Państwo Żydowskie wciąż czeka na irański atak mający stanowić odwet za śmierć szefa polit­biura Hamasu, Ismaila Hanijji, na irańskiej ziemi. Tymczasem w stolicy Kataru, Ad‑Dausze, odbył się szczyt nazywany przez wielu obserwatorów szczytem ostatniej szansy. Jeśli nie uda się wypracować porozumienia albo chociaż przetrzeć drogi do tego celu, trudno sobie wyobrazić, żeby w najbliższych miesiącach pojawiła się kolejna okazja. To zaś oznacza niechybną śmierć wielu (o ile nie wszystkich) zakładników, a także kolejnych tysięcy Gazańczyków i Gazanek, zwłaszcza tych najmłodszych.

Szczyt w Katarze

Niestety podczas rozmów zabrakło kluczowego uczestnika – Hamasu. Jego przedstawiciele oświadczyli, że po zamordowaniu Hanijji nie ma o czym rozmawiać, i zapowiedzieli bojkot. Kontakty z terrorystami zapewniają głównie Katar i Egipt, ale istotną rolę do odegrania ma również Turcja. Dlatego też amerykański sekretarz stanu Antony Blinken odbył kilka dni temu rozmowę z tureckim ministrem spraw zagranicznych Hakanem Fidanem, podczas której podkreślał, jak ważne jest, aby Hamas wziął udział w szczycie.

Wszystkie te starania spełzły na niczym. Hamasowcy słowa dotrzymali, toteż dwudniowy szczyt odbył się bez nich. Ale wbrew pozorom nie będzie to gadanie po próżnicy. Dyplomaci spodziewają się, że przedstawiciele Hamasu będą skłonni zapoznać się z końcowymi ustaleniami szczytu.

Optymistą co do przebiegu rozmów jest premier Kataru Muhammad ibn Abd ar-Rahman as‑Sani. Pozytywnym sygnałem ma być to, że delegacje zgodziły się… zostać na noc. Poprzednio uczestnicy negocjacji na zakończenie każdej rundy rozmów pakowali dokumenty, jechali na lotnisko i wracali do swoich krajów. Tym razem przystali jednak na propozycję premiera i nocowali w Dausze. A trzeba mieć na uwadze, że delegacja izraelska (na której czele stoi szef Mosadu Dawid Barnea) miała wątpliwości co do swojego bez­pie­czeń­stwa, dała się jednak przekonać.

Niektórzy uczestnicy rozmów także dają do zrozumienia (nieoficjalnie), że pierwsze sesje okazały się konstruk­tywne. Niemniej ponownie istnieją bliżej nieokreślone „kluczowe zagadnienia”, co do których wciąż nie ma zgody.

Niestety chociaż izraelska opinia publiczna w ogromnej większości popiera dążenie do rozejmu i pójście na ustępstwa, jeśli skutkiem będzie uwolnienie wszystkich zakładników, atmosfera na szczytach władzy jest inna. O tym, że Netanjahu jest oskarżany o sabotowanie rozmów, pisaliśmy już wielokrotnie.

Dziesięciu członków partii Likud, do której należy Binjamin Netanjahu, wystosowało list otwarty do premiera z apelem, aby nie zgadzał się na żadne naruszenie „czterech czerwonych linii”. Pierwsza dotyczy utrzymania obecności Cahalu w tak zwanym korytarzu Filadelfi (lub też Osi Saladyna), czyli wąskim 14-kilo­met­ro­wym pasie biegnącym wzdłuż granicy Strefy Gazy z Egiptem, w korytarzu Necarim, przecinającym całą enklawę na dwoje od kibucu Be’eri do Morza Śród­ziem­nego, i na przejściu granicznym w Rafah. Autorzy listu podkreślili, że chodzi o fizyczną obecność żołnierzy, a nie jedynie o użycie przez izraelskie wojsko technicznych środków dozoru. W grę nie wchodzi również użycie żołnierzy z państw trzecich.

Druga czerwona linia dotyczy zakazu powrotu „wroga” (czyli członków Hamasu i Pales­tyń­skiego Islamskiego Dżihadu) do północnej części Strefy Gazy. Trzecia – pozostawienia jakichkolwiek zakładników w rękach terrorystów. Innymi słowy jednym z punktów jakiego­kolwiek porozu­mienia musi być uwolnienie wszystkich zakładników, bez wyjątków, i oddanie zwłok wszystkich tych, którzy nie dożyli odzyskania wolności. Wreszcie czwarta czerwona linia dotyczy wycofania sił znad granicy libańskiej.

