Siły powietrzne Stanów Zjednoczonych podjęły decyzję kilka miesięcy temu – bezpośredniego następcy latającego stanowiska dowodzenia E-8 Joint STARS nie będzie. Gdyby jednak konkurs się odbył i wygrałaby go konstrukcja opracowana przez Lockheeda Martina, jej załoga mogłaby liczyć nie dwadzieścia dwie, tak jak w przypadku E-8C, i nie czternaście, jak oczekiwał USAF, ale zaledwie pięć albo sześć osób.
– Pokazaliśmy, że możemy zredukować liczbę operatorów z dziewiętnastu do siedmiu – powiedział w wywiadzie udzielonym serwisowi Aviation Week 29 stycznia John Clark, jeden z szefów Skunk Works. – A jeśli Air Combat Command zmieniłoby nieco swoją koncepcję działania i pozwoliło na większą automatyzację, te dziewiętnaście osób zastąpiłyby dwie lub trzy.
Clark podaje liczbę dziewiętnastu operatorów systemów J-STARS-a (według danych USAF-u: osiemnastu), prawdopodobnie uwzględniając w niej operatora systemów bojowych z czteroosobowej załogi w kokpicie samolotu, w której skład wchodzi też dwóch pilotów i mechanik pokładowy. W przypadku platformy mniejszej i nowocześniejszej niż Boeing 707 możliwe, że także fotel mechanika zostałby wyeliminowany.
Zadania mocno zredukowanej liczby operatorów byłyby ograniczone do zatwierdzania celów, nadzoru nad przestrzeganiem zasad nawiązania walki i realizacji priorytetów wyznaczonych przez dowództwo. Wedle Lockheeda Martina resztę pracy za ludzi miałyby wykonać zaawansowane algorytmy lokalizacji wrogich obiektów i decyzje podejmowane przez komputer.
Na wdrożenie takiego systemu miałyby pozwolić doświadczenia Skunk Works z procesorem zwanym pudełkiem Einsteina (Einstein box). Próby takiego urządzenia na samolocie zwiadowczym U-2S udowodniły, że automatyczna inteligencja jest w stanie zbierać dane czy to z wojskowych satelitów, czy z myśliwców F-22, następnie decydując o optymalnym sposobie ich wykorzystania do prowadzonej misji.
Zobacz też: Lockheed Martin myśli o bezpilotowej cysternie dla USAF-u
(aviationweek.com; na fot. wnętrze E-8C biorącego udział w manewrach „BALTOPS 2018”)