Chiny zaczęły znowu podgrzewać napięcie wokół Tajwanu. Prawdopodobnie w sprawę tym razem zaangażowały się Stany Zjednoczone.

W ciągu ostatnich tygodni chińskie lotnictwo i marynarka wojenna zintensyfikowały swoje ćwiczenia na wodach okalających wyspę. Część z tych manewrów była wcześniej zapowiedziana, jednak po raz pierwszy od pewnego czasu w sprawę włączyły się władze cywilne.

– Mamy silne postanowienie, całkowitą pewność siebie i odpowiednie zdolności, aby udaremnić wszelką formę niepodległościowych spisków i ruchów tajwańskich separatystów, a także obronić suwerenność kraju i jego integralność terytorialną. (…) Jeżeli tajwańskie siły niepodległościowe będą nadal robić, co im się podoba, podejmiemy dalsze kroki – mówił podczas regularnej konferencji prasowej rzecznik Biura do spraw Tajwanu, Ma Xiaoguang. Dodał również, że ostatnie ćwiczenia są „wyjątkowo jasnym” sygnałem ze strony Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej.

Władze w Tajpej odrzuciły zarzuty Pekinu jako pozbawione podstaw. Z kolei tajwańskie ministerstwo obrony po raz pierwszy upubliczniło zdjęcia przechwytywanych chińskich samolotów (zobacz też: Wojna psychologiczna wokół Tajwanu)

Niespodziewanie głos w sprawie zabrały Stany Zjednoczone. Nad Morzem Południowochińskim pojawiła się para bombowców B-52, lecących z bazy Andersen na wyspie Guam. Był to pierwszy od dłuższego czasu tak widowiskowy przelot Stratofortressów nad obszarami Dalekiego Wschodu. Najciekawsza była jednak trasa przelotu, prowadząca nad Cieśniną Luzon. Według opinii przytaczanych przez tajwańskie media szlak bombowców sugerował ćwiczenie ataku na południowe Chiny (zobacz też: Chiny planują inwazję na Tajwan w ciągu trzech lat?).

(atimes.com, reuters.com, udn.com)

Carlos Menendez San Juan, Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic