Indyjskie ministerstwo obrony poinformowało o przeprowadzonym 14 października udanym teście pocisku balistycznego odpalanego z okrętów podwodnych (SLBM). Rakietę odpalono z jedynego jak na razie indyjskiego boomera – INS Arihant (SSBN 80). Nadarza się doskonała okazja, by przyjrzeć się programowi atomowych podwodnych nosicieli pocisków balistycznych, ich uzbrojenia i roli w doktrynie nuklearnej wschodzącego mocarstwa, jakim są Indie.

Resort obrony nie podał zbyt wielu szczegółów testu. Pocisk rakietowy nieujawnionego typu miał pokonać zakładany dystans i z dużą precyzją uderzyć w wyznaczoną strefę na wodach Zatoki Bengalskiej. Załoga Arihanta miała zademonstrować swoje umiejętności, a powodzenie testu zweryfikowało poprawność założeń programu rozwoju pocisków balistycznych odpalanych z okrętów podwodnych.

Co jednak przetestowano? W Indiach rozwijane są aktualnie cztery typy SLBM, z których jeden, K-15 Sagarika, został wprowadzony do służby w roku 2018. Rozmiary wyznaczonej przez władze strefy zamkniętej dla ruchu powietrznego sugeruje test właśnie K-15. Sagarika jest nietypowym uzbrojeniem dla boomerów: pociskiem taktycznym o zasięgu 750 kilometrów, przenoszącym głowicę jądrową lub konwencjonalną o masie tysiąca kilogramów.



Widoczny poniżej fragment Zatoki Bengalskiej jest stałym miejscem testów indyjskich pocisków balistycznych i manewrujących. W położonej nad morzem prowincji Orisa znajduje się poligon Czandipur, gdzie prowadzone są próby rakietowych wynalazków Organizacji Rozwoju i Badań Obronnych (DRDO). W roku 2019 z powodzeniem przetestowano tam demonstrator technologii pojazdu hipersonicznego Hypersonic Technology Demonstrator Vehicle (HSTDV).

Z racji niewielkiego zasięgu i przenoszonego ładunku K-15, znany też jako B-05, traktowany jest jako rozwiązanie przejściowe. Docelowo indyjskie SSBN-y mają być uzbrojone w pociski pozwalające na rażenie z bezpiecznych wód Zatoki Bengalskiej celów na terenie Chin. Pierwszym krokiem ku temu celowi ma być pocisk K-4 o zasięgu 3500 kilometrów. Pierwsze udane odpalenie z pokładu okrętu podwodnego, lub według innych źródeł zanurzalnego pontonu, przeprowadzono w styczniu 2020 roku.

Jak łatwo zauważyć, K-4 nie daje możliwości zaatakowania dowolnego celu na terenie Chin, a kluczowe cele, jak Pekin, pozostają poza jego zasięgiem. Z tego powodu na początku 2020 roku Nowe Delhi ogłosiło przyspieszenie prac nad pociskiem K-5 o zasięgu 5–6 tysięcy kilometrów. Początkowo zapowiadano, że K-5 będzie przenosić kilka głowic manewrujących (MIRV), ostatecznie jednak to rozwiązanie ma zostać zastosowane w pocisku K-6 o zasięgu do 8 tysięcy kilometrów.



Kieszonkowe boomery

Arihant jest jednym z najbardziej tajemniczych okrętów podwodnych świata. Informacje na temat jego i jednostek siostrzanych są bardzo skąpe, nieliczne dostępne zdjęcia – słabej jakości. Prototypowy Arihant wszedł do służby po cichu w sierpniu 2016 roku, a na pierwszy patrol wyruszył nieco ponad dwa lata później, jesienią 2018 roku. Drugą jednostkę tego typu, INS Arighat (SSBN 81), zwodowano w listopadzie 2017 roku. Podobnie jak w przypadku pierwszego rodzimego indyjskiego lotniskowca INS Vikrant wejście okrętu do służby jest ciągle przesuwane. Obecnie mówi się, że podniesienie bandery nastąpi do końca bieżącego roku.

Trwa budowa dwóch kolejnych, nieco zmodyfikowanych jednostek. INS Aridhaman został zwodowany w listopadzie ubiegłego roku. Czwarty okręt, który nie otrzymał jeszcze nazwy, ma spłynąć na wodę w przyszłym roku. Takie przynajmniej są optymistyczne plany.

Arihant to pierwszy atomowy okręt podwodny zaprojektowany i zbudowany w Indiach. Z tego powodu to z jednej strony dość zachowawcza, a z drugiej nietypowa konstrukcja. Przede wszystkim indyjskie SSBN-y są najmniejszymi jednostkami tej klasy na świecie. Arihant i Arighat mają wyporność zaledwie 6 tysięcy ton. Druga para ma być nieco większa i wypierać po 7 tysięcy ton. Z tego powodu jeden z czołowych ekspertów od okrętów podwodnych H.I. Sutton określa je jako „kieszonkowe boomery„.

Z racji niewielkich jak na SSBN rozmiarów także przenoszone uzbrojenie jest raczej skromne. Arihant i Arighat mają tylko cztery silosy, w których można zmieści cztery pociski K-4 lub K-5 albo dwanaście K-15. Na budowanych nieco większych jednostkach drugiej pary liczbę silosów podwojono. Nadal jednak tylko osiem pocisków średniego czy pośredniego zasięgu nie jest oszałamiającym potencjałem.



