W tym tygodniu dobiegł końca remont składu paliw płynnych Red Hill na Hawajach, nakazany przez stanowy departament zdrowia. Do zakończenia procedury, obejmujących łącznie 253 osobne naprawy i modyfikacje, brakuje jedynie kontroli i odbioru niektórych części kompleksu – za co odpowiada ten sam departament – po czym będzie możliwe jego opróżnienie i zamknięcie.

Na pierwszy rzut oka naprawianie obiektu tylko po to, aby zaraz go zamknąć, mija się z celem. Wszystko rozbija się jednak o kwestie bezpieczeństwa ludności cywilnej i środowiska naturalnego. Wypływ paliwa – łączna pojemność kompleksu to blisko miliard litrów, ale oczywiście Red Hill nie jest obecnie wypełnione w 100% – spowodowałby katastrofę ekologiczną. I to nie pierwszą.

W listopadzie 2021 roku doszło do wycieku blisko 54 tysięcy litrów paliwa, które zanieczyściło ujęcia wody pitnej dla obiektów wojskowych i cywilnych. Przyczyną był najprawdopodobniej błąd obsługi, a efektem – wzbierająca fala protestów. Skład stał się na Hawajach tematem politycznym numer jeden. Z tego względu Departament Obrony zapowiedział ścisłą współpracę przy likwidacji obiektu ze stanowymi departamentami zdrowia i ochrony środowiska.



Red Hill powstał w roku 1943 i był jednym z fundamentów zwycięstwa USA na Pacyfiku. Nawet po zakończeniu zimnej wojny odgrywał istotną rolę w regionie. Niemniej, po przeanalizowaniu długoterminowej przydatności obiektu, w marcu 2022 roku sekretarz obrony Lloyd Austin podjął decyzję o usunięciu paliwa i zamknięciu instalacji na stałe. Intensywne prace nad planem redystrybucji składowanych w Red Hill rezerw paliwa prowadzono od końca stycznia 2022 roku.

Pompy paliwa w Red Hill.
(Shannon Haney)

Zdaniem Austina Red Hill miało sens w trakcie drugiej wojny światowej, obecnie, wraz ze zmianami w sposobie prowadzenia wojny, przydatność obiektu znacząco zmalała. Scenariusze ewentualnego konfliktu z Chinami zakładają w jego pierwszej fazie intensywne chińskie ataki rakietowe na amerykańską infrastrukturę logistyczną na Pacyfiku. Naziemne składy paliwa stają się wówczas atrakcyjnym i wyjątkowo wrażliwym celem, rażonym w pierwszej kolejności. Pozostawienie Red Hill w obecnym kształcie to zatem nic innego jak proszenie się o kłopoty.

Nowe koncepcje wojny na Pacyfiku – działania rozproszone i działania ekspedycyjne w bazach wysuniętych, zakładają zupełnie nowe podejście do logistyki. Przyjęta przez US Navy doktryna rozproszonych operacji morskich (Distributed Maritime Operations) zakłada rezygnację z walki o całkowite panowanie na morzu i koncentrację na kontroli ograniczonych, za to kluczowych z punktu widzenia konfliktu czy operacji, akwenów. Takie podejście ma się przyczynić do uzyskiwania większych efektów poprzez zwiększenie siły ofensywnej poszczególnych komponentów sił morskich. Innymi słowy: rozproszone operacje morskie oznaczają działania niedużych, elastycznych zespołów floty, wspieranych przez lotnictwo i koncentrujących się w celu wykonania zadania.



Podobne kalkulacje, tym razem ze strony US Marine Corps, zaowocowały koncepcją działań ekspedycyjnych w bazach wysuniętych (Expeditionary Advanced Base Operations, EABO). Głównym założeniem jest tutaj rozmieszczenie na wyspach Pacyfiku małych oddziałów piechoty morskiej, które dzięki mobilności i relatywnie niewielkiej liczebności będą w stanie uniknąć chińskich ataków rakietowych.

Delegacja Kongresu podczas wizytacji w Red Hill.
(US Navy / Mass Communication Specialist 2nd Class Gabrielle Joyner)

Do tych ocen i koncepcji otwarcie odwołał się sekretarz Austin. W komunikacie stwierdził, że w obliczu dynamicznej i rozproszonej obecności wojskowej na Pacyfiku, a jednocześnie nowych, zaawansowanych zagrożeń konieczne są zaawansowane i elastyczne zdolności zaopatrywania w paliwa. Oznacza to większy nacisk na uzupełnianie materiałów pędnych na morzu i dowożenie ich do jednostek korzystających z baz lądowych, tak stałych, jak i rotacyjnych. W tym kontekście pojawiają chociażby poszukiwane przez USMC lekkie okręty desantowe LAW/LSM (Landing Ship Medium), które oprócz przewożenia piechoty morskiej mają również zapewniać wsparcie logistyczne w ramach działań ekspedycyjnych w bazach wysuniętych i rozproszonych operacji morskich.

W rozmowie z serwisem USNI News Timothy Walton z think tanku Hudson Institute zwraca uwagę, że taka zmiana podejścia nie oznacza całkowitej rezygnacji ze stałych składów paliw poza terytorium USA. Zmienia się jednak ich koncepcja. Departament Obrony będzie musiał stworzyć sieć mniejszych, bardziej rozproszonych, a do tego umocnionych podziemnych składów.



Zdaniem Waltona jako miejsca ich lokalizacji w grę wchodzą: Alaska, Australia, Mariany (Guam), a także inne wyspiarskie państwa Pacyfiku, takie jak Mikronezja, Palau i Wyspy Marshalla.

Jeżeli departament zdrowia da zielone światło, opróżnianie zbiorników zacznie się 16 października. Większość operacji nie będzie wymagała użycia pomp – wystarczy pospolita siła ciężkości. Szacuje się jednak, iż w instalacji pozostanie jeszcze od 400 tysięcy do nawet 1,5 miliona litrów paliwa. Ostatnie litry zostaną wypompowane do 19 stycznia przyszłego roku. Na razie plan zatwierdzono warunkowo, ale wiele jego elementów, w tym kluczowa kwestia ponownego napełnienia wyremontowanych rurociągów paliwem, a następnie ich całkowitego opróżnienia, wciąż czekają na stosowną zgodę. Usunięte paliwo zostanie przeniesione do innych składów podlegających Departamentowi Obrony.

Zobacz też: Kraje nordyckie chcą całkowicie zintegrować swoje siły powietrzne

US Navy