Wschodnie tereny przygraniczne w Demokratycznej Republice Konga dawno nie zaznały choćby namiastki stabilności. Europejscy najemnicy, bojówki etniczne i trwająca wojna zastępcza to tylko wierzchołki góry lodowej. Walki doprowadziły do kolejnego kryzysu migracyjnego i zmusiły około 7 milionów Kongijczyków do ucieczki z obszarów ogarniętych walkami.

Na skomplikowaną sieć zależności i powiązań nakłada się również kwestia nadchodzących wyborów prezydenckich. Przeciąganie kryzysu może okazać się dla władz taktycznie korzystne, mimo iż doprowadzi do dalszego spustoszenia kraju. Wyłączenie kilku prowincji z głosowania z powodów bezpieczeństwa może poważnie wpłynąć na wyniki kandydatów opozycji, jednak to wybieganie w przyszłość, która w Demokratycznej Republice Konga zawsze jest niepewna.

Do tej pory wydarzenia na wschodzie DRK pozostawały raczej problemem lokalnym. Małe zainteresowanie obserwatorów spoza kontynentu można tłumaczyć po części historią kraju znajdującego się w stanie permanentnej wojny domowej. Momentem przełomowym było ujawnienie dowodów na powiązania między rebeliantami z grupy M23 a sąsiednią Rwandą.



Wsparcie materialne i szkoleniowe, jakie miało zaoferować Kigali, przekształciło luźno zorganizowaną bojówkę w poważną siłę militarną. Zmienił się również charakter konfliktu. Dozbrojeni partyzanci przeprowadzili szereg skutecznych operacji i opanowali część pogranicza kongijsko-rwandyjskiego. Efektem tych działań jest przede wszystkim powstanie buforu oczyszczonego z mniejszych grup paramilitarnych, w którym Rwanda może swobodnie i bezpiecznie realizować swoje cele.

Rozmiar kryzysu zaczął jednak przerastać oczekiwania stron i zwrócił uwagę Stanów Zjednoczonych. Sekretarz stanu Antony Blinken wezwał Rwandę i DRK do deeskalacji i rozpoczęcia rozmów. Podkreślił też, że Waszyngton nie widzi innej niż dyplomatyczna drogi do rozwiązania tego konfliktu. Blinken rozmawiał z prezydentami obu krajów, sugerując jak najszybsze rozpoczęcie rozmów i powstrzymanie dalszego rozwoju kryzysu humanitarnego. Warto zwrócić uwagę, że kierowanie tego typu zaleceń do prezydenta Paula Kagamego jest faktycznym uznaniem, że to jego ludzie stoją za Ruchem 23 Marca (M23) i są w stanie wpływać na działalność grupy.

Paul Kagame.
(Chatham House)

Jednocześnie należy podkreślić, że Kigali stanowczo zaprzecza oskarżeniom o współpracę z M23. Powiązania są jednak oczywiste i głębokie. Oprócz pośredniego wsparcia bojowników rwandyjscy żołnierze mają bezpośrednio brać udział w walkach. Rwanda nie tylko zaprzeczyła, ale także oskarżyła Kongijczyków o ostrzał artyleryjski przygranicznych wsi. Niezależnie od deklaracji rządu rwandyjscy żołnierze aktywnie działają na tym terenie. Oficjalnie walczą przeciwko bojówkom etnicznym, nieoficjalnie wspierają i koordynują działania członków M23.



Oskarżenia wysuwane przez Kinszasę nie pozostały bez odpowiedzi. Minister spraw zagranicznych Rwandy Vincent Biruta stwierdził, że kongijski rząd próbuje ukryć swoją niekompetencję, obwiniając o wszystkie problemy kraju zagranicę. Jednocześnie oskarżył DRK o dozbrajanie Demokratycznych Sił Wyzwolenia Rwandy (FDLR) – etnicznej bojówki Hutu, której historia sięga jeszcze niesławnego okresu ludobójstwa Tutsich w latach 90. W tym przypadku obie strony mogą mieć rację. W DRK działa kilkaset większych lub mniejszych grup paramilitarnych, spośród których wiele otrzymuje ciche wsparcie rządów lub wielkich międzynarodowych koncernów.

Fala kryzysu

Dlaczego jednak akurat ta odsłona kongijskiego kryzysu jest szczególna? Przede wszystkim chodzi o zasięg eskalacji i jej wpływ na mieszkańców kraju. Do tej pory mniejsze lub większe konflikty zbrojne były na porządku dziennym. Dotyczyły one jednak niemal zawsze nielicznych i słabo zorganizowanych milicji etnicznych i rzadko wykraczały poza prowincję. W przypadku M23 jest inaczej. Jej działania bardziej przypominają klasyczną wojnę między państwami niż rebelię gdzieś daleko na pograniczu. Przedstawiciele Międzynarodowej Organizacji do spraw Migracji (IOM) ostrzegają, że wojna na wschodzie DRK doprowadziła do najpoważniejszego obecnie kryzysu migracyjnego.

