Sytuacja w północnym Mozambiku uległa dalszemu pogorszeniu. Od października 2017 roku w prowincji Cabo Delgado doszło do kilkunastu ataków na miejscową ludność przez organizację określającą się jako Asz-Szabab, na wzór organizacji działającej w Somalii.
Terroryści do tej pory zamordowali dwadzieścia osób i spalili 164 domy. Władze w Maputo zdają się jednak ignorować problem związany z rosnącym zagrożeniem ze strony religijnych ekstremistów.
Początkiem kryzysu był atak na Mocimboa da Praia. Bojownicy zdobyli miasto i okupowali je przez trzy dni, doprowadzając do wybuchu jednego z najpoważniejszych kryzysów w północnej części kraju. Część urzędników wyższego szczebla w mozambickim rządzie uważa, że uderzenia nie są związane z islamskim fundamentalizmem, ale stanowią element walki między grupami przestępczymi przenikającymi do kraju z sąsiedniej Tanzanii. Przyjmując takie założenie, podjęto próby uszczelnienia granicy, jednak szczególnie na odcinku, gdzie oba państwa dzieli rzeka Rovuma, jest to praktycznie niemożliwe.
Po ostatniej fali ataków policja aresztowała czterdziestu mężczyzn podejrzewanych o chęć dołączenia do formacji terrorystycznej, jednak zdaniem organizacji pozarządowych nie ma na to żadnych dowodów. Wybrzeże Mozambiku nie doświadczyło do tej pory niepokojów związanych z walkami religijnymi. Przez dziesiątki lat społeczności Makonde i Makuwa żyły w pokoju obok imigrantów z Europy, Indii oraz Półwyspu Arabskiego.
Ostrożność rządu może być związana z obawami o inwestycje zagraniczne. Przyznanie, że kraj ma problem z ekstremizmem islamskim, może skutecznie powstrzymać zaplanowane projekty związane w wydobyciem gazu ziemnego.
Zobacz też: Iraccy pancerniacy przesiadają się z Abramsów na T-90
(dw.com)