Afgańczycy poinformowali o skutecznym odparciu ofensywy ekstremistów w prowincji Helmand. Według lokalnych władz talibowie zostali wyparci z okolic stolicy prowincji i ponieśli ciężkie straty. Łącznie zabitych zostało 300 napastników, z czego aż 85 poległo podczas pierwszego dnia walk.
Po stronie sił rządowych odnotowano siedmiu zabitych i 30 rannych. W statystykach nie uwzględniono jednak ofiar śmiertelnych wypadku z udziałem dwóch Mi-17, do którego doszło 13 października. W toku walk kilka tysięcy cywilów zostało zmuszonych do porzucenia domów.
Celem bojowników było otoczenie i zdobycie stolicy Helmandu. Przejęcie kontroli nad Laszkargahem miało dać talibom lepszą pozycję negocjacyjną w toczących się rozmowach z Kabulem. Gubernator Mohammad Jasin Chan na konferencji prasowej stwierdził, że napastnicy próbowali okrążyć miasto, jednak plan został udaremniony przez afgańskich żołnierzy dzięki dobrej koordynacji i wysokiej determinacji żołnierzy.
Do walki wykorzystano również policję i siły specjalne. Część komandosów przetransportowano śmigłowcami z sąsiednich prowincji. Wsparcia udzielały również siły powietrzne Stanów Zjednoczonych.
Rząd zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji w Helmandzie. Wiceprezydent Amrullah Saleh potwierdził, że Kabul wiedział o nadchodzącej ofensywie. Afgańscy agenci ustalili, że ekstremiści przygotowywali atak przez dziewięć miesięcy. Notabene sami talibowie zapewniali, że ich celem nie było zajęcie Laszkargahu, ale zniszczenie posterunków sił bezpieczeństwa w prowincji.
Dowódca stacjonującego w mieście 215. Korpusu Wali Mohammad Ahmadzai stwierdził, że napastnicy zebrali ciała poległych i przetransportowali je w kierunku pakistańskiej granicy, gdzie znajdują się ich kryjówki. Problem swobodnego przekraczania granicy przez bojowników sprawia, że skuteczna walka wymaga szukania porozumienia z Islamabadem, który wykorzystuje talibów jako instrument politycznego nacisku na Kabul.
Zobacz też: Izrael: Nuklearny Iran? Nie w 2020 roku
(afganistantimes.af, washingtonpost.com)