Przez cały czas istnienia Irlandii w charakterze osobnego organizmu państwowego – najpierw jako Wolne Państwo Irlandzkie, a następnie jako całkowicie niepodległe państwo Irlandia – jednym z fundamentów jej polityki międzynarodowej była neutralność. Wprawdzie nie jest ona wpisana do tamtejszej konstytucji, ale wszystkie kolejne rządy starały się przynajmniej zachowywać pozory. Świat jednak pędzi naprzód i niektórym państwom coraz trudniej jest tak po prostu stać z boku. Dla Irlandii proces ten może oznaczać częściowe podporządkowanie na nowo Londynowi.

Ze względów historycznych taka perspektywa budzi zrozumiałe obawy na Szmaragdowej Wyspie. Co gorsza, już wiele lat temu odpowiedź na pytanie, czy Irlandia jest naprawdę neutralna, przestała być jednoznaczna. Sean O’Riordan pisze w Irish Examiner, iż tamtejsza opinia publiczna będzie musiała rozważyć kwestię dalszej neutralności „w najbliższych miesiącach, ponieważ, czy nam się to podoba czy nie, nasze oficjalne stanowisko i to, po czyjej stronie się opowiadamy, znalazło się w centrum zainteresowania ze względu na rosyjską inwazję na Ukrainę”.

—REKLAMA—

Według O’Riordana irlandzka neutralność to już od dawna mrzonka, a jako punkt zwrotny wskazuje brytyjsko-irlandzkie porozumienie, na którego mocy Royal Air Force odpowiada za obronę przestrzeni powietrznej nad Irlandią. Kraj ten nie posiada bowiem żadnych samolotów myśliwskich, nie byłby więc w stanie przechwytywać samolotów bojowych ewentualnego nieprzyjaciela czy – to bardziej prawdopodobny scenariusz – samolotów cywilnych opanowanych przez terrorystów.

Oczywiście sprawa nie jest aż tak prosta. RAF nie jest tak po prostu obrońcą Irlandii. Głównym zadaniem RAF‑u jest zabezpieczanie irlandzkiego Rejonu Informacji Powietrznej i przechwytywanie podejrzanych samolotów, którymi musiałoby się zajmować irlandzkie lotnictwo, gdyby miało na to środki. Nieoficjalnie wiadomo, że porozumienie zezwala RAF‑owskim Typhoonom na swobodne korzystanie z irlandzkiej przestrzeni powietrznej w ramach wykonywania tych zadań.

Para irlandzkich PC-9M. Samolot na pierwszym planie jest uzbrojony w zasobniki z karabinami maszynowymi i wyrzutnie niekierowanych pocisków rakietowych.
(Irish Defence Forces)

Od samego początku ostrze tego przedsięwzięcia wymierzone było w samoloty rosyjskie wykonujące długie patrole nad Morzem Północnym i zbliżające się do Wielkiej Brytanii czy też – po minięciu właśnie Irlandii – nawet do Francji i Hiszpanii. Weźmy choćby sytuację z lutego 2017 roku. Dwa nosiciele pocisków manewrujących Tu-160 (NATO: Blackjack) ominęły Wielką Brytanię, a następnie Irlandię, i skierowały się na Bretanię. Następnie skierowały się w stronę Hiszpanii, po czym skręcili na północ i minęli Hebrydy Zewnętrzne (na północnym zachodzie Szkocji) w drodze powrotnej do Rosji. W takich lotach Szmaragdowa Wyspa byłaby dla Rosjan swoistą tarczą osłaniającą je przed brytyjskimi myśliwcami broniącymi nie tylko samej Wielkiej Brytanii, ale także państw sojuszniczych.



Obrona Irlandii samej w sobie jest jedynie poboczną korzyścią, którą Irlandia wyciąga za darmo (przynajmniej z brytyjskiej perspektywy) z tego układu w naturalny sposób ze względu na położenie geograficzne. Zresztą w Wielkiej Brytanii słychać czasem głosy oburzenia na „marnowanie pieniędzy z podatków” na obronę Irlandii. Z kolei w Irlandii kontrowersje wzbudził sposób zawarcia porozumienia. Wszystko uzgodniono w sposób tajny na szczeblu międzyrządowym, a irlandzkie Siły Obronne nawet nie miały prawa głosu, i to pomimo że delegaci RAF-u ponoć chcieli zorganizować konsultacje z kolegami z przeciwnego brzegu Morza Irlandzkiego.