Tymczasem Hamas miał zako­mu­ni­ko­wać uczestnikom szczytu, że oczekuje pełnego zawieszenia broni, pełnego wycofania Izrael­czyków ze Strefy Gazy, umożliwienia powrotu wysiedleńcom i wymiany zakładników za więźniów bezpieczeństwa siedzących w izraelskich zakładach karnych.

Mimo to zarówno w oficjalnych, jak i w nieoficjalnych dawno nie czuło się takiego optymizmu. Prezydent Joe Biden powiedział, że nie chce zapeszyć, ale porozumienie jest dużo bliżej niż trzy dni temu. Wspólne oświadczenie uczestników szczytu zapewnia zaś, iż nowo sfor­mu­ło­wana propozycja daje szanse na zasypanie wszystkich przepaści ziejących obecnie między Izraelem a Hamasem. Ale z drugiej strony Hamas oskarża Amerykanów o tworzenie fałszywej nadziei.

Jak informuje portal Ynet, powołując się na źródło w jednym z krajów uczestniczących w szczycie, premier Kataru rozmawiał z przywódcami w Teheranie, aby nakłonić ich do odłożenia na półkę planów ataku na Izrael, jeśli nie permanentnie, to chociaż tymczasowo. Muhammad ibn Abd ar‑Rahman as‑Sani jest ponoć przeko­nany, że sprawy układają się pomyślnie i porozumienie o zawieszeniu broni jest możliwe (choć droga pozostaje długa i kręta). Atak ze strony Iranu, lub masowy atak ze strony Hezbollahu, mógłby wszystko zaprzepaścić.

Przygotowania do ataku

Według The Washington Post Hezbollah odniósł się pozytywnie do katarskich apeli i obiecał, że nie przeprowadzi żadnych uderzeń odwetowych, dopóki w Dausze trwają negocjacje. Nie wiadomo jednak, czy Iran również postanowi zaczekać. Izrael i jego sojusznicy przygotowują się więc cały czas na odparcie uderzenia. Obecnie sami Amerykanie mają na Bliskim Wschodzie około 40 tysięcy ludzi, podczas gdy rutynowo są to „tylko” 34 tysiące. Szerzej na temat charakteru przygotowywanych sił pisaliśmy w poprzednim sprawozdaniu, tu zaś chcemy zwrócić uwagę na dwa stosunkowo nowe wątki.

Pierwszy to izraelskie pragnienie, aby odwet za odwet nie był tylko dziełem Izraela. Minister spraw zagranicznych Jisrael Kac w rozmowie z ministrem obrony Wielkiej Brytanii i ministrem sił zbrojnych Francji oświadczył, że chce, aby oba te kraje wyraziły gotowość do wspólnego uderzenia na Iran, jeśli ten zaatakuje Izrael.

Aby podkreślić, że nie zawaha się przed atakiem na Iran, Izrael zorganizował ćwiczenia, podczas których samoloty bojowe wykonywały tankowania w locie, symulując dolot nad cel położony w głębi terytorium nieprzyjaciela.

Ostatnio pojawiły się też doniesienia wskazujące, że atak może tym razem przybrać inną formę – nie masowego uderzenia za pomocą dronów i pocisków balistycznych, ale precy­zyjnego zabójstwa, którego ofiarą miałby paść ważny izraelski polityk, oficer sił zbrojnych albo funkcjonariusz wywiadu.

Chan Junus i nie tylko

Już od ponad tygodnia Cahal prowadzi kolejną dużą ofensywę w drugim co do wielkości mieście Strefy Gazy. Dziś wydano rozkaz ewakuacji dla cywilów znajdujących się w północnej części miasta, w dzielnicach dotąd uznawanych za strefę humanitarną i chronionych przed izraelskimi działaniami bojowymi. W ostatnich dniach właśnie z tych obszarów hamasowcy odpalali jednak pociski rakietowe w kierunku Izraela.