Dzisiejsza sytuacja przypomina tę sprzed dokładnie roku. Pisaliśmy wówczas, że przywodzi ona na myśl klimat polityczny przed drugą wojną kongijską, zwaną Wielką Wojną Afrykańską. Podobnie jak wówczas na arenie politycznej działają dziesiątki dobrze zorganizowanych organizacji paramilitarnych, spośród których część korzysta z poparcia sąsiednich państw. M23 jest tylko jedną z nich. Historia M23 jest równie skomplikowana jak cała współczesna historia kraju. Ruch powstał 4 kwietnia 2012 roku, gdy oddział kongijskich żołnierzy pod wodzą generała Bosca Ntagandy, pseudonim Terminator, odrzucił postanowienia ugody z 23 marca (stąd nazwa) i się zbuntował.



W trakcie walk rebeliantom udało się zdobyć Gomę, jednak ostatecznie zostali rozbici i zmuszeni do odwrotu. Niezdolni do otwartej konfrontacji, ograniczyli się do sporadycznych ataków z zaskoczenia. W marcu 2022 roku sytuacja się zmieniła. Grupa skonsolidowała siły i przeprowadziła skuteczną ofensywę, całkowicie zaskakując lokalne siły bezpieczeństwa. Bojownicy szybko zdobywali kolejne tereny, zmuszając Kongijczyków do odwrotu. Oddziały rządowe próbowały organizować kontrofensywy, jednak większość w perspektywie strategicznej okazała się klęską. Krótki okres sukcesów kongijskiej armii zakończył się w sierpniu 2022 roku. M23 szybko przeszli ponownie do ataku, odzyskując kontrolę nad większością zdobytego wcześniej obszaru.

Niespodziewany sukces przypisywany jest temu, w jaki sposób dowodzeni są członkowie M23. Według przedstawicielki ONZ Bintou Keity bojownicy zachowują się jak regularne wojsko, a nie działająca w dżungli partyzantka. Pogarszająca się sytuacja we wschodniej części DRK zmusiła Wspólnotę Wschodnioafrykańską do interwencji wojskowej.

Aktywni pozostają także bojownicy Sojuszu Sił Demokratycznych. Grupa od 2005 roku ulegała postępującej radykalizacji, której otwarcie sprzyjał jej lider Musa Baluku. Obecnie sprzymierzona jest z Da’isz i stanowi jedną z najsilniejszych grup o charakterze islamistycznym w regionie. Korzystając z doskonałej znajomości terenu, na którym działają, terroryści są niezwykle skuteczni.



12 listopada zaatakowali położoną w Kiwu Północnym Kiszangę. Doszło do masakry ludności cywilnej, w której zginęły 33 osoby. Samson Simara, przedstawiciel gubernatora, potwierdził, że podczas ataku zabity został jeden kongijski żołnierz. Napastnicy mieli uprowadzić mieszkańców do pobliskiego Parku Narodowego Virunga i przeprowadzić tam egzekucję. Na szczęście oddziały rządowe podjęły pościg za wycofującymi się bojownikami i uwolnili resztę porwanych. Kapitan Anthony Mulushayi potwierdził, że w wymianie ognia zginęło sześciu bojowników.

Przedstawiciele lokalnych społeczności wezwali rząd do wysłania większej liczby żołnierzy w celu ochrony ludności. Dla Kinszasy nie jest to jednak priorytet. W październiku 2023 roku rząd zdecydował się zakończyć współpracę z oddziałami przysłanymi przez Wspólnotę Wschodnioafrykańską mającymi ustabilizować wschodnie pogranicze. Oficjalnie powodem miał być… brak satysfakcjonujących rezultatów. Do 8 grudnia wszystkie siły mają zostać wycofane. Mimo głośnych zapowiedzi wzięcia odpowiedzialności za sprawy kraju w swoje ręce rządzący nie są w stanie opanować trwającego do dekad kryzysu.

Wybory w cieniu wojny

Niezrozumiałe decyzje Kinszasy i buńczuczne deklaracje nabierają większego sensu, gdy analizuje się je w kontekście polityki wewnętrznej. Na 20 grudnia zaplanowane są wybory prezydenckie. Mimo niestabilności i trwających walk Kongijczycy oczekują przeprowadzenia głosowania. Rządzący Félix Tshisekedi oskarżany był o utrzymanie kleptokratycznego systemu odziedziczonego jeszcze z okresu zairskiego i zbyt duże poleganie na wsparciu zagranicy w rozwiązywaniu wewnętrznych problemów.



Opozycja wystawiła do wyścigu czterech kandydatów. Mimo różnic ich programy łączy wspólny mianownik: dążenie do poprawy jakości rządów i wzmocnienia mechanizmów demokratycznych. Obecny prezydent prawdopodobnie będzie próbował wykorzystywać kryzys z M23 do celów politycznych. Oskarżenie kierowane w stronę Rwandy i szerzej zagranicy może być jedną z głównych osi kampanii prezydenta.

Trwające walki będą również oznaczały utrudniony dostęp do lokali wyborczych. Jest to o tyle ważne, że w prowincjach Ituri i Kiwu Północne największym poparciem cieszą się kandydaci opozycyjni – Martin Fayulu i Moïse Katumbi. Obawy o bezstronność i uczciwość głosowania są stałym elementem każdych wyborów w DRK. W tym przypadku może dojść do de facto wyłączenia z procesu demokratycznego dwóch prowincji, co powoduje, że obecny prezydent ma duże szanse na wypracowanie bardzo dobrego wyniku.

Zobacz też: Żelazna pięść ONZ. Pojazdy pancerne misji w Kongu 1960–1963

USAF / SSgt. Jocelyn A. Guthrie