Indie nie ustają w poszukiwaniach klientów zainteresowanych lekkim samo­lotem bojowym Tejas. Po bolesnej porażce w Malezji najnowszym celem kampanii promocyjnej stała się Argen­tyna. Ambasador Indii w Buenos Aires Dinesh Bhatia w ubiegłym tygodniu spotkał się w tej sprawie z szefem sztabu Fuerza Aérea Argentina, generałem dywizji Fernandem Luisem Mengo. Mamy więc szansę zobaczyć w praktyce współpracę dwóch krajów, w których programy zbrojeniowe – a już zwłaszcza lotnicze – ciągną się latami i często doczekują się kilku restartów.

Poszukiwania nowych myśliwców dla argentyńskiego lotnictwa trwają już od ponad dziesięciu lat, to znaczy od momen­tu, w którym podjęto decyzję o wycofaniu ze służby starych francuskich Mirage’ami III i 5 oraz izraelskimi Daggerów (czyli Mirage’ów 5 proweniencji izraelskiej). Od tego czasu pojawiało się wiele propozycji, jak załatać dziurę w systemie obrony powietrznej kraju.



Początkowo ciężar spoczywał na barkach A-4AR Fightinghawków, czyli głęboko zmodernizowanych A-4M Skyhawków. Te jednak wielokrotnie uziemiano wskutek usterek i braku części zamiennych spo­wo­do­wa­nego brakiem funduszy. Wkrótce rolę argentyńskich „myśliwców” musiały wziąć na siebie samoloty szkolno-treningowe IA-63 Pampa III, które dysponują możliwością podwieszenia uzbrojenia niekierowanego. Obecnie, mimo że w służbie pozostaje formalnie około dwudziestu pięciu A-4AR tego typu (w tym trzy szkolne OA-4AR), praw­do­po­dob­nie jedynie kilka jest utrzymywanych w gotowości.

Argentyński Dagger, zdjęcie z 1984 roku.
(Carlos Ay)

Już dziesięć lat temu Buenos Aires miało apetyt na Gripeny, zwłaszcza te produ­ko­wane na licencji w Brazylii. Transakcja upadła jednak, zanim jeszcze przy­stą­pio­no do negocjacji. Wielka Brytania zapowiedziała bowiem zablo­kowanie eksportu tych maszyn. Większość awio­ni­ki Gripena jest pochodzenia brytyj­skiego, a Londyn nadal ma nałożone na Argen­tynę embargo na uzbrojenie po inwazji na Falklandy. Kilka lat później z tego samego powodu spaliło na panewce pozyskanie południowo­koreańskich lek­kich samo­lotów bojowych FA-50 Golden Eagle.

Faworytem do roli rozwiązania pomos­to­wego przez wiele lat był Kfir. Maszyny pochodzące z prywatnych zasobów firmy Israel Aerospace Industries reprezento­wałyby najnowo­cześ­niejszy wariant Block 60 z radiolokatorem Elta EL/M-2032. Poza tym samoloty, mimo że są w istocie starymi płatowcami, są budo­wane od podstaw dla klienta przez Israel Aerospace Industries i mają wyzerowany resurs. Była to więc bardzo atrakcyjna opcja, która zapewniłaby Argentynie kilka lat spokoju. Niestety resortowi obrony zabrakło około 300 milionów dolarów na zakup Kfirów.



W obliczu problemów z embargiem nałożonym przez Londyn Argentyńczycy zwrócili uwagę na maszyny rosyjskie i chińskie. W 2021 roku wystąpili z formalnym zapytaniem do Ros­obo­ron­eks­portu – państwowej agencji odpo­wie­dzial­nej za eksport rosyjskiego uzbrojenia – w sprawie pozyskania MiG‑ów‑35. Wkrótce potem gruchnęła wiadomość, jakoby Buenos Aires zamówiło dwanaście chińsko-pakistańskie JF-17. Ta jednak szybko okazała się kaczką dziennikarską.

Na przestrzeni lat w prasie branżowej przewijało się wiele innych typów potencjalnych samolotów bojowych dla Argentyny: Mirage’e F1, Typhoony (znów: embargo brytyjskie), L-159, M-346, a nawet Su-24. Był w tym gronie również Tejas.

