Sierżant Marines Rafael Peralta oddał w Iraku życie, by uratować towarzyszy broni, przykrywając własnym ciałem granat tuż przed eksplozją. O jego poświęceniu urodzonego w Meksyku dwudziestopięciolatka mówił sam prezydent Bush. Został nominowany do Medalu Honoru, najwyższego i najsłynniejszego odznaczenia wojskowego w USA. Ku swemu rozczarowaniu rodzina Peralty dowiedziała się jednak, iż Rafael otrzyma pośmiertnie odznaczenie o rangę niższe, Navy Cross – Krzyż Marynarki.

„Nie rozumiem, dlaczego, skoro mówił o nim prezydent”, mówi Rosa Peralta, matka poległego, która niedawno została poinformowana przez gen. por. Richarda Natonskiego o decyzji komisji powołanej do zbadania sprawy. Natonski miał powiedzieć, iż jednym z faktów, które komisja brała pod uwagę, były rany zadane mu kulami z broni kolegów. Rzecznik Marine Corps, Mike Alvarez, potwierdził, że doszło do spotkania, ale zaznaczył, że było prywatne i dotyczyły poinformowania pani Peralty, iż jej syn zostanie odznaczony Krzyżem Marynarki za nadzwyczajne bohaterstwo.

Przedstawiciele Korpusu Piechoty Morskiej podkreślają, że Krzyż Marynarki nie jest rozdawany lekką ręką – jest drugim w kolejności odznaczeniem, jakie może otrzymać Marine lub marynarz, a z tysięcy służących w Iraku i Afganistanie wyróżnionych nim zostało zaledwie dwudziestu trzech.

Sierżant Peralta zginął 15 listopada 2004 roku w Falludży podczas przeszukiwania domów. Został postrzelony kilka razy w twarz i tułów, a kiedy leżał ranny, obok wylądował granat rzucony przez bojownika. Perlata chwycił go i przykrył własnym ciałem, ginąc na miejscu. Śledztwo, zarządzone przez samego Natonskiego, który wówczas dowodził 1. Dywizją Marines, wykazało, że Peralta padł ofiarą firendly fire. Według oświadczenia Korpusu fakt ten nie miał wpływu na decyzję o odznaczeniu.

(military.com)