Wyraźniej niż gdzie indziej przygotowania do setnej rocznicy wybuchu pierwszej wojny światowej widać już na rynku księgarskim. Pod koniec ubiegłego roku Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego zaoferowało nam wydaną pierwotnie zaledwie dwa lata wcześniej publikację amerykańskiego historyka Michaela S. Neiberga. Jest to kolejna książka z serii „Historiai”. Przekładu dokonała Barbara Gutowska-Nowak, a redakcją naukową zajął się profesor Marek Czapliński. Praca w układzie chronologiczno-problemowym składa się w zasadniczej części ze wstępu, ośmiu rozdziałów i podsumowania. Przypisy, jak to bywa w przekładach książek z krajów anglosaskich, znalazły się na końcu. Autor zrezygnował z zamieszczenia bibliografii, co utrudnia szybką ocenę zakresu wykorzystanych przez niego źródeł.

Polscy Czytelnicy zapewne kojarzą nazwisko Autora z książką „Front wschodni 1914–1920” napisaną przez Neiberga wspólnie z Jordanem Davidem. Pracę tę odebrano bardzo krytycznie i trudno o tym nie pamiętać, gdy rozpoczyna się lekturę „Tańca furii”. Czy obawy są uzasadnione? Przekonajmy się.

Jednym z podstawowych zarzutów wobec recenzowanej książki jest to, że skupia się na opiniach mieszkańców Europy Zachodniej, a przecież podtytuł zapowiada szersze ujęcie tematu. We wstępie Autor przedstawia swoją bazę źródłową, pisząc:

„Autorami [tekstów wspomnień i pamiętników, którymi posłużył się Neiberg] są głównie, choć nie wyłącznie, przedstawiciele klasy średniej, jednakże wielu z nich starannie odnotowywało to, co działo się w dzielnicach klasy robotniczej oraz na wsi. Większość stanowią Niemcy, Francuzi i Brytyjczycy, a także Amerykanie, którzy w chwili wybuchu wojny znajdowali się w Europie. Wśród autorów źródeł są też Duńczycy, Rosjanie, Austriacy i obywatele innych krajów europejskich. Mimo starań nie zdołałem przedstawić w pełni reprezentatywnego wyboru źródeł, dlatego też zdecydowałem się iść tam, dokąd mnie one prowadzą. Chciałbym wprawdzie dysponować większą liczbą źródeł pochodzących z Europy Wschodniej oraz od przedstawicieli klasy robotniczej, lecz baza źródłowa jest na tyle bogata i zróżnicowana, że pozwala na wyciągnięcie prezentowanych tu wniosków. Mam nadzieję, że książka ta zainspiruje badaczy dysponujących odpowiednimi zdolnościami lingwistycznymi oraz przygotowaniem historycznym do uzupełnienia i wzbogacenia moich wywodów”.

Trudno zgodzić się z twierdzeniem Autora, że jego baza źródłowa jest na tyle bogata, iż pozwala wyciągnąć reprezentatywne wnioski. Jakżeż inaczej przeżywano pierwszą wojnę światową na wschodzie, gdzie dużo dłużej trwała wojna manewrowa i większość wojujących państw miała skomplikowaną strukturę narodowościową! Niewzięcie pod uwagę państw wielonarodowościowych bardzo razi w wywodach Neiberga we wstępie (strona 14) i podsumowaniu (strona 291). Obserwacje na podstawie analizy materiału z Europy Zachodniej nie są na tyle uniwersalne, aby można je było odnieść do społeczeństw Europy Środkowej. Być może metoda badawcza Neiberga nadaje się jednak do zastosowania przez badaczy z Polski czy innych krajów naszego regionu i doczekamy się kiedyś podobnej pracy zorientowanej na zjawiska niezidentyfikowane i nieopisane przez amerykańskiego naukowca.

Swoją drogą – nie przestaje mnie dziwić to, że zachodni naukowcy nie nawiązują szerszych kontaktów z ośrodkami, które pomogłyby im wyjść poza krąg literatury i źródeł w języku angielskim, niemieckim i francuskim. Korzystają z jej niewielkiej puli, gdy wkraczają na teren Europy Wschodniej, a skutki bywają opłakane1. Wreszcie – dlaczego nie zlecają tłumaczeń z języków, których nie znają? W selekcji materiałów na pewno pomogliby miejscowi badacze, a koszty przekładów można przecież pokryć z grantów.

Chociaż od lat zajmuję się tematem pierwszej wojny światowej, odniosłem wrażenie, że niejednokrotnie Autor za mało uwagi poświęcał zarysowaniu szerszego tła niektórych wydarzeń poprzedzających wybuch konfliktu. Początkowe rozdziały pisał jakoby dla osób dobrze zorientowanych w historii, podczas gdy reszta książki jest już przyjazna wszystkim Czytelnikom – i pewnie takie było głównie założenie. Neiberg co najmniej trzy razy wspomina o austro-węgierskim ultimatum wobec Serbii i o tym, że zgodziła się „wypełnić wszystkie warunki ultimatum poza jednym”, ale nigdzie nie informuje Czytelnika, czego ten warunek dotyczył! Ponadto zaskakująco często przywołuje opinie socjalistów i opisuje działania reprezentujących ich organizacji, których poglądy tylko czasami kontrastuje na przykład ze zdaniem przedstawicieli kleru. Powracające jak refren akapity o socjalistach były dla mnie najbardziej nużące w całej książce.