Para Tejasów.
(Government of India)

Jesienią 2022 roku wydawało się, że nastąpił przełom – rząd w Buenos Aires przeznaczył środki w wysokości 664 milionów dolarów amerykańskich na nowe samoloty. Zabezpieczono też do­dat­kowe 20 milionów na budowę nowej infra­struktury. Zanim jednak minęło kilka miesięcy, prezydent Alberto Fernández oświadczył, że w obecnej sytuacji rząd nie planuje kupować żadnych samolotów bojowych.

– Argentyna musi przeznaczać swoje zasoby na ważniejsze sprawy niż zakup samolotów wojskowych – powiedział Fernández na konferencji zorganizowanej przez Financial Times. – Żyjemy na kontynencie pełnym nierówności, gdzie nie ma problemów wojennych, a wspólnym mianownikiem jest pokój.



W grudniu ubiegłego roku nowym prezydentem został jednak kontro­wer­syjny Javier Milei, który szybko wziął się do pracy. Na arenie międzynarodowej praktycznie z dnia na dzień wstrzymał zbliżenie z blokiem BRICS i nadał krajowi kurs bardziej prozachodni. Już w dniu inauguracji spotkał się z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim i zadeklarował poparcie dla Kijowa w wojnie z Rosją.

Zełenski i Milei w Buenos Aires.
(Cancillería Argentina)

Co to oznacza dla Fuerza Aérea Argentina? Jeśli ktoś tam marzył o kupnie JF-17, będzie musiał się obejść smakiem. Natomiast praktycznie z dnia na dzień dużo bardziej prawdopodobne stało się pozyskanie używanych duńskich F-16AM/BM, które niebawem będą zastąpione przez F-35A. W 2022 roku argentyńska delegacja odwiedziła Danię, aby wstępnie zapoznać się z myśliwcami i dowiedzieć się z pierwszej ręki, jak wygląda ich codzienna obsługa.

Z kolei rok temu mieszana delegacja złożona z przedstawicieli duńskich i amerykańskich wojsk lotniczych oraz koncernu Lockheed Martin wizytowała bazę lotniczą Tandil, 260 kilometrów na południe od Buenos Aires. Stacjonuje tam VI Brygada Lotnicza, wyposażona obecnie w samoloty szkolno-bojowe IA-63 Pampa III, z konieczności delegowane również do zadań obrony powietrznej kraju. Można przypuszczać, że jeśli transakcja dojdzie do skutku, właśnie do tej bazy trafią duńskie „szesnastki”.



Argentyna to ósmy największy kraj świata (jest dziewięciokrotnie większa od Polski). Sprawne zabezpie­czanie przestrzeni po­wietrz­nej nad tak ogromnym kawał­kiem globu wymaga zarówno sieci stacji radio­loka­cyjnych, jak i samolotów myśliw­skich zdolnych przekraczać prędkość dźwięku, tak aby odpo­wiednio szybko mogły doścignąć naruszycieli (którymi w warunkach argentyńskich byliby głównie przemytnicy). Obecnie Argentyńczycy nie mają ani jednego, ani drugiego.

Tejas pobierający paliwo z latającej cysterny Ił-78.
(Ministry of Defence, Government of India)

Serwis Defense News, powołując się na rozmowę z przed­sta­wi­cie­lem argen­tyń­skiego wojska, przekazywał, że lotnictwo zdecydowanie preferuje amerykańskie maszyny, ale wstępne warunki umowy podane przez Waszyngton okazały się bardzo restrykcyjne. Dodat­kowo Amery­ka­nie podchodzili niechętnie do kwestii sprzedaży Argentynie pocisków AMRAAM i integracji F-16 z uzbrojeniem izraelskim, co może mieć związek z wpływem Brytyjczyków na transakcję. Niemniej teraz, kiedy stawką jest ugruntowanie relacji z nowym sojusz­nikiem, warunki mogą się okazać przystępniejsze.

Kluczowa decyzja musi jednak zapaść w Buenos Aires: Fighting Falcon czy może jednak coś innego? Dlatego też Indie wracają na scenę z przytupem.



