Jak poradzić sobie z wyzwaniami nowoczesnego pola walki, przesyconego systemami bezzałogowymi zapewniającymi niemal pełen wgląd w ruchy przeciwnika i pozwalającymi precyzyjnie kierować ogień? Można próbować powrotu do przeszłości. Zdaniem Jonathana Roberta Moore’a, emerytowanego urzędnika brytyjskiego ministerstwa obrony, odpowiedzi, a przynajmniej inspiracji może dostarczyć koncepcja dywizji pentomicznej, testowanej przez Stany Zjednoczone na przełomie lat 50. i 60.
W tekście „The New Pentomic?” opublikowanym pierwotnie w wydawanym przez US Army czasopiśmie Armor Magazine Moore wychodzi z oceny przebiegu wojny rosyjsko-ukraińskiej. Drony, tanie usługi satelitarne i rozpoznanie elektroniczne pozwalają na szybką identyfikację ruchów przeciwnika i kierowanie w jego stronę skoncentrowanego ostrzału, od uzbrojonych dronów FPV po artylerię rakietową i bomby kierowane.
Linia frontu ponownie przekształciła się w „strefę kontaktu z wrogiem”. Ziemia niczyja ma jeden do dwóch kilometrów szerokości, natomiast strefa kontaktu rozciąga się na kilkanaście kilometrów w obie strony i królują w niej bezzałogowce. Jak dowodzi Moore, manewry wszystkich jednostek większych niż kompania spotykają się z niemal natychmiastową reakcją przeciwnika. Podstawowym pytaniem staje się, jak wyrwać się z tej sytuacji.
Dywizja „pentomiczna”
Zdaniem Moore’a inspiracji może dostarczyć koncepcja dywizji pentomicznej. Cóż to jest? W latach 50. zakładano masowe zastosowanie taktycznej broni jądrowej. Każdy wykryty rejon koncentracji sił miał się stać celem ataku nuklearnego. W takich warunkach koncentracja sił koniecznych do ofensywy i przełamania linii nieprzyjaciela stawała się niemożliwa, a co najmniej wysoce ryzykowna. Wojskowi po obu stronach Żelaznej Kurtyny szukali sposobu na wyjście z tego teoretycznego impasu.
W odpowiedzi na to pytanie w Pentagonie zrodził się pomysł dywizji pentomicznej. Termin powstał ze słów penta (z języka greckiego oznaczającą rzecz składającą się z pięciu części) i atomic (odnoszącego się do broni jądrowej). Nowa struktura miała zapewnić większą elastyczność tak w obronie jak i ataku. Kluczowym zagadnieniem była zdolność do szybkiego ześrodkowania i rozproszenia oddziałów, tak by mogły skutecznie prowadzić przełamujące uderzenia i zręcznie unikać uderzeń nuklearnych.
Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 2000 złotych miesięcznie.
Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.
Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują. Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.
W owym czasie amerykańskie dywizje składały się z trzech pułkowych grup bojowych. Dywizja pentomiczna miała składać się z pięciu grup bojowych, każda złożona z pięciu rozbudowanych kompanii bojowych, kompanii wsparcia i baterii moździerzy. Do grup bojowych dowództwo dywizji mogło przydzielić pozostające w jego dyspozycji jednostki artylerii (pięć batalionów, a jakże), czołgów, rozpoznawcze i saperów (pojedyncze bataliony).
Dywizja pentomiczna była dzieckiem umysłu generała Maxwella D. Taylora, od 1955 roku szefa sztabu US Army. W następnym roku mianował on swojego protegowanego, generała Williama Westmorelanda, dowódcą 101. Dywizji Powietrznodesantowej. Jednostka ta miała jako pierwsza wdrożyć strukturę pentomiczną. Tutaj zaczęły się schody. Oficerowie byli sceptycznie nastawieni do koncepcji, 101. Dywizja nie miała testować i dopracowywać nowej struktury, lecz od razu ją wprowadzić, a Westmoreland miał zapewnić powodzenie tego przedsięwzięcia. Tutaj tkwiło sedno problemu. Reorganizacja objęła w latach 1957–1963 wszystkie amerykańskie dywizje piechoty i powietrznodesantowe. Dywizje zmotoryzowane i pancerne zostały uznane za lepiej przystosowane do atomowego pola walki i zachowały dotychczasową trójkową strukturę.

