne przekazywanie informacji na temat konfliktu. Zburzenie budynku ponadto przywołało kwestię stosowania taktyki żywych tarcz przez bojowników Hamasu.

– Oni od dawna wiedzieli, że mieści się tam nasze biuro, i wiedzieli, że znajdują się w nim dziennikarze – napisał Pruitt w oświadczeniu. – Z jednej strony jest to bardzo niepokojące wydarzenie, z drugiej zaś niewiele brakowało, abyśmy postradali życie.

Sprawa zniszczenia budynku, w którym znajdowały się osoby niebiorące bezpośredniego udziału w konflikcie, a w szczególności dziennikarze, szybko zwróciła uwagę Białego Domu. Premier Izraela Binjamin Netanjahu rozmawiał z amerykańskim prezydentem i zapewnił, że Izrael postępuje zgodnie z prawe, ostrzegając cywilów o planowanych atakach. Z kolei rzeczniczka Białego Domu Jen Psaki napisała na Twitterze, iż Waszyngton oświadczył Izraelczykom, że zagwarantowanie bezpieczeństwa dziennikarzom i przedstawicielom niezależnych mediów jest najwyższą odpowiedzialnością.



Izraelski atak na obóz dla uchodźców Asz-Szati doprowadził wczoraj do śmierci dziesięciu osób należących do jednej rodziny: ośmiorga dzieci i dwóch kobiet. Ponadto izraelskie siły powietrzne po kolei niszczą domy prominentnych członków Hamasu. Tego samego dnia w osobnej operacji lotniczej nad Strefą Gazy zniszczono między innymi dom jednego z przywódców palestyńskiego Hamasu. Al-Dżazira przekazała jednak, iż cel – Chalil al-Haja – był wówczas poza domem. Izrael określił lokum członka Hamasu jako część infrastruktury terrorystycznej. Zniszczono także dom Chaleda Manamary, dowódcy jednego z batalionów palestyńskiej organizacji.

Hamas nie pozostaje dłużny i wciąż posyła rakiety w kierunku izraelskich zabudowań cywilnych, podjął także próbę ataku rakietowego na platformy wydobywcze na Morzu Śródziemnym, co grozi katastrofą ekologiczną. Próbuje również wykorzystywać niewielkie drony z doczepionymi materiałami wybuchowymi. Izraelski minister obrony Benny Ganc powiedział dziennikowi Jerusalem Post, że jeśli Hamas nie zaprzestanie ostrzału rakietowego, Izrael zatrzyma pomoc ekonomiczną dla Palestyńczyków, która ma złagodzić skutki kryzysu ekonomicznego.

W nocy 14 maja przeprowadzono również operację powietrzną z udziałem około 160 samolotów, której celem była sieć tuneli wydrążonych przez bojowników pod północną częścią Strefy Gazy – tak zwane metro Hamasu. Jednocześnie była to największa izraelska operacja wojskowa od wybuchu walk. Według Sił Obronnych Izraela przez czterdzieści minut zrzucono około 450 pocisków i bomb na 150 celów w Strefie Gazy, w szczególności wokół miasta Bajt Lahija.



Izraelskie ministerstwo obrony zdecydowało się na dezinformację: wystosowano komunikat mówiący, że do Strefy Gazy wkroczyły pododdziały wojsk lądowych, co oznaczałoby nową, potencjalnie dużo krwawszą fazę konfliktu. Żadnej inwazji jednak nie było. Granicę Gazy przekroczyły jedynie samoloty, tymczasem czołgi Merkawa i artyleria prowadziły ostrzał z terytorium Izraela. Celem dezinformacji był Hamas – chodziło o przekonanie bojowników, iż zaczęła się inwazja, co miało zwabić ich do tuneli, a w szczególności uaktywnić drużyny przeciwpancerne Hamasu.

Warto przypomnieć, że Jerozolima przykłada bardzo dużą uwagę do lokalizowania i niszczenia sieci tuneli Hamasu, które z jednej strony pełnią funkcję obronną na wypadek inwazji z Izraela, a z drugiej – pozwalają bojownikom przenikać na jego terytorium. Wokół Strefy Gazy zbudowano podziemny mur, a także podjęto budowę bariery składającej się z kamiennego falochronu i zasieków z drutu kolczastego. Tym razem jednak kiedy bojownicy zgromadzili się w tunelach, gotowi toczyć walkę obronną, stali się po prostu dobrze rozpoznanym celem dla izraelskiego lotnictwa.