Brytyjski Typhoon FGR.4.
(Corporal Alex Scott / UK MOD © Crown copyright 2021)

Trudno się dziwić, że taki układ budzi obawy (nawet jeśli wyolbrzymione) o zredukowanie Irlandii do roli protektoratu – suwerennego na użytek wewnętrzny, ale w polityce międzynarodowej uzależnionego od kolonizatora i polegającego na jego ochronie. A skoro RAF‑owi wolno wykorzystywać irlandzkie niebo do obrony Zjednoczonego Królestwa, można interpretować ten fakt jako sojusz wojskowy (jeśli nie de iure, to przynajmniej de facto) między oboma krajami, co z kolei oznacza, że Dublin porzucił politykę neutralności.

Nasuwa się wobec tego oczywiste pytanie: czy irlandzki Korpus Lotniczy (An tAerchór) może zbudować własne lotnictwo myśliwskie? Jest ono zadawane regularnie od lat i za każdym razem wydaje się, że odpowiedź brzmi: teoretycznie tak, ale w praktyce nie ma woli politycznej. Być może pojawi się ona teraz, kiedy alternatywą jest uzależnienie od dawnego ciemięzcy, ale trzeba by wtedy pokonać kolejne dwie przeszkody: pieniądze i czas. Postawieni pod takim metaforycznym murem, Irlandczycy znaleźliby fundusze na zakup samolotów i szkolenia pilotów, ale czas nie jest z gumy, a do nadrobienia byłyby ogromne braki.

Irlandzkie Vampire’y.
(A Pictorial History of the Defence Forces)

Irlandia od 1975 roku nie ma samolotów myśliwskich. Ostatnimi (i jedynymi o napędzie odrzutowym) były brytyjskie szkolno-bojowe De Havillandy Vampire’y T.55. Nie ma więc ani pilotów, ani techników mających doświadczenie w pracy z samolotami odrzutowymi, choćby i starej generacji, nie ma nikogo, kto mógłby przekazać doświadczenia młodszemu personelowi. Wszystko trzeba by budować prawie od zera, a przez te lata kraj wciąż skazany byłby na rolę „protektoratu”.



Obecnie An tAerchór posiada jeden samolot rozpoznawczy Britten-Norman BN-2 Islander, dwa morskie samoloty patrolowe CN 235 i trzy PC-12NG wykorzystywane do rozpoznania i transportu, w tym jako latający ambulans. Komponent uderzeniowy tworzy osiem szkolno-bojowych PC-9M. Uzupełnieniem samolotów są śmigłowce: sześć AW139 i dwa H135.

Irlandzki CN 235.
(Irish Defence Forces)

Wraz z zakupem samolotów konieczne byłoby również pozyskanie stacji radiolokacyjnych. Obecnie Dublin ma bardzo ograniczone zdolności śledzenia obcych statków powietrznych. W zasadzie może śledzić tylko te samoloty, które mają włączone transpondery pozwalające na ich identyfikację. Tymczasem rosyjskie nosiciele pocisków manewrujących z reguły wyłączają transpondery, przez co – pomijając już kwestie czysto wojskowe – stwarzają zagrożenie dla lotnictwa cywilnego i utrudniają kierowanie ruchem lotniczym. W ubiegłym miesiącu zapowiedziano przeznaczenie 200 milionów euro na pierwszy w historii tego kraju nowoczesny radar wojskowy, ale tylko przyszłość pokaże, czy słowo stanie się ciałem.