Drugi rozkaz ewakuacji dotyczy Dajr al‑Balah, a trzeci – Bajt Hanun w północnej części Strefy Gazy. Działający tam batalion Hamasu rozbito w pierwszych miesiącach wojny, potem zaś Izrael regularnie przeprowadzał w mieście niewielkie rajdy sił specjalnych.

15 sierpnia lotnictwo zbombardowało ponad 30 celów w całej Strefie Gazy. W Chan Junus izraelska artyleria ostrzelała stanowiska wyrzutni pocisków rakietowych, a spado­chro­niarze przejęli skład broni, zawierający granatniki przeciwpancerne i drony.

Zachodni Brzeg

Sytuacja na kontrolowanym przez Fatah Zachodnim Brzegu była napięta jeszcze przed napaścią Hamasu z 7 października. Od tego dnia przemoc osiąga coraz bardziej niepokojący poziom, a głównymi (choć bynajmniej nie jedynymi) winowajcami tego stanu rzeczy są izraelscy osadnicy.

Tu musimy się cofnąć do okresu bezpośrednio poprzedzającego „Potop Al‑Aksa”. Większość osadników na Zachodnim Brzegu to elektorat partii prawico­wych, zwłaszcza prawi­co­wych oszołomów z Żydowskiej Siły i Partii Religijnego Syjonizmu. Na czas ubiegłorocznego święta Jom Kipur Cahal rozlokował na Zachodnim Brzegu i wzdłuż tak zwanego muru bezpieczeństwa aż dwadzieścia sześć batalionów, które miały ochraniać osiedla i drogi. Tej samej ochrony zabrakło na granicy ze Strefą Gazy.

Po napaści Hamasu osadnicy, już wcześniej skorzy do przemocy, uciekali się do niej coraz częściej, a stróże prawa coraz częściej patrzyli na to przez palce, a nawet zapewniali sprawcom ochronę. Trzeba pamiętać, że policja podlega ministrowi bezpieczeństwa państwowego, a stanowisko to piastuje obecnie Itamar Ben Gwir, lider partii Żydowska Siła.

Przemoc ze strony osadników osiągnęła apogeum w kwietniu tego roku, po zaginięciu 14-letniego Binjamina Achimaira. Ciało chłopca znaleziono po całej dobie poszukiwań. Rany na jego ciele dowodziły, iż został zamordowany. Osadnicy zaatakowali kilkanaście palestyńskich wsi i zastrzelili co najmniej czterech przypadkowych mężczyzn. Potem, choć rozlew krwi nie ustał, sytuacja trochę się uspokoiła. Ale teraz znów jest na granicy wrzenia.

Wczoraj kilkudziesięciu osadników, spośród których wielu miało na twarzach maski, zaatakowało wieś Dżit pod palestyńskim miastem Kalkilja i zamordowało co najmniej jedną osobę – Mahmuda Abd al‑Kadira Saddę, lat 23. Jedna osoba została poważnie ranna, spalono też kilkanaście samochodów.

Napaści te ściągnęły na osadników (po raz kolejny) międzynarodowe potępienie, między innymi z Waszyngtonu. Potępienie nadeszło także z bardziej umiarkowanych kręgów w izraelskim rządzie. Minister obrony Joaw Galant oświadczył: „W czasie, gdy nasze wojsko walczy na linii frontu, broniąc Państwa Izrael, grupa radykałów wszczęła zamieszki i zaatakowała niewinnych ludzi. Nie reprezentują oni wartości społeczności żyjących w Samarii. Zdecydowanie potępiam wszelkie formy przemocy i w pełni wspieram Cahal, Szin Bet i policję w wypełnianiu ich zadań i rozwiązywaniu tego problemu”.

Ben Gwir odparował, że wina za przemoc na Zachodnim Brzegu spada przede wszystkim na Galanta i szefa sztabu Cahalu generała broni Herciego Halewiego. – Powiedziałem dziś [tj. 15 sierpnia] wieczorem szefowi sztabu, że nieokazywanie poparcia żołnierzom, którzy zastrzelą każdego terrorystę rzucającego kamieniami, prowadzi do takich incydentów jak dzisiejszy – oświadczył minister.

Wstępne wyniki dochodzenia wska­zują, że żołnierze Cahalu pojawili się w Dżit tuż po rozpoczęciu napaści przez osadników, ale nie podjęli żadnej próby uspokojenia sytuacji ani zapobieżenia napaściom.

x.com/idfonline