Wokół tej sprawy wynikły jednak kolejne kontrowersje na linii Cahal–prasa. Zachodni dziennikarze otwarcie wyrażają oburzenie działaniami służby prasowej Sił Obronnych Izraela, ponieważ nie mają wątpliwości, że zostali wmanipulowani w kampanię dezinformacyjną.

Niewątpliwie sukcesy militarne izraelskiego lotnictwa połączone z ostrzałem z lądu są znaczące, ale należy też spojrzeć na ten konflikt z drugiej strony. Oprócz nieustannego ostrzału terytorium Izraela, bojownikom udało się zmobilizować tysiące palestyńskich demonstrantów na Zachodnim Brzegu oraz doprowadzić do tego, że do ataków rakietowych na wroga dochodzi również z obszarów Libanu i Syrii.



Może się jednak okazać, że najważniejszym sukcesem stało się wciągnięcie do działań przeciwko państwu ekstremistycznych izraelskich Arabów. Symbolem ich zaangażowania stał się widok demonstrantów z Umm al-Fahm w dystrykcie Hajfa. Dla Jerozolimy może mieć to groźną oznakę zejścia w kierunku wojny domowej. 14 maja doszło też do starć z siłami izraelskimi w pobliżu żydowskiej osady Bet El, niedaleko na północ od Ramallah na Zachodnim Brzegu.

Problem nie jest wyimaginowany i musi zostać potraktowany poważnie, gdyż izraelscy Arabowie stanowią około 20% ogółu mieszkańców tego kraju. Wczoraj Palestyńczycy obchodzili Dzień Nakby (Tragedii) – święto narodowe, które upamiętnia emigrację około 700 tysięcy mieszkańców Palestyny. Pamięć o tym dniu jest nadal żywa i z pewnością stanie się elementem presji na Izrael.

Obiektem ataku może stać się sam Netanjahu, którego polityka jest coraz bardziej krytykowana, a podejście wobec Hamasu w ostatnich latach określane jest jako błędne. Issacharoff wskazuje, że należy ponownie rozważyć dwunastoletnią politykę powstrzymywania Hamasu z jednoczesnym umożliwieniem mu wzmocnienia militarnego. Konieczna jest zmiana podejścia, aby Izrael przestał bezkarnie pozwalać Hamasowi na ulepszanie i produkcję pocisków, a także zezwalał Katarowi i innym podmiotom udzielać pomocy humanitarnej mieszkańcom Strefy Gazy. Nie odnosi to zakładanego skutku, stwarza jedynie przekonanie o pozornym zniechęceniu bojowników do działalności wrogiej Izraelowi.



Należy sobie również zadać inne pytanie: jak długo Izrael zamierza prowadzić operacje powietrzne i z jakim skutkiem? Niewątpliwie Hamas jest w stanie wytrzymać o wiele więcej, gdyż podczas konfliktu w 2014 roku zginęło 2 tysiące mieszkańców Gazy, więc liczba ofiar – jakkolwiek to zabrzmi – jest minimalna i daje bojownikom jeszcze duże pole manewru. Palestyńczycy prawdopodobnie będą w stanie ponieść jeszcze większe konsekwencje.

Według oficjalnych danych w toczących się od poniedziałku działaniach zbrojnych między Izraelem i Hamasem zginęło co najmniej 180 Palestyńczyków i dziesięciu Izraelczyków. Służba prasowa Hamasu i Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu podają zupełnie inne dane na temat rannych i ofiar śmiertelnych konfliktu. Dziś rano w kolejnym nalocie zginęło prawdopodobnie co najmniej czterdzieści osób, w tym dwoje dzieci. W stronę Izraela poleciało ponad 2300 pocisków. Czy jednak stać Izrael na prowadzenie kampanii powietrznej? Może okazać się, że do rozwiązania konflikt będzie potrzebna operacja lądowa, której – jeśli wierzyć przekazom – w Izraelu nikt nie chce. Tymczasem w niektórych europejskich stolicach trwają demonstracje pod znakiem poparcia dla Palestyny i potępienia Izraela.

Zobacz też: Gen. Coffman: Wojna z Chinami będzie się toczyć również na lądzie

(timesofisrael.com, jpost.com, nytimes.com)

Israeli Defence Forces Spokesperson's Unit