W ostatnich miesiącach Ruch Huti popadł w pewną rutynę. Ataki na statki na Morzu Czerwonym i terytoria izraelskie następowały ze zmienną intensywnością, nie przynosząc istotnych wydarzeń w skali regionu. Ale w ostatnich dwóch tygodniach Huti po raz kolejny nasilili swoje działania. Za początek nowej fali ataków można uznać 8 listopada, kiedy przedstawiciel sił zbrojnych ruchu poinformował o zaatakowaniu izraelskiej bazy na pustyni Negew.

W ataku miał być wykorzystany pocisk o nazwie „Palestyna 2”, który zadebiutował już w październiku. Według propagandy ruchu ma być hipersoniczny i produkowany w Jemenie. Zachodni eksperci uważają, iż rzekome zdolności pocisku są zawyżone. Tego samego dnia Ruch Huti poinformował o zestrzeleniu kolejnego drona MQ-9 Reaper. Łącznie Amerykanie w trakcie całego konfliktu jemeńskiego mieli stracić co najmniej dwanaście takich maszyn.

Trzy dni później Ruch Huti poinformował o kolejnym ataku na Izrael, tym razem w okolicy Jafy. Po raz kolejny wykorzystano pocisk „Palestyna 2”. Kolejnego dnia, 12 listopada, Ruch Huti pochwalił się atakiem na lotniskowiec USS Abraham Lincoln (CVN 72). Według Hutich atak przeprowadzono z wykorzystaniem dronów i pocisków manewrujących. Pentagon zaprze­czył, jakoby do takiego ataku doszło, potwierdził jednak, iż dzień wcześniej zaatakowane zostały niszczyciele USS Stockdale (DDG 106) i USS Spruance (DDG 111, na zdjęciu tytułowym), wchodzące w skład 21. Eskadry Niszczycieli, zapewniającej eskortę Lincolnowi.

Atak według Amerykanów przeprowadzono z wykorzystaniem co najmniej ośmiu dronów, trzech pocisków manewrujących i pięciu pocisków balistycznych. Ataki najprawdopodobniej nie przyniosły efektu. Nie po raz pierwszy Huti na potrzeby propagandowe chwalą się atakami na amerykański lotniskowiec.

Ostanie siedem dni to przede wszystkim kolejne ataki na ziemie izraelskie. W sobotę 16 lis­to­pada ruch poinformował o ataku za pomocą formacji dronów, którego celem był Ejlat. Dzień później podobny atak skierowano przeciwko obszarowi wokół Jafy i Aszkelonu. Wczoraj poinformowano o trzecim ataku, tym razem przeciwko izraelskiej bazie wojskowej na Negewie z wykorzystaniem pocisku „Palestyna 2”. Oczywiście każda z tych operacji miała według Hutich zakończyć się sukcesem. Informacji o atakach ze strony izraelskiej jest mniej. Cahal miał zestrzelić jednego drona 17 listopada. Wydaje się więc, że doniesienia Hutich są mocno koloryzowane.

Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1700 złotych miesięcznie.

Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.

Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują. Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.

LUTY BEZ REKLAM GOOGLE 97%

Zwiększone wysiłki przeciwko Izraelowi wpłynęły na relatywny spokój na Morzu Czerwonym. W ciągu ostatnich dwóch tygodni UKMTO, będąca komórką informacyjną podlegającą brytyjskiej marynarce wojennej, poinformowała jedynie o dwóch atakach w tym regionie. Do pierwszego doszło 12 listopada, kiedy nieznany z nazwy statek miał zgłosić eksplozje w pobliżu. Do trafienia jednak nie doszło.

W niedzielę 17 grudnia na celowniku Hutich znalazł się turecki statek Anadolu S (IMO: 9667758). Idący z Egiptu do Pakistanu masowiec miał zostać ostrzelany dwukrotnie: w nie­dzielę na Morzu Czerwonym i w poniedziałek w Zatoce Adeńskiej. Według UKMTO nie doszło do trafienia, a jednostka dzisiaj dotarła do Pakistanu. Inne zdanie ma oczywiście Ruch Huti, według którego doszło do trafienia.

W ciągu ostatnich dni Huti mieli jeszcze jeden powód do wzmocnienia swojej propagandy: USS Abraham Lincoln opuścił Bliski Wschód i dołączył do 7. Floty działającej w Azji Wschodniej. Według Hutich ruch ten jest wynikiem ataków, z którymi musiała się mierzyć amerykańska jednostka. Nie jest to nowy wymysł propagandystów ruchu. Podobne komunikaty publikowano w trakcie rotowania innych lotniskowców.

Odejście Lincolna z Morza Czerwonego jest ciekawe z jeszcze jednego powodu. Po raz drugi od początku operacji „Prosperity Guardian” mamy do czynienia z sytuacją, kiedy ani jeden ame­ry­kań­ski lotniskowiec nie operuje w pobliżu Jemenu. Pierwsza taka sytuacja była w czerwcu, kiedy USS Dwight D. Eisenhower (CVN 69) przemieścił się na Morze Śródziemne, a USS Theodore Roosevelt (CVN 73) nadal był w drodze do wybrzeży Jemenu. Lincoln działał w regionie od sierpnia. Obecnie w obszar Bliskiego Wschodu ma kierować się USS Harry S. Truman (CVN 75), który zapewne przejmie pałeczkę od Lincolna.

Zaniepokojenie problemem związania sił US Navy na Morzu Czerwonym wyraził niedawno prestiżowy amerykański think tank Institute for the Study of War. Według jego badaczy niezdolność USA do szybkiego odstraszania Hutich od eskalacji spowodowała, że ruch jest w stanie prowadzić własną kampanię stopniowej eskalacji.

Niszczyciel USS Gravely (DDG 107) odpala pociski Tomahawk w kierunku Jemenu, styczeń 2024 roku.
(US Navy / Mass Communi­cation Specialist 1st Class Jonathan Word)

Według ISW ten stan jest bardziej ryzykowny niż przeprowadzenie zdecydowanych operacji w Jemenie. Ruch Huti poprzez prowadzenie walki ma zbierać dane na temat amerykańskich zdolności, które zapewne trafią do mocarstw wrogich Waszyngtonowi. Ponadto konflikt na Morzu Czerwonym jest kolejnym czynnikiem, który odciąga Amerykanów od teatru pacyficz­nego. Według ISW w razie eskalacji konfliktu w Cieśninie Tajwańskiej Huti mogliby nawet tymczasowo zablokować cieśninę Bab al-Mandab.

Tezy głoszone przez ISW są odważne, mogą mieć jednak uzasadnienie. Wraz z przejęciem w następnym roku władzy przez Donalda Trumpa możliwe jest, że postulat twardszego podejścia do Ruchu Huti zostanie zrealizowany. Pokonanie jemeńskich bojowników będzie jednak nader trudnym zadaniem. Ruch Huti jest przyzwyczajony do walki z silniejszym przeciwnikiem, a zmuszenie Ansar Allah do zaprzestania działań zaczepnych będzie wymagało poświęcenia dużych środków i nie daje gwarancji sukcesu. Nietrudno jednak zauważyć, że obecna działalność Stanów Zjednoczonych nie przynosi perspektywy na rozwiązanie konfliktu.

US Navy / Mass Communication Specialist Seaman Apprentice Daniel Kimmelman