Indie starają się być liderem globalnego południa, swoistego nowego ruchu państw niezaangażowanych. Nowe Delhi pozycjonuje się jako wyraziciel interesów i aspiracji państw pozostających do tej pory poza światową czołówką. Ale chociaż w wielu z nich dziedzictwo kolonializmu skutkuje nastrojami anty­za­chod­nimi, o tyle same Indie starają się zachowywać równowagę między oboma obozami. Mają bowiem wybór: albo przymierze z USA (luźne, bo luźne, ale jednak) przeciw Chinom, albo przymierze z Chinami przeciw USA. Geografia nie pozwoli Nowemu Delhi tak po prostu stać z boku. A ponieważ druga opcja nie wchodzi w grę, zostaje tylko pierwsza.

I tak Indie (wybiórczo proamerykańskie) mają nadzieję, że w Argentynie (nowo proamerykańskiej) zdołają wysiudać amerykańskie myśliwce na rzecz własnych. Serwis Breaking Defense zwraca uwagę, że indyjski przemysł lotniczy jest praktycznie nieobecny w Ameryce Łacińskiej. Wyjątek stanowił Ekwador, który kupił siedem śmigłowców HAL Dhruv. „Stanowił”, bo kiedy rozbiła się czwarta maszyna, ostatnie trzy odesłano na zieloną trawkę.

Program Tejasa przebiegał w strasznych bólach, o czym zresztą Konflikty pisały regularnie. Większość problemów już przezwyciężono, mimo że zajęło to bite dwie dekady. Tejasa oblatano w styczniu 2001 roku, pełną gotowość operacyjną maszyn przed­se­ryjnych ogło­szono w lutym 2019 roku, a druga eskadra liniowa (numer 18.) przesiadła się na Tejasy w konfiguracji docelowej – ale wciąż w wersji Mk 1 – dopiero w maju 2020 roku.

Ruszyła już produkcja seryjna oblatanej w maju 2022 roku zmodernizowanej wersji Mk 1A. Nie wiadomo nic o możliwej ofercie Indii dla Buenos Aires, ale prawdopodobnie dotyczy ona tej właśnie wersji. Argentyńskie media spekulują, że chodzi aż o osiemnaście egzemplarzy. Od 2026 roku zakłady HAL mają produkować rocznie aż dwadzieścia cztery Tejasy Mk 1A, toteż równoległe zaspokojenie potrzeb rodzimych wojsk lotniczych i Fuerza Aérea Argentina nie powinno stanowić problemu.



W przypadku Tejasa pojawia się jednak ten sam kłopot co przy wyborze FA-50 – rząd w Londynie. Stosowany w Tejasie izraelski radiolokator EL/M-2052 ma brytyjskie korzenie, natomiast system tankowania w locie i fotel wyrzucany firmy Martin-Baker to konstrukcja czysto brytyjska. O ile wymiana stacji radio­lo­ka­cyjnej mogłaby zostać zaim­ple­men­to­wana stosunkowo łatwo (i tak docelowo ma być instalowany radar Uttam, do którego Indie mają pełnię praw własności intelektualnej), o tyle wymiana systemu pobierania paliwa może wymagać ingerencji w strukturę płatowca, a wymiana fotela wymagałaby kosz­tow­nego prze­pro­jek­to­wania kabiny. Czy Indie będą w stanie wymusić na Brytyjczykach ustępstwa?

Pozostaje też drugie pytanie: czy Argentynę, której państwowy skarbiec od lat zieje pustkami, będzie stać na zakup samolotów? Niezależnie od tego, czy mówimy o Tejasach, czy o F-16, mówimy o setkach milionów dolarów. Przy­kła­dowo cena trzydziestu dwóch używanych F-16AM/BM sprzedanych Rumunii przez Norwegię w listopadzie 2022 roku wyniosła 388 milionów euro – 418 milionów USD według dzisiejszego kursu, czyli około 13 milionów za egzemplarz. Nowy Tejas Mk 1A ma kosztować około 40 milionów, ale można się spodziewać, że rząd indyjski zaproponuje subwencję albo korzystnie oprocentowany kredyt. W ostatecznym rozrachunku o wyborze nowego argentyńskiego myśliwca zade­cy­dują najpewniej względy nie mery­to­ryczne, ale finansowe.

Zobacz też: Amunicja krążąca Switchblade wystrzelona z USV

Ministry of Defence via Wikimedia Commons, Government Open Data License – India