Senator Gerard Craughwell, weteran zarówno irlandzkich, jak i brytyjskich sił zbrojnych, utrzymuje z kolei, że Irlandia tak naprawdę nigdy nie była neutralna. Neutralność objawia się bowiem w razie wojny, a Dublin tylko raz miał okazję zademonstrować prawdziwą neutralność: w czasie drugiej wojny światowej. I sprawdzian ten oblał, opowiadając się jednoznacznie po stronie aliantów, mimo że Irlandia nie przystąpiła do wojny zbrojnie. Dała jednak wojskom alianckim prawo przemarszu i przelotu oraz dzieliła się informacjami wywiadowczymi i danymi meteorologicznymi. Niemieckich lotników, którzy wylądowali w Irlandii, internowano, alianckim pozwalano wracać do swoich.

Na morzu

Osobną kwestią wymagającą rozważenia jest ochrona wód terytorialnych i wyłącznej strefy ekonomicznej. Na krótko znalazła się ona na pierwszych stronach gazet w styczniu tego roku, w okresie rosnących napięć na granicy ukraińsko-rosyjskiej, które, jak dzisiaj już wiemy, były preludium do bandyckiego najazdu. Okręty zmierzające na Morze Śródziemne, w tym krążownik rakietowy „dalekiej strefy morskiej i oceanicznej” Marszał Ustinow projektu 1164 Atłant, miały po drodze odbyć ćwiczenia na obszarze irlandzkiej wyłącznej strefy ekonomicznej.



Ćwiczenia odwołano w następstwie protestu irlandzkich rybaków, którzy zapowiedzieli, iż zamierzają w sposób pokojowy zablokować przeprowadzenie ćwiczeń. Z perspektywy czasu wiemy, że nie miały ona dużego znaczenia dla Rosjan, a ich odwołanie było może nawet odgórnie zaplanowane jako „gest dobrej woli”. Pojawiły się jednak obawy, że ćwiczenia są tylko przykrywką, a rzeczywistym celem jest przecięcie kabli podmorskich łączących Europę i Amerykę Północną, tak aby zakłócić łączność transatlantycką tuż przed inwazją na Ukrainę.

LÉ James Joyce (P62) – drugi okręt typu Samuel Beckett.
(Tony Hisgett)

Kreml interesował się tymi kablami już wcześniej. W ubiegłym roku w ich strefie przebywał swoisty okręt flagowy rosyjskiego Głównego Zarządu Badań Głębinowych – 108-metrowy Jantar projektu 22010 Kriujs. Rosjanie klasyfikują go jako jednostkę oceanograficzną, w praktyce jest jednak okrętem zwiadowczym, dysponującym bogatą aparaturą dwojakiego – wojskowego i cywilnego – zastosowania i zdolnym do szukania obiektów na dnie morskim. W skład jego wyposażenia wchodzą dwa duże autonomiczne pojazdy podwodne, zdolne do wykonywania zdjęć dna morskiego i infrastruktury podmorskiej w wysokiej rozdzielczości, a także do podejmowania przedmiotów z dna. Z pewnością przecięcie kabla lub założenie na nim ładunków wybuchowych nie przekracza ich zdolności.

Świadomi, że zagrożenie nie minęło, Brytyjczycy planują wysłanie okrętu (lub okrętów), który będzie monitorował bezpieczeństwo kabli podmorskich w irlandzkiej wyłącznej strefie ekonomicznej. Irlandzka Służba Morska (An tSeirbhís Chabhlaigh) nie ma bowiem własnych jednostek, które mogłyby wypełniać tę funkcję. Cała jej flota to cztery okręty patrolowe typu Samuel Beckett i dwa (w tym jeden niesprawny) typu Róisín.

Tym samym powstanie kolejny obszar uzależnienia od Wielkiej Brytanii. Cytowany wyżej Sean O’Riordan sugeruje wręcz, że ogłoszenie publicznie tego zamiaru było manewrem dyplomatycznym mającym jeszcze mocniej wciągnąć „neutralną” Irlandię do NATO‑wskiego systemu bezpieczeństwa. Zwłaszcza że z perspektywy rosyjskiej Irlandia już i tak jest jego częścią.

Zobacz też: Francuzi naprawią okręt podwodny Perle, łącząc go z drugą jednostką

Cpl Drummee RAF / UK MOD © Crown copyright 2022