Ostatnia dekada przyniosła gwałtowny rozwój rynku prywatnych firm wojskowych. Dziesiątki przedsiębiorstw oferują szeroki wachlarz usług – od pilnowania obiektów strategicznych po szkolenie elitarnych sił rządowych. Mimo iż obecnie popyt na tego typu usługi zdaje się niemal nieograniczony, zmieniające się oczekiwania wymuszą u najemników specjalizację. Prognozowany powrót międzypaństwowych wojen na dużą skalę będzie oznaczał, że wiele z dotychczasowych modeli działania nie będzie przystawało do tego rodzaju konfliktów.

Popyt na „prywatnych żołnierzy” jest szczególnie wysoki na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Tam małe, elastyczne pododdziały funkcjonujące poza strukturą hierarchii wojskowej są w stanie lepiej reagować na pojawiające się zagrożenia, a potencjalny nieprzyjaciel pozbawiony jest (na ogół) nowoczesnego i ciężkiego uzbrojenia, dzięki czemu najemnicy mogą uzyskać przewagę stosunkowo niewielkim kosztem. Ogromna większość najemników nie ma jednak odpowiedniego wyszkolenia, aby mierzyć się z oddziałami o charakterze zbliżonym do regularnych. Nawet konfrontacja ze słabiej wyposażonym, ale silnie zmotywowanym przeciwnikiem, jak w Mozambiku, może okazać się zbyt dużym wyzwaniem dla prywatnych firm wojskowych.

Rozpoczęty w latach dziewięćdziesiątych boom na najemników nie sprawił bowiem, że oferowane przez nich usługi zyskały na jakości. Wielu działających obecnie najemników nie może równać się z profesjonalizmem chociażby członków założonej w 1989 roku Executive Outcomes. Mimo to zapotrzebowanie zdaje się coraz większe. Od pól bitew w Syrii i Libii aż po Republikę Środkowoafrykańską prywatni żołnierze wykorzystywani są przez różne strony konfliktów, jednak ich skuteczność bojowa jest wątpliwa.



Najlepsi specjaliści zajmują się głównie szkoleniem oddziałów rządowych lub, jak w przypadku pracowników CzWK Patriot, mogą stanowić nawet gwardię przyboczną najważniejszych polityków. Jest to jednak niewielki odsetek wszystkich najemników oferujących swoje usługi. Jedynie kilka najpoważniejszych firm oferuje poziom profesjonalizmu zbliżony do regularnych jednostek. Ostatnie lata pokazały, że tego rodzaju żołnierze najlepiej sprawdzają się w „starciach” z cywilami lub jako strażnicy kopalń i pól naftowych, ewentualnie w toku podstawowych funkcji szkoleniowych. W przypadku międzypaństwowego konfliktu o dużej intensywności trudno spodziewać się efektywnego wykorzystania najemników prezentujących, jako ogół, relatywnie niski poziom wyszkolenia.

Wówczas niewielkie, i oferujące na ogół usługi gorszej jakości niż regularne siły zbrojne, firmy działające w sektorze bezpieczeństwa utracą swoją niszę. Na tego rodzaju historyczny zwrot znacznie lepiej przygotowana będzie Legia Cudzoziemska – formacja przez wielu uważana obecnie za archaiczną, za „dinozaura” i relikt dalekiej przeszłości, czekający na rozformowanie. Pogłoski o rychłej śmierci Legii są jednak mocno przesadzone.

Legioniści nadal górują wyszkoleniem i wyposażeniem nad ogromną większością pracowników prywatnych firm wojskowych. Wyposażenie można jednak kupić, wyszkolenie (pośrednio) – też. Największą siłą Légion étrangère jest jednak morale. Legionistów można z powodzeniem wysłać na pierwszą linię, najemnicy zaś są podatni na złamanie morale i ucieczkę. W ostatnich latach najbardziej spektakularnym przykładem porzucenia kontraktu jest przypadek Mozambiku. Zaskoczeni przez bojowników zarówno brutalnością, jak i wykorzystaną przez nich taktyką, rosyjscy najemnicy uciekli z Cabo Delgado, a rząd musiał wynająć południowoafrykańską DAG. Również podczas kryzysu prezydenckiego w Gambii wynajęte oddziały, w obliczu konfrontacji z nigeryjsko-senegalską inwazją, zabrały broń i uciekły, przyspieszając upadek reżimu Jammeha.