Sutton zwraca uwagę na jeszcze jedną interesująca sprawę związaną z indyjskimi boomerami. Dziób i kiosk są zaskakująco podobne do rosyjskich konwencjonalny okrętów projektu 877 (NATO: Kilo). Nie jest to aż tak zaskakujące. Indyjska marynarka wojenna zamówiła łącznie dziesięć jednostek tego typu, z których siedem pozostaje w służbie pod lokalnym oznaczeniem Sindhughosh. Wieloletnia eksploatacja i prowadzone we własnych stoczniach modernizacje pozwoliły dobrze zapoznać się z konstrukcją.

Arihant jest oczywiście większy od Kilo, kadłub jednak zachowuje proporcje. Poza wyraźnym zewnętrznym podobieństwem są też istotne różnice. Wyrzutnie torpedowe w części dziobowej są umieszczone niżej. Przednie stery głębokości przeniesiono z kadłuba na kiosk. Ze względu na silosy pocisków balistycznych kadłub za kioskiem podwyższono. Część rufowa nie opada tak nisko jak w projekcie 877, a do tego w Arihantach wprowadzono wysoki górny ster kierunku.

Indie a broń jądrowa

O pozyskaniu broni jądrowej zaczęto w Indiach myśleć krótko po uzyskaniu niepodległości, ale nie podjęto tego kroku z kilku powodów. Po pierwsze: Indie prowadziły politykę niezaangażowania, a broń atomowa była domeną rywalizujących supermocarstw i dawnych mocarstw kolonialnych, od których Nowe Delhi chciało się odróżniać. Po wtóre: sytuacja geopolityczna była na tyle korzystna, że nie uzasadniała zbrojeń nuklearnych.

Pocisk Agni-V.
(Ministry of Defence, Government of India)

Sytuacja uległa zmianie w latach 60. za sprawą Chin. Najpierw wojna graniczna w roku 1962, a dwa lata później pierwsza chińska próba jądrowa sprawiły, że Pekin z dobrego sąsiada przeistoczył się w zagrożenie. W roku 1964 premier Jawaharlal Nehru zainicjował indyjski program jądrowy. Nadal jednak nie chodziło o stworzenie własnego arsenału atomowego, ale o zasygnalizowanie reszcie świata, że Indie posiadają zdolność do produkcji tego typu broni.

Kolejne kryzysy w relacjach z Chinami, secesja Bangladeszu, interwencja Indii w tym konflikcie i następujące w rezultacie zacieśnienie związków chińsko-pakistańskich skłoniły premier Indirę Gandhi do zgody na pierwszą indyjską próbę nuklearną w roku 1974. Test zakończył się sukcesem, nadal jednak nie przystąpiono do budowy arsenału jądrowego. Z drugiej strony Pakistan poczuł się bardziej zagrożony i z pomocą Chin przyspieszył własny program. To z kolei skłoniło w następnych latach Nowe Delhi do pozyskania broni jądrowej.

Oba państwa subkontynentu ujawniły swoje arsenały w latach 90. Zbrojenia jądrowe Indii postrzegane są zwykle w kontekście Pakistanu. To błąd, chociaż doktryny jądrowe obu krajów są ze sobą splecione. Pakistan zastrzega sobie możliwość użycia broni jądrowej jeśli zagrożona będzie istnienie państwa, co w teorii oznacza każdy scenariusz pełnoskalowego konfliktu z Indiami. Nowe Delhi trzyma się zasady nieużycia broni „A” jako pierwsze, ale w przypadku zastosowania jej przeciw Indiom odpowiedzią ma być zmasowany odwet. Takie stawianie sprawy ma odstraszyć Islamabad od jakiejkolwiek myśli o „zrzuceniu bomby”.



Niemniej głównym celem indyjskiego odstraszania jądrowego są Chiny. To z myślą o nich Indie z mozołem budują triadę jądrową i pociski balistyczne coraz większego zasięgu. Agni-V zapewnia już możliwość porażenia dowolnego celu na terenie Chińskiej Republiki Ludowej, co budzi zrozumiałą nerwowość Pekinu. Broń jądrowa postrzegana jest jako sposób na zniwelowanie chińskiej przewagi w wojskach konwencjonalnych. Nabrało to szczególnego znaczenia w ostatnich latach, gdy Chiny znacząco rozbudowały infrastrukturę w Tybecie i rejonach wzdłuż spornej granicy. Himalaje nie są już bezpieczną barierą.

Cały czas napięta sytuacja w rejonach przygranicznych, wchodzenie Chin na Ocean Indyjski i ich bliska współpraca z Pakistanem sprawiły, że w Indiach regularnie podnoszą się głosy za przyjęciem bardziej ofensywnej doktryny jądrowej. Były minister obrony Manohar Parrikar i były dowódca sił strategicznych generał dywizji B.S. Nagal postulują wprowadzenie możliwości wyprzedzających uderzeń jądrowych. Ich zdaniem dostęp do zaawansowanych, komercyjnych rozwiązań technicznych pozwala sprawniej wykrywać i wskazywać potencjalne cele, zaś Arihant i jednostki siostrzane dają możliwość drugiego uderzenia. Wreszcie rozwój systemów obrony przeciwrakietowej ma sprawić, że ataki odwetowe będą mniej skuteczne.

Zobacz też: Amunicja Vulcano i nie tylko. Co Niemcy przekazują Ukrainie

Gagan, CC BY-SA 4.0, via Wikimedia Commons