Hamas ogłosił, że – pod pewnymi warun­kami – jest gotów przystać na 20-punk­tową propozycję zawieszenia broni sformułowaną przez Stany Zjednoczone. Organizacja jest gotowa zwolnić wszystkich zakładników, postawiła jednak pewne warunki, które potencjalnie mogą wysadzić cały proces. Należy więc wstrzymać się z otwieraniem szampanów, ale nigdy wcześniej świat nie był bliżej zakończenia tej wojny.

Hamas w opublikowanym komunikacie poparł propozycję wypuszczenia zakładników, ustawienia rządu technokratycznego, wpuszczenia pomocy humanitarnej i wycofania wojsk izraelskich. Organizacja zasygnalizowała również gotowość do uczestniczenia w negocjacjach mających „ustalić szczegóły”.

Sama natura odpowiedzi Hamasu nie budzi zaskoczenia. Odrzucenie planu dałoby Izraelowi pretekst do nasilenia działań bojowych oraz osłabiłoby pozycję grupy wśród zagranicznych partnerów i lokalnej ludności. Jednocześnie pełna akceptacja wywołałaby złość lokalnych sojuszników, jak również byłaby niekorzystna dla przyszłości organizacji.

Czytając treść komunikatu, nietrudno zauważyć, że autorzy bardzo uważnie dobierali słowa. Najważniejszym elementem jest jednak to, czego nie napisano. Dokument nie wspomina o nadzorze międzynarodowym (tak zwanej radzie pokoju) ani o demilitaryzacji Strefy Gazy. Bez rozbrojenia palestyńskich ugrupowań rząd technokratyczny będzie jedynie grupką figurantów o ograniczonych zdolnościach kreowania rzeczywistości. Jednocześnie trudno sobie wyobrazić, aby władze Izraela były w stanie pójść na ustępstwa w tym zakresie.

Mimo wszystko reakcje na zgodę Hamasu są nadzwyczaj pozytywne. Dodatkowe rozmowy mają odbyć się już jutro lub w poniedziałek w Egipcie. Oprócz delegacji Hamasu i Izraela swoich przedstawicieli będą mieli Amerykanie. Pewną rolę zapewne odegra gospodarz rozmów, który obok Kataru stanowi najważniejszego mediatora z regionu. Trump już wcześniej groził Hamasowi piekłem, jeśli ten nie zaakceptuje planu do niedzieli – czyli do jutra. Ale termin najpewniej zostanie wydłużony, aby dać hamasowcom czas na przedyskutowanie szczegółów.

Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 2000 złotych miesięcznie.

Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.

Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują. Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.

GRUDZIEŃ BEZ REKLAM GOOGLE 89%

Prezydent Donald Trump oświadczył w poście w serwisie TruthSocial, że w jego przekonaniu hamasowcy „są gotowi na trwały pokój”, i wezwał Izrael do zaprzestania nalotów na Strefę Gazy, aby umożliwić szybkie i bezpieczne uwolnienie zakładników. I faktycznie – Cahal otrzymał dziś rozkaz wstrzymania ofensywy w mieście Gaza i ograniczenia działań bojowych do niezbędnego minimum.

Niemniej pauza nie jest całkowita. Dziś po południu Cahal przeprowadził uderzenie w mieście Gaza wymierzone w hamasowca, który miał planować działania przeciwko pododdziałom Cahalu w okolicy. W ataku zginąć miało, według hamasowskiego ministerstwa zdrowia, osiemnaście osób, w tym dzieci.

Według anonimowego źródła powiązanego z Netanjahu sam Hamas również ma być obecnie bardziej podatny na naciski zagraniczne, między innymi z Turcji. Niemniej sam Netanjahu miał być zaskoczony słowami Trumpa o gotowości Hamasu do zawarcia pokoju. Zdaniem Bibiego odpowiedź hamasowców stanowi odrzucenie, a nie przyjęcie, amerykańskiej propozycji. Izrael nie ma jednak wyboru, musi koordynować działania z Trumpem i podążać w wyznaczonym przezeń kierunku.

Zewnętrzne i wewnętrzne naciski są jednym z najważniejszych czynników pchających strony ku pokojowi, chociaż mogą być również główną przeszkodą. W wypadku storpedowania umowy tuż przed finalizacją ze strony Netanjahu izraelskie protesty nabrałyby nowej siły. Hamas odczuwa naciski ze strony zagranicznych partnerów, jak również ludności palestyńskiej, z którą mimo wszystko musi się liczyć.

Hamulcowymi mogą być ultraprawicowi koalicjanci Netanjahu i niektórzy sojusznicy Hamasu, uznający porozumienie za błąd. Sam Hamas musi konsultować się z innymi ugrupowaniami, jeśli chce osiągnąć skuteczne porozumienie.

Netanjahu zależy natomiast na utrzymaniu większości w Knesecie. Itamar Ben Gwir, szef kahanistycznej partii Żydowska Siła i minister bezpieczeństwa państwowego, już zagroził wycofaniem się z rządu, jeśli Hamas nadal będzie istniał po zwolnieniu zakładników.

Lider opozycji Jair Lapid zapewnił jednak Trumpa, że w przypadku zrealizowania umowy inni uczestnicy procesu politycznego zadbają, aby Netanjahu utrzymał władzę. W przypadku sukcesu rozmów niewykluczone, że uwolnienie zakładników zostanie zrealizowane w ciągu kilku dni. Hamas nadal próbuje lokalizować ciała niektórych zabitych zakładników.

Osobista gra Trumpa?

Centralną rolę w wysiłkach na rzecz pokoju odgrywa Donald Trump, który z wielką determinacją stara się zakończyć konflikt. Jedna z hipotez wyjaśniających te starania zakłada, że nowojorski miliarder chce w ten sposób zagwarantować sobie Pokojową Nagrodę Nobla. Sukces ten znacząco umocniłby wizerunek peacemakera kreowany przez jego środowisko, byłby też pożywką dla ego Trumpa, który słynie z potrzeby podkreślania swojej wielkości (a tajemnicą poliszynela jest, że zazdrości Nagrody Nobla Barackowi Obamie).

W tym kontekście ciekawa jest wypowiedź Emmanuela Macrona, który na forum ONZ wskazał, że jeśli Trump naprawdę myśli o zdobyciu Nobla, powinien zakończyć wojnę w Gazie.

Jednocześnie hipoteza ta tłumaczyłaby pośpiech, z jakim odbywa się cały proces pokojowy. Ogłoszenie laureata nagrody odbędzie się już 10 października, na dwa miesiące przed oficjalną galą. Lista nominowanych osób i organizacji nie jest znana. W tym roku rozpatrywane ma być 338 kandydatur. Biorąc pod uwagę doniesienia medialne i zasady nominacji, praktyczne pewne jest, że nazwisko Trumpa znajduje się na liście.

Doprowadzenie do wstrzymania walk w Gazie byłoby jednym z największych osiągnięć w jego karierze politycznej. Oczywiście, nawet w wypadku sukcesu rozmów istnieje wiele powodów świadczących przeciwko takiej decyzji, takie jak wypowiedzi Trumpa odnośnie do zmian klimatu, ONZ czy organizacji humanitarnych. Również wiele działań amerykańskiego prezy­denta było obliczone na zwiększanie światowych napięć, a nie ich zmniejszanie. Można też postawić pytanie, jak potoczyłaby się wojna, gdyby w Białym Domu mieszkał przedstawiciel Partii Demokratycznej. Decyzja jednak należy do komisji.

Official White House Photo / Daniel Torok