Tymczasem najszybciej rozwija się oferta prezentowana właśnie przez Rosjan. Mimo wątpliwej reputacji rosyjscy najemnicy zdobywają kolejne kontrakty w punktach zapalnych na całym świecie. W obecnej sytuacji politycznej znalezienie zatrudnienia ułatwiają bliskie związki z Kremlem. Często ich usługi powiązane są z kontraktami gospodarczymi w sektorach takich jak energetyka czy górnictwo. O ile Legia Cudzoziemska podlega bezpośrednio rządowi Francji (gwoli formalności wypada jednak przypomnieć, że legioniści ślubują wierność Legii, nie Francji), o tyle liczne rosyjskie prywatne firmy wojskowe, mimo ścisłej kontroli Moskwy, oficjalnie pozostają niezależne. Rządowi łatwiej wykorzystywać je w działaniach, do których oddziały regularne nie mogą być kierowane, na przykład z powodu potencjalnego złamania prawa międzynarodowego.

Na arenie międzynarodowej podejmowano już próby uregulowania działalności prywatnych firm wojskowych. Jednym z najważniejszych był podpisany w 2008 roku w Montreux układ mający określić zasady, według których państwa mogą korzystać z usług tego rodzaju firm. Dokument nie jest wiążącym aktem prawnym, lecz zbiorem zaleceń, którymi mają kierować się sygnatariusze podczas oferowania kontraktów dla najemników. Nie podpisały go jednak między innymi Rosja, Sudan, Syria, Republika Środkowoafrykańska czy wspomniany Mozambik, a więc kraje najczęściej kojarzone z działalnością prywatnych firm wojskowych. Trudno wobec tego spodziewać się w najbliższym czasie prób zdecydowanej próby uregulowania działalności najemników. Wykorzystanie prywatnych oddziałów jest zbyt dobrym środkiem realizacji polityki. Mocarstwa nie zrezygnują z niego łatwo.

Na tym nie koniec: coraz częściej do rywalizacji dołączają przedsiębiorstwa chińskie. Bez większego doświadczenia w tego rodzaju działalności głównymi odbiorcami pozostają chińskie firmy realizujące kontrakty zagraniczne – głównie w Afryce. Związani z Pekinem najemnicy cieszą się mieszaną opinią. Do tej pory dali się poznać jako trudni we współpracy z miejscowymi służbami bezpieczeństwa i ludnością cywilną, co jest widoczne chociażby w Zimbabwe, gdzie chińscy najemnicy zastrzelili syna byłego zimbabwejskiego ministra. Firmy te znajdują się nadal we wczesnej fazie rozwoju. Zatrudniają nielicznych byłych żołnierzy, a ich działania koncentrują się na szkoleniach i ochronie VIP-ów.

Cytowany przez Deutsche Welle specjalista do spraw prawa międzynarodowego Marco Sassòli zwraca jednak uwagę na problem pomijany przy większości analiz rynku prywatnych firm wojskowych. Kontrakty coraz częściej pochodzą nie bezpośrednio od rządów szukających środków na wątpliwe legalnie działania, lecz od przedsiębiorstw zainteresowanych prowadzeniem interesów w niestabilnych częściach świata. W tym przypadku nie ma żadnej realnej kontroli nad tym, w jaki sposób wykorzystywani są najemnicy. Prywatne siły, mając de facto wolną rękę, dopuszczają się przestępstw wobec ludności cywilnej i pojmanych przeciwników. Było tak chociażby w przypadku Wagnerowców torturujących syryjskiego dezertera, co sprawcy sami uwiecznili na materiale wideo i umieścili w internecie.



Granice kompetencji

Istnieją jednak obszary w których prywatne siły wojskowe mogą okazać się przydatne. Potencjalnie najemnicy mogą zostać efektywnie wykorzystani w walce z piratami w Zatoce Gwinejskiej. Akwen ten stał się w ciągu ostatnich lat światowym centrum piractwa. Napady na statki i porwania marynarzy są powszechne, jednak problemem jest brak porozumienia politycznego, a tym samym niemożność skutecznego ścigania piratów, którzy uciekając, wielokrotnie przekraczają granice wód terytorialnych państw leżących nad zatoką.

Nie da się tu powtórzyć modelu działań zastosowanego w przypadku Rogu Afryki, ponieważ tam działania dotyczyły niemal wyłącznie wód terytorialnych Somalii. Ułatwiło to społeczności międzynarodowej podjęcie działań i ostateczne złamanie oporu piratów. Dodatkowym czynnikiem jest stan marynarek wojennych krajów Afryki Zachodniej. Jako dobrze wiemy po kryzysie trawiącym polską Marynarkę Wojenną, utrzymanie floty nowoczesnej i silnej (niekoniecznie licznej, ale przynajmniej silnej proporcjonalnie do liczebności) jest kosztowne, wymaga konkretnych i konsekwentnych decyzji politycznych, a większości krajów regionu nie stać na tego rodzaju inwestycję.