Generał Dwight D. Eisenhower z żołnierzami 502. Pułku 101. Dywizji 5 czerwca 1944 roku.
(US Army via Library of Congress)
Pomysł podzielenia dywizji na pięć grup bojowych był nie tyle efektem rozważań teoretycznych co doświadczeń amerykańskich wojsk powietrznodesantowych z okresu drugiej wojny światowej, a właśnie z tej formacji wywodzili się Taylor i Westmoreland. W trakcie wojny 82. i 101. Dywizja były złożone z pięciu pułków spadochronowych i szybowcowych. Pułki te były mniejsze niż w dywizjach piechoty. Rozwiązania, które sprawdziły się w czasie wojny, nie miały jednak przełożenia na sytuację z drugiej połowy lat 50.
Dywizje pentomiczne okazały się za ciężkie. Ich grupy bojowe miały dowództwa szczebla batalionu i okazały się niezdolne skutecznie kierować swoimi etatowymi oddziałami, a tym bardziej pododdziałami przydzielanymi przez dywizję. Również kompanie okazały się zbyt duże, aby można było nimi skutecznie dowodzić. Zabrakło systemów dowodzenia i łączności zdolnych koordynować taką strukturę. Elastyczność i szybkość były mrzonką. Wyeliminowanie szczebla pułku wprowadziło chaos organizacyjny, oficerowie przeskakiwali szczeble, nie mieli jak nabyć odpowiednich umiejętności.
Nowa struktura przyniosła więcej szkody niż pożytku. Do tego na początku lat 60. koncepcja zmasowanego odwetu została zastąpiona koncepcją elastycznego reagowania. Pole walki jak długie i szerokie nie miało już być pokryte atomowymi grzybami. Przy takich założeniach US Army z radością odeszła od dywizji pentomicznej na rzecz ROAD (Reorganization of Army Divisions, reorganizacja dywizji wojsk lądowych), która wprowadziła brygadowe zespoły bojowe. Prace nad nową strukturą rozpoczęły się w styczniu 1961 roku i tym razem gruntownie ją przetestowano.

Żołnierze 11. Dywizji Powietrznodesantowej „Arctic Angels” w czasie ćwiczeń w Utqiaġvik w Alasce.
(US Army / Pfc. Brandon Vasquez)
Pentomic 2.0
Moore nie chce odtwarzać struktury pentomicznej, traktuje ją raczej jako inspirację. Stąd nazwy „New Pentomic”, „Pentomic v5” i „Pentomic 2.0”. Głównym punktem wspólnym jest postawienie na kompanię jako podstawową jednostkę operującą na polu walki. Przytaczając obserwację z frontu rosyjsko-ukraińskiego, Moore stwierdza, że po obu stronach „podstawowe jednostki bojowe na pierwszej linii wydają się mieć wielkość kompanii”. W jego ocenie kompania ma dostatecznie duże zdolności bojowe do osiągania lokalnych sukcesów, a jednocześnie wystarczającą odporność do prowadzenia walki przez odpowiednio długi czas.
Dlatego też nowa struktura „pentomiczna” prowadziłaby działania nie tylko na poziomie grup bojowych, ale także wykorzystywała „elastyczność struktury kompanii”. Systemy bezzałogowe, w tym drony FPV, zapewniłyby dowódcom kompanii świadomość sytuacyjną i środki rażenia. Dla Moore’a głównym wyzwaniem jest stworzenie odpowiednich struktur dowodzenia C2 i C3I. Musiałyby one być nie tylko wertykalne, ale tez horyzontalne, tak by dowódca kompanii mógł szybko i sprawnie wezwać na przykład wsparcie dywizyjnej artylerii i skutecznie kierować jej ogień.
Taka struktura zapewniłaby możliwość szybkiego wykorzystania nagle pojawiających się okazji. Z kolei dowództwa dywizji i wyższego szczebla oprócz wskazywania ogólnych celów powinny skupić się na wykorzystaniu rezerw i aranżowaniu wsparcia ogniowego, zwłaszcza systemów precyzyjnych, które powinny być kluczem do sukcesu operacji na szczeblu taktycznym.
