Jerusalem Post poinformował, że doniesienia agencji Reutera, jakoby Iran mógł mieć broń jądrową już w 2020 roku, można włożyć między bajki. Izraelski dziennik przekonuje, że na dłuższą metę Iran jest zagrożeniem nuklearnym, toteż Stany Zjednoczone i Izrael muszą trzymać rękę na pulsie, jednak każda izraelska agencja wywiadowcza, w tym Mosad i Szin Bet, dała jasno do zrozumienia, że Teheran nie będzie dysponował broną jądrową w 2020 roku. Nie pozyska jej też w najbliższej przyszłości.

Wcześniej izraelska wspólnota wywiadowcza miała obawy, że Islamska Republika Iranu jeszcze w tym roku będzie dysponować bombą atomową. W ostatnim czasie zagrożenie to miało minąć. Wynika to prawdopodobnie z dwóch powodów. Pierwszy – bardziej oficjalny – wiąże się z decyzją polityczną Iranu o powstrzymaniu się od wzbogacanie izotopu uranu do poziomu 20% lub większego. Utrzymywanie zapasów na poziomie około 5% stawia Iran dala od militarnego wykorzystania.

W marcu Teheran miał już wystarczająco dużo izotopu uranu, aby wyprodukować jedną głowicę nuklearną. Podjęcie decyzji o przejściu do kolejnej fazy miało oznaczać, że do jej uzyskania potrzebuje od czterech do sześciu miesięcy. Obecne zapasy – niezgodne z poziomami ustalonymi przez historyczne porozumienie z lipca 2020 roku – dają ajatollahom teoretyczną możliwość zbudowania kilku głowic. Najwyraźniej na to się nie zdecydowano.

Ostatnio amerykańcy i izraelscy pracownicy agencji wywiadowczych, a także eksperci do spraw energii jądrowej twierdzą, że Iran co prawda współpracuje z Koreą Północną, ale jest to kooperacja ograniczona. Teheran wybrał inną ścieżkę techniczną i zdecydował się na opracowanie rodzimej technologii. Scenariusz, w którym reżim Kim Dzong-una dostarcza gotowe głowice do pocisków, ocenia się jako mało prawdopodobny. Teheran chce sam opanować cały cykl.

W grudniu 2019 roku izraelski wywiad uważał, że Iran nie będzie zdolny umieścić głowicy nuklearnej na pocisku balistycznym wcześniej niż pod koniec 2021 roku. Jednocześnie największym zmartwieniem do połowy tego roku było przekonanie, że Iran ma jakieś tajne miejsce, w którym potajemnie pracuje nad rozwojem broni jądrowej, odwracając uwagę MAEA znanymi obiektami jądrowymi. W związku z tym planował, jak ponownie ograniczyć irański program bez konieczności wplątywania się w otwartą konfrontację.

Latem doszło do wielu eksplozji w irańskich obiektach, w tym kilku z nich związanych z energią jądrową. Wskutek wybuchu z 2 lipca na rok lub dłużej wstrzymał zaawansowany program wirówek. Tego lata Iran miał poczuć siłę mapy wszystkich nieznanych dotąd miejsc, w których odbywały się prace związane z programem nuklearnym. Na jej podstawie dokonywano precyzyjnych uderzeń w infrastrukturę. W zeszłym miesiącu minister wywiadu Eli Cohen dał do zrozumienia, że Siły Obronne Izraela wiedzą o niemal wszystkim, co się dzieje w Iranie – i to właśnie jest drugi powód.

Rozmieszczenie miejsc związanych z programem nuklearnym pozyskano wskutek akcji z 31 stycznia 2018 roku, gdy szpiedzy Mosadu przeniknęli do budynku w Teheranie i wyjęli zawartość trzydziestu dwóch sejfów. Znajdowało się w nich pół tony dokumentów papierowych, zdjęć i plików komputerowych z projektu „Amad”. Bez wątpienia ajatollahowie wyznaczają nowe lokalizacje, w których mogliby prowadzić dalsze działania, a coraz więcej obiektów znajduje się pod ziemią. Proces ten wymaga jednak czasu, zwykle wielu lat.

Zobacz też: Egipt i Turcja w Libii. Coraz bardziej realna groźba konfrontacji

(jpost.com, washingtonpost.com)

United States Department of Energy