W tym przypadku najemnicy mogliby okazać się nieocenionym wsparciem. Koszt wynajęcia prywatnych sił wojskowych będzie znacznie niższy niż próby zwalczania piratów na własną rękę przez którekolwiek z państw czy tym bardziej budowy marynarki wojennej prawie od zera. Potencjalnie kontrakt mogłaby zaoferować Nigeria – najsilniejsze gospodarczo i militarnie państwo regionu zainteresowane unormowaniem sytuacji na Zatoce Gwinejskiej. Pozostałe kraje położone nad zatoką należą do najbiedniejszych na świecie, dlatego trudno oczekiwać, że będą w stanie opłacić dużą operację antypiracką. Bez udziału Nigerii tego rodzaju przedsięwzięcie jest niemożliwe.

Problemem może być jednak niechęć do współpracy z nigeryjskim rządem. Administracja rządzącego obecnie prezydenta Muhammadu Buhariego ma bardzo złą opinię w środowisku. Wiele firm z tego powodu może szukać zarobku w innych częściach Afryki, gdzie współpraca z władzami obarczona jest mniejszym ryzykiem. Poprzedni prezydent, Goodluck Jonathan, chętnie korzystał ze wsparcia firm z RPA i byłego Związku Radzieckiego. Stosunkowo duża swoboda dana najemnikom została nagle przerwana, gdy władzę przejął Buhari. Od 2015 roku nowa administracja skutecznie blokowała przeprowadzenie operacji „Kowadło”, mającej na celu zduszenie rebelii Boko Haram przez południowoafrykańskich najemników. Niedługo później wyrzucono wszystkich prywatnych żołnierzy z kraju, a terroryści zebrali siły, zaatakowali ponownie i odrobili niedawne straty.



Przyszłością wykorzystania najemników są prawdopodobnie tego rodzaju działania – wymagające specjalistycznego wyszkolenia i umiejętności w wąskim zakresie. W najbliższym czasie nie doczekamy się ani zgonu „dinozaura” z Aubagne, ani tym bardziej wzrostu skali działania prywatnych firm wojskowych. Wręcz przeciwnie: rządy korzystające z usług najemników będą musiały uważniej wybierać zleceniobiorców i powierzać im bardziej ograniczony zakres pracy.

Oczywiście najemników można wciąż używać w wojnie przeciwpartyzanckiej. Działania DAG w Mozambiku są tego najlepszym dowodem. Sukces taktyczny DAG zawdzięcza wszakże olbrzymiemu doświadczeniu jej obecnych członków i swoistemu nieprzerwanemu dziedzictwu sięgającemu lat pięćdziesiątych. Najemnicy odnoszą sukcesy dzięki sprawdzonej i doszlifowanej w boju w rodezyjskich siłach zbrojnych taktyce fireforce. Opiera się ona na współpracy grupy niedużych śmigłowców (zazwyczaj Aérospatiale Alouette III, szczególnie popularnych w tej części świata) przenoszących czteroosobowe desanty. Po zlokalizowaniu partyzantów śmigłowce rozmieszczają swoich ludzi tak, aby uniemożliwić przeciwnikowi ucieczkę, a następnie wskazują cele i udzielają wsparcia z powietrza za pomocą uzbrojenia pokładowego.

Prywatne firmy wojskowe stosujące wysokie standardy rekrutacji i zachowujące – podobnie jak DAG – własną taktykę i tradycję zawsze znajdą zleceniodawców. Być może w najbliższych latach zobaczymy wykwit grup opartych na najemnikach bliskowschodnich, głównie libijskich i syryjskich, którzy zdobyli doświadczenie w wojnach domowych w swoich ojczyznach, a następnie także w Górskim Karabachu, gdzie z ich usług (ponoć często niedobrowolnych) korzystały azerbejdżańskie siły zbrojne. Wszystko jednak wskazuje, że ujrzeliśmy granicę możliwości oddziałów najemnych. Ujrzeliśmy w tej kwestii swoisty przypadek działania zasady Petera: zakres odpowiedzialności najemników zwiększano tak długo, aż przekroczył on ich kompetencje.

Zobacz też: Eskadry obserwacyjno-bombowe sposobem na wojnę na Pacyfiku?

US Navy / Mass Communication Specialist 2nd Class Michael Zeltakalns