W „Tańcu furii” znalazło się dwadzieścia dziewięć nieźle dobranych ilustracji, jednakże podpisy niektórych budzą poważne zastrzeżenia. Zamieszczony na stronie 59 portret sędziwego cesarza w wojskowym mundurze podpisano „Cesarz Austro-Węgier Franciszek Józef […]” i trudno sklasyfikować to inaczej niż jako poważny błąd merytoryczny. Władca ten był cesarzem Austrii i – od roku 1867 – jednocześnie królem Węgier. Austria była cesarstwem, Węgry królestwem, a oba państwa – połączone unią personalną – po prostu monarchią. Oficjalny tytuł Franciszka Józefa brzmiał: Franciszek Józef I z Bożej Łaski cesarz Austrii, apostolski król Węgier i tak dalej. Również w tekście głównym Austro-Węgry nazwano w kilku miejscach cesarstwem… Rozczarowuje także podpis fotografii na stronie 259. Nie przedstawia ona bowiem żołnierzy niemieckich, lecz austro-węgierskich (wszelkie wątpliwości rozwiewa charakterystyczny krój czapek), i raczej nie zostało wykonane w zimie, bo żołnierze unikaliby siedzenia na dnie okopu w rozpiętych kurtkach mundurowych.

Podczas lektury dwukrotnie spotkamy się z przypisami redaktora naukowego, w tym raz, gdy prostuje on nieprawdziwą informację, jakoby w Austro-Węgrzech po wybuchu wojny zamknięto polskie gazety. Drugi przypis informuje, że królowa Prus była jednocześnie cesarzową Niemiec. Jest to cenny wkład, niemniej jednak przypisów tego rodzaju przydałoby się więcej (chociażby w przypadku nazywania Austro-Węgier cesarstwem). Oczekiwałbym też od redakcji, że skomentuje pojawiającą się w jednym z cytatów informację, iż słowo Niemcy to określenie, które „pochodzi od rosyjskiego czasownika oznaczającego oniemienie, utratę mowy” (strona 110). Tymczasem nazwa ta, rozpowszechniona w wielu językach słowiańskich, pochodzi od prasłowiańskiego rzeczownika *němъ (pozbawiony zdolności mówienia, mówiący niezrozumiale, obcym, niezrozumiałym językiem), który przeszedł w *němьcь (ten, kto nie ma zdolności mówienia, mówi niezrozumiale, niezrozumiałym językiem). Publikacja jest za to wzorowo opracowana pod względem językowym. Dobry styl Autora, logiczna kompozycja wywodu w połączeniu z dopracowanym przekładem to recepta na sukces2.

Autor w zajmujący sposób prześledził zarówno opinie na temat możliwości wybuchu wojny panujące aż do momentu, w którym do niego doszło, jak i ewolucję postaw – od patriotycznego uniesienia z pierwszych dni konfliktu po miesiące, kiedy postawy ludności cywilnej uległy radykalizacji, a żołnierze stracili wiarę w rychłe zakończenie działań wojennych. Ostatni rozdział – zatytułowany „Złowrogi taniec furii” – pełen jest przejmujących cytatów z korespondencji żołnierskiej, co w połączeniu ze zgrabnym komentarzem czyni ten rozdział (w moim odczuciu) najlepszym w całej książce. Możemy się nie zgodzić ze zdaniem Autora, że wojna wybuchła przez austriackich i niemieckich wojskowych i dyplomatów (s. 12), czy nazwaniem Franza Conrada von Hötzendorfa3 „ekstremistą” (strona 91), ale na szczęście nie jest to książka o opiniach Neiberga. Pozycja ta ma duży potencjał: może niejednego nauczyć, zmusić do refleksji czy własnych poszukiwań. Dlatego też polecam, choć radzę traktować ostrożnie.

Przypisy

1. Por. http://www.konflikty.pl/a,4681,Ksiazki,Richard_L._DiNardo_.html (dostęp z 7.03.2014).

2. Literówka w wyrazie „okapach” – zapewne miało być „okopach” (s. 272) – czy jednorazowa niekonsekwencja w podawaniu jednostek miar – mile (s. 10) i kilometry (s. 11) – nie zasługują nawet, by wymienić je w tekście głównym. Nieco poważniejszym mankamentem jest jednak użycie angielskiej transkrypcji „V.I. Gurko” (s. 106 i in.), gdy powinno być W.J. Gurko (bo Władimir Josifowicz).

3. W publikacji mylnie Hötzendorff.