W ostatnich latach – głównie za sprawą rosyjskiej i chińskiej propagandy – przeciwokrętowe pociski hipersoniczne urosły do rangi cudownej broni, potencjalnego zabójcy amerykańskich lotniskowców. poza Rosją i Chinami większość zaawansowanych militarnie państw podchodzi jednak ostrożnie do tego typu broni. Abhirup Sengupta spróbował na łamach Naval Post przyjrzeć się zaletom i wadom przeciwokrętowych pocisków hipersonicznych.

Lista pocisków tego typu systematycznie się wydłuża. Poczesne miejsce wśród potencjalnych zabójców lotniskowców zajmują rosyjskie 3M22 Cyrkon i Ch-47M2 Kinżał, a także chiński DF-17. Na razie jedynym państwem szeroko rozumianego Zachodu, które oficjalnie ogłosiło rozpoczęcie prac nad przeciwokrętowym pociskiem hipersonicznym, jest Japonia. Paradoksalnie HGVP (Hyper Velocity Gliding Projectile) ma służyć do zwalczania chińskich lotniskowców.



Główną zaletą pocisków hipersonicznych jest prędkość znacznie skracająca możliwy czas reakcji obrony. Tutaj jednak zaczynają się problemy. Jak zauważa Sengupta, okręty wyposażone w system Aegis opracowany z myślą o obronie przeciwrakietowej nie powinny mieć problemu z odpowiednio wczesnym wykryciem pocisku hipersonicznego, który – warto pamiętać – porusza się wolniej niż pociski balistyczne. Do tego każda akcja powoduje reakcję i producenci uzbrojenia zaczęli pracować nad odpowiednimi środkami zaradczymi. Saab już w roku 2018 przedstawił wersję radaru Sea Giraffe przystosowaną do wykrywania i śledzenia pocisków hipersonicznych.

Zwalczanie szybko poruszających się pocisków przeciwokrętowych nie jest zresztą dla marynarek wojennych NATO nowością. Jak przypomina Sengupta, system Aegis był rozwijany w latach 80. między innymi z myślą o obronie przed rosyjskimi pociskami ponaddźwiękowymi. Głównym postrachem paktu północnoatlantyckiego był wówczas radziecki Ch-15 (NATO: AS-16 Kickback), który wznosił się na wysokość 40 tysięcy metrów, by następnie przejść w lot nurkowy i atakować cel z prędkością Mach 5.

Schemat ataku przeprowadzonego za pomocą pocisku Ch-15 z użyciem Tu-22M w roli nosiciela i Tu-95 w roli samolotu rozpoznawczego.
(NGO Raduga)

Ze względu na takie zagrożenia już w latach 70. Amerykanie opracowali cel powietrzny AQM-37C, zastąpiony w roku 2005 przez GQM-163 Coyote. Oba osiągają prędkość Mach 4 i imitują rosyjskie supersoniczne pociski przeciwokrętowe w końcowej fazie lotu. Od lat są to standardowe cele przy ćwiczebnych strzelaniach pociskami SM-2, SM-6 i ESSM. Sengupta stawia w tym miejscu istotne pytanie: jeżeli SM-6 jest w stanie poradzić sobie ze znacznie szybszymi i wykonującymi złożone manewry pociskami balistycznymi, dlaczego nie miałby być skuteczny przeciw pociskom hipersonicznym?



Kolejny problem podnoszony przez sceptyków to systemy naprowadzania. Aby poruszający się z prędkością około Mach 8 pocisk mógł trafić przemieszczający się cel, musi być wyposażony w bardzo precyzyjne układy kierowania i naprowadzania. Duża prędkość lotu skraca obronie czas reakcji, ale jednocześnie zostawia samemu pociskowi mniej czasu na poprawne odróżnienie celu od coraz bardziej zaawansowanych wabików.

GQM-163 Coyote przelatuje przed dziobem okrętu monitorującego test.
(US Navy / Orbital Sciences)

Jest to jednak dopiero połowa problemu. Loty z prędkościami hipersonicznymi w niższych warstwach atmosfery powodują wytwarzanie wokół obiektu warstwy plazmy w dużej mierze nieprzepuszczającej sygnałów radiowych. Z tego powodu naprowadzanie radiolokacyjne staje się praktycznie bezużyteczne. Rozwiązanie widać na prezentowanych w rosyjskich mediach przypominających sinusoidę modelach trajektorii Kinżała w końcowej fazie lotu. Podczas obniżania wysokości lotu pocisk zmniejsza prędkość poniżej Mach 5, co umożliwia wykorzystanie radaru naprowadzania. Jeżeli pod sam koniec lotu prędkość spadnie jeszcze bardziej, zwalczanie pocisków hipersonicznych znajdzie się w zasięgu możliwości większości obecnie stosowanych systemów obrony bezpośredniej.



Ma to dalsze doniosłe konsekwencje, wiążące się z odmiennym podejściem do pocisków przeciwokrętowych na Wschodzie i Zachodzie. Wprawdzie osiągnięcie prędkości naddźwiękowej w locie na małej wysokości, tuż nad powierzchnią morza (sea-skimming), jest możliwe, ale wymuszony przez system naprowadzania profil lotu taki jak u Kinżała praktycznie wyklucza atak w takim trybie. Wysoki profil lotu i duże rozmiary, a tym samym większa sygnatura radarowa i powodowana przez wysoką prędkość sygnatura termiczna, ułatwiają wykrycie pocisków hipersonicznych i supersonicznych.

Właśnie tutaj leży powód, dlaczego rozwijane na Zachodzie pociski przeciwokrętowe osiągają prędkości pod- i okołodźwiękowe. Umożliwia to zmniejszenie rozmiarów i lot na małej wysokości, a tym samym utrudnia przeciwnikowi wykrycie zagrożenia. Doświadczenia wyniesione między innymi z wojny o Falklandy wykazały, że pocisk przeciwokrętowy jest tym skuteczniejszy, im później zostanie wykryty. Każdy kij ma jednak dwa końce: większe pociski mogą zabrać cięższe głowice bojowe, a tym samym zwiększają się szanse wyeliminowania celu jednym trafieniem. Jak najcięższa głowica ma tez kluczowe znaczeni, gdy projektuje się pocisk z myślą o zwalczaniu lotniskowców.

Zobacz też: Kobiety w wojskach pancernych Izraela. Krótka historia bez ciągu dalszego

(navalpost.com)

kremlin.ru