Poważnym wyzwaniem jest logistyka takich rozproszonych operacji. Rozwiązania mogą dostarczyć drony transportowe, a nawet roboty. Moore zaleca traktowanie grup bojowych jako „logistycznie zużywalnych”. Nie oznacza to traktowania oddziałów jak w rosyjskim wojsku. Po zużyciu paliwa i amunicji grupa bojowa ma być zastępowana inną, w pełni zaopatrzoną, a więc zdolną do kontynuowania działań ofensywnych albo zabezpieczenia zdobytego terenu.
Problemy
Moore dostrzega problemy swojej koncepcji. Na pierwszym miejscu stawia brak „masy”. Na dobrą sprawę żadne państwo nie rozporządza dzisiaj zasobami ludzkimi pozwalającymi uzyskać odpowiednie nasycenie frontu odpowiednio uzbrojonymi oddziałami. Wojna rosyjsko-ukraińska pokazała, że nieduże, za to świetnie wyszkolone i uzbrojone siły nie wystarczają do wygrywania pełnoskalowych wojen. Jak stwierdza autor, „nigdy nie ma się wystarczającej ilości sprzętu ani żołnierzy”, zaś „małe siły, niezależnie od tego, jak dobre, nie mogą być w dwóch miejscach jednocześnie, ani nie mogą toczyć ciągłych bitew bez wsparcia”.
Moore nawołuje do poważnego przewartościowania w teorii i doktrynie militarnej. Konieczne jest przystosowanie się do bardzo dynamicznej sytuacji na polu walki, gdzie trudno jest określić punkt kulminacyjny. Liczne systemy obserwacyjne i rozpoznawcze w połączeniu z precyzyjnymi środkami rażenia dalekiego zasięgu sprawiają, że niektóre operacje mogą osiągnąć punkt kulminacyjny, zanim na dobre się zaczną. Moore pyta, czy brytyjskie wojska lądowe nie byłyby w ogólnym rozrachunku silniejsze, gdyby miały tysiąc zmodernizowanych czołgów Chieftain zamiast 148 Challengerów 3, niezależnie od tego, że brzmi to bardziej jak rodem z 1917 roku niż z 2017.

Sierżant amerykańskiej 1. Dywizji Kawalerii z dronem RQ-11 Raven na poligonie w Drawsku.
(US Army / Pfc. Jacob Nunnenkamp)
Pentomic 2.0 budzi jednak wiele innych wątpliwości. Największą wydaje się potraktowanie kompanii jako podstawowej jednostki prowadzącej działania na polu walki. W ciągu minionego ćwierćwiecza intensywne eksperymenty z kompanijnymi grupami bojowymi prowadzili Rosjanie. To, co okazało się skuteczne w lokalnych konfliktach o niskiej intensywności, jak wojna domowa w Syrii i walki w Donbasie w latach 2014–2022, zupełnie nie sprawdziło się w warunkach pełnoskalowego konfliktu. Trudno oczekiwać, aby nowa dywizja pentomiczna sprawdziła się lepiej. Zwłaszcza, gdy sam Moore podkreśla jak duże straty wśród podoficerów i oficerów młodszych doprowadziły do regresu sposobu prowadzenia działań widocznego po obu stronach.
Jedno, co trzeba oddać Moore’owi, to jego duże otwarcie na systemy bezzałogowe, w tym drony FPV. Siły zbrojne państw NATO nie mogą przekonać się do tego taniego, masowego środka walki. Amerykanie dopiero latem tego roku prowadzili testy z dronami FPV zrzucającymi granaty. Także Francuzi dopiero w tym roku stworzyli pierwszą eksperymentalną jednostkę wyposażoną w drony FPV, mini- i mikrobezzałogowce.
Na zakończenie dodajmy, że dywizje pentomiczne były testowane na przełomie lat 50. i 60. także przez wojska lądowe Niemiec Zachodnich, Turcji, Nowej Zelandii i Hiszpanii. Z kolei Australia i Francja wprowadziły inspirowane nią struktury. Wszędzie eksperymenty te zakończyły się niepowodzeniem
The French Army’s Experimental Drone Squadron — EDC, 1er RIMa (2025)
The Escadron de drone de chasse (EDC) is a micro-UAV squadron undergoing testing within France’s 1st Marine Infantry Regiment. pic.twitter.com/aukSQPdnId
— JustinTime (@justinf0graphic) August 9, 2025

